Dla wszystkich, którym chce się czytać to nudne COŚ i przy tym nie zasną
Próbowałam wstać. Ktoś podał mi rękę, ale ją odepchnęłam:
-Sama dam sobie radę!
Po chwili jednak pożałowałam tej decyzji. Gdy lekko się podniosłam, upadłam za tyłek. Musiałam się strasznie wściec, ponieważ niektórzy odsunęli się o kilka kroków. Wszyscy się na mnie ciągle patrzyli, niektórzy powstrzymywali uśmiech.
– Dobra. Eh… Pomóżcie.
Podeszło do mnie dwóch chłopaków, którzy wzięli mnie pod ramiona i zanieśli do tego niebieskiego domku z werandą, który widziałam jeszcze podczas lotu. Nazywali go Wielkim Domem. Wzięli mnie do sali pełnej łóżek i położyli na jednym z nich. Domyśliłam się, że to izba chorych. Trzy materace były zajęte: na jednym leżała śpiąca dziewczyna, przykryta po brodę prześcieradłem, na drugim chłopak- również pogrążony w śpiączce, a na trzecim nie wiem, gdyż twarz, podobnie jak nogę i rękę człowiek ten miał zabandażowane, a dodatkowo na drugiej nodze zauważyłam wiele czerwonych blizn. Nie mogłam powiedzieć wiele o jego wyglądzie, lecz na oko miał może 10 lat. W każdym razie nie więcej niż 11. Musiał wiele wycierpieć. Gdy tak myślałam, chłopacy, którzy mnie tu przynieśli przedstawili się:
-Jestem Robert, syn Apollina. A to Adam, potomek Ateny. Jeśli będziesz potrzebowała naszej pomocy, to wołaj- zaczęli iść w stronę wyjścia.
-Moment, zaczekajcie!- Zatrzymali się i znów podeszli bliżej.- Co się im stało?- Wskazałam na leżące osoby.
-No więc…- tym razem odezwał się Adam.- Rok temu walczyliśmy w obronie Olimpu z tytanami, na których czele stał Kronos, ich król. Udało nam się wygrać, ale ponieśliśmy spore straty. Wielu z nas zginęło. Mnóstwo zostało rannych. Część już się wyleczyła z obrażeń, ale Charlotte i Fred nadal pozostają w śpiączce, mają również kilka złamań, ale najgorzej jest z Dalią. Została paskudnie poraniona, a twarz ma poparzoną jadem.
-Czemu nie dacie im nektaru? Tego napoju, co mi uleczył te wszystkie rany.
-To nie jest takie proste. Próbowaliśmy ambrozji i nektaru, pokarmów bogów. Na nic się zdały także lecznicze moce dzieci Apollina. Jad był zbyt potężny, a ze śpiączki nie potrafimy ich wybudzić. To znaczy Dalia słyszy, ale pewnie już nigdy nie odzyska wzroku. Najgorsze jest właśnie to, że z ran zadanych przez tytanów ciężko się wyleczyć. Zamiast kilku tygodni może to trwać miesiącami, a czasem- jak w ich przypadku- może nawet latami.
-Och…
– Olive, może lepiej będzie jak trochę odpoczniesz. Ale najpierw zjedz to- podał mi cukierka- to ambrozja. Działa podobnie jak nektar.
Wzięłam go i zjadłam, a następnie- jak mi polecił Robert- położyłam się i zasnęłam. Gdy się obudziłam, słońce już zachodziło. Po kilku minutach rozległ się dźwięk rogu. Nie wiedziałam, co on oznaczał, ale po chwili odezwał się mężczyzna, który stał przy drzwiach. Miał oczy na całym ciele.
– Czas na kolację- powiedział. Wstałam, a on zaprowadził mnie do pawilonu jadalnego. Spytałam się go:
– Gdzie mogę usiąść?- Ku memu zdziwieniu wskazał na najbardziej oblężony stolik.
-Dlaczego tam? Przecież inne stoliki są prawie puste. Nie odpowiedział, ale podeszła do nas dziewczyna.
– Hej! Ty jesteś Olive?
-Aha.
-Ja nazywam się Monica. Chodź, dziś usiądziesz ze stolikiem Hermesa, ponieważ nie wiemy kto jest twoim boskim rodzicem. Ale nie martw się, za kilka dni pewnie zostaniesz uznana.
-Co zostanę?
-Uznana. To znaczy, że poznasz swojego jednego rodzica, tego ze strony bogów.
Strasznie się ucieszyłam na tą wiadomość, gdyż od zawsze myślałam, że moja mama i tata zginęli. Wcisnęłam się na miejsce w ławce obok jakiegoś chłopaka. Po chwili przyniesiono jedzenie: pizzę, hot-dogi, kurczaka z rożna oraz sałatki i owoce. Wcześniej Monica powiedziała mi, że jak chcę coś pić, mogę to powiedzieć jednej z nimf noszących jedzenie, a wtedy w mojej szklance pojawi się napój. Poprosiłam więc o wodę niegazowaną. Nie miałam ochoty na nic słodkiego. Na talerz nałożyłam sobie kurczaka oraz sałatkę grecką. Przed posiłkiem, tak jak powiedział mi ten chłopak obok mnie, wrzuciłam do ognia ofiarę dla bogów: kawałek skrzydełka i trochę sałatki. Coraz bardziej wierzyłam, że naprawdę istnieją. Kolacja smakowała wyśmienicie. Po posiłku centaur poinformował wszystkich o moim przybyciu. Sam przedstawił mi się jako Chejron.
Następnie udałam się z moimi nowymi kolegami do domku Hermesa, w którym miałam na razie zamieszkać. Niestety, wszystkie osiem piętrowych łóżek było już zajęte, ale dostałam dmuchany materac, poduszkę i koc. Ktoś znalazł dla mnie piżamę. Była na mnie za duża, ale nie przeszkadzało mi to. Przez chwilę jeszcze poznawałam moich współlokatorów, a potem wszyscy położyliśmy się spać. Oprócz mnie na materacach spały jeszcze dwie osoby.
***
Przez sen znów słyszałam głosy moich rodziców. „Niedługo się dowiesz”, „Bądź dzielna”, „Jesteśmy z tobą”, „Kochamy cię, córeczko”.
Obudziłam się następnego dnia rano. Gorące promienie słońca wpadały przez okno. Obok mojego materaca znalazłam kilka pomarańczowych koszulek z napisem „Obóz Herosów” oraz dwie pary jeansów. Zauważyłam, że wszyscy noszą takie ubrania. Wzięłam jeden zestaw i poszłam się umyć do łazienki. Gdy wzięłam orzeźwiający prysznic, poczułam się pełna sił. O godzinie ósmej trzydzieści rozbrzmiał dźwięk rogu (jak się później dowiedziałam, była to koncha). Wyszliśmy z domku i ustawiliśmy się w szeregu. Z innych budynków również wychodzili obozowicze i się zbierali, jednakże z domku Posejdona wyszedł tylko Percy, a z kilku innych- jak się domyśliłam po wyglądzie: Zeusa, Hery, Artemidy i Hadesa- nie wychodził nikt. Wszyscy skierowali się do kantyny na śniadanie. Na stołach czekały już na nas płatki, mleko i kanapki. Zaczęliśmy jeść, podczas czego śmialiśmy się i rozmawialiśmy. Mimo iż jeszcze wczoraj czułam się odludkiem, dziś już wiedziałam, że Obóz Herosów to mój dom.
Dopiero podczas śniadania dostrzegłam, że przy stole na podwyższeniu na końcu sali, obok stojącego Chejrona, siedział pewien mężczyzna w hawajskiej koszuli w lamparcie cętki w towarzystwie kilkunastu chłopaków w różnym wieku, którzy mu usługiwali.
-Kto to jest- spytałam się Moniki.
-Nie wiesz?! To Dionizos, bóg wina, ale lepiej mówić do niego Pan D. Jest on dyrektorem naszego obozu. Nie przepada za nastolatkami, więc lepiej z nim nie zadzierać, ale został tu zesłany za karę przez Zeusa. A ci obok niego to satyrowie. Od pasa w dół kozły. Pomagają nam nieraz dotrzeć do obozu, gdy grozi nam niebezpieczeństwo.
Dionizos dyrektorem naszego obozu? Jejku! I satyrowie? Super!
-Co będziemy robić po śniadaniu?
– Nasz domek ma dzisiaj lekcje szermierki, następnie obiad, potem nauka latania na pegazach, a po kolacji chyba będzie zdobywanie sztandaru.
-Nauka latania na pegazach? One naprawdę istnieją?- Zapytałam, a Monica pokiwała twierdząco głową. Ten obóz jest świetny!
***
Przed lekcjami poszłam z Fredem, kumplem z jedenastki, aby wybrać dla mnie miecz. Sprawiło to trochę problemów i zajęło mnóstwo czasu, ale w końcu znaleźliśmy odpowiednio wyważoną broń. Udaliśmy się na arenę. Na początku pokazano mi kilka przydatnych pchnięć i cięć, a następnie kazano mi obserwować pojedynek Monica kontra Fred. Później przyszła kolej na mnie. Obiecali, że mnie oszczędzą, a ja miałam taką nadzieję. Jednak po godzinie treningu zawiała wilgotna bryza znad zatoki, a ja poczułam nową moc. Wiedziałam, jak mam walczyć. Kilkoma uderzeniami pokonałam moją przeciwniczkę, wytrącając jej ostrze z ręki i zbliżając mój miecz do gardła. Nareszcie mi się udało! Chociaż potem już nie byłam taka szczęśliwa, gdyż przestali dawać mi taryfę ulgową. Po treningu padłam zmęczona na trawę i do obiadu leżałam tak wpatrzona w obłoczki nad naszym obozem.
Po posiłku, wedle zapowiedzi, udaliśmy sie do stajni, gdzie czekały już na nas pegazy. Było ich osiem, a nas prawie dwudziestka, także na jednym pegazie lekcje na przemian miały po dwie- trzy osoby. Mnie, Monice i Clarze przydzielono pięknego, białego ogiera. Na początek- jako że najdłużej już latała i chciała nam pokazać jak się to robi- na skrzydlatego konia wsiadła Monica. Następnie przyszła kolej na mnie. Omal nie spadłam, gdy wznosiłam się w powietrze, ale po kilku minutach uspakajania pegaz wyrównał lot. Lekcje bardzo mi się spodobały, więc zadowolona poszłam na kolację.
Wieczorem, przy zdobywaniu sztandaru, nasz domek walczył w drużynie z dziećmi Aresa, Hefajstosa i synem Posejdona oraz kilkoma domkami pomniejszych bóstw przeciwko reszcie. Została postawiona razem z Jake’m Masonem os Hefajstosa na linii obrony naszego sztandaru. Rozbrzmiał dźwięk rogu rozpoczynający bitwę. Po kilku minutach spokoju zauważyliśmy pierwszych wrogów. Dobiegał do nas Percy i kilkoro innych dzieciaków, ale domyśliłam się, że pewnie jest tam również Annabeth w czapce niewidce. Dlatego wysłałam Jake’a, aby walczył z resztą, a ja pod sztandarem cięłam na wszystkie strony. Obok siebie zobaczyłam, że coś przygniata liście. Rzuciłam się w tamtą stronę i chwyciłam niewidzialny cel. Annabeth zaczęła się szarpać, a ja zdjęłam jej z głowy czapeczkę Jankesów. Następnie przywiązałam ją liną do drzewa, aby nie uciekła, i pobiegłam z pomocą w kierunku reszty walczącej grupy. Później usłyszeliśmy radosne okrzyki, więc pobiegliśmy w stronę strumyka, gdzie Clarisse już stała ze zdobytym sztandarem drużyny przeciwnej.
Po manewrach w lesie odbyło się ognisko. Podczas niego jeden chłopak z naszego domku został uznany przez Aresa. Rozległy się wiwaty. Następnie śpiewaliśmy i jedliśmy pieczone kiełbaski. Gdy wszystko się skończyło udaliśmy się do naszych kwater. Gdy szłam, podbiegła do mnie Annabeth.
-Hej. Nieźle się spisałaś. Mało kto mnie zauważa.
-Och, to nie było wcale takie trudne.
– Może masz rację… Pewnie popełniłam jakiś błąd.
-Annabeth…- zaczęłam
-Tak?
– Jak myślisz, kto może być moim boskim rodzicem?
– Nie wiem… Szybko nauczyłaś się władać bronią, więc może jesteś córką Aresa. Ale mówiłaś, że w szkole też ci nieźle idzie, więc może to Atena. Podczas zdobywania sztandaru wykazałaś się sprytem. Ale równie dobrze możesz być dzieckiem Hefajstosa albo Hermesa. Ale nie warto zgadywać. Pewnie za kilka dni się dowiesz.
-Tak trudno żyć w niepewności… Całe życie spędziłam w domu dziecka, a tu się dowiaduję, że mój rodzic, mama lub tata, żyje. Może nie jest przy mnie, ale chociaż istnieje. Powinnam się cieszyć… Sama już nie wiem.
-Wielu z nas tak ma. Jeszcze przed wojną tytanów było gorzej. Mało kiedy nasi boscy rodzice się o nas martwili. Czasem na uznanie trzeba było czekać nawet kilka miesięcy- zaczęła tłumaczyć.- Ale teraz, na prośbę Percy’ego, bogowie starają się nami choć trochę bardziej interesować. Dlatego po kilku dniach spędzonych w obozie wiemy już, kto jest naszym rodzicem.
-Zaraz, zaraz… Bogowie usłuchali herosa?! Percy’ego?
-No tak… to trochę skomplikowane… Ale opowiem ci w skrócie. No więc Percy zabił króla tytanów, Kronosa. W ogóle poprowadził nas na tę wojnę. W zamian za uratowanie Olimpu bogowie postanowili spełnić jedno jego życzenie. Zaproponowali mu nawet, że może stać się jednym z nich, nieśmiertelnym. On jednak to odrzucił i poprosił o trochę zainteresowania wobec nas.
-On mógł zostać bogiem? I tego nie chciał?!
-Nie chciał opuścić przyjaciół w obozie.- A teraz idź już spać, jutro możemy porozmawiać. Dobranoc.
***
Powlekłam się do domku Hermesa i opadłam na materac. Zasnęłam po chwili.
Znów słyszałam głosy rodziców. „Jeszcze kilka dni”, „Jesteś wyjątkowa”.
Rano zaczęłam się zastanawiać. Bogowie mogą przekazywać nam informacje przez sen. Ale ja słyszałam głosy i matki, i ojca. Po śniadaniu poszukałam Annabeth, bo jej najbardziej ufałam. Zapytałam się, czy to możliwe.
-Hm…- zaczęła się zastanawiać.- Może twój boski rodzic pozwala się kontaktować śmiertelnikowi poprzez sny. A może to po prostu zwykły sen. Słyszysz to, co chciałabyś usłyszeć.
-Może masz rację, ale to nie daje mi spokoju. Eh… Lecę na lekcje łucznictwa.- pobiegłam w kierunku polanki. Kilka razy trafiłam w sam środek tarczy, co mogło mnie klasyfikować również jako dziecko Apollina.
Po lekcjach poszłam nad jezioro, aby trochę porozmyślać. Miałam totalny mętlik w głowie. Byłam pewna, że słyszałam oboje rodziców.
Chciałam już w tej części zawrzeć coś ciekawego, ale znów się rozpisałam niepotrzebnych rzeczy… Przepraszam Was za to. Następna będzie ciekawsza.
Jak będziesz ciekawsza t wybuchnie mi mózg! To opowiadanie, jest naprawdę dobre.
Zgadzam się z Nozownikem7. To opko jest super
Mi tam się podobało 😀