Dobrze, to już jest naprawdę dziwne…
Kto chce dalsze przygody Nadziei łapa w górę (nikt nie podnosi)
Dobra będzie tylko epilog ^^
Upadłam. On nadal trzymał mnie w żelaznym uścisku. Nie mogłam się ruszać. Nie mogłam mówić. Klęczałam, gdy on wyciągał ze mnie wszystkie siły życiowe. Potem była ciemność. Igły bólu przeszyły mnie na wskroś. Straciłam oddech. Zrobiło mi się niedobrze. Całe ciało zaczęło mi drętwieć. Komórka po komórce paliły ogniem. I tyle.
* * *
Dziewczyna biegła przez las. Potwór był coraz bliżej. Ona była słaba. Potknęła się. Skręciła kostkę. To już był jej koniec. Nagle poleciała do przodu i uderzyła w ziemię. Obejrzała się. Jedna z Łowczyń umierała za nią. Dziewczyna kuśtykała dalej. Wciąż słyszała wrzaski tamtej. Nawoływania, modlitwy do Zeusa. Prawdopodobnie jej ostatnie, na pewno ostatnie. Łza poleciała jej po policzku. Jest ostatnią. Sama musi go pokonać.
* * *
Krzyczałam. Czyli jednak żyję? Powinnam nie żyć. Otworzyłam oczy. Byłam w namiocie. Nie to na pewno nie był sen. Ad na sto procent mi to zrobił. Wiem co to wizja, a co rzeczywistość. Usiadłam. Zakręciło mi się w głowie. Dotknęłam miejsca po ataku. Tak, zrobił to. Ale dlaczego żyję? Zataczając się wyszłam z namiotu. Nikogo na zewnątrz nie było. Przynajmniej tak mi się wydawało. Za mną rozniósł się głos:
– Musiałem to zrobić.
– Zabić mnie? Zamienić? – Łzy szkliły mi się w oczach
– Uratować.
Nie wierzyłam. Nie wierzyłam w jego słowa. Nie musiał. Chciał. Zadałam kolejne pytanie:
– Co z resztą?
Chwila ciszy. Stałam do niego tyłem. Nie widziałam go. To było zbyt bolesne. Nie chciałam tego słyszeć
– Przykro mi, ale…
– Powiedz, że żyją.
– Nie mogę cię okłamać.
Odwróciłam się. Stał między konarami drzewa. Nie wiem jak się tam dostał, ale wtedy miałam to gdzieś. Teraz płakałam. Płakałam za osobami, których nie znałam.
– Zabiłeś ich? Prawda czy fałsz?
– Fałsz. Zabił ich potwór…
– Kłamiesz.
Wiedziałam, że mówi prawdę. Byłam wściekła na niego, za to, co mi zrobił. Nie wiem jakim cudem, ale rzuciłam się na niego. Przygniotłam go do ziemi. Nie potrafiłam go skrzywdzić. Patrzyłam tylko w jego oczy. Burza. Czego ja chciałam? Zniszczyć mgłę? Uratować nas dwoje? Nie wiem. Wykorzystał chwilę mojej nieuwagi. Przeturlaliśmy się tak, że to on teraz na mnie leżał. Jednak był silniejszy ode mnie. Przez usta przechodziło mi jedno słowo:
– Kłamiesz…
Potem już nie mogłam mówić. Byłam mokra od łez. Jeszcze się szarpałam, ale przestałam. Byłam zbyt zmęczona tym wszystkim. Opadł na ziemię obok mnie. Nie walczyłam. Leżałam bezczynnie. Po chwili zdołałam zadać jedno pytanie:
– Co się stało? Wtedy jak straciłam przytomność.
– Nie wiesz? Miałaś wizje.
– Ale to była śmierć Thalii, co się stało z resztą?
– To samo, co z nią.
Mówił z lekkością. Jakby ich śmierć była niczym. Ścisnęłam jego rękę. To było jak sen. To był dobry sen. Wiedziałam, że już nie mam siostry. Ciotka się załamie. Ale ja nie. Będę stała nad jej grobem. Nie uronię ani jednej łzy. Usłyszeliśmy ryk. Bestia idzie po nas. Jest blisko. Spojrzeliśmy na siebie. To był ten czas. Czas na walkę. Wyjęłam noże z perłowych pochw. On zmienił breloczek w miecz. Czekaliśmy. Szum drzew przecinał poranną ciszę. Czułam zimny powiew. Nastawiłam się do ataku. Zza drzew wypłynął potwór. Jeszcze chwila. Zaraz nas zobaczy. Zaatakuje.
Wszystko wydarzyło się w kilka sekund. Zrobiłam salto nad bestią i przecięłam jej plecy. Ad podciął jej nogi. Mój ruch był ostatni. Wbiegłam w mgłę, spojrzałam w dzikie oczy i pchnęłam w brzuch. Pisk. Przeraźliwy. Potem rozsypała się na ziemi. Koniec. Potwór zniknął.
Biegliśmy lasem. Drzewa były rozmazane. Widziałam tylko Adama sunącego leśną ścieżką. Jego białe włosy powiewały na wietrze. Kochałam go. Kochałam mimo tego, że przez niego zginęli. Przyspieszyłam. Nie chciałam o tym myśleć. Koniec. Bez myśli o zmarłych. To jest okropniejsze od żywienia się innymi. Ale będę musiała to robić… Koniec myślenia o czymkolwiek. Muszę skupić się na drodze.
Stanęłam dopiero przy drzewie Thalii. I znowu bolesne wspomnienia… Nic. Zacisnęłam powieki, żeby nie płakać i zwróciłam się w stronę wielkiego domu. Szliśmy w milczeniu. I dobrze. Jakbym wydała jeden dźwięk, to byłby to tylko szloch. Dzieciaki się na nas gapiły. Niektóre ustępowały nam drogę. Jednak każdy nie spuszczał z nas wzroku. Zrobił się już niezły tłum. Wspinaliśmy się po schodach. Stawialiśmy kroki na werandzie. Pchnęliśmy drzwi. W środku byli pan D, Cherjon i ktoś na krześle, tyłem do nas. Obydwaj wstali. Byli zaskoczeni. Bardzo zaskoczeni. Osoba na krześle odwróciła się. Cofnęłam się kilka kroków. Dziewczyna z wizji. Tą, co uratowała Thalia. Ta, co uciekała przed potworem. Ta, co przepowiedziała moje narodziny. Wstała i wypowiedziała te kilka słów:
– Cześć, jestem Artemida.
Kręciłam głową. Nie, to niemożliwe. Tak nie może być. To była moja siostra. Nie wierzyłam w to, co widziałam. Ad przeciągnął mnie na krzesło i posadził. Potem opowiadał co się dzieje. Okazało się, że Anka jest bliźniaczo podobna do Artemidy. Czyli jednak nie żyje. Spowodowało to u mnie falę bólu i szczęścia. Potem powiedział co się ze mną stało i dlaczego reszta herosów nie przybyła. Grupka tamtych Łowczyń przeżyła dzięki nam. Ale zginęło trzech herosów z pięciu. To wielka strata, zwłaszcza w tak krótkim czasie.
Nie było nas raptem piętnaście dni. Pół miesiąca, to nie tak dużo. Musiałam nauczyć się polować. Ja i Ad nigdy nie opuścimy obozu. Chyba, że za sprawą misji. Ale to i tak niewiele. Ciotka i daje znaku życia. Już mnie nie zna. Nie jest moją rodziną. Charmyga została w stajni. Nadal nie wiedziałam dlaczego przepowiedziano moje narodziny. Artemida nie wspomniała nic na ten temat. Może będę miała jeszcze ważniejsze zadanie? Na razie cieszę się moim pogmatwanym życiem.
Świetneee ♥ Owszem, trochę dziwne ale i tak super^^
Podpisuję się pod Annabeth7 :P.
1. JA macham łapami nad głową jak helikopter zatankowany do pełna colą z Biedry, doprawioną kawą z guaraną i poweradem.
2. „Ciotka i daje znaku życia.”- coś mi mówi, że jakieś literki przyleciały tu z kosmosu… Lub zostały pożarte przez Mglistego Potwora…
super 😀