To trzecia i ostatnia część te dziwacznej historii. Nie bijcie mnie. Tak musiało się skończyć.
Dedykacja dla wszystkich czytających, a szczególnie tych co potrafili uronić choć jedną łzę dla Lilli.
Podrzuciłam medalion w niebo. Mimo, że słońce już dawno zaszło, ujrzałam znajomy mi błysk. Trafiłam celnie jedno zwierzę. Anabeth dobyła sztyletu. Próbowała ugodzić atakującego ale tylko chybiała. Percy próbował się do niej dostać. Więcej nic nie zobaczyłam, bo szarżujące bestie zasłoniły mi tamtą część obozu. Obozowicze zaczęli bronić innych, ale tylko niepotrzebnie się ranili i uciekali w popłochu. Istniał tylko jeden sposób, aby je pokonać. I to ja byłam tym sposobem. Otrząsnęłam się. Kurz przesłonił niebo. Wiele osób czeka pewnie na śmierć. Część dzieciaków pewnie gdzieś się zaszyła w kącie i nie wierzy w to, co się teraz dzieje. Pomyślałam o Matim. Jeden ruch i zniknąłby z tego świata. Lila myśl. Co zrobić, żeby te bestie wyniosły się z obozu? Może woda?
„Na pewno nie woda. Będą jeszcze silniejsze…”
Pierzasty delikatnie opadł obok mnie. Był ranny. Obejrzałam ślad po rogu dzikiego byka. Nie powinien się tak dla mnie narażać. Spojrzałam mu w oczy:
„Jak je pokonać? Skoro nie wodą to czym?”
„Jesteś obdarzona przez wielu, ale to dlatego, że sami uważają cię za wyjątkową. Wymyśl coś.”
„Ale co!?”
„Mam się tobą opiekować. Nie jestem błyskotliwy, tak jak dzieci Ateny. Ty jednak masz taki dar.” i odleciał. Stałam i patrzyłam na potwory. Co może zniszczyć spiżowego byka. Przypominałam sobie strzelnicę. Jeszcze kilka godzin temu zniszczyłam strzałę spiżem. Tak to był pomysł. Tylko jak przedostać się do innych? Spojrzałam na stado. Były luki. Jedna, druga, trzecia, czwarta i koniec, potem znowu. Rytm! Liczyłam za każdym razem. Mam tylko jedną szansę. Nastawiłam się do biegu. Raz, dwa, trzy, TERAZ! Ruszyłam sprintem. Jeszcze tylko sekunda i nie zdążę. Spoglądałam na pierwszego byka. Fioletowe ślepia były nieobecne. Biegł za stadem, nieświadom tego gdzie jest. Przez nieuwagę potknęłam się. Upadłam. To już mój koniec. Zostanę zdeptana. Przyszykowałam się na ból. Patrzyłam bestii w oczy. Ujrzałam błysk strachu. Stanęła dęba centymetr ode mnie. Bał się mnie i to panicznie. Minęły trzy sekundy. Wtedy ktoś mnie porwał. Uderzyłam o ziemię. Tamta osoba o mnie. Bolało jak diabli. Po chwili poczułam krzew malin. Patrzyłam mu w oczy. Jego melodyjny głos wznosił się w powietrze:
– Chciałaś umrzeć? Lil co ty robisz… – Wtedy mnie objął. Jego oddech ogrzał mi kark. Płakał. Zimne łzy spływały mu po policzkach i rozbijały się o zbitą trawę. Trwaliśmy tak krótko. Potem wstaliśmy. Tabun byków zdawał się nie kończyć. Rozejrzałam się. Wokół nas walczyła garstka obozowiczów. Anabeth z Percym ubezpieczali się nawzajem, broniąc się przed jednym z potworów. Ne wiedzieli, że jedyny sposób, to zniszczyć jego rogi. Dziewczyna powoli opadała z sił. Percy próbował chronić ją swoją mocą, lecz to nic nie dawało. Sam oberwał rogiem w ramię, co dawało im małe szanse na przeżycie. Popatrzyłam w czarne oczy. Zrozumiał. Już po kilku chwilach dwa byki leżały na ziemi dogorywając. Musiałam podtrzymywać córkę Ateny, bo skręciła kostkę, walcząc. Była blada i ledwo chodziła. To nie było dobrym znakiem. We czwórkę wpadliśmy do resztek jakiegoś domku. Nie mogłam zorientować się jakiego, bo wszędzie leżały gruzy, a w powietrzu unosił się drapiący w gardle pył. Opuściłam dziewczynę na podłogę. Z domku zostały tylko trzy ściany i kawałek dachu. To samo spotkało inne budynki w obozie. Wszędzie biegali herosi, niektórzy kuśtykali na złamanych nogach. Bestie dalej szarżowały. Spojrzałam na Anabeth.
– Na pewno to tylko kostka? – zapytałam – Wdało się chyba zakażenie. Ktoś wie czyj to domek?
– Chyba Apolla, ale nie jestem pewny. – usłyszałam głos z tyłu. Percy miał rację. Wszędzie walały się gitary, pędzle, mikrofony i inne charakterystyczne przedmioty dzieci tego boga. Zaczęłam przerzucać kamienie. Po chwili znalazłam to, czego szukałam. Po dnie plastikowej butelki przedzierał się złoty płyn. Musiał starczyć. Jak na razie nie mieliśmy dostępu do lecznicy. Za dużo bestii biegało po drodze. Wróciłam do córki Ateny. Była zimna niczym lód. Odkręciłam korek i podawałam jej po małym łyku, tak żeby się nie zakrztusiła. Powoli wracała do siebie. Obok mnie Matt opatrzył już ranę mojego brata. Byliśmy w pułapce. Jeżeli zaraz ktoś nie opanuje hordy bawołów obóz zostanie zrównany z ziemią. Myśli napływały mi jak karabin maszynowy. Muszę je przepędzić. Tylko jak. Mam mało czasu, bardzo mało. W pewnej chwili gruzy zaczęły się poruszać. Nie, to pewnie zwidy. Inni też to pewnie zauważyli. Czarnooki rzucił się na kamienie. Przebierał kamień po kamieniu. Ręce mu krwawiły. Po paru minutach wyciągnął małego chłopaka, na moje oko dziewięciolatka. Miał dziwnie wygiętą nogę i był cały roztrzęsiony. Nie wiedział co się stało i pewnie bestie roztrzaskałyby go na strzępy ale chłopak ukrył się pod nie zawaloną ścianą i to mu dało jedną szansę na tysiąc. Noc była parna. Wokół nas unosił się zapach zgniłego mięsa. W gruzach leżały pewnie inne dzieci, którym nie udało się przeżyć. Byki dalej niszczyły obóz. Przegrzebywałam szczątki w poszukiwaniu jakiejś żywności. Jedyne co znalazłam to paczka krakersów, tuzin kanapek, pół butelki złotego napoju, pięć batoników i dwie pięciolitrowe butle wody. Łazienka jakimś cudem nie została zniszczona, więc mieliśmy całodobowy dostęp do wody. Jak już się dowiedzieliśmy, chłopak miał na imię Adam, syn czarodziejki magii – Hekate. Był prztomny ledwie na kilka minut, teraz ogarniały go wstrząsy. Dym ze zniszczeń powoli opadł, więc zdąrzyliśmy dojżeć pozostałości najbezpieczniejszego miejsca dla dzieci półkrwi. Wszędzie leżału trupy herosów. Domki zrównane z ziemią. Niektórzy dobijali małą grupkę potworów, ale ja wiedziałam, że po tych będzie następna salwa. Nigdzie nie było widać pierzastego ani Cherjona. Lecznica pewnie pęka w szwach. Nimfy chodziły i płakały nad dziećmi. Nie mogłam dojrzeć areny, ani wielkiego domu, ale na pewno zostały z nich tylko fundamenty. Poczułam rękę na swoim ramieniu.
– To przeze mnie. Gdybym posłuchała snów, to bym uciekła jak najdalej, poinformowała wszystkich żeby się schronili, a tak. Mateusz, zabiłam prawdopodobnie całe mnóstwo dzieciaków… – głos mi się łamał – Jestem mordercą. Ten chłopak miał rację. Umrę sama, cała we krwi innych. Splamiona dostanę się na pola kary. I taki ze mnie pożytek. – łzy leciały mi po policzkach. Nie wycierałam ich. Czekałam, aż zaschną na mojej twarzy zmieszane z brudem i potem. On zbliżył się do mnie. Przytulił mnie. Nie pocieszał, nie warto. Zciskał moje dłonie w swoich. Czułam dreszcze na myśl o tym, że on też zginie przeze mnie. Nie to nie może być prawda. To ja zginę za niego. Nie będzie cierpiał. Dorośnie i będzie miał rodzinę, doczeka się wnuków, a potem… potem umrze razem ze swoją ukuchaną i spotka się z nią w Hadesie, szczęśliwy. Nie, nie będę o tym myśleć. Przestałam patrzeć na umierających. To było zbyt bolesne. Zawiesiłam się na jego szyi, wiedząc, że uż nigdy tego nie zrobię. Liczyłam w myślach: Trzy, dwa, jeden… Wyrwałam się z jego uścisku i pobiegłam w wir walki. Łzy dalej spływały po rozpalonej twarzy. Minęłąm trupa małej córki patrona sztuki, tej, co zadała mi pytanie kilka godzin temu. Potem kolejnego trupa, i kolejnego i tak dotąd, aż zanużyłam ostrze miecza w jednym z potworów. Wykonałam mistrzowskie salto na jego ciałem i zaatakowałam kolejnego. Obydwa rozpłynęły się w pył. Czas zwolnił. Biegłam pod prąd niszcząc jednego po drugim. Ile ich jeszcze będzie? Dwieście? Może sto? Używałam wszystkich darów od bogów. Słyszałam ciche okrzyki rannych dzieciaków. Zachęciłam innych do walki. Patrzyli na mnie i podziwiali. W głowie słuszałam głos Syriusza:
„Nareszcie walczysz! Wytrzymaj jak najdłużej. Jesteś wzorem herosa! Patrzą na ciebie wszyscy bogowie. Lilla jestem z ciebie dumny.”
To były pierwsze słowa pochwały od niego. Walczyłam z całych sił. Wokół mnie unosił się pył z moich ofiar. Jeszcze tylko kilka. Jeszcze zdąrzę. Zostało mi tylko kilka sekund. Zostały tylko dwa, potem jeden potwór. Nie zdąrzę. Jestem za daleko. Za chwilę minie ostatnia sekudna. Ostatnia i wtedy pojawią się następne. Blask. Wielki blask w oczach. A potem gorąco. Puściłam miecz. Moje kolana złamały się pode mną. Uderzyłam głową w ziemię. Krzyk, straszny krzyk. Potem ciemność. Czarna ciemność. I zapach malin. Ciepło rozpływające się po moim ciele. A potem chłód. I dreszcze. Melodyjny głos czarnookiego. Piosenka. Smutna. Bardzo smutna. Słyszałam tylko kilka słów:
Niech Gasną dni, Szepty drżą
A ty
Prowadź mnie, milcząc rozpal sny
tak bardzo chcę w myślach twych, już być
czuć oddech twój
chwytać każdy zmysł
Teraz wiem, tak już jest
jesteś cześcią mnie
Każdym dniem każdą z chwil
Jesteś cześcią mnie.
Nie pragnę słów wzrokiem do mnie mów
wciąż jestem tu czekam na twój znak
Teraz wiem, tak już jest
jesteś cześcią mnie
Każdym dniem każdą z chwil
Jesteś cześcią mnie.
Niech mija czas mów mi że
Zawsze tylko ty
Każdym dniem każdą z chwil
Jesteś cześcią mnie.
Teraz wiem, tak już jest
jesteś cześcią mnie
Każdym dniem każdą z chwil
Jesteś cześcią mnie.
Niech mija czas mów mi że
Zawsze tylko ty
Każdym dniem każdą z chwil
Jesteś cześcią mnie.
Wtedy coś zrozumiałam. Umarłam. Koniec, basta. Już więcej nie zobaczę nic, poza ciemnością, i już nie usłyszę nic, poza tą piosenką. Nie poczuję nic, poza maliną. Już nigdy nie zobaczę nikogo…
Syn Empuzy pożegnał się ze mną na zawsze. Wiedziałam kto jest jego matką. To ona pokonała ostatnią bestię. Pomogła mi.
(Informacja dla tych, którzy pragną usłyszeć tę piosenkę: For Teens – Jesteś częścią mnie)
Super! Bardzo mi się podoba, choć jest parę błędów
Podejrzewałam, że jego matką jest Empuza.
Podejrzewałam, że ona umrze.
A i tak che mi się, do jasnej ciasnej, płakać.
Zabije cie!!! Słyszysz?!! Ide po ciebie!! Dlaczego TYLKO 3 CZĘŚCI?!!! To jest boskieeeeeeeee!!! Dawno się tak nie wzuszyłam.Właściwie, to nigdy się tak nie wzruszyłam.
proszę bardzo, TheEnd
Mieszkam w Puławach, nad Kazimierzem, wiesz to miasto od Czartoryskich, (jak dojechać sprawdź na mapach google)
Czekam z kawą/herbatą/czekoladą/frugo/tymbarkiem
Szukaj Michaliny z rudymi włosami i okularami
PAMIĘTAJ, JA ZAWSZE BĘDĘ CZEKAĆ
,,Ja zawsze będę czekać” to brzmi prawie jak groźba. Hahaha :D. Mentalny żółwik (za okulary). Nie musisz się martwić,przyjdę na pewno. I masz czekać z szarlotką z lodami a nie jakąś tam czekoladą 😀 Rozumiemy się?
Faaaaaaaaaaajne 😀 :D. Boskie, herosowe :P.