Chcieliście?? No to prosze, macie. Kolejna częśc opowiadania z dedykacją dla LEOszczury, Annabeth9999, Luny Tenebris, Io, Nateny, anabeth9999, Thaliabeth Ultor, mazaka, asi_48, magiap, Arachne i Reyny. Mam nadzieje, że się spodoba 😀
-Wstawaj!!!
Przez chwilę nie wiedziałem co myśleć. Po kilku sekundach jednak zrozumiałem, że to głos Rozy. Wymamrotałem coś i naciągnąłem kołdrę na głowę. Usłyszałem jak dziewczyna majstruje przy moim budziku. Cisza. Chyba dała sobie spokój z budzeniem mnie.
DRYYYYŃ.
Roza przystawiła budzik do mojego ucha co skutecznie mnie obudziło. Momentalnie stałem na baczność obok łóżka. Dziewczyna uśmiechnęła się triumfująco.
-Ubieraj się.
Spojrzałem na zegarek.
-Co?! Jest w pół do 6. Idę spać. Dlaczego obudziłaś mnie tak wcześnie?- Krzyknąłem wracając do łóżka.
-Bo dzisiaj zaczynasz trening. Wstawaj i ubieraj się.
Z nieukrywaną niechęcią zacząłem zbierać ubrania walające się po pokoju.
-Jaki znowu trening?
-Od dzisiaj będziesz biegał przez półtorej godziny przed szkołą.
Ruszyłem w kierunku drzwi łazienki. Roza była tak miła, że została w pokoju. Po kilku minutach wróciłem do niej ubrany w spodnie dresowe i ciepłą bluzę. Dziewczyna uśmiechnęła się. I rzuciła coś na moje biurko. Metal uderzył z hukiem. Zmarszczyłem brwi i przyjrzałem się przedmiotowi leżącemu niedbale na blacie.
-Czy to…? Ale po co…?- Nie wiedziałem które z tysiąca pytań mam zadać pierwsze. W końcu wypaliłem:- Skąd ty to masz?
-Hmm… Uznajmy, że znalazłam.
-Ukradłaś to?- Krzyknąłem przerażony.
Roza wyglądała na urażoną.
-Oczywiście, że nie. To zapłata za przysługę. Nie wracajmy już do tego tematu. To prezent. Dla ciebie.
-Dla mnie?- Wyszeptałem.
Wyciągnąłem dłoń w stronę miecza. Metalowa klinga była wypolerowana tak dokładnie, że mogłem się w niej przejrzeć. Rękojeść ozdabiana wyrytymi wzorami i dość dużym granatowym klejnotem. Wziąłem miecz do ręki, moje palce idealnie pasowały do uchwytu broni, w podobnym kolorze co kamień. To była najpiękniejsza rzecz jaką kiedykolwiek widziałem.
-Przecież czymś musisz walczyć.
Te słowa wyrwały mnie z zamyślenia.
-Walczyć?
-Tak, walczyć.- Odpowiedziała zniecierpliwiona.- Po szkole będę cię uczyć walczyć. Nie możesz iść do Obozu Jupiter bez odpowiedniego przygotowania. Co by sobie o mnie pomyśleli?
No tak, brzmi to logicznie.
-Ale gdzie ja schowam coś takiego?
-Zamknij oczy.- Zrobiłem co kazała.- I wyobraź sobie, że ten miecz znika z twojej dłoni. I już.
Otworzyłem oczy. Nie zaskoczyło mnie to, że miecz znikną, a na jego miejscu pojawił się sygnet z tym samym kamieniem który wcześniej ozdabiał rękojeść broni.
-Dobra, później pomedytujesz. Musimy się już zbierać. 10 mil* same się nie przebiegnie.
-Ile?- Krzyknąłem przerażony.
Po chwili biegliśmy już ulicami miasta.
-Po co to wszystko?
-Ale co?- Spytała zdziwiona Roza.
-No, te wszystkie treningi i nauka walki.
-Żeby poprawić twoją kondycję, a uczyć się walczyć dobrze wiesz dlaczego musisz. A, i jeszcze jedno, będę cię uczyć codziennie przez 2 godziny mitologii i podstaw łaciny.
-Co? A to znowu po co?
-Ponieważ taka wiedza jest bardzo przydatna w życiu herosa. Dzięki niej będziesz wiedział z kim walczysz, w sensie z jakim potworem, i jak go pokonać. Łacinę szybko załapiesz. Myślę, że wystarczą jakieś 2 tygodnie abyś umiał się nią biegle posługiwać.
-Jesteś pewna?- Spytałem z powątpiewaniem.- 2 tygodnie to nie za długo, a łacina to trudny język.
-Jesteś herosem. Rzymskim herosem. Łacinę masz we krwi. Nie sprawi ci ona problemu.
Biegliśmy krótką chwilę w milczeniu. Roza wyraźnie dawała mi fory, dostosowywała się do mojego, może nie ślimaczego, ale w porównaniu z nią, dosyć wolnego tępa. Cisza była męcząca, przynajmniej dla mnie.
-Jak ci się spało?- Spytałem od niechcenia.
Roza spojrzała się na mnie trochę dziwnie.
-Ja nie spałam. Jestem duchem. Nie potrzebuję snu.
Czy powinno mnie to zdziwić? Nie, chyba raczej nie.
-Znalazłaś jakieś miejsce do ćwiczeń?
-Tak. Pokaże ci to miejsce po szkole.
Tak minęła nam następna godzina. Na bezmyślnej gadaninie. Ale muszę przyznać, że towarzystwo Rozy bardzo mnie cieszyło. Polubiłem ją. Pomimo tego, że była arogancka i zarozumiała. W tamtym momencie zdałem sobie sprawę jak nudne było dotychczas moje życia i jak bardzo bym chciał żeby ta niesamowita przygoda trwała wiecznie. Wtedy jednak nie wiedziałem jak bardzo niebezpieczny i tajemniczy jest świat Rozy.
Do szkoły Roza poszła razem ze mną. Starałem się jak mogłem kompletnie ją ignorować żeby nikt nie pomyślał sobie, że zwariowałem albo coś w tym stylu. Jednak przyłapałem się kilka razy na tym, że uważnie śledziłem ruchy dziewczyny. Na historii usiadła przy stoliku obok mnie i słuchała wywodu naszego przygłuchego profesorka. Na kilku innych przedmiotach chodziła po całej klasie i wrzeszczała na cały głos tekst piosenki ,,it’s my life” kompletnie ignorując moje dyskretne prośby aby przestała. Po czterech lekcjach poddała się.
-Poddaje się. Zapamiętałam szkołę jako ciekawsze miejsce. Ja spadam. Wrócę po ciebie gdy skończysz lekcje i pójdziemy poćwiczyć. Nie zapomnij o mieczu.
I tyle ją widziałem.
Każda lekcja ciągnęła się przeraźliwie długo. Chociaż większość czasu spędziłem na oglądaniu sygnetu zdobiącego moją dłoń. Nareszcie rozległ się dzwonek oznaczający koniec lekcji. Wybiegłem z sali z prędkością światła, jeszcze szybciej pokonałem schody i korytarz dzielący mnie od drzwi wejściowych. Roza stała przy nich, jak obiecywała. Uśmiechnęła się tym swoim tajemniczym uśmieszkiem i ruszyła w stronę bramy.
-Jak minął pierwszy dzień szkoły?- Spytała.
-Naprawdę cię to interesuje?
-Nie- Strzeliła prosto z mostu.
Skutecznie zmusiła mnie do milczenia tym słowem. Szliśmy niedługo. Kilka minut. Roza zatrzymała się przed wielkim magazynem. Ciężko mi cokolwiek o nim powiedzieć. Był bardzo… przeciętny. Duże skrzypiące drzwi, wysoki sufit, mnóstwo kartonów i innych zbędnych rzeczy.
-Jesteś pewna, że nikt tu nas nie przyłapie na wymachaniu mieczami?- Spytałem rozglądając się.
-Nie. Sprawdziłam. Jakieś 30 lat temu był to magazyn. Potem młodzież organizowała tu dyskoteki. Od 5 lat nikt tu nie zaglądał. Możemy bez obawy wymachiwać mieczami, jak to ująłeś.
Przekonała mnie.
-Więc, od czego zaczniemy?- Spytałem i odwróciłem się w stronę Rozy.
Zamachnęła się mieczem i odepchnęła mnie o jakieś 4 metry. Poczułem przeraźliwy ból w boku. Na szczęście nie byłem ranny. Roza przybrała surowy wyraz twarzy i zaczęła chodzić po magazynie.
-Zasada numer 1. Zawsze bądź przygotowany na atak.
Dobra. Tak chce sobie poczynać? No to zobaczymy czy jest taka zawsze przygotowana na atak. Zerwałem się na nogi i ruszyłem w stronę odwróconej do mnie plecami dziewczyny. Wyobraziłem sobie jak w mojej dłoni pojawia się miecz. Prawie w tym samym momencie poczułem chłodny uchwyt broni. Zamachnąłem się mieczem w stronę Rozy. Ona jednak przewidziała mój ruch i odparowała cios z kpiącym uśmieszkiem. Wezbrała e mnie złość, sam nie wiem dlaczego. Zapragnąłem walczyć z dziewczyną za wszelką cenę. Machałem mieczem na oślep. Roza odparowywała każdy mój cios dwa razy mocniej niż ja. Cofnąłem się kilka kroków i zachwiałem się. Dziewczyna skorzystała z okazji i zraniła mnie w rękę. Ból był nie do wytrzymania. Upadłem na kolana i chwyciłem się za ramię. Słyszałem swój przyspieszony oddech.
-Dlaczego to zrobiłeś? Wiedziałeś, że nie wygrasz.
Nie odpowiedziałem. Wpatrywałem się tylko ze złością w podłogę. W ostrzu miecza widziałem odbicie dziewczyny. Jej szczupłą sylwetkę, kruczoczarne włosy i bladą cerę. Westchnęła, przewróciła oczami i przyklękła obok mnie.
-Pokaż.
Wyciągnąłem rękę w jej stronę, a ona dokładnie ją obejrzała. Potem wstała i odeszła kilka kroków. Słuchałem jak grzebie wśród pudłem. Po chwili wróciła z torebeczką pełną srebrzystych małych cukiereczków.
-Weź jedno. To ambrozja, dzięki niej rana się zagoi.
Sięgnąłem po małą kuleczkę i włożyłem ją do ust. Smak był niesamowity. Ból minął natychmiast. Spojrzałem na ranę. Nie było po niej śladu, jedynie rozerwany rękaw i materiał nasiąknięty krwią.
-Przepraszam. Nie wiem co we mnie wstąpiło.- Powiedziałem. Przeprosiny były szczere.
-Nic się nie stało. Dzięki temu możemy podejrzewać kto jest twoim ojcem. Mars. To bardzo prawdopodobne. Ale te szare oczy, może Jupiter.
-Mówiłaś, że moim boskim rodzicem musi być jakiś pomniejszy bóg, a z tego co wiem Mars i Jupiter to nie są pomniejsi bogowie.
Roza uśmiechnęła się delikatnie. Prawie niezauważalnie.
-Trafne spostrzeżenie.
Podniosłem wzrok i spojrzałem w błękitne, głębokie oczy dziewczyny. Serce mi podskoczyło, a włosy na rękach stanęły dęba. Ona uśmiechnęła się i spytała:
– Co cię tak zaciekawiło?
Odpowiedziałem dopiero po chwili.
-Ty. Masz bardzo ładne oczy.
Ona zaśmiała się kpiąco.
-Oryginalne. Daruj sobie flirt. Wstawaj, mamy jeszcze mnóstwo roboty.
*Gdyby ktoś nie wiedział, 10 mil to ok.15 km.
Super luuuubie wielbię, szanuję…
Uwielbiam to opowiadanie 😀 Jest cudowne, ahhh ja bym chciała taką całą książkę <3
I dziękuję za dedykacje 😛
Super! Były zaledwie dwie, czy trzy literówki. Takie pytanko, dedyka była dla mnie? Jeśli tak, to bardzo dziękuje. Jeśli nie, to spoko.
Pozdrawiam, Annabeth1999.
Tak, tak dla cb musiałam się pomylić 😉
Spoko, 😀
dzięki za dedykacje super opko
Fajne opko, cudne opko, śliczne opko, GDZIE JEST NICO?!
Thx za dedykę!!
Jak zauważyła Luna, ja też chętnie przeczytałabym taką całą książkę, a nawet 5 😀 Jest po prostu wspaniałe! Naprawdę. Wielkie dzięki za dedykacje, miło mi Powodzenia w dalszym pisaniu, aby dalsze części były równie świetne
O zaczynają kręcić już w drugiej części 😀
PS Dzięki za dedykację
Coraz bardziej lubię twoje opko i dzięki za dedykaceje