Haha. Komu to zadedykować? Może Annabeth7 i Nożownikowi7. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Tak dla przypomnienia: ta książka dzieje się w czasie pomiędzy BwL i OO.
Chione
Kiedy znajdziemy się na zakręcie,
Co z nami będzie?
Świat rozpędzi się niebezpiecznie,
Co z nami będzie?
Nawet jeśli życie dawno zna odpowiedź,
Może lepiej gdy nam teraz nic nie powie…
Nasz każdy pełen przygód rok,
Każdy miesiąc drogi nasz,
Każdy nowy dzień jak szansa i
każda chwila trwogi.
Nasz każdy zachód słońca,
Nasz każdy podniesiony ton,
Każdy naprawiony błąd
I czy musimy stracić to?!
Sylwia Grzeszczak – Co z nami będzie?
Tak. Też nie znałam odpowiedzi na to dziwne pytanie.
Siedziałam w jakimś nowojorskim barze i jadłam hamburgera. Annabeth i Percy patrzyli na mnie z troską.
– Już nic ci nie jest? Strasznie jesteś chuda! – Spytała córka Ateny.
Po raz setny, odpowiedziałam, że nic mi nie jest.
W głowie czułam mentlik. Jestem herosem. Jestem mieszańcem. Jestem półbogiem. Jestem zwierzyną łowną. Jestem chorą psychicznie osobą.
Zatkało mnie. Nigdy tak o sobie nie myślałam. Ale w końcu… Byłam niemal uzależniona od bólu. Lubiłam cierpieć. Te tortury w szpitalu strasznie mi się podobały. Ba! Chciałabym to przeżyć po raz drugi. Ale wiem, że dwójka herosów, która właśnie patrzyła na mnie z drugiej strony plastikowego stolika barowego, nie dopuściłaby do tego.
Westchnęłam.
Nigdy nie miałam przyjaciół. Ludzie mnie unikali. Sama nie wiem dlaczego. Wyczuwali we mnie jakąś złą aurę córki Artemidy? Ann wytłumaczyła mi, iż jestem tą jedyną. Zrodzona z kropli krwi, dziewczyna. Ta jedyna. Nawet fajnie brzmi, co nie? Uff. Podobno, gdy bogini księżyca polowała na potwory, w rękę wbiła jej się drzazga od strzały. Ze skaleczenia wypłynęła JEDNA kropla krwi. Posoka spadła na ziemię, gdzie nagle pojawiłam się JA. Malutka dziewczynka owinięta w srebrzystą tkaninę. Artemida podrzuciła mnie pod drzwi pierwszego napotkanego domu, mając nadzieję, że żaden bóg nie dostrzeże dziecka w jej rękach. W pewnym sensie straciła swoje dziewictwo. I nie chciała, by się to wydało.
Jednak, gdy przechodziła przez łąkę, otuloną srebrną poświatą księżyca w pełni szukając dla mnie domu, dostrzegła ją Chloris. Bogini kwiatów. A była to bogini, która kochała zarówno kwiaty, jak i plotki. Artemida nie dostrzegła niebezpieczeństwa w pomniejszej bogini, siedzącej na trawie i śpiewającej swoim różom i tulipanom. Przywitała się tylko i odeszła. Popełniła olbrzymi błąd. Kolejnego dnia wszyscy o mnie wiedzieli, także potwory. Nie wiedzieli natomiast, gdzie jestem. A bogini łowów nie miała zamiaru nikomu mówić, bo to oznaczałby moją śmierć – nie z ręki bogów, ale potworów.
Percy i Annabeth zaczęli rozmawiać przyciszonymi głosami, a ja wbiłam wzrok w brudne, plastikowe, rażące neonową czerwienią krzesełko, obok mojej nogi. Wyglądało ohydnie.
Moja walizka (która jakoś przeżyła rozbicie samolotu, stała obok). I wtedy zadzwoniła moja komórka. Właściwie zawibrowała, bo przed wyjściem ją wyciszyłam. Wyjęłam aparat z kieszeni i przez chwilę lustrowałam go czujnym wzrokiem. Na wyświetlaczu pojawiło się „Dzwoni Mama”.
Chwilę się zastanawiałam. A później wcisnęłam czerwoną słuchawkę.
***********
Jakąś godzinę później siedzieliśmy na krawężniku, a córka Ateny studiowała plan miasta. Sama nie wiem, po co to robiła. Znała go przecież na pamięć…
I znów nie wiem czegoś o tej skomplikowanej dziewczynie…
– Amidalo, wszystko w porządku? – Zapytał syn boga mórz.
Spojrzałam na niego ze złością.
– A dlaczego coś, by miało nie być w porządku?
– Bo Twoje oczy… Stały się srebrne i rzucają takie dziwne błyski… – Wytłumaczył zmieszany.
Annabeth podniosła wzrok znad swojego planu. Gdy się nade mną pochyliła, spod mapy wyleciało kilka luźnych kartek. Chyba tego nie zauważyła. Spojrzała na moją twarz. Bez słowa sięgnęła do rękawa i podsunęła mi pod nos, swój spiżowy sztylet.
– Spójrz.
Spojrzałam. I zaniemówiłam.
Z moich oczu wyzierał księżycowy blask, Dosłownie. Oświetlał on moją skórę, która wydawała się wręcz biała. Wyglądałam, jak jakiś potwór, czarownica. Oby mnie, jakiś heros z nią nie pomylił, bo wtedy nie byłoby najlepiej.
Westchnęłam. Spróbowałam uspokoić swoje oszalałe, półboskie serce. To, że mam w oczach mikro moony, nie znaczy, że oszalałam. Po prostu są tam one, bo moją matką jest Artemida. A ja jestem jej pierwszym i ostatnim dzieckiem. Wiadomo, iż bogini się mnie wstydzi, ale chyba nie zrobiłaby mi czegoś takiego z tego powodu… A może to wcale nie przez nią… Może to ja sama, to sobie uczyniłam.
Percy i Ann odeszli znów porozmawiać, mnie zostawiając tak, żebym była w zasięgu ich wzroku, jednak nie na tyle blisko, bym mogła ich usłyszeć. O czym oni tak rozprawiali?
Spojrzałam na śliczne z gigantyczna dziuplą, które stało obok. Chętnie weszłabym do tej dziupli i została w niej na kilka lat.
Głowa mnie bolała od tego wszystkiego.
Uderzyłam w asfalt. Tak. Zgadza się – nie usiadłam – uderzyłam. Wiem. Pokładanie się na środku drogi, to nie najlepszy pomysł. I co z tego? Może będzie mnie boleć, jak zostanę potrącona. To byłoby przyjemne.
Ale zamiast tego poczułam na szyi, zaciskające się coś. Chyba rękę. Zostałam zmuszona do wstania, szarpnięciem za włosy. Z ust wyrwał mi się zduszony wrzask. Annabeth krzyknęła niemal w tym samym momencie.
Ale nie ona miała napastnika za sobą. Jej nikt nie atakował. Tylko mnie.
Szlag.
– Nie ruszajcie się, bo inaczej poderżnę jej gardło. –Odezwał się za mną chłopięcy głos.
Zgadłam, że to iście łagodne zdanie, było skierowane do moich towarzyszy.
Poczułam na swojej tętnicy ostrze noża. Co za idiota! Grozi bezbronnej 12-latce ze święcącymi na srebrno oczami
Aua. Chłopak nacisnął mocniej. Z szyi trysnęła mi krew. Dużo krwi. Poczułam błogi, przyjemny ból.
Annabeth i syn Posejdona zamarli.
– Czego od niej chcesz? – Zapytała drżącym głosem córka Ateny.
– Oh, ja? Nie, ja niczego od niej nie chcę. To Kronos jej chce. A teraz wy się wycofacie, a ona spokojnie pójdzie ze mną. Albo… Skończy jako przysmak dla hiperborejczyka. – Wyjaśnił, ten który wbijał mi sztylet w gardło.
– Luke… Puść ją! – Niemal wyszlochało dziecko sowiary.
– Nie, Annabeth. Tak się składa, że jej nie puszczę. Za to puszczę was i się cieszcie. – Warknął Luke.
Percy objął przerażoną dziewczynę ramieniem.
– Musimy mu pozwolić… Inaczej Amidala zginie… – Wyszeptał.
Luke szarpnął mnie znów za włosy i pociągnął w jakąś nowojorską uliczkę. Dwójka herosów patrzyła za mną z rozpaczą. Nic nie mogli zrobić. Nie mogli mi pomóc.
Miałam zostać sługą Kronosa. Na końcu uliczki stał „zaparkowany” koń. A właściwie nie koń. Tylko pegaz. Śliczny, czarny pegaz.
– Chodź. – Warknął mój porywacz.
Teraz, gdy pomagał mi wejść na zwierzę, mogłam zobaczyć jego twarz. Był wysokim dziewiętnastolatkiem o blond włosach do ramion. Twarz, byłaby ładna, gdyby nie potężna blizna, która przecinała mu cały policzek.
– Nie bój się. Jak masz na imię? – Spytał.
– Amidala. – Odparłam.
Heh. Wiem. Słaba część. Ale nie mam w tej chwili weny na to opko XD.
Przepraszam, jeśli się wam nie podobało.
„I niech los zawsze wam sprzyja…”
Pozdrawiam
Chione
Wiesz co o tym sądzę. <3 Na pewno zostaniesz kiedyś wielką pisarką. 😀
Oj, tam nie przesadzaj ;).
😀 Przez chwile dzięki temu nie czułam się jak dziurawa dętka. 😀 Czekam an cd
A dlaczego się tak czułaś? O.O
Z kolejną częścią będzie trudniej, bo zaczyna się 6 klasa – ciężki okres dla mnie. Muszę się dostać do dobrego gimnazjum. Ale postaram się napisać w najbliższym czasie ;).
oo to jest świetne :Dnie moge się doczekac cd 😀
powinaś napisac książke i ją wydac 😀
ja z chcęcią przeczytam 😉
Dzięki XD :P. Kiedyś spróbuję 😛 😛 😛 :P.
Fajna część 😀 I jest Luke, za co DUUUŻY plus 😀 Czekam na CD z niecierpliwością
Aż tak lubisz Luke’a? O.O
Interpunkcji trochę odszajbiło (chyba że nawiasy się do niej nie zaliczają- muszę ze wstydem przyznać, że tego nie wiem), ale treść…
[serduszka w oczach i szczęka na innym kontynencie] ME GUSTA! 😀
😛
Super opko, tylko zauważyłam kilka powtórzeń… ale co tam. Zdziwiłaś mnie z tym bólem. To tak jakby była masochistką, ale oki to twoje opko, tylko troszkę to dziwnie wpasowałaś, ale można to zrozumieć, bo w końcu zrodziła się z bólu, no nie? Ale i tak super. 😀
O taki przekaz mi właśnie chodziło ;). Dziewczyna zrodzona z bólu… XD