Dalszy ciąg rozdziału I i początek II o ile dobrze pamiętam. Dedykuję to ‘’coś’’ PallasAtenie, Magiap, Nanie, Natenie, TheEnd, Nozownikowi, Pomonie i wszystkim tym, którzy mnie wspierają i komentują moje dziwaczne opka 😉 Z góry przepraszam za wszelkie literówki i błędy!
Buziaki!
Ariadne
***
– Dawno się nie widziałyśmy. – zauważyła Leda, wskazując wolny taboret. Kahlan usiadła na nim całkowicie uwalniając się od płaszcza; pod spodem miała na sobie czerwoną suknię z głębokim dekoltem.
-Dawno. – przyznała i posmutniała – A ja chciałabym być tutaj tylko po to by Cię zwyczajnie odwiedzić. Leda uniosła brwi.
-Mam rozumieć, że to nie jest wizyta towarzyska? – zapytała. Kahlan pokręciła głową i odetchnęła głębiej, po czym sięgnęła do skórzanej torby, którą przewiesiła przez plecy i wyciągnęła z niej owinięty w szmaty przedmiot; kiedy tylko kawałki tkaniny opadło, oczom Ledy ukazał się złoty medalion zawieszony na grubym łańcuchu. Na jego powierzchni wyryto dwa trójkąty, stykające się wierzchołkami a wzdłuż ich boków wyryto cztery słowa. Kapłanka pobladła i zachłysnęła się powietrzem.
-Skąd go masz?! Dlaczego go tutaj przyniosłaś?!
-Od N i e g o. Musisz go chronić, Ledo. – wyszeptała. Leda zmarszczyła brwi próbując poukładać świeżo zdobyte informacje w logiczną całość.
Od N i e g o?!
-Tak. Wygłoszono przepowiednię o dziecku…Wszystko to sobie przeanalizowałam. Moje wizje…rzadko kiedy się nie spełniają… chodzi o twoją córkę. Wiesz, jakie zadanie stoi przed Fedrą, prawda?
Leda wstała, głośno odsuwając głośno krzesło.
-To jeszcze dziecko! – zawołała ze zdenerwowania – Zdajesz sobie sprawę o kim rozmawiamy?! O niespełna dzisięcioletniej dziewczynce! – umilkła i zakryła twarz dłońmi, tłumiąc szloch – Nie możecie tego wymagać. Nie macie prawa.
Kahlan rzuciła jej pełne współczucia spojrzenie, wstała i objęła ją ramieniem; kapłanka gwałtownie wyzwoliła się z jej objęć.
-Jesteś taka sama jak O n i ! Nic cię nie obchodzi, że to jeszcze dziecko, że to moja jedyna córka. – rzuciła gniewnie. Kahlan przymknęła na chwilę oczy.
-Przecież wiesz, że tak trzeba.
– Czy ty słyszysz w ogóle, co mówisz? Rozumiesz, co chcesz uczynić? Skazujesz moją córkę na śmierć!
Kahlan złapała głębszy oddech ; dłonie jej drżały, dlatego splotła je na udach starając się uspokoić.
– Nie pomagasz mi, Ledo. Myślisz, że nie jest mi ciężko? Myślisz, że robię to z premedytacją, z radością? Mylisz się! To mnie boli, rozrywa mi moje serce na kawałki! A ubliżasz mi… Nie mam wyboru. Nie mogę się sprzeciwić przeznaczeniu!
– Przeznaczeniu?! – ryknęła Leda z niespotykaną furią. – Jesteś Wyrocznią na miłość bogów! Nie będzie wybrańcem, zapewniam cię. Nosiłam, ją pod sercem przez dziewięć miesięcy. Ona umrze jeśli zostanie wybrańcem, wiem o tym i dlatego nie pozwolę na to!
-Taka jest wola bogów.
Leda popatrzyła na nią i wyprostowała się. Jej oczy płonęły niemą furią i bólem.
-Wyjdź stąd.
Wyrocznia zamrugała kilkakrotnie jakby ktoś uderzył ją w policzek.
-Słucham?
-Precz z mojego domu.
Kahlan wstała i otuliła się płaszczem, po czym ruszyła w stronę drzwi.
-Obok domu jest stajnia. Weź konia i wynoś się z Gai.
-Nie oszukasz przeznaczenia. On ją i tak znajdzie.
-Precz!
Kobieta założyła kaptur i rzuciwszy ostatnie spojrzenie Ledzie wyszła na zewnątrz; kapłanka natychmiast zatrzasnęła drzwi i przekręciła klucz w zamku. Kiedy się odwróciła dostrzegła znajomy błysk na stole; poczuła się tak, jakby coś uwięzło jej w gardle. Wzięła medalion i czym prędzej ukryła go w szmatach, po czym wyszła z kuchni i ruszyła na górne piętro. Ukryje go tam, gdzie nikt go nie znajdzie. Być może przeznaczenia nie da się oszukać, ale można je zwodzić.
I właśnie to zamierzała uczynić, chowając medalion pod jedną z desek podłog w swojej sypialni.
-Obyś pozostał tu na wieki. – mruknęła i zgasiła świecę.
-II-
Ciemność. Dookoła tylko ciemność. Czuła zimno, straszliwe zimno, a serce biło jej jak oszalałe. Przed nią wznosiła się jakaś budowla średnich rozmiarów. Rozległy się czyjeś kroki, ktoś zaśmiał się cicho.
-Wybranka Bogów przybyła by umrzeć. Tytani, powstańcie. – przemówił niski głos. Odwróciła się przerażona, słysząc metaliczny odgłos pochodzący z mroku i krzyknęła.
Zlana potem, Fedra usiadła na łóżku, próbując złapać oddech. Na wpół przytomna czuła jak dookoła niej unosi się gorące, duszne powietrze. Zaczęło kręcić jej się w głowie. Ktoś otworzył drzwi a mrok rozświetlił blask samotnej świecy. Dziewczyna podniosła się na łokciach mrużąc oczy; zobaczyła zmęczoną twarz swojej matki.
-Matko, czy coś się stało? – zapytała zaspanym głosem. Leda spojrzała na otwarte okno, przez które wpadał wiatr i odgłos fal morskich uderzającyhc o skały.
-Otwierałaś okno?
Fedra pokręciła głową, zdumiona podążając za wzrokiem Ledy.
-Może to wiatr…może wczoraj dokładnie go nie domknęłam. – wychrypiała. Kobieta podeszła do okna i zamknęła je pospiesznie.
-Może. – posałała córce słaby uśmiech – Jestem przewrażliwiona. Wiesz, ostatnio przy brzegach zauważono nieznajomy okręt. Nasza wioska jest mała, nikt jej nie strzeże…- znów spojrzała na okno – Ale nie martw się, Bogowie mają Nas w swojej opiece. – dodała szybko widząc lekko wystraszoną minę Fedry.
-Czemu cię tak długo nie było? – zapytała dziewczyna, chcąc jak najszybciej zmienić temat. Leda zawahała się przez chwilę, przez jej twarz przemknął cień smutku.
-Musiałam zostać dłużej w świątyni. Jesteś głodna?
Pokręciła głową i uśmiechnęła się.
-Nie, jadłam już kolację.
Jej matka skinęła głową i zgasiła świecę.
W takim razie śpij. Do jutra.- rzekła i wyszła z pokoju zamykając za sobą cicho drzwi. Fedra opadła z powrotem na poduszkę i zmarszczyła brwi, starając się przypomnieć sobie dokładnie koszmar, z którego przed sekundą się zbudziła, ale tym razem wspomnienia nie nadeszły. Zazwyczaj całkiem nieźle pamiętała swoje sny, jakkolwiek nieprzyjemne były, ale teraz miała kompletną pustkę w głowie. Długo nie mogła zasnąć, ale w końcu zamknęła oczy i odpłynęła w wir marzeń.
***
Ranek przywitał ją pięknym słońcem, które obudziło ją tuż po świcie. Matka musiała już udać się do świątyni, bo w domu panowała niczym niezmącona cisza. Dziewczyna wstała, pospiesznie wyszła ze swojej izdebki i zbiegła po drewnianych schodach, jak zwykle omijając ostatni, skrzypiący stopień. Kiedy tylko weszła do kuchni, dostrzegła, że na stole stała miednica ze świeżą wodą; uśmiechnęła się w duchu dziękując matce, że wyręczyła ją od przynoszenia wody znad rzeki. Obmywając ramiona wodą, mimowolnie przejrzała się w tafli; zobaczyła młodą dziewczynę o bardzo niezwykłej urodzie. Twarz miała jasną i gładką, o wydatnych kościach policzkowych, które zresztą dodawały jej tylko uroku, zadartym nosku i różowych, pełnych ustach. Najbardziej jednak przyciągały uwagę duże, ciemnozielone, prawie czarne oczy i jedwabne, złociste, długie włosy z równą, środkową przedziałką, które w miękkich falach opadały swobodnie aż do połowy pleców. Choć liczyła sobie już lat siedemnaście, Fedra wciąż miała drobną, szczupłą sylwetkę i nie przywiązywała zbytniej uwagi do wyglądu. Jednakże wśród ciemnowłosych niewiast o oliwkowej skórze drobna, złotowłosa dziewczyna rzucała się w oczy. Jej matka, Leda, która była kapłanką Gai też kiedyś była wyjątkowo piękna. Tak przynajmniej słyszała.
Skończywszy poranną toaletę, ubrała się w jedną ze swych zwyczajnych tog, chwyciła piękny, drewnainy łuk, który wisiał na małym haczyku nad jej łóżkiem i wyszła na dwór. Wioska już budziła się do życia, więc Fedra postanowiła udać się na plac ćwiczeń, aby odnaleźć swojego przyjaciela, Lajosa; przyjaźnili się od kiedy byli dziećmi i był jedyną osobą, której tak naprawdę ufała. Tak jak sądziła, odnalazła chłopaka ćwiczącego z drewnianym kijem na placu ćwiczeń; kiedy tylko ją dostrzegł, przerwał się i uśmiechnął się do niej szeroko.
– αἱρε, Fedro! – zawołał radośnie. Odwzajemniła i roześmiała się, po czym wskazała drewniany kij, który teraz leżał na ziemi.
-Jak ci idzie? – zapytała. Wzruszył ramionami a jego piwne oczy oczy błysnęły.
-Ćwiczę. Ale wiele jeszcze brakuje mi do perfekcji.
Znów się uśmiechnęła i kiwnęła głową; wiedziała, że Lajos był w rzeczywistości świetny w fechtunku, jednakże nie lubiał się przechwalać; była to jedna z cech, którą u niego najbardziej ceniła.
-A ty? Gdzie zmierzasz?
Wskazała brodą rynek.
-Do wioski pospacerować. – odrzekła – Chcesz iść ze mną?
Przytaknął żywo i razem zeszli z pola ćwiczeń. Podczas gdy szli wąską dróżką, po której obu stronach mieściły się domy, słońce grzało ich w plecy a duszne powietrze dawało się we znaki. Dookoła można było dostrzec mieszkańców, którzy przygotowywali się do święta bogini Gai, które miało się odbyć tego wieczoru; świętowano wtedy też ponieważ zazwyczaj przybywali kupcy i wędrowcy z innych wiosek i przywozili ze sobą różne smakołyki oraz przydatne przedmioty, które można było kupić za zboże czy świeże ryby, których Gaja miała pod dostatkiem. Mieszkańcy zbierali się wtedy wokół ognisk, rozbrzmiewała muzyka, zaczynały się tańce a miód pitny i wino płynęły strumieniami.Dotarli do małego placyku, gdzie znajdował się niewielki posąg bogini Gai i kilka większych domostw. Posąg przedstawiał kobietę zniewalającej urody o długich, falującyh włosach, które wiły się na ziemi dookoła niej i, które okalała kwiecista korona. Odziana w długą szatę emanowała potęgą i siłą, niemal biła od niej złocista poświata. Historia tego posągu nie była mieszkańcom Gai do końca znana; posąg zneleziono u podnóża wioski, niedaleko wejścia do podwodnej jaskini. Przy jednym z domów, na prowadzących na ganek schodkach siedział starzec o pomarszczonej twarzy a dookoła niego kilkoro dzieci a nawet parę nieco straszych osób.Lajos chwycił dłoń Fedry i pociągnął ją za sobą; kiedy tylko się zbliżyli, starzec podniósł na nich wzrok i uśmiechnął się serdecznie.
-Skoro tylu się was tutaj zebrało, opowiem najważniejszą z historii mitologicznych, wartościowszą od wszystkich tych, które dziś wam przedstawiłem. – przemówił ochrypłym głosem. Lajos mrugnął porozumiewawczo do Fedry, ktora zdążyła już przycupnąć na jednym z wolnych stopni.
-A mianowicie będzie to historia wojny między Bogami i Tytanami. Otóż Tytani byli synami Gai i Uranosa, jednakże mimo iż byli krwią z jego krwi, Uranos brzydził się swymi potomkami i więził ich w czeluściach Ziemi. Ich matka, Gaja nie mogła znieść dłużej ciężaru w swoim wnętrzu i postanowiła zemścić się na mężu; poprosiła o pomoc właśnie Tytanów. Między nimi jednk tylko Kronos zgodził się pomóc matce. Udało im się wcielić plan w życie a Kronos po swym zwycięstwie uwięził Cyklopów i Gigantów, uwalniając natomiast swych braci, Tytanów. Tymczasem ożenił się z Reą, jednak usłyszawszy, że straci władzę przez własnego potomka, zaczął połykać każde dziecko, jakie Rea powiła.
W końcu, zrozpaczona Rea udała się do Uranosa i Gai by prosić o rady; pełni współczucia zgodzili się ją wesprzeć i gdy kobieta powiła ostatniego syna, Gaja ukryła go na Krecie, na Górze Idzie. Rea zamiast dziecka dała do połknięcia Kronosowi owinięty w szmaty głaz; Tytan połknął go nic nie podejrzewając. W tym samym czasie ostatni syn Rei, Zeus, rósł karmiony ambrozją przez kozę Amalteę. W końcu gdy stał się dorosły, młody bóg strącił z tronu swego okrutnego ojca i uwolnił z jego wnętrza swoje rodzeństwo: Demeter. Hestię, Herę, Hadesa i Posejdona. Z tymi dwoma ostatnimi podzielił się władzą nad światem.
I tak rozpoczęła się wojna; synowie i córki Uranosa, których Zeus uwolnił stanęli po jego stronie, zaś Kronos miał za swych sojuszników Tytanów. Wojna trwała dziesięć długich lat i nikt nie miał w niej przewagi, póki Gaja nie przepowiedziała Zeusowi, że wygra tylko jeśli uwolni Cyklopów i Gigantów. Młody bóg tak uczynił; dzięki wsparciu Gigantów udało się pokonać i związać Tytanów. Został też stworzony tajemniczy medalion– klucz do więzienia Tytanów, którzy zostali na zawsze pogrzebani w czeluściach góry Tartar.
Co się stało z medalionem, zapytacie. Otóż Zeus zabrał go na Olimp by mieć pewność, że żaden Nieśmiertelny czy też śmiertelnik nie wykorzysta go do uwolnienia jego odwiecznych wrogów.
Niektórzy jednak twierdzą, że jest gdzieś ukryty tu na Ziemi i, że jego zadanie jeszcze się nie skończyło.
Fedra ocknęła się dopiero po kilku chwilach, na odgłos klaszczących z uciechy dzieci. Lajos posłał jej jeden ze swych uroczych uśmiechów, więc natychmiast opuściła swoje rozmyślnia.
Tytani…
Zmarszczyła brwi, próbując bezskutecznie przypomnieć sobie skąd pamiętała tę nazwę.
-Wszystko w porządku? – podskoczyła, gdy znalzła się twarzą w twarz z pochylającym się nad nią Lajosem.
-Tak…- wychrypiała – Jestem trochę zmęczona. Nie spałam za dobrze ostatniej nocy.
Skinął głową nieco zaniepokojony. Po chwili rozchmurzył się.
-Ciekawa historia, co? – wskazał brodą na starca. Przytaknęła z wymuszonym uśmiechem; była naprawdę śpiąca a poza tym nie potrafiła przestać myśleć o tej dziwnej nazwie.
Tytani…skąd…
-Fedro?
-Tak, już idę! – wstała pospiesznie – Chodźmy na plażę. Morskie powietrze dobrze nam zrobi.
Ruszyli dalej, mijając kolejne domy a Lajosowi usta się nie zamykały i chociaż wydawałoby się, że Fedra słucha go uważnie, myślami była zupełnie gdzieindziej.
Dotarli do zejścia, które prowadziło na plażę i Fedra natychmiast dostrzegła, że morze było spokojne: fale leniwie obmywały piasek i skały, wiał lekki wiatr niosąc ze sobą zapach soli. Usiedli na piasku jeden obok drugiego; Fedra czuła na sobie wzrok Lajosa, jednak starała się nie zwracać na to uwagi. Poczuła dotyk jego dłoni na ramieniu; ujął palcami kosmyk jej złotych włosów.
– Ładnie ci z długimi włosami. – rzekł z uśmiechem. Odwzajemniła i odchrząknęła chcąc jak najszybciej zmienić temat.
-Przypomniało mi się coś dziwnego. – wyznała. Chłopak zerknął na nią marszcząc brwi.
-To znaczy?
Założyła kosmyk włosów za ucho.
-Kiedy miałam dziesięć lat . Odwiedziła nas pewna kobieta. Była bardzo piękna. Wydaje mi się, że miała na imię Kala…Kahla…czy coś podobnego – wytężyła pamięć – pamiętam, że ich rozmowa..to jest jej rozmowa z moją matką zastanowiła mnie bo była bardzo nietypowa.
-O czym rozmawiały?
Spojrzała na przyjaciela, jakby właśnie zbudziła się z bardzo długiego snu.
-Nie pamiętam. – wymamrotała z zażenowaniem.
-czemu akurat teraz ci się to przypomniało? – zdziwił się. Wzruszyła tylko ramionami.
-Sama nie wiem…tak jakoś. Myślałam nad tym długo, ale za nic nie potrafię soebie przypomnieć co sobie wtedy powiedziały. Nie sądzisz, że to dziwne?
-Fakt, trochę dziwne, ale przecież miałaś wtedy jedenaście dziwięć czy dziesięć lat, minęło sporo czasu.
Pokiwała głową, nie do końca przekonana.
-Może masz rację.
Zamilki na kilka następnych chwil i znów zdała sobie sprawę, że Lajos na nią patrzył; zerknęła na niego ukradkiem. Promienie słoneczne sprawiały, że jego opalone ramiona jaśniały. Był uważany za najpiękniejszego młodzieńca w całej Gai. Wysoki i smukły, miał piękną twarz o delikatnych, harmonijnych rysach, okoloną jasnymi loczkami. Ojciec Lajosa, Janus, chciał by jego syn znalazł sobie wreszcie żonę a Fedra wydawała mu się idealną partnerką dla Lajosa. Poza tym była jedną z niewielu dziewcząt w Gai, które umiały czytać i pisać.
-Zabrałaś z domu łuk?
Uśmiechnęła się triumfalnie.
-Jasne, że tak.
-W takim razie możemy poćwiczyć!
***
Strzała utkwiła dokładnie na środku tarczy. Fedra uśmiechnęła się i podeszła by ją wyciągnąć, po czym wróciła na swoje stanowisko.
-Jesteś niesamowita! Idzie ci naprawdę dobrze. – pochwalił ją Lajos. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
– Muszę się nauczyć mierzyć wyżej. Wtedy będę mogła chodzić z tobą na polowanie. – mrugnęła do niego – Byle tylko matka nie widziała.
Jej przyjaciel zmarszczył lekko brwi.
-W czym problem? – spytał cicho. Fedra westchnęła i odgarnęła kosmyk złotych włosach z twarzy.
-Nie za bardzo podoba jej się, że uczysz mnie strzelania z łuku i, że…jestem inna.
Spojrzeli na siebie porozumiewawczo; Fedra nie była lubiana w Gai, zwłaszcza przez grupę dziewcząt. Uważały ją za dziwaczkę, wyśmiewały jej złote włosy, zadarty nosek i jasną cerę. Kpiły z faktu, że od dziecka wychowywała się bez ojca. Jedna z nich – Ivonne – nienawidziła jej najbardziej głównie za to, że była przyjaciółką Lajosa. Kolejnym pretekstem do ubliżania Fedrze był fakt, że zamiast planować rodzinę i małżeństwo jak większość niewiast we wiosce, biegała po lasach i strzelała z łuku a potem wracała do domu cała w błocie, w poszarpanym odzieniu.
-Jesteś świetna. Mało która dziewczyna potrafi tak strzelać z łuku, naprawdę.
Zerknęła na niego z wahaniem
-Wydaje mi się, że powinnam wrócić do domu. Zaczyna się ściemniać.
-Przyjdziesz na jutrzejsze święto na cześć Gai? Będą tańce, śpiewy i bajarze!
Dziewczyna zaśmiała się, ale po chwili posmutniała.
-Ivonne też będzie?
Lajos zmarszczył nos, patrząc na nią spod jasnych brwi.
-A co za różnica? Ja i tak mam miejsce zajęte koło Ciebie!
Uśmiechnął się do niej promiennie, po czym sięgnął do skórzanej sakwy.
-A skoro już jesteśmy przy święcie Gai, wczoraj byłem na rynku; kupcy mają w tym roku rzeczy, jakie ci się nawet nie śniły! Miecze, sztylety wysadzane drogocennymi kamieniami, skórzane torby…- urwał i wyciągnął do niej dłoń -Wybrałem dla ciebie coś bardziej dziewczęcego.
Przybliżyła się i westchnęła cicho; na dłoni Lajosa leżała złota bransoleta na ramię, wysadzana szmaragdami.
-Lajos! Ile za nią zapłaciłeś?!
Chłopak zaśmiał się cicho i delikatnie zapiął błyskotkę na jej odkrytym ramieniu.
-Dziesięć kóz ze stada mojego ojca i kilka dzbanów wina. Kupiec, który mi ją sprzedał, zarzekał się, że nosiła ją sama Afrodyta!
Zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała go w policzek.
-Hej, hej, złotowłosa, udusisz mnie! – zawołał, ale jednocześnie objął ją ramieniem, tuląc do siebie.
-Tak, wiem, wiem. Jestem tak szczodry, że brak ci słów! – zażartował. Fedra oderwała się od niego nieco by móc zajrzeć w jego srebrne oczy.
-Dziękuję. – szepnęła.
-Ależ nie ma za co. – wyszczerzył zęby w uśmiechu – Odprowadzę Cię pod dom.
Wstali i razem ruszyli w stronę wioski; Fedra nie mogła oderwać wzroku od bransoletki: tkwiące w pozłacanej powierzchni szmaragdy lśniły zielonkawym blaskiem.
Kiedy w końcu dotarli pod dom Fedry, Lajos uśmiechnął się i podał jej łuk.
-Widzimy się jutro na święcie.
Skinęła głową i przesłała mu całusa.
-Do jutra!
Nacisnęła klamkę i westchnęła z ulgą, stwierdzając, że drzwi są otwarte. Na palcach przeszła przez sień i już miała wejść na schody gdy tuż za jej plecami rozległ się głos Ledy.
-Wróciłaś.
Odwróciła się i przełknęła głośno ślinę.
-Byłam z Lajosem…
-Nic nie mów – Leda skrzywiła się lekko – Założę się, że znów strzelalałaś z łuku.
Milczenie.
– I po raz kolejny wyszłaś poza granice Gai.
Znów milczenie.
– Do diaska, Fedro! Ile razy mam ci powtarzać, że to niebezpieczne?- Leda podeszła do niej i wyrwała jej łuk z rąk.
-Ale łuk…
-Przechowam go, żeby być pewna, że nie będziesz się włóczyć po lesie. – jej spojrzenie zatrzymało się na bransoletce – Skąd ją masz?
Fedra wywróciła oczami i zaczęła wchodzić po schodach.
-Nieważne. –mruknęła. Kiedy tylko weszła do swojego pokoju, runęła na łóżko i zapatrzyła się w sufit. Po raz pierwszy od dawna zaczęła się zastanawiać nad swoją przyszłością. Ciągnęło ją do dalekich krain, wołała ją przygoda. Chciała poznać każdy zakątek Hellady, zobaczyć Ateny, podróżować. Matka właściwie nigdy jej nie wyjaśniła dlaczego mieszkali w tak małej, biednej wiosce, pomimo, że Leda była niegdyś Najwyższą z kapłanek. Dziewczyna wiedziała jednak jaka przyszłość czekała ją w Gai; małżeństwo, dzieci, praca domowa, prowadzenie gospodarstwa i walka o przetrwanie.
– Moglibyśmy przecież uciec. Ty i Ja , daleko stąd. Zostalibyśmy łowcami. – powiedział któregoś dnia Lajos.
Ale Fedra zdawała sobie sprawę, że w głębi serca, jej przyjaciel nigdy nie zostawiłby swojej rodziny w Gai. Sama jednak coraz częściej rozmyślała o takiej alternatywie; ale czy naprawdę byłaby w stanie pożegnać się na zawsze z matką? Mimo nieco surowych zasad i sposobu wychowywania, Leda dbała by córce niczego nie brakowało. Dawniej też była wesoła, śmiała się i żartowała. Przed wizytą owej kobiety, która odwiedziła ich siedem lat wcześniej; dziewczyna nie pamiętała wiele z ich rozmowy, poza tym niestety nie udało jej się wszystkiego usłyszeć, bo musiała uważać by przypadkiem nie zostać zauważona. Ale to wtedy Leda tak bardzo się zmieniła. Przestała się uśmiechać.
Z zamyślenia wyrwał ją głos Ledy.
-Fedro.
Stała w progu, z łukiem w rękach.
-Przyszłam ci go oddać. – powiedziała cicho, jakby z rezygnacją – Ale proszę, obiecaj mi, że już nigdy nie przekroczysz granic Gai.
Przyszło jej to z trudem, ale chęć odzyskaia łuku była silniejsza.
-Obiecuję, matko
Kapłanka posłała jej słaby uśmiech i oddała jej łuk, po czym ruszyła do drzwi, ale Fedra zatrzymała ją.
-Matko?
-Tak? – zapytała zaciekawiona Leda.
– Kocham cię. – odparła po prostu.
Nie widziała łzy wzruszenia, która spłynęła po policzku matki.
Twoje opowiadania są przeboskie! To jest tak piękne, że nie wiem jak sformułować komentarz. I dziękuję za dedykację!
omfjdhsbdef, wielbię! I nie wiem dlaczego, ale Lajos jakoś skojarzył mi się z Galem z Igrzysk Śmierci, LoL. XD Może to przez moją fazę, która pewno się powiększyła, jak wczoraj obejrzałam film. O.O Eh, dobra, zapomnijcie.
Kocham to opko całym swoim ciałem, duszą, sercem i umysłem. 😛 Uwielbiam Twój styl, te opisy…. REWELACJA NORMALNIE!
No ludzie, już ósma i wciąż DWA KOMENTARZE?! Przy tak boskim opku?! xd Co się z Wami dzieje?! 😛
aahh GENIALNE i jeszcze raz GENIALNE !!! czytając twoje opka czuje się jakbym czytała po rozdziale bardzo dobrej książki 😉 i napewno zarwałabym noc by ją przeczytac do końca^^
Ja nie umiem określic swoich uczuc po przecztaniu tego , jestem zbyt szcześliwa , dumna że znam taka osobe (chodzby nawet z chata ) ;D
a i dzieki za dedyke nie zasłużyłam na nią 😉
Czy mam prawo wyrazić moją opinię? Nie bo moje słowa będą niczym w porównaniu z Twoimi. W takim razie zrobię to bezprawnie.
THE BEZT OPKO EVER!!! (Jak na razie) 😀
Ariadne, dziękuję z całego serca za dedykację, niestety nie mam czasu przeczytać, bo jestem na wakacjach Przeczytam i skomentuję w sobotę, ale na pewno jest genialne 😀
Chorobliwie wspaniałe! o.O
Z części na część kończą mi się określenia na to arcydzieło! 😀
Chyba sobie wydrukuję i przeczytam wszystko jeszcze raz 😀 ^ ^
I dzięki jeszcze raz za dedykację
Ariadne, jesteś kochana :*
Dzieki wszystkim za przemile komentarze <3
„długie włosy z równą, środkową przedziałką”- „przedziałek” jest rodzaju MĘSKIEGO!
„jednakże nie lubiał się przechwalać”- „nie LUBIŁ”!
„jednk”- litery NIE SĄ jadalne!!!
„-czemu akurat teraz ci się to przypomniało?”- wielkie też nie!
„we wiosce”- samo „w” by wystarczyło.
„- Moglibyśmy przecież uciec. Ty i Ja , daleko stąd. Zostalibyśmy łowcami. – powiedział któregoś dnia Lajos.”- czy on jest aż tak zadufany w sobie, że mówi (!) „ja” z wielką literą na początku?!
Czasem brakuje jakichś znaków interpunkcyjnych, a czasem pojawiają się jakieś nadprogramowe, występują też powtórzenia i przylatujące z kosmosu literki…
DURNYCH BŁĘDÓW W TAK CUDOWNYM TEKŚCIE NIE WYBACZĘ!!!
PS: Mam wrażenie, ze czasami cytujesz Igrzyska… Lub używasz bardzo podobnych sformułowań jak Collins 😀