Dla ciekawskich: Kontynuacja Nereusa
Dla mniej ciekawskich: Będzie trochę inaczej
^^
Stawiałam bezszelestne kroki. Mój oddech pozostawiał zimną parę ponad gorącym powietrzem. W gąszczu poczułam ruch. Nie było wyjścia. Rzuciłam się do ataku. Ofiara nie miała szans. Zatopiłam kły w ciepłym ciele. Natychmiastowy przypływ sił spowodował, że chciałam zapolować na jeszcze jedno zwierzę. Wiedziałam jednak, że nie mogę. Zostawiłam martwe zwierzę padlinożercom i wróciłam do obozu.
Szłam i spoglądałam na biegające dzieciaki. Minął rok po zmianie. Nadal nie mogłam się do tego przyzwyczaić. Skierowałam się do domku Nereusa. Miałam marne szanse spotkać tam Adiego. Pewnie ćwiczy na arenie. Padłam na łóżko. Z pod poduszki wyciągnęłam zeszyt. Wzięłam do ręki długopis i nabazgrałam kilka zdań.
* * *
Polowanie: Kolejna ofiara;
Życie: Cztery ofiary;
Jak się czuję zabijając? Beznadziejnie. Okropnie. Obrzydliwie.
Co czuję do siebie? Obrzydzenie. Jestem nieczysta. Brudna. We krwi.
Nienawidzę… Bycia wampirem; Śmierci Anki, Thalii i Łukasza; Zabijania bezbronnych istot.
Kocham… Walkę; Adama.
* * *
Więcej już nic nie napiszę. To boli i będzie boleć. Jak zawsze. Schowałam zeszyt z powrotem. Leżałam bezczynnie. To było miłe uczucie. Kochałam błogie leżakowanie. Ale nie dawało mi to ulgi. Pragnęłam krwi. To straszne. Z powodu braku jakiejkolwiek duszy obok mnie, a musiałam z kimś pogadać.
Przeszłam się po obozie. Dzieciaki bały się mnie, a jednocześnie podziwiały. Nawet nie wiedziałam za co. No cóż, warto było. Nie. Nie było warto ich narażać. Najlepiej by było gdybyśmy sami go zniszczyli. Znowu bolesne wspomnienia. Zacisnęłam pięść tak mocno, że po palcach spływała mi strużka srebrnej krwi. Nie przejęłam się. Szłam dalej. Tak jak myślałam na arenie był Adam. Dziurawił raz po raz kukłę, robiąc z niej durszlak. Stanęłam za nim, jednak jego wyczucie było silniejsze. Szarpnął mnie w pasie tak, że wisiałam na jego jednej ręce. Uśmiechnęłam się.
– Nie przesadzasz troszeczkę.
– Nie, a dlaczego? – Zaśmiał się.
– Nic, po prostu cieszę się, że jesteś.
– A uwierzysz, że ja też.
Przycisnął mnie do siebie. Nasze usta musnęły się delikatnie. Mój wzrok powędrował ku istnej burzy trwającej u niego.
– Zawsze jest w twoich oczach burza, gdy spoglądam na ciebie.
– Dużo dla mnie znaczysz.
Próbował jeszcze raz mnie pocałować ale się nie dałam. Wyjęłam noże. On zrobił minę typu czego mi to robisz. Potem robiłam nad nim salta, atakując raz po raz. Odparowywał. Puściłam noże na ziemię i zmieniłam się w moją ulubioną postać – węża. Teraz walka była równa. Jedno cięcie i już leżał na ziemi. Zmieniłam się z powrotem. Stałam nad wampirem i śmiałam się do rozpuku. Przyszedł czas na kolację. Apollo kończył swoją wędrówkę po niebie. Zanim jednak siedliśmy przy stole (I tak nic nie jadłam, bo po kolacji zwracałam wszystko co zjadłam) Chejron miał dla nas własne ogłoszenie:
– Do obozu przybyła dzisiaj nowa półkrwi – nic niezwykłego. Piłam wodę (tylko ją mogłam pić) – Jest to Aurora Awarded córka Nereusa
Cała woda znajdująca się w moich ustach poleciała na stół. Byłam jedyna. Do naszego stołu (z pewnych względów ja i Ad siedzieliśmy razem) podeszła dziewczyna w białej sukience. Lekko zielonkawe włosy powiewały jej na wietrze. Spoglądała na nas zielonymi oczami. Po chwili usiadła i uczta się rozpoczęła. Ja i Ad rozmawialiśmy, ona dziwiła się czego nic nie jemy.
Wróciliśmy do domków. Starannie zamknęłam drzwi za naszą trójką. Potem spojrzałam na nią z ukosa. W końcu zmusiłam się do kilku pytań:
– Kto jest twoją matką?
– Co tak na mnie napadacie?!
Fakt, usiedliśmy na krzesłach, jakbyśmy byli na przesłuchaniu. Powtórzyłam pytanie. Dziewczyna nie dawała za wygraną. Rzuciłam się na nią. Miałam wybuchowy charakter, ale no cóż, takie życie. Aurora wisiała kilka centymetrów nad ziemią. Nieco wystraszona wyszeptała to, co wiedziała:
– Błagam cię. Nie zabijaj mnie. Moją matką jest Okeanida – Marine. Tyle wiem. Błagam cię, nie zabijaj mnie.
Puściłam czternastolatkę. Nieźle ją wystraszyłam..
– Chodź. Na polowanie.
– Nad, wiesz, że nie możemy tak często.
– Chodź i już.
Wyszliśmy z domku. Pchnęłam go na ścianę. Przygwoździłam go tak, że nie mógł się ruszyć. Był zdziwiony moim zachowaniem. Stanęłam tak blisko. Czułam jego oddech na twarzy. Zacisnęłam paznokcie na jego piersi. Szeptałam tak, że tylko on słyszał moje słowa:
– Jeżeli się o nas dowie… Nie może wiedzieć, że jesteśmy wampirami, rozumiesz?
– Nad i tak się dowie. Musimy jej powiedzieć
– Ad. Nie, rozumiesz? – syknęłam mu w ucho.
Chłopak wyrwał się z uścisku. Bez słowa poszedł w stronę lasu. Był nieco oszołomiony po tym jak zareagowałam na jego słowa. Kroczyłam za nim. Woń krwi wiodła mnie w las. Puściłam się biegiem. Za sobą zostawiłam Adama, krzyczącego, żebym wracała. Ale ja nie zwalniałam. Biegłam coraz szybciej. Zapach się nasilił. Kiedy zrozumiałam to, co się działo przed moimi oczyma chciałam wrócić do chłopaka i być na głodzie nawet kilka tygodni. Czerwona ciecz była na drzewach, trawie, ziemi. W kałuży leżała dziewczyna. Traciła siły życiowe. To będzie jej koniec. Chyba, że ją uratuję. Ale to może być dla niej najgorszą rzeczą na świecie. Uklękłam w cieczy. Blondynka wypowiadała ostatnie słowa:
– Pomóż mi…
Płakałam. Nie mogłam tego zrobić. Nie mogłam zniszczyć jej życia. Spojrzałam w niebo. Czego mi to robicie? Czego każecie mi zmieniać ludzi w potwory? Czego?!
Ad pojawił się w gęstwinie. Dla niej nie było już ratunku. Umrze. A jak umrze, to pojawi się w Hadesie. Percy się załamie. Kochał Anabeth tak, jak ja kocham Adama.
Podszedł do nas. Upadł w kałużę ciepłej krwi. Na jego policzkach szkliły się łzy. Siedzieliśmy tak kilka godzin, czuwając nad umierającą dziewczyną. W końcu zdecydowałam się ją zanieść do lecznicy. Może pożyje dzień dłużej? Szłam, niosąc stygnące ciało. Klatka piersiowa unosiła się słabo. Krew sączyła się z brzucha. Udało się nam ją zatamować. Towarzyszyło nam tylko cykanie świerszczy. Gdzieś w oddali słyszałam pohukiwania sów. To było jak pogrzeb. W ciszy i pośród łez.
W obozie już dawno wszyscy spali. W lecznicy prawie nikogo nie było. Położyłam córkę Ateny wśród białych prześcieradeł. Jakaś dziewczyna ze złamaną ręką pobiegła do domku Apolla. Po chwili zjawiło się kilka osób. Odeszłam. Nie mogłam patrzeć na tą próbę ratowania i tak gasnącej linii życia.
Nie pamiętam jak trafiłam do własnego łóżka. Zasnęłam po godzinach myślenia.
* * *
Szybkość. Wściekła szybkość. Uciekinierka zaraz zostanie złapana. Szyderczy uśmiech na twarzy łowcy. Potknęła się. Krzyczała. Błagała o litość. Potem poczuła ból. Już nie wstanie. Nigdy. Otarł kroplę krwi z ust.
* * *
Wizja Nienawidzę wizji. Zsyłają kłopoty. Musiałam ją mieć? Wracając do sprawy poranku. Nie zmieniłam brudnego ubrania. Aurora piszczała jak małe dziecko. Poczekałam aż rozdzierający wrzask z jej ust przestanie nękać moje uszy. Wstałam z łóżka. Moja siostra gapiła się na mnie jak na psychopatę.
– Nie pytaj.
– CO ty zrobiłaś?!
– Uratowałam pewną osobę, która jest dla mnie ważna.
– Skąd ta krew.
– Nieważne.
Skierowałam się do łazienki. On zagrodziła mi drogę. Była poważna.
– CO się stało?
– Nie twoja sprawa.
– Owszem moja.
To mnie wyprowadziło z równowagi. Przygniotłam czternastolatkę do ściany. Przez chwilę nie oddychała. Patrzyłam na mnie wystraszona.
– Jeżeli jeszcze raz powiesz, że moje życie jest twoją sprawą, osobiście wypruję z ciebie flaki i wyssę całą krew z twojego marnego ciała.
Puściłam ją. Jak ja mogłam jej t powiedzieć?! Ona nie może wiedzieć. Nie może. Stała oszołomiona i wodziła po mnie tymi zielonymi oczami. Teraz albo nigdy. Już na pewno coś skojarzyła. Pewnie jej coś mówili, ale nie wierzyła. Wciągnęłam powietrze ustami.
– Jestem wampirem.
– C-c-c-o…
– Zabijam, by żyć. To chciałaś usłyszeć, prawda. Mogę zabić każdego, bo nie mają ze mną szans. Każdej nocy, razem z Adamem wyruszamy na polowanie do lasu. Dostaliśmy specjalne pozwolenie. A teraz daj mi spokój.
Weszłam do łazienki. Dopiero wtedy zauważyłam, że błyszczą mi się oczy. Zrzuciłam lepiące się ubranie i usiadłam w rogu pomieszczenia. Podciągnęłam kolana. Splątałam ręce. Skulona wyłam i przeklinałam samą siebie. Wstrząsały mną dreszcze od zimnej podłogi. Dalej siedziałam i użalałam się nad sobą. Nienawidzę siebie. Nienawidzę siebie. Nienawidzę…
– Nad? Otwórz.
Nie słuchałam. W myślach widziałam własną śmierć. Porzucona. Zapomniana i zepsuta. Zamek trzasnął pod wpływem silnego uderzenia. Ad wszedł. Przez chwilę orientował się co zrobiłam. Złapał koc i mnie nim owinął. Usiadł obok mnie.Oparł głowę o ścianę i czekał. Czekał aż mi przejdzie. Ciszę przerywał tylko mój nierównomierny oddech. Co chwilę wpadałam w spazmy. Uspokoiłam się. Teraz byliśmy razem. Nic nam tego nie przerywało. Chłopak położył mi na kolanach zeszyt. Ten sam.
– Nie czytałem. Ale warto w nim coś napisać.
Podał mi długopis. Ręka mi się trzęsła, toteż litery wychodziły krzywe.
* * *
Wizja.
Powinnam była się tego spodziewać.
To zwiastun misji.
Boję się.
* * *
Zamknęłam go z cichym trzaskiem. Znów cisza. Uśmiechnęłam się do siebie.
– Czego się śmiejesz? – Zapytał
– Nie wiem.
– To dlaczego płakałaś?
– Też nie wiem – Po części była to prawda. Nie wiedziałam czego płaczę. Wcześniej tak, teraz…
– A wiesz, dlaczego tu jestem.
– Nie, tego też nie wiem.
– Anabeth żyje. Jest słaba, ale na pewno będzie mogła n=za tydzień wrócić do swojego domku.
– To dobrze.
– To czego się nie cieszysz?
Popatrzyłam w burzowe oczy.
– Nie wiem nic. A więc, dlaczego tu jesteś?
Nie odpowiedział. Drgałam z zimna. Koc już nie dawał tej przyjemności utrzymania właściwej temperatury. Przytulił mnie. Wiedziałam. Ta godzina pełna łez. Ona nie była z powodu widzimisię. Opłakiwałam siostrę. Opłakiwałam ją jak mamę. Przy osobie, która jest mi bliska.
– Wiem jedno. Moja siostra. Ty. Uczciliśmy jej śmierć. A teraz… – Zatrzymałam się. Moje usta stanęły w bezruchu. Nie miałam już siły na płacz. Przywarłam jeszcze mocniej do jego ręki.
– Przyszedłem dla ciebie. Jestem tu. Kocham cię.
Proste słowa. Tak wiele znaczą. Dlaczego to mówię? Nie chcę mieć tych wizji. Nie chcę obozu herosów. Nie chcę tego cholernego życia. Jednak mała część mojego mózgu chce dalej żyć w tym cholernym świecie.
– Nad. Głośno myślisz.
Uśmiechnęłam się.
– Zawsze głośno myślę.
Wstaliśmy. Czego musi być tu tak zimno? Potknęłam się i wpadłam na niego. Rumieniec wylał się na moich policzkach. Zanim zdążyłam wydukać przepraszam, on przytulił mnie. Uśmiechnęłam się. Zamknęłam oczy. Burza zalała nas rzęsistym deszczem. Słone krople spływały po mojej twarzy. Usta bolały od pocałunku. Moje płuca przestały pracować. Ból, jaki czułam jest przerażający. Z mojej krtani wydobywał się pisk. Aurora wyszła na śniadanie. Byliśmy sami. Odepchnęłam go i uderzyłam plecami u podłogę. Próbowałam zaczerpnąć powietrza, ale towarzyszący temu wysiłek powodował drętwienie każdego mięśnia. Przed oczami widziałam tylko żółte plamy. Traciłam słuch. Po chwili cisza spowiła całe otoczenie. Powoli traciłam przytomność. Nie czułam własnego ciała. Nie widziałam. Nie słyszałam. Straciłam orientację. Absolutna nicość ogarnęła moją świadomość.
* * *
Woń krwi roznosiła się w powietrzu. Łowca uśmiechnął się. Była blisko. Minął kilka domków. Szedł prosto na wielki dom. W środku coś się poruszyło. Uśmiechnął się ponownie. Stawiał krok na schodach. Woń była tak silna. Coś nim rzuciło o ziemię. Był zaskoczony. Zobaczył dziewczynę. Syknęła na niego ukazując białe kły. Wstał i zaatakował sycząc w odpowiedzi. Dziewczyna zniknęła. Tego było za wiele. Obrócił się. Nad nim rozpościerał swój baldachim wielki wąż. Potwór syknął. Łowca uskoczył przed atakiem. Wąż zmienił się w dziewczynę. Z jej ramienia ciekła srebrna krew. Uśmiechnął się. Upadła przed nim na kolana, zbyt słaba by stać. Podszedł do niej dumnym krokiem. Zacisnął dłoń na policzkach i uniósł bez problemu.
– Kim jesteś? – zapytał
– Tobą.
– W takim razie zginiesz.
– Nie jestem sama.
Dziewczynę i Łowcę spowiła mgła. W jej poświacie pojawiło się czworo par krwistych oczu. Dziewczyna uśmiechnęła się. Potem Łowca trzymał w dłoni węża. Wypuścił go z obrzydzeniem. Gad znikł w ciemnościach. W mgle pojawiły się piąte oczy. Usłyszał kilka syknięć. Pięć postaci rzuciło się do przodu. Łowca uskoczył w niebo i zmienił się w złotego ptaka.
* * *
Łamanie w kościach powoli ustępowało.Skrajne utraty wzroku zniknęły radykalnie. To samo działo się z resztą objawów jakie dostałam podczas wizji. Nienawidziłam budzić się w lecznicy. Była wielka. Każdy mógł wejść i wyjść. Wyszłam ogarniając kilka miejsc w poszukiwaniu mojego chłopaka. Nic. Przeszłam do wielkiego domu, jednak stawiając pierwszy krok na schodach zrezygnowałam i odeszłam najciszej jak mogłam. Chciałam jak najbardziej ograniczyć kontakt z panem D. Miałam niezbyt miłe wspomnienia z tym gościem… Wróciłam do domku boga Nereusa. Wszystko było w niezmienionym stanie. Znalazłam zeszyt w graciarni i zaczęłam pisać jak najszybciej.
* * *
Wizja numer 2
Misja na pewno będzie.
Na pewno będą kolejni herosi – wampiry
Na pewno poza nami jest jeszcze jeden wampir.
To nie wróży dobrze…
* * *
Rzuciłam nim o ścianę. Farba się zdrapała ale miałam to gdzieś. Ciekawa byłam jak długo spałam? Może kilka godzin, albo dni… Leżałam na hamaku ( nie pytać skąd go wytrzasnęłam, po prostu tam był) i czekałam. Dzwon zabił. Pora na kolację. Czyli cały dzień. Krok po kroku, ostrożnie, zbliżałam się do jadalni. Wszyscy już tam byli. Usiadłam przy stole Nereusa. Mojej siostry nie było przy nim. Adama też nie było. Dziwne, bardzo dziwne. Sięgnęłam wzrokiem do stolika Ateny, potem do Posejdona. Ani Percy, ani Anabeth… Misja! Wyruszyli na misję! Uciekłam od stołu rozbijając talerze. Pobiegłam do stajni. Charmyga czekała na mnie. Jej spokojny głos rozbijał się echem w mojej głowie.
Gdzie lecimy?
Potrafisz wyczuć Percy’ego? zapytałam
Oczywiście!
Zabierz mnie do niego jak najszybciej.
Teraz?
Nie, wczoraj! Jasne, że teraz!
Wskoczyłam jej na grzbiet. Kilka dzieciaków próbowało nas powstrzymać, ale wyleciałyśmy nad ich głowami. Jej skrzydła przecinały niebo jak ostrza. Była szybka, jak na pegaza. Dodatkowo wspierała ją więź ze mną. Po kilku minutach znaleźliśmy małą grupkę dzieciaków idących gdzieś po śladach. Pikowałyśmy w dół. Charmyga zaryła kopytami o mokrą ziemię. Stanęła dęba, a ja przeleciałam przez jej głowę lądując na pniu drzewa. Kręgosłup palił mnie tak mocno, że nie mogłam wstać. Siedziałam więc w jego konarach i czekałam na biegnących w naszą stronę. Kary pegaz spokojnie pasł się na łące obok mnie.
Dobrze się bawisz?
Jak mam ci pomóc?
Daj mi chociaż oparcie!
Ok, nie wrzeszcz tak na mnie!
Pocwałowała do mnie stanęła bokiem tak, żebym mogła podciągnąć się o siodło. Już o własnych siłach powitałam zaskoczoną czwórkę. Zrobiłam krok w ich stronę i upadłam w zimne błoto. Rori i Ad przeciągnęli mnie w suche miejsce. Nie czułam nóg.
– Nad. Co się stało? – Zapytała mnie Aura
– Nic, tylko Charmyga stanęła dęba i… Cholera, jak mnie plecy bolą. Macie nektar?
Córka bogini mądrości podała mi termos ze złotą cieczą. Smakowało jak kawa z czekoladą. Gdy ciepło mnie rozpaliło oddałam jej pół termosu nektaru. Ona potrząsnęła nim i schowała do plecaka ze smutną miną.
– Przepraszam. Moja odporność na specjały bogów jest trochę większa od zwykłego herosa. Jestem tu, bo miałam wizje.
Ad usiadł tak, żebym mogła się o niego oprzeć. Percy rozpalił ognisko a dziewczyny rozbiły trzy namioty. Z dokładnością opowiedziałam im o dwóch wizjach. Wiedziałam, że syn Nefele zna każdy szczegół, ale nie okazywał tego po sobie.
– Czyli mamy problem. – oznajmił Percy
– Jedyny sposób, żeby pokonać Łowcę to zmiana jeszcze trzech osób.
Wszyscy patrzyli na mnie, jak na debilkę. Fakt, ten pomysł był nieco przerażający, ale co miałam poradzić, że widzę przyszłość.
– I tak to się stanie. Moje wizje nie kłamią. Śmierć Thalii. Mgła, a raczej potwór się za nią kryjący istniał, więc Łowca też istnieje.
Wszyscy spuścili głowy. Każdy, kto logicznie myśli, wie, że każde z nas odegra ważną rolę w tej misji. Siedziałam i patrzyłam jak powolnie rozpakowują rzeczy i jedzenie. Właśnie – jedzenie. Byłam głodna jak wilk. Wstałam i chwiejnym krokiem znikłam pośród lasu. Nie mogłam dogonić żadnego jelenia, bo byłam osłabiona, więc zdecydowałam się na jakiegoś drapieżnika. Są gorsze, ale łatwiej je złapać. Kuśtykałam potykając się o wystające korzenie. Klnęłam pod nosem. W takim stanie nie złapię nawet muchy. Zmęczona i posiniaczona opadłam pod jakimś marnym drzewem. Wkoło mnie panował mrok. Przed moim nosem przebiegło stado spłoszonych zwierząt. Za nimi śmignął cień. Potem wrócił.
– Nie możesz sama polować. Jeszcze chwila i byś straciła przytomność.
– To co mam robić, skoro głoduję?! W końcu mogę kogoś zaatakować!
– Spokojnie, Nad. Pomogę ci.
Oparłam się na nim i poszliśmy w ślad za zwierzyną. Zapach był coraz silniejszy. Nie wytrzymałam. Opadłam na ziemię, a ze mną Ad. Było zimno a ja byłam zlana potem. Żeby przeżyć zmieniłam się w węża. Jeśli w takiej postaci nie pokonam żądzy krwi to po mnie. Przesuwałam się pod zaschłymi liśćmi. Przede mną puma pożerała ciało jelonka. Nie zauważyła niebezpieczeństwa. Skoczyłam jej do gardła i wyssałam gorzką krew. To coś jak kawa bez cukru. Obrzydliwe, ale daje energię. Puściłam martwego drapieżnika. Powróciłam do ludzkiej postaci. Marszem wracałam do obozu. Wszyscy pewnie już śpią. Prawa noga dalej bolała, ale mogłam spokojnie ją przeciążyć.
Jak myślałam. W namiotach było ciemno. Ogień przygasał. Weszłam do jednego, w którym tliło się małe światełko. Syn bogini chmur siedział nad jakąś kartką.
– Co tam masz? – zapytałam
– List.
– List? Od kogo?
– Twojej ciotki.
– CO?!
Podał mi pogniecioną kartkę.
* * *
Droga Nadziejo.
Wiem, że mnie nienawidzisz, ale śmierć twojej siostry zmusiła mnie ciebie przyjąć w swoje progi.
Nie widziałyśmy się dość długo. Chcę nadrobić ten czas.
Popełniłam błąd.
Czekam
Ciocia Magdalena
* * *
Kartka zniknęła w mojej dłoni. Niewartą nic kulką rzuciłam w ognisko. Płomienie pożarły list w kilka sekund. Zawinęłam się w śpiwór i leżałam. Oczy mnie piekły. Nie będę płakać, to tylko pogorszy sytuację. Ogarnęła nas ciemność. Przytulił mnie.W jego ramionach czułam się bezpieczna. Zasnęłam, powtarzając słowa z listu.
Fajne opko. Jestem ciekawa czy zmienią się w wampiry czy nie. Pisz szybciutko CD!!!
Też chcę mieć taki talent! To było boskie! Mroczne, ale nie przesadzone. Świetne, po prostu świetne. Aż sama nie wiem, co napisać. 😀 Chcę CD! Już! Zaraz! No i co z tą ciotką?
Fajne…
No i nie zawiodłam się
Niecodzienny ale wyrafinowany styl, ciekawa fabuła i pomysł.
Proszę, pisz tak dalej : )
Co wy z tymi wampirami macie?! ale spoko… fajne opko
Znowu chce mi się płakać. Co wy takie wyciskacze łez produkujecie.
No właśnie? Ktoś tu coś ukrywa. Przyznaj się! Jesteś krwiopijcą? Jeśli nie, to spoko ;). Opko super :P.
Pisz szybko kolejną część!