Ten rozdział dedykuję:
mojej (byłej) koleżance z ławki Julki, mam nadzięję że dasz sobie radę w nowej szkole i będzie ci tu tak dobrze jak w Ukrainie. Bardzo mi Ciebie brakuję ale wiem że ciężko by ci było dojeżdżać;
a także WAM WSZYSTKIM I KAŻDEMU Z OSOBNA, boję się że kogoś pominę dlatego tak pisze, jest was tak wiele że godzinami bym Was wymieniała
Uff skończyłąm, teraz możecie się cieszyć i radować 2 rozdziałem. od razu przepraszam za wszystkie błędy
Sukienka była blado brzoskwiniowa, bez ramiączek, do połowy ud, nad biodrami delikatny pasek z posrebrzaną kokardką. w kierunku dołu luźno puszczone falbanek jakby wszytye pod pasek, z lekkiego materiału. góra obszyta delikatną posrebrzaną koronką w drobne wzorki. Do tego szpilki w kolorze ecru, ja się na modzie nie znam. ale to mi sie podobalo!, założyłam ją i podeszłam do lustra. Idealnie podkreślała moją karnację i figurę. Boże kochany jak one (ciotki i Em) mnie doi tego wymalują i uczeszą to będę wyglądać … hmmm …. ładnie. Ale znając je będą gadać że wyglądam prześlicznie, że wszyscy będą się za mną oglądać itp. A Charles będzie zbierać szczękę z podłogi. O nie, nie, nie, nie założę tej sukienki, pójdę w worku po ziemniakach albo w tej długiej sukience co miałam na przedstawieniu. Chociaż, hmmm jakbym tak wspaniale wyglądała to Kate by wybuchła z zazdrości a ja bym miała już z nią spokój. I perspektywa zobaczenia Charlesa z głupkowatą miną też jest kusząca, ciekawe czy bym mu się podobała w tej sukience. A zresztą wcale mi na tym nie zależy, mam gdzieś co o mnie myśli. Usłyszałam że drzwi się otwierają, a zaraz potem wołanie : Jane jesteś?, kurde ciotki wróciły, nie mogą mnie zobaczyć, NIE MOGĄ, zaraz zaczną mi truć jak to ja pięknie wyglądam i tak dalej. Musze się szybko przebrać. Poleciałam do pokoju schowałam sukienkę i usiadłam na łóżku, nasłuchując.
– Jane! Jak ci się podoba sukienka?! – krzyczała ciocia
– Jaka sukienka? – odkrzyknęłam
– No ta która była na stole.
– Ale ja żadnej sukienki nie widziałam.
– Niemożliwe.
– Ale naprawdę.
Oby dały się nabrać. Po chwili usłyszałam jednak:
– Jane Grey proszę natychmiast do nas!
To zabrzmiało trochę groźnie,
– JANE!
– Idę już, idę.
Zeszłam na dół i zobaczyłam jak moje ciotki stoją obok siebie z założonymi rękami i patrzą na mnie groźnie
– Heeeej – powiedziałam niepewnie – Jak tam zakupy?
Chciałam się uśmiechnąć, ale zamiast tego wyszedł mi jakiś grymas.
– Zadamy ci to pytanie tylko raz. – zaczęły mówić jednocześnie, oj niedobrze – Gdzie jest sukienka?
– Eeee sukienka, a skąd wiecie że nie ma jej tam gdzie zostawiłyście?
– Hmmm … ponieważ pudełko od niej leży otwarte na stole? – powiedziały z ironią w głosie
– Eeee, yyym no taaak. – taaa ja inteligentna, brawa dla mnie, oczywiście sukienkę schowałam, ale pudełka to już nie łaska, żal mi siebie samej.
– Więc? – spytały
– Sukienka jest na górze w łazience. – odpowiedziałam zażenowana
– No to szybciutko ją zakładaj i się pokazuj.
Powlokłam się na górę. Już miałam schodzić na dół kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi, a zaraz potem, bardzo dobrze znany mi głos pewnego bruneta.
– Dzień dobry. Jest może Jane?
– Charles witaj. Tak oczywiście, powinna być w swoim pokoju. Schodami na górę, drugie drzwi na prawo.
Coooo! On tu idzie! Jezuniu. Nie może mnie zobaczyć w tej sukience, pobiegłam do pokoju, szybko zdjęłam sukienkę i pierdzielnęłam pod kołdrę, ale nie miałam co na siebie włożyć, on już był przy drzwiach a ja stałam w samej bieliźnie, szafa zamknięta na klucz bo Em mi rzeczy podkrada, co ja mam założyć … nie może mnie tak zobaczyć … chwycił za klamkę … większe zbyty będą jak mnie zobaczy w różowych majteczkach w króliczki i białym staniku … szlafrok to jest to. Zarzuciłam go zawiązałam i w tym samym momencie on wbił mi do pokoju. Zero kultury, nawet nie zapukał, a co jakbym była … nieważne.
– Cześć Jen. – uśmiechnął się
– Puka się do jasnej anielki, kultury cię nie nauczyli?!
– Nauczyli, ale chciałem ci zrobić niespodziankę – wyciągnął zza siebie bukiet tulipanów – To dla Ciebie.
– Eeee, dziękuję. A z jakiej to okazji?
– No z przeprosinami za te plakaty – uśmiechnął się nieśmiało.
Dając mi go niechcący dotknęliśmy swoich dłoni, miał takie gładkie i ciepłe. Tylko się nie zarumień, nie zarumień się Jane. I nastała cisza, stałam na środku pokoju w szlafroku z pięknymi kwiatami w ręku, jak ostatnia sierota, a przede mną stał, pan „największe ciacho w szkole” ubrany w kraciastą koszulę, które ja uwielbiałam.
Zaczęliśmy się w siebie wpatrywać, po raz pierwszy mogłam mu się dokładnie przyjrzeć: wysoki, wysportowany brunet, z zniewalającym spojrzeniem, wyglądający naprawdę dobrze w ciuchach które miał na sobie. A naprzeciw niego stałam ja, średniego wzrostu brunetka, z prostą grzywką, o śniadej cerze, oczami które zmieniają kolor(nie wiem czemu tak jest ale mam tak od dziecka), rumianymi policzkami, niezłą figurą, ubrana w… szlafrok no ratunku. Gdy się tak w siebie wpatrywaliśmy, on zaczął się zbliżać, a po chwili zorientowałam się, że ja tez robię w jego stronę malutkie kroki. Zapatrzyłam się w jego piękne oczy koloru morskiej głębi, a on w moje, które nie wiem jaki kolor teraz miały. można by było pomyśleć że jakaś niewidzialna siła popycha nas ku sobie, coraz bliżej i bliżej, byliśmy jak w transie, nic do nas nie docierało, liczyło się tylko to co było w tym pokoju. Dzieliły nas centymetry, czy oboje chcieliśmy to zrobić? Wychodziło by że tak, nawet bym się cieszyła, jako pierwsza poczułabym smak jego ust, a on moich. Już prawie, jeszcze tylko milimetry dzieliły nasze usta od połączenia się. I ………. jak burza do mojego pokoju wpadła Emily. Odskoczyliśmy od siebie szybciej niż światło przemierza galaktykę. Moje serce biło jak szalone, byłam bliska zawału, Em stanęła jak wryta, patrzyła na nas dobre pięć minut zanim się odezwała.
– Ładny bukiet Jane.
– Dzięx Em. Coś się stało, ze przyszłaś? – miałam powiedzieć „wparowałaś do mojego pokoju i przerwałaś … coś” ale się powstrzymałam.
– Taaaak. Chcę zobaczyć twoją kieckę, przyniosłam też swoją.
– To ja może sobie pójdę – stwierdził Charles
– Tak idź, idź nie możesz zobaczyć JAne w sukience przed balem – poganiała go Em
– Emily spokojnie, przecież to nie ślub – zaśmiałam się
– E tam , z wami to nigdy nic nie wiadomo, wszystko jest możliwe – popatrzyła na mnie wzrokiem ” i tak zaraz mi wszystko wyśpiewasz”
– Dobra to ja spadam dziewczyny, do zobaczenia w niedzielę na balu, pa. – podszedł i dał nam po buziaku w policzek.
– Hahaha, uważaj bo Romeo Em będzie zazdrosny – zaśmiałam się
– Spadaj Grey! – warknęła Em z iskrami w oczach
– To mój dom Em i mnie z niego nie wygonisz – pokazałam jej język
– Dobra nie kłóćcie się, lecę narka. Jane będę o 7.
I wyszedł.
– Teraz mi się nie wywiniesz. – zaczęła Em
– Ale o co ci chodzi? – udawałam głupią
– Co tu się działo zanim przyszłam? I dlaczego jesteś w szlafroku? O mój boże chyba mi nie powiesz że ….
– ZWARIOWAŁAŚ?????!!!!!!!! Pogięło cię do reszty Em. Nic się nie wydarzyło, przynamniej nie zdążyło.
– Przeszkodziłam wam prawda. – powiedziała ze smutkiem
– Tak – powiedziałam z zawodem – Znaczy nie, nie w niczym nie przeszkodziłaś, milczeliśmy i tyle.
– Ale jak wparowałam to odskoczyliście od siebie na odległość metra.
– No bo wystraszyłaś nas, dawał mi kwiaty a ty wparowałaś i się wystraszyłam.
– Ale wasze twarze były dość blisko siebie. – popatrzyła na mnie znacząco – jak pachniał?
– Cudownie – rozmarzyłam się – Mogłabym wdychać ten zapach godzinami, i wpatrywać się w te jego piękne oczy i być tak blisko niego, czując że jego twarz jest coraz bliżej mojej a nasze usta łączą się … O kurde.
– Łuhuhu to nieźle siostro, zabujałaś mi się.
– Ja się wcale nie zabujałam, to było pod wpływem chwili……….
Nieubłaganie zbliżał się dzień balu, to juz jutro. Ja nie wiem jak ja to wytrzymam. Może znowu, jak ostatnio, zbliżymy się do siebie… To było takie… cudowne. Co ja gadam! Cudowne… Pff, przecież i tak nic z tego nie będzie. Ja i on.., chyba by musiał ostro na głowę zachorować. Dość tych myśli. Idę spać. Jutro bal. Kiedy obudziłam się rano, ciotki krzątały się po kuchni (przynajmniej tak mi się wydawało). Umyłam się, ubrałam i zczłapałam na dół. I co widzę?! Ogromne lustro, dziwne obrotowe krzesło i cała stertę dziwactw, zwanych kosmetykami.
– Co tu się dzieje?! – spytałam
– Ale i czyn mówisz? – odpowiedziała ciotka.
No tak. W łazience było jeszcze gorzej.
– O tym…….wszystkim! Otwieracie jakiś salon wizażu? Albo szkole dla początkujących?
– Niee, przecież idziesz na bal. Musisz wyglądać jak człowiek
– O nie. Nie dam się tym przykryć. Lubię swoje pryszcze.
– Siedź cicho i nie dyskutuj.
-Ale…
– Cicho!
– No doooooobra. Ehhh.
– Idź umyć włosy. I zapraszamy. Trzeba zobaczyć co się da zrobić z tego twojego pięknego siana haha.
– Ale dopiero 12.00!
– Phi. Chyba JUZ 12.00. Marsz. Masz 20 min.
Oczywiście wróciłam za jakieś 40, bo przecież jeszcze weszłam na kompa, obleciałam wszystkie portale, obczaiłam co nowego na świecie…
– Jane!! Co ty tam robisz!?
– Skacze z okna! – na serio byłam bliska tego, ja sobie pomyślałam co mnie czeka.
– Jane, złaź na dół.
– No juuuuuuż.
– Co za człowiek – westchnęła głośno ciotka.
– Słyszałam! – odkrzyknęłam.
Kiedy zeszłam, ciotki ubrane były w jakieś śmieszne fartuchy, jakby szykowała się jakaś groźna operacja. Ale cóż, po nich można spodziewać się wszystkiego.
– Zrobimy z ciebie bóstwo. – powiedziały podekscytowane
– Powodzenia. – mruknęłam
Zaczęły mnie tarmosić, czochrać, przekręcać, okręcać, wstań, usiądź, usiądź, wstań -.- Kiedy to się skończy! No ładnie, dochodzi 5 ! Chyba połowę przespałam.
– No, Jane, juz prawie gotowe.
– No wreszcie! Juz mi się śniło ze umarłam i jestem w niebie, z dała od was
– Jeszcze nam podziękujesz. Twój chłoptaś nie wypowie słowa przez najbliższy tydzień z wrażenia. – wyglądały jak szalone. Jejku czy one coś brały rano? Wow zostało jeszcze tyle czasu a ja już jestem gotowa, stanęłam przed lustrem i na siebie popatrzyłam. JEZUSIE KOCHANY co oni ze mnie zrobili, wyglądam tak …….. inaczej, z takiej strony się jeszcze nie znałam, co prawda szału nie ma staniki nie latają, ale najgorzej też nie jest.
– No zawsze mogło być gorzej – zaczęłam marudzić
– SŁUCHAM?!– krzyknęła Jennifer
– No… nie jest źle…
– Dobra, dobra. i tak wiem, że Ci się podoba. Twoja mina mówi sama za siebie, nic przede mną nie ukryjesz, przykro mi. – powiedziała ciotka ze śmiechem.
Miałam wrażenie, jakby wiedziała o mnie więcej, niż ja sama o sobie. Ale już przywykłam. Oł nooooł. 18.30! Umrę! Ten człowiek zaraz tu będzie, zdechnę.
– Jane!! Ile można zakładać sukienkę!
– No cooooooo!
– Jajco 1:0. Złaź!
– Ide.. – One nigdy nie dadzą mi spokoju.
Dobra, schodzę. Raz się umiera. Kurde. Czemu ja muszę tam iść.? Hmmm, pomyślmy…. Bo zaprosiło mnie najlepsze ciacho w szkole!? Porąbało mnie do reszty…
– Rajuśku! Jak ona……. Cudnie wygląda! Nasza mała Jane… – powiedziała ciocia Mery, nie wiem czemu, ale z zachwytem.
– No jasne, Ósmy cud świata normalnie – zaszydziłam.
– Co najmniej – zaśmiały się ciotki jednogłośnie.
– Dobra, koniec tych słodów, bo zaraz rzygnę.
– Ta cała Kate umrze jak stoi.
No przecież tylko po to dałam z siebie zrobić to dziwadło, ehhh.
I co słyszę? Ding dong .. grr chyba znienawidzę ten dźwięk od dzisiaj.
– Ja otworzę – powiedziała ciocia Alisia z bananem na twarzy.
– Nieeee! Nie otwieraj! Bo na serio skoczę z tego okna…..
– Spoko, Charles Cię złapie- uśmiechnęła się szyderczo.
– Dzień dobry! – usłyszałam …… ten…… tak, eghem, głos Charlsa.
– Witaj Charles, Jane już gotowa.
– A gdzie jest, mam coś dla niej?
– Prawdopodobnie gdzieś się schowała – powiedziała ciotka ze śmiechem.
– Wcale się nie schowałam! – krzyknęłam – robię ostatnie poprawki.
– Uważaj bo Ci uwierzymy.
– Jestem w kuchnii.
Stałam sobie spokojnie w kuchni, w duchu modląc się żeby Charles nie uciekł na mój widok albo nie padł, ale to ja byłam bliska omdlenia gdy go zobaczyłam. Biała koszula z rękawami wywiniętymi na ¾ z wąskim czarnym krawatem idealnie pasowała do oliwkowych spodni, szarych vansów i lekkiego zarostu. Dobrze że się opierałam o blat bo bym nieźle grzmotnęła, ale chyba ja zrobiłam na nim podobne wrażenie bo miał minę jakby co najmniej ducha zobaczył. Jak powiedziałam cześć to dłuższy czas nie odpowiadał tylko gapił się na mnie jak głupi aż chyba buraka strzeliłam. Cisza która panowała, zaczęła mnie już denerwować, zauważyłam że trzyma pudełko w dłoni, ciekawa zapytałam:
– Co tam masz??
– Eeee??? – usłyszałam w odpowiedzi.
– Co tam masz?? – powtórzyłam.
– Eee …. aaaa to dla Ciebie. – wręczył mi pudełko uśmiechając się.
Wzięłam je niepewnie, uważając żeby przypadkiem nie dotknąć jego dłoni bo nie daj boże znów by się powtórzyła sytuacja w pokoju tylko tym razem wparowały by ciotki a to by było jeszcze gorsze. Otworzyłam a tam była śliczna biżuteria, małe perełki kolczyki, bransoletka cała z perełek i wisiorek z jedną, to dziwne ale idealnie pasowały do mojej sukienki, założyłam kolczyki i bransoletkę, miałam jeszcze moją bransoletkę z łukiem której nigdy nie zdejmuję.
– Daj, pomogę ci założyć wisiorek – powiedział
– Nie musisz, dam sobie radę – i zaczęłam się męczyć, bo nie mogłam tego dziadostwa zapiąć
– Hahahhaa, widzę że jednak nie.
Zabrał mi z ręki i założył, stał tuż za mną, czułam jego oddech na sobie, wdychałam jego cudne perfumy, odwróciłam się, dzięki szpilkom byłam mniej więcej równa z nim wzrostem. Staliśmy naprawdę blisko siebie, chciałam coś powiedzieć ale w tym momencie wpadły ciotki do kuchni i stanęły na baczność, Charles odskoczył i wpadł na kuchenkę, a ja nie chcąc aby zapadła niezręczna cisza powiedziałam
– Patrzcie co dostałam, ładne prawda?
Ciotki zaczęły chichotać, ale to bardzo normalna ich reakcja.
– Taaaak, bardzo ładne, i jeszcze pasuję ci do stroju. Emily już jest przyszłyśmy po was, ale nie chciałyśmy przerywać, możecie kontynuować. – zaczęły się wpatrywać w nas jak w telewizor kiedy leci ich ulubiona telenowela.
– Nie ma nic do kontynuowania. Dobrze już idziemy.
Charles wziął mnie za rękę i poszliśmy. Ja w szoku, po co mu moja ręka, przecież umiem chodzić. Wyszliśmy z domu, a przed nim stała limuzyna, nie wiem skąd on ją wytrzasnął ale była, lekko mnie zatkało, więc się zatrzymałam a ten jełop dalej mnie ciągnie za rękę. Przed samochodem stała Em, razem z Ethanem, wsiedliśmy i pojechaliśmy do szkoły na bal. Gdy już dojeżdżaliśmy zaczęłam mieć wątpliwości:
– Boooże co aj wyprawiam, pogrzało mnie do reszty ja nigdzie nie idę, zostaję tutaj i na was poczekam.
Charles popatrzył tylko na mnie i powiedział:
-Jane, kochanie, przy mnie nic Ci nie grozi. Obiecuję – uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
W tym momencie nie wiedziałam jak wyglądam bo moja szczęka opadła mi do granic możliwości, oczy poszły na spacer, a twarz zrobiła się pomidorem. Na szczęście dojechaliśmy już na miejsce więc nie musiałam nic odpowiedzieć na to co przed chwilą usłyszałam. Kiedy weszliśmy na salę był tam juz tłum ludzi ledwo było można przejść, ale jakoś się przecisnęliśmy. Puszczali jakąś klubowa muzę wiec można było potańczyć. No i co? Nagle ten idiota od sprzętu puścił jakiś durny smęt.
I…. zauważyłam jak Charles powoli się do mnie zbliża, żeby mnie przytulić. To hmm było fajne, a nie sądziłam że kiedykolwiek tak stwierdzę. Tańczyliśmy tak przez chwile, gdy zrozumiałam że powtarza się sytuacja z pokoju… tylko że nie miałam jakoś ochoty się temu sprzeciwiać. Obok nas wtuleni w siebie tańczyli Ethan z Emily, jej sukienka była wspaniała prosta, ale wyjątkowa, asymetryczna (przód krótszy, tył dłuższy), bez ramiączek w kolorze ecru, od talii w dół luźna z satynowego materiału, góra pokryta delikatna czarna koronka, a do tego kremowe sandałki na obcasie, i dwie bransoletki z perełek jedna czarna a druga biała. Piosenka się skończyła ale gościu znów dał jakąś wolną, To dziwne. Puścił je tak jakby jedna z druga były sklejone.. Jakby celowo. Cos zaczyna mi tu śmierdzieć, ale nie zdążyłam nawet znów wtulić się w Charlesa bo Kate nagle cała roześmiana wcisnęła się miedzy ans mówiąc do mnie:
– Odbijany, Jane.
I w ten oto sposób zostałam sama na środku parkietu, lecz nie na długo bo zaledwie po 10 sekundach Daniel porwał mnie do tańca, ścisnął mnie tak jakby nigdy nie miał zamiaru puszczać, trochę mnie to krępowało no ale wolałam to niż stanie na środku parkietu jak ostatnia sierota. I nagle usłyszałam jakieś dziwne odgłosy
Chciałam się odwrócić, ale Daniel mi to uniemożliwiał jeszcze mocniej mnie ściskając. To dziwne ohydne wielkie cos próbowało dobrać się do MOJEGO Charlesa! Juz miałam biec żeby mu pomoc , ale zatrzymała mnie Em.
-Co ty robisz! Puści mnie! To cos go zabije!!
-Jane nie gorączkuj się, on sobie doskonale poradzi!
– Ale on nic nie wie!!
– Ty chyba tez…..
Stałam i patrzyłam jak wryta, jak Charles rzuca się na to straszydło! Byłam w szoku! Stoję i nagle ktoś łapie mnie przez pól rzuca sobie na ramię i wynosi. Zaczęłam wrzeszczeć.
– Puść mnie ćwoku!! Co ty sobie myślisz!
-Milcz i rób co mówię bo pożałujesz.
Chyba Charles usłyszał moje krzyki bo nagle pojawił się przy tym czymś co mnie trzymało i zaczął okładać to pięściami ! Upadlam…. Ale to raczej nie była ziemia…. To jakieś podziemie…… i się obudziłam, okazało się że przez te smuty przysnęłam oparta o tors Daniela, przeszedł mnie dreszcz gdy przypomniałam sobie to paskudztwo które zaatakowało Charlesa, właśnie Charles, wyjrzałam przez ramię Daniela. To co zobaczyłam było sto razy gorsze, Kate śliniła się do mojego partnera jak Em na widok Johnnego Deppa, a on jakoś nie był z tego powodu niezadowolony, mało tego przyciągnął ją do siebie jeszcze bardziej i zaczął jej coś mówić do ucha.
Nie no to są jakieś żarty, najpierw mówi do mnie kochanie, prawie mnie całuję a teraz szepcze coś do ucha znienawidzonej przeze mnie Kate przed którą chciał żebym go obroniła. Przeprosiłam Daniela i poszłam odreagować w jakiejś samotni
ale w sumie to dlaczego byłam zła, przecież nie jestem zazdrosna nie zależy mi na nim, więc o co chodzi. Rozmyślając nie zwracałam nawet uwagi dokąd idę, ale wpadłam na cos i się otrząsnęłam, okazało się, że jestem w pracowni chemicznej i przeżyłam właśnie bliskie spotkanie ze ścianą. Usiadłam przy biurku i liczyłam ołówki pani Grabson. Zażarta kolekcjonerka. Wow. ! Jeden był taki mały ze nie dało rady nim pisać! Zawsze powtarza, ze wszystko trzeba doprowadzić do końca, nawet ołówek dotemperować aż do gumki. Siedziałam, i Siedziałam… Dobre 20 min
Nagle usłyszałam jakby kroki. Poderwałam się na równe nogi i nasłuchiwałam. Nagle zaskrzypiały drzwi. Ktoś wchodził do środka. Nie widziałam kto bo było ciemno a biurko stało daleko od drzwi.
– Cześć Jane. – powiedziała szyderczo osoba. To była Kate.
– Ojeej, cos nie tak? Czyżbyś się obraziła na swojego kochasia? Bieeedna… Jednak chyba woli mnie… Jakie to uczucie?! – zadrwiła
– Myślę że ty akurat powinnaś to doskonale wiedzieć! Pewnie opatentowałaś już metodę znoszenia upokorzeń… Może powinnaś napisać na ten temat książkę, zarobiłabyś miliony… A może nie, kto by kupił książkę napisana przez ciebie … – moje riposty nie były tak dobre jak jej … Ale chyba pocisnęłam bo aż się zaczęła gotować ze złości! Jaki to był piękny widok….
– Lepiej uważaj co mówisz zdziro … Myślisz ze można mnie tak bezkarnie obrażać?! Co ty sobie wyobrażasz! – wykrzyczała.
W tym momencie zaczęłam żałować ze się w ogóle odzywałam. Kate zaczęła iść w moja stronę i to wcale nie na walkę słów. No nie! Ja zwariuje!! Co jest do jasnej ciasnej! Ludziom się we łbach przewraca. Najpierw Charles przystawia się do Kate, Daniel nagle do mnie, podobno czegoś nie wiem (wygląda na to ze niedługo nie będę nawet wiedziała kim ja jestem.!) i jeszcze Kate ze slinotokiem idzie do mnie. Wygląda jakby chciała mnie pożreć żywcem! Ludzie ja chce się obudzić!
– Oj jane… Malutka, słaba Jane. Nie daruje ci tego! Never! Musisz za wszystko zapłacić!
Co ona pierdzieli. Na mózg jej padło do reszty?! Boże nie!!!
– Kate! Spokojnie, przecież ja ci nie robię nic złego! Proszę odejdź
– Chyba śnisz głupia…. Jak zwykle! Marzysz o niemożliwym
Ona chyba mówi serio! I co ja mam zrobić. Kurna mać. Ona mnie zaraz zabije!
O….o….. E….. Wtf!!! Ona ! Rośnie!!! Co jest kurna!
– Katee! Co z tobą!
– Janeeeeee to twój ostatni moment. Przypomnij sobie całe swoje życie bo własne się kończy!
Zaraz chwileczka… Przecież ja go nawet nie pamiętam! Ostatnia rzecz jaka kojarzę to może 14 urodziny! A co…. Ej nigdy się nad tym nie zastanawiałam…. Boże! Nie miałam dzieciństwa???
Ja zaraz zejdę i wcale nie będzie tu potrzebna pomoc …. Tego… Kate !
– Jesteś gotowa na śmierć?
Kiedy tak sobie przypominałam bardzo mocno wytężałam umysł. Na prawdę próbowałam sobie przypomnieć ale nic! W oddali dochodziły do mnie dźwięku z paszczy Kate i…… Nagle ukazał się jakaś dziwna postać w pięknej złotej sukni długimi ciemnymi włosami takimi jak moje… Patrzyła na mnie. A ja na nią…. I … JA LEWITUJE!!!! Nie no teraz to juz przesada. Koniec przedstawienia. Możecie już się śmiać.
– Jane Gray! Do zobaczenia po drugiej stronie! I nie przejmuj się. Nic nie poczujesz.
Kate zaczęła mierzyć we mnie ogromnym sztyletem. Ja zaczęłam modlić się żeby nie bolało. Przyłożyła mi go do gardła, wystarczyło że naciśnie i pożegnałabym się z tym światem. Rozkoszowałam się ostatnimi sekundami życia, wsłuchiwałam się w każdy odgłos, kiedy nagle usłyszałyśmy:
– A TEGOROCZNĄ KRÓLOWĄ BALU ZOSTAJE…
CDN
O.O
Kocham to!
O.O
I co ta Kate z nią zrobi?
I co z Charlesem?
No, ja chę już bezwarunkowo CD!!! 😀
Jak można skończyć w takim momencie ?! Było extra
Hahahaha a ja wiem kto zostanie Królową Balu! oczywiście, że ja, bo ja tam też byłam! ;p
Najbardziej mi się podobał pomysł z odbijanym, a ty wiesz dlaczego 😀
Szeregoooowy :D. Świetnee. I chcee więcej. Natychmiast. Już. Teraz. I na poligon!!!!! ;p
Ale super!!
Zgadzam się z Leo w takim momencie…?
jezuu!!to jet wspaniałe, na to się czeka tak jak się czekało na kontynuacje książek o Percym… WIĘC CZEMU KOŃCZYSZ W TAKICH MOMENTACH?! jeszcze w dodatku niedlugo weekend… nie bd dodawane opka nowe więc najwcześniej cd przeczytamy w poniedziałek… jak mogłaś? przynajmniej bądź hojna ze spoilerami 😀
to jest takie świetne, że aż brak mi przymiotników *.*
Nie czuje się tych 8 stron, styl jest zaczepisty… A scena z tańcem mnie zaskoczyła. Ale najlepsza końcówka 😀 Nie ma to jak wyczucie chwili 😛
Ło żesz kur… [Pallas…]…czę. O.O Dziewczyno, piszesz genialnie! Matkoo! Kate! Co z nią?! I Charlesem?! Pisz szybko CD! Bo nie wyrobię! BŁAAAAAGAAAAAAAAAM!!!!!!!!!!!!
Cholera, czemu ja wcześniej tego nie przeczytałam?! -.-
Eeeeeeeee…. No chyba nic inteligentniejszego nie wymyślę. Mózg mi zlasowało. Tak pozytywnie
świetne 😀 😀 😀 eeh porostu uwilbiam gdy sie opka kończa w najlepszych momentach ,jestem bardzo ciekawe czy ją zabije (stawiam ,że nie bo to główna bohaterka 😛 ) i najlepsze ostatnie zdanie było ”A TEGOROCZNĄ KRÓLOWĄ BALU ZOSTAJE..” he genialny pomysł 😉
czekam na cd
Chcę skomentować, ale mój słownik nie zawiera odpowiednich słów O_O to jest lepsze niż genialne, cudowniejsze niż przecudne O_O Mój podobno „bogaty ” zasób słownictwa właśnie się skończył… więc napiszę tylko zwykłe… BOSKIE OPOWIADANIE *.*
Chcąc zacząć pisać komentarz zbliżyłam palce do klawiatury, ale nie naszedł do mnie żaden epitet opisujący to wszystko. Siedziałam i patrzyłam się w pustkę. Jednym słowem- genialne.
Jak zwyklę nie znajduję odpowiednich słów by opisać twoje opowiadanie. Piszesz tak dojrzale i zakończenie the best. Uwielbiam takie zakończenia. Kocham Cię za to opowiadanie! Bęedziesz świetną pisarką <3
Bardzo dobre opko Tylko czasami brakuje kropek xd no i pare literówek, ale tak to naprawdę świetne *.*
UA UA UA UA UA UA UA UA UA!!!! PISZ CD!!! NIE KAŻ MI CZEKAĆ BŁAGAAAAAM ! KTO JESZCZE ZA CD? RECE W GÓRE NO KTO AAAA WSZYSCY!!! JUZ SIE NIE WYWINIESZ KOBIETO W SZLAFROKU PROSZE PISZ DALEEEEEJ ….
Now I can die
Wow! To jest super! Tylko na drugi raz proszę troszkę krótsze. Ale jest genialne. Serio. bardzo mi się podobało.