Była noc. Nikt nie powinien przebywać poza swoim domkiem. Jednak Luke nie zaprzątał sobie tym głowy. Nie obchodziło go to. Wolał być zjedzony przez harpie niż siedzieć w ciasnym pomieszczeniu i być w centrum zainteresowania. Właśnie wchodził do lasu kiedy dobiegło go z dala warczenie. Mimo, że trochę go to przeraziło szedł dalej. Przebywanie na świeżym powietrzu uwalniało go od problemów. Już prawie o nich zapomniał. Tak sobie chodził aż do czasu kiedy znowu usłyszał powarkiwania. Jednak tym razem gdzieś w pobliżu. Żałował teraz, że jeszcze nie zaopatrzył się w miecz. Stanął w miejscu. Starał się nie poruszać. Możliwe, że potwór go nie zauważy. Niestety chyba się pomylił. Coś co zmierzało jego tropem z nosem przy ziemi znajdzie go nawet, gdyby wspiął się na drzewo. Skoro jego metoda nie podziałała przyszedł czas na drugą. Możliwe, że lepszą. Po prostu uciekł. Najwyraźniej przeciwnik zauważył nagły ruch i też przyspieszył. Luke szybko skręcił w lewo. Już miał sobie pogratulować wygranej, gdy coś ciężkiego spadło na niego. Stęknął. Ciężar był straszliwy. Coś przygniatało mu klatkę piersiową. Wciąż nie otwierał oczu. Czuł oddech na szyi. W końcu zmusił się spojrzeć na ciężkiego gościa. Uchylił powieki. Nad nim stał wielki czarny pies. Warczał na niego. Pazury rozdzierały mu koszulkę. Pewnie byłby już trupem gdyby nie nagły zwrot akcji. Z oddali dosłyszał wołanie:
– Pani O’Leary!
Zwierzak zszedł niechętnie z Luka. Po chwili Percy wylądował na polanie. Najwidoczniej się przeraził. Otwarł szeroko oczy i zapytał:
– Kto cię zaatakował?
– No jak to kto? Ten pies nie widzisz go?
– Pani O’Leary?
– To on ma imię?
– Ona- poprawił kolegę Percy- To mój pies. Nie atakuje obozowiczów
– Tak? To dziwne bo właśnie mnie chciała zabić!- Zdenerwował się syn Hermesa.
Percy rozkazał mu wracać do domku. Odprowadził go pod same drzwi. Syn Posejdona już chciał odejść, jednak Luke szybko spytał:
– Gdzie idziesz?
– Nie twoja sprawa. – Po czym ruszył swoją drogą.
Gdyby był normalnym chłopcem to pewnie grzecznie poszedłby do łóżka i siedział cicho. Niestety tak nie było . Jego ciekawość była potężniejsza niż posłuszeństwo . Nie potrafił się oprzeć. Postanowił ruszyć za Percym. Najciszej jak umiał przemieszczał się wśród cieni budynków i drzew. Kiedy Syn Posejdona się odwracał, on zastygał w bezruchu. Dzięki tej metodzie dotarł aż do samego wielkiego domu. Percy ostatni raz się rozejrzał czy nikt go nie widzi. Wszedł i zamknął za sobą drzwi. Luke podbiegł do uchylonego okna. Schował się za ścianę domu. Usłyszał Pana .D:
– O witam Peterze Johnsonie. Czego chcesz?
– Chciałem się zobaczyć z Chejronem.
Dionizos krzyknął:
– Ej, Chejronie jakiś chłopak chce się z tobą widzieć
Po chwili do jego uszu dobiegł głos centaura:
– Cześć Percy co cię tu sprowadza w środku nocy?
– Muszę panu coś powiedzieć.
Pan. D uważnie się wsłuchiwał. Chłopak dodał:
– Na osobności
Najwyraźniej Dionizos nie był zadowolony. Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i wyszedł. Percy zaczął mówić:
– Chejronie mam informacje o tym nowym synu Hermesa.
Przez chwilę panowała cisza. W końcu centaur przemówił:
– O co chodzi?
– Mój pies go zaatakował. Przecież ona nigdy nikogo nie skrzywdziła.
Opiekun obozu przez chwilę się zastanawiał. W koncu powiedział:
– To jeszcze nic nie znaczy panie Jackson.
– Ale on nie miał broni. Ogar musiał się na niego rzucić bez powodu.
– Jeśli to co mówisz jest prawdą, a dam głowę, że jest to już wiemy dlaczego potwory przedostają się na teren obozu.
Luke wstrzymał oddech. Chejron ciągnął:
– Najwyraźniej ktoś chce zabić naszego Luka. Nie dziwię się przez te wszystkie plotki.
– Ale one chyba nie są prawdziwe?
– Jak najbardziej są. Niestety. Pan Peterson nie jest tutaj bezpieczny. Dla niego nie ma żadnego bezpiecznego miejsca na ziemi. Bogowie zapewne nie chcą żeby przebywał wśród nas. Mają złe wspomnienia po ostatnim razie.
– To co teraz zrobimy?
– Będziemy musieli pozbyć się Petersona.
Percy już miał wyjść, ale chyba coś nie dawało mu spokoju. Spytał:
– Proszę pana kim on jest?
– Nie chciałbyś wiedzie Percy. Z jednej strony jest zwykłym obozowiczem. Z drugiej strony zaś synem zła. Nie powinno go tu być.
Po tych Słowach syn Posejdona opuścił wielki dom i skierował się w stronę swojego domku. Luke jeszcze przez chwilę stał. Nie potrafił się ruszyć. Tej rozmowy nie zapomni do końca życia. Nie powinno go tu być. Chcą się go pozbyć. Czy go zabiją? A może zamkną w jakiejś małej niewygodnej celi? Oddadzą go na pastwę potworom? Rozmyślał o różnych opcjach jakie mogą go spotkać. W końcu wrócił do domu Hermesa. Wszedł cicho by nikogo nie obudzić. Nie wszyscy mieszkańcy spali. Jedni siedzieli i czytali książki przy latarce, inni po prostu cicho rozmawiali. Już nie zwracali na niego uwagi. Usiadł na swoim materacu i się położył. Zasnął natychmiast.
Nagle, gdzieś się pojawił. Było ciemno. Dookoła chodziły przezroczyste postacie. To chyba były duchy. Przez chwilę stał gapiąc się na nie. Następnie znowu pojawił się gdzie indziej. Znajdował się w tym samym ciemnym pomieszczeniu. Jednak teraz było tu bardziej upiornie. Przed nim siedział wysoki na pięć metrów facet z czarną broda i czarnymi oczami. Patrzył na niego. Chłopak przełknął ślinę. W końcu wysoki mężczyzna rzekł:
– No witaj Luke. I jak ci się podoba powrót?
– Powrót?- spytał zdziwiony, jednak rozmówca jakby go nie usłyszał. Ciągnął:
– Nikt cię nie chce. To dobrze. Jesteś moim jedynym rozbawieniem
– Ten facet chyba ma świra- pomyślał
-Zrobiłem to o co mnie prosiłeś, więc teraz radź sobie sam następco!
Otworzył oczy. To był tylko sen. Znowu jest w obozie. W niebezpiecznym obozie.
Ja chcę więcej! Jak to możliwe , że mi tak szybko mignęło to przed oczami? Dodaj tylko więcej opisów pomiędzy dialogami.
Świetne! I robisz coraz mniej błędów xD Czekam na CD ;>
A nie mówiłam. To musi być Luke. 😀
kocham kocham kocham<3<3<3<3