Witam. Mam przykrą wiadomość dla fanów innych moich opowiadań. Otóż całkowicie straciłam na nie wenę. Próbowałam je napisać, na prawdę, ale po jednej stronie Worda kompletnie się zacięłam. Przepraszam. ;c
Z dedykacją dla Moore za rozmowy na gg, jej genialne opowiadania, to, że mnie zmuszała do pisania i podsuwała pomysły, gdy brak mi było weny… To dzięki niej ta część opowiadania jakoś wygląda. Bez Moore byłyby tu same dialogi. Dziękuje, mój mistrzu <3
– To chyba jakiś żart. – mruknęła Idalia wpatrując się w chłopaka, którego znokautowała.
Patrzył na nią tymi swoimi pięknymi błękitnymi oczami i uśmiechał się. Obciął swoje brązowe włosy, którymi tak lubiła się dawniej bawić. Spartanka poczuła zimno na całym swoim ciele. Od dwóch lat zastanawiała się czy jeszcze kiedyś go spotka. Nie wiedziała jak zareaguje na jego widok. Nie spodziewała się jednak, że stanie jak słup soli. Miała w głowie różne pomysły powitania: kop z półobrotu, walka na śmierć i życie czy mocny prawy sierpowy wymierzony w nos. Ale ona tkwiła w tym samym miejscu i przyglądała się człowiekowi, który złamał jej serce, jakby nie mogła uwierzyć, że on żyje. Dwa lata. Powinien już dawno zostać rozszarpany przez piekielne ogary czy inne potworne kreatury. Mogłaby się nawet uśmiechnąć myśląc o jego śmierci, ale nie była w stanie nic zrobić. Za to on wstał z ziemi i otrzepał się z brudu. Podszedł niepewnie do dziewczyny i dotknął jej zimnej dłoni. Wtedy Idalia poczuła, że znów jest w stanie coś zrobić.
– Ida… – szepnął. – Nawet nie wiesz jak żałuje tego co ci zrobiłem. Proszę, wybacz mi!
Zacisnęła szczęki, żeby się nie rozpłakać. Wcześniej mogła uwierzyć, że to halucynacja, czy kolejne wspomnienie, ale teraz on się do niej odezwał. A jego głos był takie przekonujący. Powstrzymała się przed rzuceniem mu się na szyję. Na prawdę stał przed nią. Poczuła jak powoli ogarnia ja fala wściekłości. Chłopak dotknął jej policzka koniuszkami palców. Zadrżała. Błąd! Zamachnęła się i jej pięść wystrzeliła w kierunku jego twarzy. Zatoczył się do tyłu. Jęknął i podniósł na nią wzrok. Jedyna myśl, która pojawiła się w jej głowie mówiła, że chłopak będzie miał pięknie podbite oko. Odwróciła się na piecie. Coraz bardziej chciało jej się płakać.
– Nie! Zaczekaj! Przepraszam! – krzyknął za nią. – Na jak długo mam zniknąć, żebyś zapomniała o tym co się stało.
– Najlepiej nie wracaj. – warknęła. – Nigdy ci tego nie wybaczę!
Pobiegła w stronę Wielkiego Domu, czyli miejsca w którym się wychowała. Nie pukając wparowała do środka. Już kiedyś tak zrobiła, a reakcja Dionizosa znów była ta sama. Zrobił się purpurowy na twarzy.
– Nikt nie ma prawa wchodzić nie proszony do mojego domu! WYNOCHA!
Pan D. wypchnął ją na werandę. Po kilku minutach z Wielkiego Domu wyszedł Chejron i zastał swoją podopieczną zalewającą się łzami na schodach. Ukryła twarz w dłoniach i cicho łkała. Centaur nie miał pojęcia co mogło sprawić, że jego wychowanka, w dodatku Spartanka, płacze.
– Robert… – jęknęła. – On wrócił.
Gdyby Chejron był człowiekiem objąłby ją i spróbował pocieszyć. Jednak w postaci centaura nie jest to wcale takie proste, a w dodatku koordynator zajęć wiedział, że Idalia nie przywykła do takich czułości. Nie po tych dwóch okropnych latach cierpienia. Zapadła cisza. Po chwili Idalia otarła łzy i wstała ze stopni. Spojrzała na swojego wychowawce przepraszająco. Musiała przecież wygrać Igrzyska, a nie rozpaczać nad swoim nędznym życiem. Chciała odejść, ale wtedy centaur odchrząknął.
– Idalio… Wiem, że od kilku dni nie rozmawiasz z Albertem, ale on jeszcze nikogo tu nie zna. Chcę, żebyś przestała go obwiniać za to co zrobił Robert. Nie powinienem był cię prosić, ale porozmawiaj z nim. – poprosił.
Dziewczyna uśmiechnęła się sztucznie, starając się ukryć szalejącą w niej burzę. Dlaczego właśnie ona, miała się opiekować Albertem?! Przecież w Obozie była najdłużej z herosów, a ten dopiero co tam przyjechał. Rozumiała, że był synem Zeusa i że musi być silny i mieć jakąś super moc, ale ona mogła go zabić w sekundę każdym przedmiotem walającym się pod jej rękami. A najistotniejszym faktem było to, że Albert był bratem Roberta. Tego szczura, który złamał jej serce, a potem zniknął na dwa lata. Nie odezwał się słowem, a teraz wraca jak gdyby nigdy nic! Przecież mają wspólnego ojca, który miał dziecko chyba z każdą boginią i milionami śmiertelniczek! To musiało coś znaczyć! Dziewczyna zacisnęła usta.
Chejron miał jakiś plan, a ona widocznie miała mieć w nim jakiś udział. Centaur doskonale wiedział, że spełni każda jego prośbę. Wychował ją. Był dla niej jak ojciec. Nie chciała go zawieść, nawet jeżeli była zrozpaczona i miała zryta psychikę. Kiwnęła głowa na znak, że się zgadza i poszła poszukać syna Zeusa.
Przechodząc koło plaży zapatrzyła się na morze. Olbrzymie królestwo Posejdona. Woda była ciemna, fale łagodnie uderzały o brzeg. Przy horyzoncie było widać kilka łódek. Dziewczyna zapomniała o swojej złości. Przypomniała sobie mit o narodzeniu Afrodyty. Bogini miłości wynurzyła się z morza. Jakim cudem taka pusta, kochająca swoje odbicie osoba wynurzyła się z czegoś tak pięknego? Miało to w sumie sens. Od tamtego czasu plaże stały się romantycznym miejscem. Zwłaszcza przy zachodzie słońca. Idalia wróciła na ziemię i z radością stwierdziła, że słońce jest jeszcze wysoko. Swoją drogą trudna praca – powożenie wozem słonecznym. Nigdy jednak nie ustaliła do końca, który bóg to robi – Helios czy Apollo. Zmrużyła oczy, żeby nie oślepnąć.
Nagle potknęła się o coś, a dokładniej – kogoś. Wylądowała na piasku. Gdy się pozbierała zwróciła swoja twarz w kierunku owego ktosia. Akurat była to osoba, której szukała. Leżał, więc nic dziwnego, że go nie zauważyła gapiąc się w niebo. Otrzepała ubranie i spojrzała na Alberta. Patrzył na nią z ukosa, wciąż pamiętając o tym jak go ostatnio wyzywała.
– Co ty tu robisz? – spytał szorstko.
– Przyszłam aby cię powiadomić, iż do Obozu przybył twój brat, Robert. – szybko wymyśliła jakieś logiczne wytłumaczenie.
– Robert? Czy ty kiedyś nie powiedziałaś przy mnie jego imienia? – dociekał.
– No tak. Raz. Ale to był przypadek. Zapomnij o tym. – mruknęła odwracając się.
Chłopak usiadł i chwycił ją za rękę. Uniosła pytająco brwi, a on kazał jej usiąść. Przez chwilę dziewczyna znacząco patrzyła na jego dłoń. Jej mina musiała mówić co myśli o trzymaniu się za ręce. Albert cofnął się speszony. Idalia usiadła starając się trzymać w znacznej odległości od syna Zeusa. Chwile trwali w milczeniu, aż w końcu on podniósł na nią wzrok i blado się uśmiechnął.
– Opowiedz mi o Robercie. – poprosił cicho.
Chciała uciec jak najdalej od tego miejsca. Miała właśnie powiedzieć komuś kogo praktycznie nie znała o tym jak jakaś świnia złamała jej serce? Nie wystarczyło, że byli braćmi? Robert na pewno sam co nieco by wspomniał o niej, gdyby Albert tego chciał. Odchrząknęła, żeby zabronić chłopakowi mówić o Robercie, gdy coś w niej pękło. Nigdy nie miała komu o tym opowiedzieć. A kiedy ten zdrajca wrócił musiała się w końcu wygadać. Nagle poczuła ukłucie w sercu dokładnie jak tego dnia, gdy…
– Robert był moim chłopakiem. – wyznała. – Byliśmy ze sobą pół roku i strasznie go kochałam. Wszystkie myśli poświęciłam jemu. Każda wolną chwilę chciałam dzielić z nim. Byłam zbyt łatwowierna. Może gdybym trzeźwo myślała, zauważyłabym wcześniej, że mnie zdradza. – nagle Idalia znalazła się sama w ciemnym pokoju. – Pewnego dnia postanowiłam iść nad rzekę. Robert wykręcił się od spotkania ze mną. Idąc przez las nagle zauważyłam jakieś dwie postaci namiętnie się całujące. Podeszłam bliżej ciekawa kim są. Przez przypadek złamałam jakaś gałąź i oboje na mnie spojrzeli. To był on z jakąś córeczka Afrodyty. – po policzkach dziewczyny zaczęły spływać łzy. – Uciekłam, a on pobiegł za mną. Długo mnie szukał. Przepraszał. Obiecywał, że to się nie powtórzy. Gdy mnie znalazł byłam cała zapłakana. Uderzyłam go w twarz i wróciłam do domku. Dwa tygodnie później Robert zaginał. A teraz wrócił jakby nic się nie stało. Znów zaczął mnie błagać o wybaczenie. A ja nie mam na to siły. Nie chce przeżywać tego wszystkiego od nowa. Wolałabym, żeby zginął gdzieś w lesie. A najgorsze jest to, że… Ja go chyba nadal kocham.
Po tak długiej wypowiedzi Idalia rozpłakała się na dobre. Znów była na plaży. Koło niej siedział Albert. Morze nadal było spokojne. Słońce oślepiało swym blaskiem.
Chłopak chciał ja przez chwile przytulić, ale ona pokręciła głową. Chciała, żeby ktoś o tym wiedział. Nikt dotąd nie wiedział co na prawdę zdarzyło się miedzy nią a Robertem. Ludzie snuli różne domysły.
Jednak chciała tylko zrozumienia. Nie pocieszania, zapewniania, że wszystko będzie dobrze. Bo nie było. Może kiedyś będzie, ale jeszcze nie. Nie teraz.
Chłopak postanowił spróbować polepszyć jej humor. Zaczął coś mówić, jednak ona nie rozróżniała słów. Próbowała się skupić na jego głosie, lecz wspomnienia były silniejsze. To one mogły ja zniszczyć.
Siedzieli na plaży, jak co dzień po obiedzie. Rozmawiali o jego życiu poza Obozem. Robert przyjeżdżał tylko na wakacje, a ona chciała wiedzieć wszystko o świecie poza granicami. Nie rozumiała tego co jej mówił. Było dla niej niepojęte jak można kogoś zabić dla zabawy, czy zagrać na czyiś uczuciach. Wtedy jeszcze tego nie doświadczyła. Chłopak co chwilę patrzył na morze.
– Chcesz popływać? – spytała w końcu.
– Nie powinienem. Posejdon nie przepada za Zeusem. Ze wzajemnością. – przypomniał jej.
Kiwnęła głową i pogrążyła się w swoich myślach. Woda była taka piękna. Słonce niedawno zaszło, a na niebie pozostało jeszcze kilka różowych obłoczków. Nagle zobaczyła uśmiech na twarzy Roberta i szalony błysk w oczach.
– Wiesz… Zawsze można zaryzykować. – powiedział i nim zdążyła się obejrzeć, wziął ja na ręce i wszedł do wody.
– Nie! Nie! Robert! Puść mnie! Już! Zostaw! – wrzeszczała, ale chłopak był już po kolana w wodzie.
– Mam cię puścić? – zdziwił się.
– NIEEEE!!! – pisnęła, ale było już za późno.
Woda była zimna. Nie było głęboko, ale dziewczyna i tak zaczęła machać gorączkowo rękami. Po chwili wstała. Robert był już na brzegu i ślicznie się do niej uśmiechał.
– Zabije cię!
Kątem oka zauważyła jakiś ruch i znów było jasno. Albert wstał i popatrzył na nią smutno. Wiedział, że go nie słuchała. Starał się ją zrozumieć, jednak nie chciał powtarzać swoich wcześniejszych słów. Idalia zmarszczyła brwi zdziwiona i trochę zdenerwowana. Była pewna, że chłopak ma już jej dość. Musiał stwierdzić, że nie ma co z nią rozmawiać, bo ona na to nie zasługuje. Posłała mu przepraszające spojrzenie. Jej oczy były pełne łez. Wyglądała żałośnie. Robert bardzo mocno ją zranił, a ona oddała mu całe swoje serce. Teraz była ofiarą swojej miłości. Cisze przerywał tylko dźwięk fal i bardzo odległe głosy herosów. Idalia odwróciła się od Alberta. Wiedziała, że na nic się zda proszenie, żeby został.
– Wiesz… – odezwał się nagle. – Mogłabyś nie obrażać mnie na każdym kroku. – rzucił. – Pewnie masz uprzedzenia do dzieci Zeusa i dlatego od początku mnie nie lubiłaś. Ale od czasu do czasu mogłabyś o coś poprosić.
Stał jeszcze chwilę, po czym odszedł. Spartanka położyła się na piasku i spojrzała na błękitne niebo. Dokładnie takiego kolory były oczy Roberta… i Alberta. Dziewczyna westchnęła. Zastanawiała się na jak długo zostanie w Obozie jej były chłopak.
Zaje*iste! 😀 Ah, uwielbiam to opko. <3 Chyba stanie się jednym z moich ulubionych. 😀 Świetnie piszesz. Naprawdę podziwiam.
Spożyłaś jeden ogonek od „ą”, ale poza tym… sama zaje***za! Dużo opisów i uczuć oddaje klimat i sprawia, że wszystko jest namacalne- LUDZIE, UCZYĆ SIĘ!
I LOVE IT piszesz zajebiste teksty !!!!!!!!!!!
Czekam na następną część !!!!!!!
<3
Popieram Arachne, co do słowa… Cudo.
Oj. Miałam racje 😀 Już się cd nie mogę doczekać 😀