Wsadziłam go do taksówki a potem na statek. Jeszcze zanim wypłynęliśmy z portu zaprowadziłam syna Gai do kajuty i kazałam mu iść spać. Był strasznie potulny, najwyraźniej moja osoba w połączeniu z tabletkami działała bardziej otępiająco niż myślałam. Wyszłam na pokład i położyłam się na jednym z leżaków. Wybrałam transport wodny, ponieważ z Posejdonem łatwiej się dogadać niż z Zeusem. Zresztą ten drugi mnie nie lubi, nie wiem dlaczego. Wiedziałam, że przez to droga będzie dłuższa. Póki co wszystko przebiegało bez przeszkód, co nie było zbyt dobrym znakiem. Zamknęłam oczy, starałam się po prostu nie myśleć o niczym, chociaż zdawałam sobie sprawę, że jak przyprowadzę syna Gai do obozu mogę nie uniknąć spotkania z Danielem. Zasnęłam na kilka godzin, obudziło mnie przeczucie, że ktoś mnie obserwuje. Uniosłam powieki, na leżaku obok siedział syn Gai wpatrywał się w horyzont.
– Gapisz się w to miejsce od dłuższego czasu czy od krótkiej chwili, kiedy to zorientowałeś się, że powoli się budzę? – spytałam.
– Przyszedłem przed chwilą – odpowiedział zmieszany. Uśmiechnęłam się pod nosem.
– Nadal nie wierzysz, że istnieje?
– Nie wiem. To wszystko jest takie nierealne – zwiesił głowę.
Zrobiło mi się go żal. Przypomniałam sobie jaka byłam zagubiona, kiedy dowiedziałam się prawdy o sobie i wyruszyłam do Obozu. On musiał czuć się jeszcze gorzej, ja miałam wtedy chociaż znikome pojęcie o sytuacji.
– Czujesz się dobrze? – spytałam.
– Tak, chyba tak.
– Mam nadzieje, że nie jesteś głodny ani nic z tych rzeczy, bo wyjaśnienie tej całej sytuacji zajmie mi trochę czasu. Ale najpierw chciałbym wiedzieć jak się nazywasz, będzie mi łatwiej do Ciebie zwracać – uśmiechnęłam się do niego najmilej jak mogłam. Chociaż czy córka Śmierci może się miło uśmiechać?
– Patrick Landen – spojrzał na mnie z wzrokiem takim pełnym nadziei. Nienawidziłam takich sytuacji, ale wytrzymałam to spojrzenie.
– Jestem Lethal. Zacznijmy od początku. Zapewne w szkole miałeś do czynienia z mitologią grecką.
– Owszem ale co to ma do rzeczy – przerwał mi.
– Dużo. Bowiem to wszystko z czym miałeś tam do czynienia istnieje. No może nie wszystko.
– Gadasz bzdury.
– Chciałbyś – zaśmiałam się – A teraz z łaski swojej nie przerywaj mi. Na czym to ja skończyłam? A zatem bogowie greccy istnieją tylko przenieśli się do Nowego Jorku. I nadal mają dzieci ze śmiertelnikami. To półbogowie, herosi. Ty jesteś jednym z nich.
– Nie to nie możliwe – wybuchnął śmiechem. Zdenerwowałam się, ale starałam się zachować spokój.
– Po pierwsze nie zachowuj się jak idiota. Po drugie nie przerywaj mi.
– Jesteś herosem a ja mam Cię dostarczyć na Obóz, który jest jedynym bezpiecznym miejscem. Tam dowiesz się więcej.
– Przecież wychowywałem się w normalnej rodzinie. Mam rodziców, siostrę i brata.
– Prawdopodobnie twoja matka oddała Cię im zaraz po urodzeniu.
– Mam wrażenie, że wiesz kim ona jest – cały czas uśmiechał się jakbym żartowała.
– To Gaja, najstarsza z bogiń. Nie wiem jak Ci się udało przeżyć te osiemnaście lat. Skoro jesteś jej synem, musisz być bardzo potężny. Potwory powinny Cię łatwo wyczuć podobnie jak satyry.
– Załóżmy, że ja jestem tym herosem to Ty niby kim?
– Nic nie zakładaj przyjmij to do wiadomości – krzyknęłam.
– Nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie – powiedział z pełnym spokojem.
– Wolałam Cię jak byłeś otumaniony tabletkami.
– Zawsze jesteś taka miła?
– Za chwilę przestanę być miła – zatrzepotałam wściekle skrzydłami zapominając, że jedno z nich jest złamane. Jęknęłam z bólu – Chcesz wiedzieć kim jestem? Moim ojcem jest Tanatos, jestem córką Śmierci, boginką śmierci z miłości.
– Tyle? – zaśmiał się.
Uderzyłam go w twarz i poszłam do kabiny. Nie miałam ochoty zadawać się dłużej z tym głupkiem. Byłam w duchu wdzięczna każdemu obozowiczowi, który poprawiał mnie jak źle zadawałam ciosy. Rzuciłam się na łóżko i znowu poczułam ból. Skarciłam siebie w duchu za głupotę. Rozejrzałam się na stoliku stał mały kwiatek w doniczce. Dotknęłam delikatnie jeden listek. Zwiądł. Westchnęłam i zaczęłam płakać, nie wiedziałam dlaczego. Czułam po prostu, że musiałam. Przyszedł po chwili, czułam jego obecność, obserwował mnie. Pewnie musiałam wyglądać żałośnie. Płacząca boginką, gdy o tym pomyślałam zaczęłam się histerycznie śmiać. Kątem oka zauważyłam, że Patrick podszedł do stolika i dotknął kwiatka, którego wcześniej pozbawiłam życia. Roślina zaczęła się podnosić, liście znów były zielone, kwiaty rozkwitły.
– Jak Ty to zrobiłeś? – spytałam zszokowana, nie sądziłam, że syn Gai, może posiadać takie umiejętności.
– Odkryłem te zdolności parę lat temu – odpowiedział z uśmiechem. I on mi nie wierzył, że jest herosem.
Chciałam coś powiedzieć, ale usłyszałam huk. Wybiegliśmy na pokład, ludzie biegali tam i z powrotem. Panował jeden wielki chaos. Złapałam jakiegoś mężczyznę za rękę.
– Co się stało? – spytałam.
– Wybuch! – krzyknął – Ratujcie się kto może! Statek zaraz wybuchnie! – puściłam go.
– Pięknie jeszcze tego mi brakowało – mruknęłam pod nosem.
Wzięłam Patricka pod ramię i uniosłam nas kilka metrów nad pokład. Moje ciało przeszywał ból. Przypomniało mi się spotkanie z Chimerą.
– Czemu jesteś taki ciężki?
– Wcale nie jestem ciężki.
– Jakbym słyszała syna Afrodyty a nie Gai.
Spojrzałam w dół. W wodzie było mnóstwo ludzi. Miałam cichą nadzieję, że uda im się przeżyć. Charon ostatnio narzekał, że ma za dużo pracy Minos i spółka także. Wzniosłam nas jeszcze trochę w górę. Nagle statek zamienił się w jedną wielką kulę ognia, fala uderzeniowa odrzuciła nas daleko. Uderzyliśmy w wodę, rozejrzał się nerwowo, nie widziałam nigdzie Patricka. Na szczęście wypłynął na powierzchnie niedaleko. Usłyszałam łódkę, żeby to tylko nie był Apollo. Kierował nią młody chłopak, miał czarne włosy. Tyle zdołałam dostrzec z tej odległości. Najpierw wyłowił Patricka, potem mnie. Łódka wydawała mi się dziwnie znajoma.
– Jestem Percy Jackson – przedstawił się nasz wybawca – Syn Posejdona.
– Miło mi Cię poznać – uśmiechnęłam się i po chwili skrzywiłam z bólu – To jest Patrick Landen, syn Gai. Ja jestem Lethal, córka Tanatosa, obecnie boginka śmierci z miłości.
– Słyszałem o Tobie, ale wszyscy myślą, że nie żyjesz.
– Wiem i wolę, żeby tak zostało przynajmniej na razie. Co Ty tutaj właściwie robisz? – zmieniłam temat.
– Gaja mi kazała – odpowiedział i spojrzał wymownie na Patricka.
– Nie tylko Tobie – westchnęłam – Zwykle się nie ujawniała a teraz strasznie dużo się udziela.
– Tak, to do niej niepodobne.
– O kim wy tak właściwie mówicie? – wtrącił się Patrick.
– O twojej matce – odpowiedział mu Percy. Najwyraźniej nie zapałał do niego sympatią. Postanowiłam się nie wtrącać. To już sobie załatwią na obozie.
– Przecież moja mama jest w Londynie.
– Do niego nic nie dociera – powiedziałam.
– Serio? – spytał Percy.
– Możemy już wracać do Obozu? – spytałam z nadzieją w głosie.
– Oczywiście. Twoje skrzydło nie wygląda za ciekawe.
– Nawet nie chce na nie patrzeć.
Ruszyliśmy w drogę powrotną. Nie odzywaliśmy się, każdy zatopił się we własnych myślach. Kiedy wróciliśmy do Obozu, na brzegu czekali już na nas Chejron i Pan D..
– Mam nowego obozowicza – wzięłam Patricka za rękę i zaprowadziłam do centaura – To syn Gai.
– Gai?
– Czy wyglądam jakbym nie mówiła poważnie? Nazywa się Patrick Landen.
– Nie jesteś w najlepszym humorze. Za ciekawie to Ty też nie wyglądasz – powiedział Pan D.
Rzuciłam się na niego z zamiarem wydrapania mu oczu, nie udało mi się. Jeszcze zanim zdążyłam go dopaść już leżałam na ziemi przygwożdżona przez pędy winorośli.
– Mówiłam Ci już że Cię nie cierpię! – krzyczałam na Dionizosa, próbując się uwolnić – Uwolnij mnie Ty draniu!
– Jeszcze czego radź sobie sama – powiedział i odszedł.
Dotknęłam pędów, które minie oplatały i poczekałam, aż uschną. Po kilku minutach byłam wolna.
– Nie cierpię go – powiedziałam.
– Nie Ty jedna – dodał Percy.
– Percy proszę Cię abyś oprowadził Patricka po obozie i zaprowadził go do odpowiedniego domku. Ja w tym czasie zajmę się skrzydłem Laethal.
– Nie ma sprawy – zgodził się Percy.
Synowie Posejdona i Gai oddalili się. Ja poszłam za Chejronem do Wielkiego Domu.
– Powiesz mi co się właściwie wydarzyło? – spytał Chejron, gdy nastawiał mi skrzydło.
– Gaja poprosiła tatę, żeby nie dopuścił do samobójstwa jej syna. Wysłał mnie. Miałam z nim trochę kłopotów, ale to nieważne. Płynęliśmy statkiem, nastąpił wybuch i wtedy przypłynął Percy – opowiedziałam.
– Dobrze, ale skąd to złamane skrzydło?
– Do Patricka mieszkania weszłam oknem. Łyknął jakieś tabletki i wydawało mu się, że ma halucynacje. Wypchnął mnie i powiedzmy, że miałam bardzo przyjemne spotkanie z asfaltem.
Dostałam trochę ambrozji.
– Kiedy mogę wracać do mojego pałacu? – spytałam.
– Za trzy dni – odpowiedział mi Chejron.
– Ale przecież dałeś mi ambrozji, wszystko powinno być w porządku.
– Gdybyś się zraniła w jakąkolwiek część ciała, to wtedy tak. W przypadku skrzydeł i tym podobnych ambrozja tylko przyspiesza leczenie.
– Czyli jestem tutaj uwięziona? – spytałam, Chejron pokiwał twierdząco głową.
– Będziesz na kolacji?
– A mam jakieś inne wyjście?
– Nie – centaur uśmiechnął się – Tylko przez te trzy dni nie pozabijajcie się z Dionizosem.
Wyszedł ja skontaktowałam się z Hermesem. Pojawił się po chwili.
– Jak się masz młoda? – zapytał – Co Ci się stało?
– Nic takiego, ale jestem tutaj uziemiona na trzy dni. Czy mógłbyś przekazać jedną wiadomość mojemu tacie?
– Jasne nie ma sprawy. To jak brzmi ta wiadomość.
– Przekaż mu, że wszystko jest w porządku. Zrobiłam to o co mnie prosił i nie mogę latać z powodu złamanego skrzydła.
Hermes uśmiechnął się i zniknął. Zamierzał się przejść, kiedy do środka wpadł zdyszany Daniel. Najpierw patrzył na mnie jakby nie mógł uwierzyć, że przed nim stoję a potem mnie przytulił. Mimo że nie chciałam musiałam pozostać obojętna.
– Myślałem, że nie żyjesz – zaczął.
– Było tak – powiedział, próbując oswobodzić się z jego uścisku.
– Więc jak to się stało, że tu jesteś?
– Tata rozmawiał z Zeusem. A on uczynił mnie boginką śmierci z miłości.
– To super – zaśmiał się Daniel.
– Tak to super, ale czy mógłbyś mnie puścić. No wiesz skrzydło.
– O tak przepraszam, ale nawet nie wiesz jak się cieszę – uśmiechał się szeroko, nie mogłam tego odwzajemnić, zauważył to – Coś się stało?
– Daniel, ja nie wiem co powiedzieć. Dla mnie to też jest trudne – westchnęłam – My nie możemy być razem.
– Ale czemu? – opadł na kanapę.
– Zeus już dawno tego zakazał. Wiesz. Herosi i bogowie nie mogą być razem.
– Ty być o to nie dbała. Musi chodzić o coś więcej.
– Mnie też to boli, ale musimy się z tym pogodzić.
– Powiedz mi – spojrzał mi w oczy.
– Chodzi o Apolla. Kazał mi o Tobie zapomnieć – spuściłam wzrok.
– I to wszystko. Ja o to nie dbam. Lethal proszę Cię – chwycił mnie za ręce. Zamknęłam oczy, puścił mnie.
– Nie chodzi tylko o to Daniel. Powiedział, że jeśli nic się nie zmieni w przeciągu miesiąca do akcji wkroczy Afrodyta.
– Więc to koniec?
– Proszę Cię Daniel, nie pogarszaj sprawy.
Odwrócił się i wyszedł trzaskając drzwiami. Był wściekły a ja zrozpaczona. Usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać.
Szczerze powiedziawszy zaczęłam czytać to opowiadanie dzisiaj. I bardzo mi sie spodobało. Strasznie mnie ciekawi co będzie z Lethal i Danielem? Może jakoś uda im się być razem. I co ona będzie robić trzy dni na Obozie? Pisz szybko CD! 😉
Wszystko (poza sporadycznymi niedoborami przecinków) jest tak cudowne, że nie da się tego opisać! [goni toczące się po podłodze gałki oczne, a gdy już się z tym upora, wyciąga z szafy prowizoryczny sprzęt górniczy i schodzi do piwnicy, gdzie zabiera się do poszerzania tunelu, jaki wybiła w betonie jej szczęka]
Uwielbiam to opowiadanie. Smutne, ale tak dobrze napisane, że zawsze chce się czytać.
(ryk) DLAAAAAAAAAAACZEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEMUUUUUUUUUUUUUUUU?! (zmienia się w emołaka i błaga o następną część w trybie natychmiastowym)