Oto pierwsza część wypocin spod ciemnej gwiazdy. Mam nadzieję, że cię podoba.
Dedyka dla TheEnd, Chione, Annabeth1999 za wspaniałą krytykę i opka od których nie mogę się oderwać
Biegłam. W pośpiechu otarłam mieszankę potu i kurzu z czoła. Odwróciłam się. Za mną rozbrzmiewał dziki krzyk. Jeszcze tylko kilka metrów. Zaraz znajdę się w bezpiecznym miejscu. Krzyk ponownie uniósł się w powietrzu. Był głośniejszy. Odwróciłam się znowu. Za mną pojawiła się czarna mgła. Już nie zdarzę. Z mgły wyłoniły się wielkie pazury. Złapała mnie za kostkę. Uderzyłam z impetem o ziemię. Moja dłoń krwawiła. Szarpałam się. Darłam palcami ziemię. Teraz obie ręce krwawiły. Odwróciłam się na plecy. Wolną nogą kopnęłam w mgłę. Wysoki pisk oddalił się echem po lesie. Puściła mnie. Czołgałam się. Mgła próbowała mnie złapać. W oddali pojawiły się dwie postacie. Biegły po mnie. Nareszcie. Nad moją głową coś przeleciało. Mgła się cofnęła. Potem znów nacierała. Postacie stawały się coraz wyraźniejsze. Traciłam siły. Jeszcze tylko kilka centymetrów. Mgła uciekła. Wściekły ryk zatrząsł ziemią. Postacie przystanęły. Czołgałam się dalej. Muszę tam dotrzeć. Nade mną przeskoczyło zwierzę. Odwróciłam się jeszcze raz. Kary koń chronił mnie przed kolejnym niebezpieczeństwem. Jeszcze kilka sekund i będę za linią. Chroniące mnie zwierze upadło. Na trawie pojawiła się plama krwi. Jestem już za linią. Spadam. Nie, turlam się w dół. Upadłam na coś twardego. Moja głowa zderzyła się z kamieniem. Dotknęłam bolącego miejsca. Było mokre. Wiedziałam co to znaczy. Niebo powoli znikało. Ujrzałam białe światło. Krzyczałam. Nie, to nie miało być tak. Ja miałam się tam dostać. Coś ścisnęło mi dłoń. Ostatnim tchem wypowiedziałam dwa słowa:
– córka Nereusa
* * *
– Ciociu! Anka ma dostać się na obóz dla każdego! Czego ja nie mogę jechać!
– Kochanie, nie mamy pieniędzy, żeby cię wysłać tak daleko.
– Ale ja mogę polecieć na Charmydze! Dorosła już! Umiem się na niej utrzymać!
Magdalena nie mogła zaprzeczyć Nadziei. Charmyga była dorosła. Sama nawet latała do Cherjona, żeby się spytać, czy Anna jest bezpieczna. Ale Nadzieja jest jeszcze za mała na obóz Herosów. Ma tylko pięć lat. Ale w sumie co tam ją może spotkać. Właśnie, co jej się stanie w naszpikowanym potworami obozie. Mała nie wie kim jest jej boski rodzic. Och, jak ona chciała, by jej siostra wróciła. Wiedziałaby, kim jest ów bóg, ojciec Nadziei. Może jak ją wyśle, to się pojawi. Musiałaby w końcu tam ją wysłać.
– Dobrze, już dobrze. Polecisz z Anią na Charmydze, koniec, kropka. Nic więcej ci o nim nie powiem. Dowiesz się sama.
Magdalena wróciła do kuchni. Na pewno sobie nie poradzi. Na bogów, co ona zrobiła…
* * *
Kolejny rok. Co ja takiego zrobiłam, że nie mogę wrócić do domu. Ciotka Magda była zaskoczona, kiedy tata mnie uznał. Dobrze pamiętam ten dzień. To było dokładnie osiem lat temu. Nienawidzę tego dnia. Tkwię tu już osiem lat. Cholera, czego ja gadam do siebie? A, wiem. Nikt nie chce ze mną gadać, bo jakaś dziewczyna sprzed dwudziestu lat przepowiedziała, że będę zagrożeniem dla świata, bla, bla, bla. Głupie gadanie. Wnerwia mnie już ten cały obóz. Co? Moja wina, że się urodziłam? Nie! To wina moich rodziców! Zaczęłam już krzyczeć na całe gardło. Do pokoju wpadł Adam.
– O! Hej. Właśnie mnie przyłapałeś na tym jak wyrzucam żale do rodziców, za to, że mnie poczęli. Extra, nie? Jestem cholernym wyrzutkiem, nawet ciotka i siostra się do mnie już nie odzywają. Jedyne co od nich słyszę to „nie, nie wrócisz w tym roku do domu, przykro mi”, ale i tak widzę w ich oczach cień ulgi, że nie mają już mnie na utrzymaniu.
Chłopak usiadł na brzegu łóżka. Był cichy jak mysz pod miotłą. Zawsze mnie słuchał. Potem mnie przytulał i zostawiał samą sobie. Teraz nie dałam się tak łatwo. Założyłam słuchawki na uszy. Podkręciłam głośność na full. A co tam. Odczepiłam słuchawki i podłączyłam głośniki. Po pokoju przeleciała piosenka perfect – Hej, to ty. Położyłam się na łóżko koło syna Nefele – bogini chmur. Chłopak położył się obok mnie. Wiedział, że się tylko zadręczam. A gdyby tamta dziewczyna umarła przed wypowiedzeniem tych słów? Może bo nikt nie uważał mnie za dziwaka. Z nudów zmieniałam poduszkę w psa, potem w twarz ciotki, potem siostry. I tak w kółko. Szkoda, że ich nie mogłam zmienić. Nigdy nie udało mi się zmienić człowieka. Potrafiłam zmieniać kształty przedmiotów i siebie. Innych żywych stworzeń nie ruszałam. Po pierwsze nie umiałam, po drugie- to było strasznie trudne. Potem poruszyłam temat trudny dla Adama.
– Nefele jest matką Chejrona, czyli jesteś jego bratem?
– Znowu zaczynasz… Tak to mój brat i co z tego?
– Nic, nie mam nic do roboty. Dlatego pytam.
– Po raz setny od ośmiu lat.
Adam zaczął tworzyć małe dymki nad nami. Raz białe, raz czarne. To zawsze zależało od jego nastroju. Ale przy mnie zawsze były śnieżnobiałe. Z powrotem zajęłam się zmienianiem poduszki w nieżywe twarze mojej rodziny. Jak na razie szło mi bardzo dobrze. Przerwałam. Adam się na mnie patrzył. Kilka razy go na tym przyłapałam. Zaczęło się to miesiąc temu. Wrócił z jakiejś misji (na którą ze względu na bezpieczeństwo nie pozwolono mi pójść. Co za złośliwość. Po raz kolejny przeklinam dzień, w którym ta dziewczyna to przepowiedziała), o której nic mi nie powiedział, poza tym, że spotkał Afrodytę. No to na pewno jej sprawka. Kolejna osoba do przeklinania. Buahaaha! Przeklinam rodziców, dziewczynę sprzed dwudziestu lat i Afrodytę za to, że namieszała w głowie Adamowi. Oh, jaka ja zła jestem. No dobra odbija mi.
– Nadzieja?
– Nom
– Wiesz, co. Jak spotkałem Afrodytę… Jak to powiedzieć… Ona… powiedziała mi, że… – Zapomniałam wspomnieć, że czasami nie potrafił skleić nawet jednego zdania. No taki był.
– Adam wykrztuś to! – wrzasnęłam.
Wiem to nie odpowiednia chwila, ale byłam wściekła na rodziców i inne osoby, które z całych sił przeklinam. Wtedy on wziął głęboki wdech. Spojrzał mi w oczy. W sumie to oboje wpatrywaliśmy się w siebie. W jego oczach trwała burza (cecha dzieci Nefele). Wgapiałam się, nie mogąc oderwać od nich wzroku. Moja ręka powędrowała w stronę jego policzka. Gładziłam jego twarz. Nie wiem co we mnie wstąpiło. W głowie usłyszałam głos bogini miłości:
– Zaufaj mu. Zakochałaś się w nim. I nawet mnie nie przeklinaj. Nadziejo, cóż ci mówi twoje imię? Rozpalisz wszystkich do walki. Czekaj, a zobaczysz…
Ale ja już nie słuchałam. Zatopiłam dłonie w białych włosach. W ustach poczułam smak wody z deszczu. W pokoju zrobiło się ciemno. Nad nami rozpościerała się burzowa chmura. Trzasnął piorun i spadła ulewa. Nie przejmowałam się tym, że potem będę musiała suszyć cały domek. Po moim ciele przeszedł bolesny dreszcz. Przestaliśmy się całować. Kiedy otworzyłam oczy zamarłam. Zamiast syna bogini chmur leżał jakiś chłopak o bladej skórze. Miał czarne włosy. Czerwone oczy spoglądały gdzieś w dal. Kiedy się uśmiechnął pojawiły się śnieżnobiałe kły. Ze strachu, że już tego nie odwrócę trzęsły mi się ręce. Nadal nie wierząc w to, co zrobiłam znalazłam lusterko w mojej graciarni i podałam Adamowi – Wampirowi. Kiedy zobaczył jak wygląda upuścił lusterko, które odbiło się od materaca i poleciało na podłogę. Tam roztrzaskało się na kawałki. Jedyne, co przeszło mi przez gardło to przepraszam. Adam wyszeptał:
– Powiedz o tym Chejronowi… I zamknij mnie tu, proszę…
Potem z wielkim wysiłkiem przełknął ślinę. Wyszłam z domku. Przed drzwiami przeczesywałam kieszenie w poszukiwaniu kluczy, które przez cały czas miałam w dłoni. Przekręciłam klucz w zamku. Potem pobiegłam w stronę wielkiego domu.
Wpadłam przez drzwi. Byłam we łzach. W pokoju pan D i Cherjon siedzieli przy stole. Na blacie stały dwie filiżanki czarnej kawy. W powietrzu unosił się zapach pieczonego ciasta. Oboje spojrzeli na mnie gniewnym wzrokiem. Ja, bez ceregieli zaczęłam pleść trzy po trzy, sama nie wiedząc o czym mam mówić najpierw. Centaur przerwał mi w połowie:
– Nadziejo, spokojnie. Powiedz co się stało Adamowi.
Wzięłam głęboki wdech.
– Ja i Adam całowaliśmy się – Nigdy nie byłam skrępowana przy dorosłych. – I wtedy zamienił się w wampira. Wcześniej usłyszałam głos Afrodyty który mi mówił, że zagrzeję innych do walki. Teraz zamknęłam go w swoim domku, żeby nikt nie zobaczył w co go zmieniłam.
Posiniałam z braku oddechu. Ostatnie słowa wręcz szeptałam. Dionizos zaczął siorbać z filiżanki. Zapadła niezręczna cisza, przerywana siorbaniem boga winorośli. Filiżanka stuknęła o blat.
– No to narozrabiałaś… Ja ci na pewno nie pomogę Natasza.
– Nadzieja.
– A, Nadzieja…
Nie wiem dlaczego, ale wściekłam się na niego. Naczynia rozbiły się o podłogę. Stół zmienił się w węże. Pan D poleciał do tyłu. Z jego parszywej gęby wydobył się pisk. Cherjon spojrzał na mnie badawczym wzrokiem. Jeszcze chwila, abym zamieniła cały dom w żmije i pytony, gdyby nie uspokajający głos opiekuna:
– Zaprowadź mnie do niego. Na pewno da się z tym coś zrobić.
W całym obozie było już ciemno. Tętent kopyt powielał się do najodleglejszych zakątków. To tak, jakby za tobą chodziło stado koni. Włożyłam klucz do zamka. W pokoju coś zaszurało. Rozległ się się trzask zamka. Pchnęłam drzwi. Wydałam zduszony krzyk. Centaur cofnął się o krok. W pokoju leżała mała nimfa. Na podłodze była rozlana krew. Nad nią stał Adam. Po jego policzkach spływała czerwona ciecz.
– Przepraszam. To jest silniejsze ode mnie.
Jego głos łamał się. Trząsł się, jak osika.Cherjon powoli podchodził do niego. Też się bał. Adam spuścił głowę. Przeczuwałam coś złego. Dojrzałam u niego uśmiech. Ledwie zdążyłam krzyknąć, syn Nefele rzucił się na opiekuna. Wszytko zdarzyło się w kilka sekund. Krew. Wampir uderzył o ścianę. Widziałam jego czerwone oczy. Po chwili byłam przygnieciona do ściany. W pokoju zrobiło się ciemno. Lunął deszcz. Przeleciały dwie błyskawice. Potem już nie czułam nic. Ciemność. Zimno. Ból. Głos. Miałam sen. Dziewczyna biegła przez las. Uciekała. Jeszcze kilka metrów i dotrze do obozu. Zobaczyłam Charmygę. Potem ona powiedziała dwa słowa:
– córka Nereusa
Bardzo fajne opowiadanie.
Pierwszy!!!!!
O-MÓJ-BOŻE. To jest zajebiste!!!!! Pisz szybko cd
i dzięki za dedykacje
Schizujące. Ale fajne.
To ja dziękuje wam że udaje mi się to w ogóle jakoś skleić, już nie mówiąc o zrozumienie treści ^^
Supeeeeeeeeeeeeer;D Świetneeeeeeeeeee!!!!!!!! Boskiee;p czekam na CD!!!
Genialne, a w każdym razie jak dla mnie. Naprawdę nie możesz się oderwać od moich opek? Dzięki, to dla mnie dużo znaczy. Ja też czytam twoje z zapartym tchem. 😀
Nie jestem fanką wampirów, wampów, krwiopijców, nieumarłych, pijawek, nosferatu, dzieci nocy ani innych edłordopodobnych żab rodem z Czarnobyla, ale muszę uczciwie przyznać, że to opowiadanie nie wywołuje u mnie odruchu wymiotnego. [Jak byś nie wiedziała: to osiągnięcie rangi otrzymania Nobla]
Tuszę, iż w przyszłości ukaże się więcej Twoich tekstów, niekoniecznie zahaczających o tematy „zmierzchowate” oraz winszuję weny w ilościach hurtowych.
Nienawidzę zmierzchu, ale fascynują mnie wszelkie istoty magiczne. Musiałam czegoś wypróbować ^^
Taki mam umysł
I jeszcze czekam na list z Hogwartu…
Dość fajne ;). I dzięki wielkie za dedykację :P.
Naprawdę genialne. Będę czytać dalej xD Nie idzie się oderwać