Tę część dedykuję wszystkim, którym opowiadanie się podoba. Przepraszam, że jest taka mało „herosowa”, ale dopiero się rozkręcam 😉
Biegłam tak szybko jak się da. Zapewne nie byłoby to nic dziwnego gdyby nie to, że gonił mnie wściekły Rudolf Czerwononosy, Pan Scotch rzucał we mnie linijkami jakbym ukradła mu jego ukochany słownik, a gigantyczna Statua Wolności ,siedząca sobie jak gdyby nigdy nic na jakimś biurowcu, uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie i zapytała:
-Do twarzy mi w zielonym, prawda?
Dlaczego ja mam zawsze takie porąbane sny? Chciałam się obudzić, ale był to oczywiście sen typu ”kochaniutka dokąd się wybierasz?”. Swoją drogą ciekawe dlaczego im sen dziwniejszy tym dłużej trwa? Taa, na moim przykładzie można by napisać prace magisterską na ten temat.
Tak więc biegłam sobie najdłuższą nowojorską ulicą jaką w życiu widziałam, byłam już zmęczona jak po biegu na tysiąc metrów, a do tego nagle stwierdziłam, ze biegnie w miejscu. Znacie to uczucie kiedy we śnie biegniecie i albo cel się oddala, albo nagle nie możecie się ruszyć? Strasznie wkurzające, nie?
Zaczęłam szurać nogami, w nadziei, że zaraz znowu ruszę, ale oczywiście „nadzieja matką głupich”.
-No nie, nie, nie. Dlaczego zawsze w takim momencie?
Druga sprawa dotycząca snów. Jeśli stajecie w miejscu wiadomo, że zaraz zdarzy się coś super dziwnego, albo przerażającego.
Krzyknęłam z irytacją, a wtedy Statua wolności cmoknęła z niezadowoleniem. Dopiero teraz zobaczyłam, że robiła sobie manicure.
Odłożyła pilnik i powiedziała:
-Kochanieńka, złość piękności szkodzi. Lepiej pomyśl.
Jeśli są rzeczy, które potrafią totalnie zbić z tropu, to należy do nich pomnik malujący sobie paznokcie usiłujący cie uspokoić.
Zaśmiałam się nerwowo. Jezu, jak bardzo trzeba być porąbanym, żeby śniła ci się gadająca Statua wolności?
W tym samym momencie usłyszałam najdziwniejsza wersję „Jingle Bells” jaką można sobie wyobrazić. Nie mogłam porównać tego do czegokolwiek mi znanego, ale skojarzyło mi się to z jakimś zarośniętym, wstawionym Mikołajem, który siedzi sam w jakieś chatce, pije whisky i wyśpiewuje wszystkie swoje żale. Nieco dziwny klimat jak na kolędę.
Jakby tego było mało usłyszałam za sobą demoniczny śmiech jak z taniego horroru. Odwróciłam się powoli, choć nie za bardzo miałam na to ochotę, i zobaczyłam kto ten dźwięk wydawał.
Cofam „jak bardzo trzeba być porąbanym, żeby śniła ci się gadająca Statua wolności”. Bo dopiero jak porąbanym trzeba być żeby śnic o reniferku z czerwonym noskiem, z szaleństwem w oczach jakby dopiero co uciekł z zakładu psychiatrycznego dla osobliwych przypadków anatomii zwierzęcej? Wolę chyba żebyście nie wydawali opinii.
Rudolf spojrzał na mnie, zapodał kolejne „buhaha” po czym wydał okrzyk pełen buntu:
-Ha! Koniec z wyzyskiem reniferów! Precz z elfami, precz z Mikołajem! Tolerancja dla świecących nosów! Świąt nie będzie! Od dzisiaj wszyscy chodzą na czerwono!
Uniósł dumnie nos i już myślałam, że na mnie zaszarżuje, co najpewniej miał w planach, ale on zobaczył siedząca za mną Statuę wolności. Szaleństwo rozbłysło w jego oczach pochylił poroże do ataku i wrzasnął:
-Precz z zielonyyym!
Statua dostrzegła go dopiero w chwili gdy już ruszał na nią z kopyta. Pisnęła coś o niewyschniętych paznokciach i zasłoniła się rękami. Pewnie oglądnęłabym całą bojkę, gdyby nie to, że coś ostrego trafiło mnie w ramię. Automatycznie odwróciłam się by sprawdzić co to było i od razu tego pożałowałam. Przez myśl zdążyło mi tylko przebiec cichy jęk „za co?”
Przede mną stał Pan Scotch, znienawidzony przeze mnie nauczyciel angielskiego. Stał jak zwykle w swoim sztywnym garniturku, z przylizanymi czarnymi włosami i wredno-kpiącym uśmieszkiem zarezerwowanym specjalnie dla mnie. Jęknęłam cicho. Może i ten sen był porąbany, ale teraz zmieniał się w koszmar.
Scotch nic nie robił ani nie mówił. Tylko stał i przyglądał mi się jakby badał poziom mojej głupoty. To akurat nie było takie straszne, zdążyłam się przyzwyczaić, ale wszystko wskazywało na to, że zaraz coś powie, a to mogło być przerażające. I rzeczywiście, przekrzywił głowę i powiedział z tym swoim szkockim akcentem:
-No, no ,no. Panno Fox coś mi się wydaje, że chyba dzisiejszy test nie pójdzie ci najlepiej- zrobił minę jakby to była najmilsza rzecz na świecie- Może nawet przy odrobinie szczęścia oblejesz. Och, ale nie rób takiej smutnej minki. Jest wielu takich niedorozwojów jak ty. A spotkasz ich szybciej niż ten twój mały móżdżek może skojarzyć.
Stałam jak zamurowana i gapiłam się na niego jakby powiedział, że właśnie przestali produkować czekoladę, czyli jakby mi przekazał wiadomość o końcu świata.
Już chyba nic nie mogło mnie bardziej zaskoczyć. A jednak. Nauczyciel wyjął z kieszeni plastikową linijkę, zaśmiał się, zamachnął i rzucił prosto we mnie. Chciałam uskoczyć w bok i uciec, ale jak się ktoś inteligentny mógł spodziewać, znowu nie mogłam się ruszyć. Cholera. Linijka leciała prosto na mnie, na wysokości mojej twarzy. Jedynym co mogłam zrobić było zaciśnięcie oczu w momencie kiedy broń Scotha była jakieś 20 centymetrów od mojego czoła. Miałam przecież linijkę, mogłam zmierzyć. Ha, ha, ha, ale dobry żart. Czekałam na uderzenie i czułam się prawie jak w Matrixie gdzie czas zwalnia dziesięciokrotnie. No i właśnie w tej chwili zadzwonił budzik, bo wcześniej się nie dało, co nie?
Ale to zajebise czekam na cd ! ;D
Hahaahahahah cudne! Porąbane sny to najlepsze sny <3
Porąbane sny! ^^ Kto nie miał ich choć raz? Co prawda moją specjalnością są zboczone sny (nie pytać XD), ale kilka dziwnych też miałam. Trochę według mnie to krótkie, ale za opisy tego snu masz olbrzymi plus. ;D
Czekam na CD
Zboczone sny, hm??? A miałaś kiedyś zboczone sny w których udział brały postaci książkowe? Ja już to przerabiałam X.X
LoL faaaajne opko trochę nie na miejscu ale faaaaaaajneeeeeee!!!!!!
Nawet nie wiesz, jak Twoje opowiadanie poprawiło mi humor, bo dzisiaj naprawdę miałam okropny dzień. Ale przeczytałam to opko i teksty głównej bohaterki, i po prostu nie mogłam powstrzymać uśmiechu. 😀 Nie mogę się doczekać CD!
zarąbiste^^ NATYCHMIAST IDŹ PISAĆ CD!!
Więcej takich snów!! 😀