Travis prowadził nowego kolegę przez las aż doszli do wielkiego domu. Przynajmniej tak towarzysz nazwał ten budynek. Po drodze za dużo nie rozmawiali. „Syn Hermesa” jak sam siebie nazwał nowy kolega, patrzył na niego spode łba. Dlaczego? Skąd niby miał wiedzieć. Może miał zły dzień. Luke został wprowadzony na werandę . Został przywitany przez brodatego faceta. Nie zaraz. Nie faceta. Właściwie pół siwego konia i faceta. Gapił się na niego z szeroko otwartymi oczami. Istota podeszła do niego z szerokim uśmiechem i przedstawiła się:
– Zwą mnie Chejron, a ciebie młody człowieku?
– Nazywa się Luke- odpowiedział za niego Travis za co był mu wdzięczny bo centaur wywarł na nim wielkie wrażenie. Mina Chejrona zrzedła. Jednak trwało to tylko sekundę bo zaraz powrócił do tego swojego uśmieszku. Od razu przeszedł do rzeczy:
– Travisie oprowadź naszego nowego po obozie.
Chłopak nie był tym zafascynowany ale wysłuchał polecenia. Kiedy Chejron odszedł Chłopak rzekł do Luka:
– No to chodź za mną
Luke nie wytrzymał dalej takiej niechęci do niego. Travis prawie w ogóle się do niego nie odzywał od kiedy usłyszał jego imię. Ostrożnie dobierał słowa:
– Dlaczego tak dziwnie na mnie patrzysz?
– Ja? No co ty normalnie na ciebie patrzę- zareagował natychmiast towarzysz. Nawet delikatnie uśmiechnął się do niego. Był to jednak wymuszony uśmiech.
Najpierw pokazał mu domki. Zaczął mu opowiadać:
– Każdy z nas ma swój domek. Zazwyczaj mieszkamy z naszym rodzeństwem jest nas bardzo dużo. Są jednak wyjątki jak domek Posejdona. Jak na razie mieszka tam tylko jedna osoba. W domku Zeusa nikt nie przebywa, a domek Hadesa jest tymczasowym schronieniem dla jednej osoby. Czasami tu przychodzi.
– Jednego nie rozumiem. Tutaj mieszkają dzieciaki, które są Herosami tak?
– Owszem. Wiem zapewne dla ciebie dziwnie to brzmi
-Nie mylisz się , ale nie chodzi o to. Muszę was rozczarować. Ja mam mamę i tatę.
– Nie możesz mieć mamy i taty. Możesz mieć albo jednego albo drugiego rodzica. Jeden z nich przebywa na Olimpie. Chyba, że twoja mam ożeniła się z jakimś śmiertelnikiem zaraz po odejściu olimpijskiego rodzica. Dlatego on zapewne nie jest twoim ojcem.
Luke nie odpowiedział. Musiał przemyśleć niektóre sprawy. Jak na razie nie wiedział kto jest jego rodzicem. W końcu Travis spytał:
– ile tak w ogóle masz lat?
– czternaście
To także wstrząsnęło chłopakiem. Luke nic sobie z tego nie robił. Przyzwyczaił się, że ten osobnik na niego tak reaguje. W trakcie zwiedzania obozu podeszła do nich jasnowłosa dziewczyna. Kiedy go zobaczyła podskoczyła. Zaczynało go to już naprawdę wkurzać:
– Możecie mi powiedzieć co tu się do licha dzieje? I dlaczego wszyscy dziwnie na mnie się gapią?
Żadnej odpowiedzi. Travis tylko wyznał:
– To jest Annabeth. Córka Ateny.
Dziewczyna dalej się dziwnie w niego wpatrywała. W końcu coś powiedziała:
– Trvis możemy pogadać?
– Jasne. Zaczekaj tu- zwrócił się do mnie. Annabeth dalej na niego się patrzyła. Luke nie wiedział co widzi w jej oczach. Był to strach, smutek czy tęsknota? Jej oczy były szare. Coś mu przypominały. Nie wiedział co. Nigdy nie widział takich oczu, a jednak je pamiętał.
***
Kiedy tylko się oddalili chłopak nie zamierzał na nich czekać. Zaczął sam poruszać się po obozie. Spacerował myśląc o swoim ojcu. Nigdy go nie usłyszał. Nigdy z nim nie rozmawiał. Miał ojca boga. Dokładniej jednego z bogów. Nagle usłyszał czyjeś wołanie:
– Ej ty!
Odwrócił się. Przed nim stała dziewczyna. Może w tym samym wieku co Annabeth. Tyle, że miała podarte dżinsy i koszulkę z krótkim rękawem taką sama jak wszyscy obozowicze. Mówiła dalej:
– Tak ty. Jesteś nowy co?
– Tak. Jestem nowy- odrzekł
-Nazywam się Rachel jak by co- uśmiechnęła się
Po raz pierwszy poczuł się swobodniej. Bez zastanowienia zdradził jej swoje imię:
– Luke
Jeśli nawet się zaniepokoiła nie było tego widać po jej twarzy. No może uśmiech trochę zbladł, ale nic pyzatym
– Luke. Ciekawe masz imię. Chyba niepowtarzalne
– Dlaczego? Co jest nie tak z moim imieniem?
– Po prostu kiedyś mieliśmy takiego chłopaka. Był twoim imiennikiem. Wiele namieszał w świecie. Rozpętał wojnę. Jednak nie martw się to jeszcze nic nie znaczy. Złapała go za rękę i chciała poprowadzić , ale jej oczy się zaświeciły. Było to dziwne, bardzo dziwne. Chciał się od niej uwolnić, ale ona go trzymała i to mocno. Te oczy go przerażały. Też je pamiętał. On się ich boi, ale nie wiedział dlaczego. Przecież widzi je pierwszy raz. Rachel zaczęła mówić, a jej głos był jak by potrójny. Jego brzmienie było podobne do syku węża:
Następca jest w obozie
Więc nasz dom stanął w grozie
Wszyscy go szukają
I żyć mu nie dają
Trzeba się strzec
Bo syn zła z nami jest
Super opko. Wcielenie Luke’a Castellana?
W książce była wzmianka o tym, że Luke chce się odrodzić, żeby trafić na Wyspy Błogosławione. Czyżby nawiązanie? Tylko jakoś wcześnie by to było.
Fajnieee ♥ xD Przepowiednia super 😀 Tylko jak zwykle (sorki, że przypominam ale coraz rzadziej robisz błędy ;>) przecinki (ale raczej brak nie za dużo:P) i pewnych momentach mieszałaś narratora: raz w 1. raz w 3. os., np: „zwrócił się do mnie. (…) Luke nie wiedział co widzi w jej oczach. ” Postaraj się tego unikać, ale poza tym świetne:D czekam na CD:]
Super opko. Bardzo mi się podobało. Tylko jakoś na wcielenie Luka Castellana, trochę za wcześnie, czyż nie? W każdym razie jest kilka powtórzeń. Innych błędów nie zauważyłam. 😀
Dzięki
Niestety, muszę być „tą ZUĄ” i zepsuć Ci nastrój (wiedz jednak, iż nie robię tego złośliwie).
Rzucają się w oczy powtórzenia, czasami naprawdę bardzo głupie, np. „Luke ZOSTAŁ wprowadzony na werandę . ZOSTAŁ przywitany przez brodatego faceta.”- można to zmienić na n+1 sposobów, powiedzmy pisząc „Luke został wprowadzony na werandę i przywitany przez [bla bla bla]” tudzież „Luke’a wprowadzono na werandę, gdzie przywitał go [bla bla bla]” albo „Luke został wprowadzony na werandę, gdzie przywitał go [bla bla bla]” bądź „Luke’a wprowadzono na werandę, gdzie został przywitany [bla bla bla]” itd…
Czasem brakuje liter („Trvis”), także wielkich (na początkach zdań) lub znaków interpunkcyjnych (przecinków i kropek).
No i przydałoby się dawać więcej wyrazów wprowadzających („powiedział” z ziomami) i opisów oraz komentarzy… Choć w sumie to… z tym źle nie jest.
Jak widzisz, w moim mniemaniu opowiadanie nie jest idealne pod względem technicznym, jednak ma coś, co sprawia, że czyta się je z zainteresowaniem: ORYGINALNOŚĆ.
Czegoś takiego jeszcze tu nie mieliśmy!
[A teraz uwaga, bonus- podnosząca na duchu gadka w stylu małpy z Króla Lwa!]
Tekst jest jak kamień: dobry pomysł to miara jego szlachetności, a forma i detale są szlifem. Ty trzymasz w dłoniach diament- może jeszcze surowy i wymagający dopieszczenia, ale już wart więcej, niż połyskujące, nieskazitelne cyrkonie- może i piękne, lecz tanie.
Tak więc… szlifierka w dłoń! I nie przejmuj się, jeśli za pierwszym, drugim, szóstym i dziesiątym razem nie wyjdzie.
Kilka błędów interpunkcyjnych, ale poza tym opko bardzo fajne ;).