– Tak zadecydował Carter. – Jak zwykle, Lukas był spokojny i opanowany. Nie mogłam patrzeć mu w oczy, szczególnie po tym wypadku.
– A więc to już niedługo? – Wiedziałam, że drży mi głos.
– Dziś wieczorem. – Martin zdawał się być niesamowicie podekscytowany faktem, że dziś zacznie się nasza misja. – Świetnie, prawda? Jeśli nam się nie uda powstanie największa wojna bogów.
Nie rozumiałam jego zadowolenia. Sama byłam raczej przerażona widmem wojny. Nie wiedziałam, jak może się ona skończyć. Mogłam być jedynie pewna, że ja albo Lukas mamy zginąć. Taka perspektywa była przerażająca.
– Martin, idź na śniadanie. Chejron ogłosi nasze przybycie. Któreś z nas powinno tam być. – W wypowiedzi Lukasa nie czuło się prośby lecz rozkaz. Wiedziałam, że lepiej nie sprzeciwiać się mu, gdy jest zmartwiony.
– Już wychodzę. – Martin szybko wyszedł z pokoju, a ja wstałam z łóżka i zamknęłam za nim drzwi.
– Jaz… – Luk delikatnie położył rękę na moim ranieniu.
Nie musiałam nic mówić. Oboje wiedzieliśmy, co chce powiedzieć. Przytuliłam się do niego. I rozpłakałam. Wiedziałam, że to już ostatni raz.
Niestety, ta chwila nie trwała długo. Nagle usłyszeliśmy wybuch.
– Cholera! – Natychmiast wybiegliśmy z pokoju.
Po drodze oboje dobyliśmy swoich lasek i różdżek. Kiedy wpadliśmy do pawilonu jadalnego, stanęliśmy w osłupieniu. Wszyscy się śmiali. W szczególności Annabeth.
– A nie mówiłam, że to na pewno zadziała? Connor, Travis. – Przywołała ich do siebie gestem dłoni. – Dobra robota. Mam u was dług.
– Nie ma sprawy Ann. – Connor przybił bratu piątkę, po czym oboje wrócili do swoich stolików.
– Pomyślałam, że nowa bomba dźwiękowa braci Hood, będzie odpowiednia do ściągnięcia was tutaj. – Całe rodzeństwo heroski zaczęło chichotać. Przy czym powoli i inni im wtórowali śmiechem.
Jedynie syn Hadesa nie powiedział słowa. Tylko uważnie nam się przyglądał, a ja dopiero teraz spostrzegłam, że przez cały czas trzymam się z Lukasem za ręce. Zawstydzona natychmiast cofnęłam swoją dłoń. Usiedliśmy przy stoliku Nica. Teraz także jemu bałam się spojrzeć w oczy.
– Nadal będziesz prowadzić zajęcia? – Najwyraźniej on też nie chciał teraz rozmawiać na temat mnie i Lukasa. – Dziś było całkiem fajnie.
– To zależy od Chejrona. On zadecyduje.
– Porozmawiam z nim.
Później już nie podejmowaliśmy jakiejkolwiek rozmowy. Po śniadaniu postanowiłam poćwiczyć zaklęcia obronne i uzdrowicielskie. Jednak, kiedy tylko wyszłam z pawilonu pojawiły się obok mnie córki Hekate.
– Cześć! Słuchaj, mamy do Ciebie kilka pytań. – Rudowłosa dziewczyna objęła mnie ramieniem. – Nasza mama zajmuje się magią. Więc my mamy pewne zdolności po niej.
– Chcecie się czegoś od nas nauczyć, tak? – Przerwałam jej.
– Tak. Ponoć znasz całkiem nie złe sztuczki. – Jej jakże szelmowski uśmiech mówił za nią.
– Zgoda. Zgadzam się. Ale tylko kilka prostych zaklęć.
– Okay. – Klasnęła w dłonie. – To ja idę zawołać dziewczyny.
Miejscem na nasze ćwiczenia ustanowiłam swój pokój. Przyszły Akwa, Luna, Mika i Sofia. Każda z nich miała odmienne zdolności. Akwa, jak wskazywało samo jej imię posiadała naturalne zdolności do zaklęć wodnych. Luna uwielbiała magię gwiazd, nikt w obozie nie dorównywał Mice w zaklęciach ziemi, a Sofii natomiast, całkiem nie źle radziła sobie z panowaniem nad powietrzem. Potrafiła też wznosić się w powietrze.
Żadna nie interesowała się ogniem. Z tego właśnie względu postanowiłam nauczyć ich kilku sztuczek.
Po pięciu godzinach, udało im się przywoływać bez problemu płomień. Żeby osiągnąć ten cel spaliły dwukrotnie pościel w moim łóżku, przypaliły moje włosy i wypaliły kilka dziur w moim ubraniu.
– Może na dziś koniec? – Rudowłosa Sofii, najmłodsza z córek pani magii, była całkiem wyczerpana.
– Dobrze. – Uśmiechnęłam się. – Teraz idźcie się przebrać i odświeżyć. Za godzinę obiad. Odpocznijcie nieco.
– Świetny pomysł. – Wyszły zamykając za sobą drzwi. A ja opadłam zmęczona na krzesło.
Nie tak łatwo być nauczycielką. Szczególnie posługując się tyloma zaklęciami bez wypoczęcia. Dziewczyny są jednak szczęśliwe, a to wystarczająca rekompensata za trud oraz wyczerpanie.
Nie wiedziałam nawet, kiedy, zasnęłam. Tym razem śnił mi się Luk i Nico. Dzięki temu wiedziałam, że to kolejna wędrówka mojego ba.
Heros rozmawiał o czymś z Lukasem. On wyraźnie wyglądał na zaniepokojonego. Towarzyszyła im widmowa postać młodej kobiety. Była ona niewiarygodnie podobna do Nica. Miała takie same ciemne włosy, były długie i proste, jej smutne spojrzenie padało na mojego przyjaciela. Z jej słów wyczytałam jedynie jedno zdanie.
Śmierć jest blisko.
Nagle moje ba zostało wciągnięte z powrotem do ciała. To Annabeth mnę potrząsała żeby mnie obudzić.
– Pomyślałam, że jesteś głodna. – Córka Ateny podała mi kilka ciastek cynamonowych i puszkę coli.
– Tak, dziękuję. – Byłam zaskoczona tak miłym gestem. – Usiądź.
– Nie, dziękuję. Na dole czeka na mnie Percy i Rachel. – Uśmiechnęła się do mnie serdecznie, a ja niezdarnie odwzajemniłam ten uśmiech. – Trzymaj się. – Ann wyszła, a ja nadal siedziałam na krześle pełna zdziwienia. W tym momencie zaczęłam myśleć, że ona nie jest taka zła i niesłusznie ją oceniłam. Może nasza współpraca uda się. Nie będzie tak źle.
*O* Super, super, superowe! No i dzięki za dedykację chciaż zupełnie nie wiem jak ona tam zawędrowała 😉 Nie mam zastrzeżeń tylko jak ona uczyła tamte córki Hekate magii??? Bo egipcjanie to się zajmują raczej zaklęciami z hieroglifami a one to innymi greckimi zaklęciami i w innym języku! No ale to takie moje czepianie się nie przejmuj się
Rozkręca się, rozkręca ^^ I robi coraz ciekawiej.
Cudowny rozdział Coraz bardziej mi się to podoba ^_^
I dziękuję za dedykację =)
Super opoko
Rozdział genialny. Masz wielki talent pisarski, serio! Świetnie komponujesz zdania 😉 Kocham czytać twoje opka, więc szybko pisz następny rozdzialik.
Pozdro Thalia2 😉
Co Ann wsadziła do tych ciasteczek?
Nawet fajne tylko czemu się ciągle tak śpieszysz? Ktoś Cię goni? Akcja dzieje się ZA SZYBKO!!!