To opko dedykuję Pallas Atenie i Celahirowi. Mam nadzieję, że się wam spodoba.
Pozdrawiam
Chione
Hit the lights,
(Uderzświatła)
let the music move you!
(Niech muzyka cię poruszy!)
Lose yourself tonight,
(Zatrać się tego wieczora)
Live!
(Ożyw się!)
Let the moment take you,
(Pozwól się poniesć chwili,)
lose control tonight!
(Strać kontrolę dziś wieczorem!)
SelelnaGomez – Hitthelights
Reakcje były różne.
Christian zamarł.
Annabeth zbladła.
Percy gapił się na mnie z rozwartą ze zdziwienia buzią.
Katie Gardiner przycisnęła palce do blatu stołu, który niespodziewanie wypuścił listki.
Drew trąciła łokciem z wrażenia butelkę perfum, która roztrzaskała się na podłodze.
Grover połknął całą puszkę.
Clarisse wypadł z ręki sztylet i z brzękiem uderzył o posadzkę.
Chejron upuścił kredę, którą w zapale wykreślał coś na tablicy.
Travis Hood machnął zapalniczką w złą stronę i przez przypadek podpalił włosy Connorowi.
Na głowie Kastora wyrosła śliczna winorośl.
Will Solace rozłamał w ręku strzałę.
No. I to wszystko dlatego, że uratowałam córkę Chione. I że odważyłam się wrócić żywa. I że przerwałam im comiesięczną naradę.
Poczułam z tyłu rękę Eris na moim ramieniu. Jeszcze mocniej złapałam smycz Rose.
– Hej. – Uśmiechnęłam się do nich.
Cisza.
Nie umieją mówić, czy co?
– Jak tam ten czas beze mnie?
Cisza.
Widocznie źle ten czas beze mnie.
– Cieszycie się, że żyję?
Cisza.
Wywnioskowałam, że się nie cieszą.
Aż tu nagle…
– Ty żyjesz!!!!! – Annabeth przeskoczyła nad stołem i chwyciła mnie w ramiona.
Jęknęłam głucho. Mimo że opuściłam dwór Chione, niemal zdrowa, ból nadal mi dokuczał.
– Co…? – Zauważyła bandaż na plecach. – Oj, przepraszam cię, kochana!
– Nie… Nic się nie stało – odparłam, zbyt oszołomiona, by wypowiedzieć składniejsze zdanie.
– Heja, Chejronie. – Eris weszła na środek Sali Narad w Wielkim Domu.
Wszyscy wytrzeszczyli oczy. No. Jeszcze miesiąc temu też, bym się bała ten narwanej bogini.
– To ja, Eris. Zaopiekujecie się nią do jutra. Do ósmej wieczorem. Wtedy to przybędę i zabiorę ją na Olimp. I jeśli ktoś jej zrobi krzywdę to – bogini pogroziła zebranym herosom palcem – to ja mu zrobię jeszcze większą.
Po tych słowach po prostu – wyparowała.
– Yyy. – Chejron odzyskał zdolność mówienia. – Chris, Annabeth zaprowadźcie Ewę do domku Ateny. I posiedźcie z nią, dopóki reszta jej rodzeństwa nie wróci z zajęć. Niech się położy do łóżka. Pewnie jest wykończona. Jak zaśnie i tak macie przy niej być. Nie denerwujcie jej.
– Zdrajczyni. – Syknął Will, gdy przechodziłam obok jego krzesła, tak cicho, że usłyszałam tylko ja.
Później czułam się już jak lalka na sznurkach. Moja siostra i syn Hekate pomogli mi dojść do mojego domku. Mówiłam tylko „tak” i ”nie”. Annabeth niemal siłą położyła mnie do łóżka. Potem zrobiła mi herbaty.
Christian opowiadał mi co się działo przez moją nieobecność. Brzmiało to tak, jakby w kółko wykonywali trzy czynności: przeklinali mnie za zdradę, opłakiwali mnie i ćwiczyli. Jak mówił, to starał się na mnie nie patrzeć. Celowo omijał moje oczy, i wbijał wzrok w sufit.
W końcu, gdy tak opowiadał, a siostrunia patrzyła na mnie troskliwym wzrokiem, zasnęłam.
Oczywiście znów miałam koszmar. Niestety jeden z tych najgorszych.
Znajdowałam się w Obozie. Słońce oślepiało mnie na maksa, więc dopiero po chwili zorientowałam się, iż jestem w klatce, a wokół stoją wszyscy herosi, których znałam. Gdy zobaczyli moje rozwarte ze strachu źrenice, ryknęli śmiechem.
– Patrzcie! Oto zdrajczyni! Porańcie ją! Zabijcie! – Krzyknął Will Solace.
Will! Myślałam, że byłeś moim przyjacielem!
Obozowicze chwycili broń. Skuliłam się na samym środku klatki.
Czekałam na ból. Jedna sekunda… Druga sekunda… Pierwsza rana… Druga rana… Napięte mięśnie. Rozrywane nerwy… Błaganie o śmierć. Modlitwa do Tanatosa. Przekleństwa rzucane pod adresem Ateny. Fale cierpienia. Przygniatający ból. Ukochana twarz pomiędzy kratami. Prośba do niej o zakończenie tych katuszy. Odmowa: przykro mi. Nie mogę.
Jej odejście.
Jeden z chłopaków od Apollina wyciąga włócznię i przebija mi nią brzuch. Męki się kończą. Jestem martwa. Tak mniej więcej wyglądał ten sen. Sceneria się zmieniła.
Stałam na dużej skale. Sama. To nie byłby problem, gdyby nie to, że owa skała znajdował się na środku morza. Fale ze wściekłością uderzały w jego powierzchnię, próbując mnie strącić.
I nagle dostrzegłam statek.
Na dziobie stała Annabeth.
– Pomóż mi! – Krzyknęłam.
– Przykro mi. Nie mogę. Jesteś zdrajczynią. – Odparła.
Statek zniknął.
A ja spadłam do morza. Zachłysnęłam się wodą. Próbowałam walczyć z prądem, ale on mnie porwał. Nie zważał na to, że próbuję wypłynąć na powierzchnię. Aż w końcu… Utopiłam się.
I znów wygląd snu uległ zmianie.
Leżałam związana na środku Sali tronowej, na Olimpie. Co chwila czułam okropny ból. Już wiedziałam, dlaczego tu jestem. Bogowie mnie torturowali.
Zwinęłam się pod kolejną falą cierpienia.
Niech oni skończą! Chcę do domu! Do Obozu! Do moich przyjaciół, mojej rodziny… Cichy głos w głowie, podpowiadał mi, że już nie mam domu. Skuliłam się w sobie jeszcze bardziej.
Po dłuższej chwili zorientowałam się, że nie czuję już niczego. Czyżbym była martwa? Wreszcie.
Sceneria znów zmieniła się na inną.
Mój tata, macocha i Lena, leżeli na ziemi w naszym domu w San Francisco. Jeden moment zajęło mi zorientowanie się, że są zamordowani.
Na podłodze widniały kałuże krwi.
Miałam w ręce nóż. Sztylet poplamiony czerwoną posoką. Nie! Ja ich nie zabiłam! Niemożliwe!
Rzuciłam się na kolana. Próbowałam ich ocucić. Nic. Dawno, byli już w Podziemiu.
Poczułam jak ktoś od tyłu łapie mnie za ramiona.
– Dość! – Krzyknęłam.
Po czym się obudziłam.
Christian mnie trzymał. Wyrwał mnie z tego koszmaru, bogom niech będę dzięki.
– Wszystko… wszystko w porządku? – spytał roztrzęsiony.
– Tak. – Co ja opowiadam? Nic nie było w porządku!
– Gdzie Annabeth?
– Poszła zrobić sobie kawy. – Odparł. – Ewa? Czy ty nadal mnie kochasz?
Pokiwałam głową.
– Czy nadal będziemy parą?
Znów pokiwałam głową.
Potem mnie pocałował.
Fajne odczucie. Jest wreszcie ktoś, kto naprawdę mnie kocha. A już myślałam, iż nikogo nie obchodzę.
********************
Był śliczny ranek.
Byłby jednak jeszcze śliczniejszy, gdyby nie to, że miałam dziś wyruszyć z Eris na ten cholerny Olimp…
Powiem krótko: nie ma co opowiadać o tym dniu. Spędziłam go ze swoją siostrą i chłopakiem oraz Rose. Percy, pojechał w odwiedziny do mamy.
A wieczorem bogini niezgody stała na granicy Obozu Herosów i lasu, by mnie zabrać.
Mam nadzieję, że się wam podobało.
Pozdrawiam
Chione
Piękne!
Dzięx ;).
Jak zawsze świetne 😀
Serio się wam podobało?
Mega! Jak każde twoje opko! 😀 . Czekam ze zniecierpliwieniem na cd.
Oki ;).
Biedna Ewa. Ma mocne problemy psychiczne. Co się dziwić, wiele przeszła. Ale nic jej nie zrobią na Olimpie, co nie? Bo jak zrobią, to naprawdę wkurzę się na bogów. Co raz bardziej podpadają mi w twoich opowiadaniach. I dobrze. Czekam na cd.
Zrobią jej, zrobią :P. Zobaczysz niedługo, co :D.
To było świetne! Te koszmary… Bosh, jeśli by mi się coś takiego przyśniło pewno wylądowałabym w psychiatryku. O.O Dzielna ta Ewcia. Powtarzam: przeboskie opko. 😀
No, ja też bym już była w pokoju bez klamek, po takim koszmarze ;).
Jej… Ciarki przechodzą ! Brrr…. Ja sama zdrentwiałam przy czytaniu … Chione ! Weź napisz jakiś HAPPY END !
Obiecałam, że przeczytam i przeczytałam…
Ściskam Mela
Dzięki ;).