Krom w krok, stukot w stukot idę. Ktoś czai się w moim cieniu, strach oplata moje ciało grubym powrozem. Nie chcę umierać, choć życie niespiesznie wyrywa się z dłoni. Staję w miejscu, nóż mam wyciągnięty ze scyzoryka. Zbliża się postać, nie dam się tak łatwo. Staje przede mną , moje zielone oczy lustrują go. Ubrany w czarny płaszcz w stylu militarnym z rzędem grawerowanych, srebrnych guzików dodaje mu smukłości, choć i bez niego jest wysoki. Średniej długości, jasno brązowe włosy opadają z gracją na ramiona. Kredowobiała twarz z nikłym uśmieszkiem i rdzawo czarnymi oczami wpatruje się we mnie. Wysokie, czarne, sznurowane glany opinają jego wątłe i chude łydki. Podchodzi jeszcze kilka prawie niesłyszalnych kroków. Przemawia delikatnym spokojnym głosem :
– Nie bój się córko Nyks , Sharon Nightray.
Nagle czuję jego oddech, niespokojny i chrapliwy, centymetr od siebie. Nie wiem w jaki sposób znalazł się w niespełna kilka sekund tak blisko mnie. Zaczynam płakać, nie wiem do końca dlaczego. Chłopak znowu się odzywa:
– Jak to jest być poniewieranym przez życie…Kraść żywność ze sklepów, by wyżywić rodzinę , która tak naprawdę cię nie kocha…- śmieje się pod nosem- zaproponuje ci pewien kontrakt… stworzę cię nieśmiertelną i uwolnię od trosk, stanę się tak jakby twoim lokajem, a ty…- przejeżdża palcem po moich kasztanowych włosach.
-A co ja mam zrobić w zamian ?!- pytam, głos mi się łamie. On ujmuje moją dłoń i odpowiada:
– Być przy mnie cały czas, ponieważ nienawidzę samotności. A teraz chodź ze mną. Musiałam truchtać, żeby go dogonić. Szedł bardzo szybko i pewnie nie zwalniał ani na krok . Nie miałam zielonego pojęcia , gdzie mnie prowadzi. Szliśmy krętymi dróżkami zatłoczonego, okrytego płachtą nocy Londynu. Po około dwudziestu minutach „spacerku” znaleźliśmy się przy jakiejś pięknej posiadłości. Jest ona tak przytłaczająco duża, że czuję jakbym się skurczyła o przynajmniej sto razy. Chłopak odzywa się :
– To mój dom , zapraszam do środka.- wymownym gestem dłoni wskazuje na kutą, srebrną bramę z licznymi fryzami i kwiatowymi zdobieniami. Naciska na klamkęfurty, ona z lekkim stęknięciem otwiera się. Wślizguję się przez nią do środka niesamowicie speszona. Moja biała sukienka, całkiem pobrudzona od sadzy i innych niezidentyfikowanych substancji wygląda jeszcze gorzej w tej scenerii. Gdy przechodzę przez furtkę ukazuje mi się przed oczyma ogród z cyprysami i greckimi wyrzeźbionymi boginiami. Rozpoznaję Atenę, Demeter, Persefonę, Amfitrytę, Arachne i Nyks-moją matkę. Powoli dochodzimy drzwi frontowych usianych tłustymi barokowymi aniołami i różami. Chłopak popycha drzwi i przedstawia się :
– Na imię mi Accel , miło mi cię poznać. Ja na to odpowiadam mu pogodnym uśmiechem. Przechodzę przez próg, wokół panuje przyjemny półmrok. Jedynie księżyc oświetla przedpokój sącząc się przez duże okno z białymi framugami. Prowadzi mnie za rękę po szerokich schodach wyścielanych czerwonym dywanem, do sypialni. Pomieszczenie oświetla jedynie nikłe światło żarówki. Zauważam złoto białe łoże z baldachimem, ściany wykonane są z tkanego lnu koloru czerwieni. Panuje tu bardzo dostojna atmosfera. Chłopak ponownie zabiera głos:
-Usiądź i spokojnie oddychaj-lekkim skinieniem dłoni wyłącza światło- to co się teraz wydarzy może, choć nie musi zaboleć-słyszę jego kroki blisko mnie… trzęsę się ze strachu, czuję że wszystkie włoski stają mi dęba. Accel siada koło mnie, jego chłód jest tak blisko mojego ciepłego ciała. Nagle czuję osobliwe ukłucie jakby ktoś wbił mi w nadgarstek grubą igłę. Coś ciepłego spływa mi po ręce, zbyt dobrze wiem co to jest . Po chwili czuję jakby chłopak podawał mi coś do ust… smakuje jak wino , bardzo wytrawne(dla nie wiedzących gorzkie i cierpkie). Zaczyna mi smakować i to bardzo. Nagle pojawia się tępy ból we wszystkich żyłach i tętnicach, jakby ktoś zaczął mi je rozszerzać . Czuję że moje serce łomocze w piersi, jak całe ciało drastycznie wykręca się od środka. Jeszcze chwila i nie wytrzymam, umrę i już nie wrócę z powrotem. Jeszcze chwilka- myślę. Po krótkim czasie wszystko ustaje, jednak coś jak się we mnie zmieniło . Każda żyłka mojego ciała odczuwa wszystko intensywniej, moje oczy patrzą na świat ze zdecydowaną ostrością. Żaden kształt z tego pokoju nie jest mi obcy. Przypominam sobie, że nie siedzę w tym pokoju sama…
-Accel co się ze mną działo, proszę odpowiedz coś?! – mówię prawie ze łzami w oczach. Po chwili milczenia chłopak z ostentacyjnym westchnieniem mówi:
-Zrobiłem z ciebie osobę nieśmiertelną, choć pojawiły się przy tym małe przeszkody-patrzy mi prosto w oczy- nie jesteś zwykłym człowiekiem , lecz półbogiem. Oznacza to, że twoja krew jest zmieszana z ichorem bogów. Wprawdzie twoja ludzka część obumarła, ale została boska.
– Jak to ludzka część obumarła ?! Czym mnie uczyniłeś ?!- krzyczę na całe gardło. Accel szepcze ledwie słyszalnym głosem odpowiedź prosto do ucha:
– Wampirem , a jakże inaczej.
Opisy są niesamowite (^u^) Opowiadanie strasznie mi się podoba, szkoda tylko, że będzie o wampirach (a może nie?), bo ta tematyka bardzo mi się przejadła i wręcz przeszkadza.
Twój styl pisania jest lekki i przyjemny, dzięki czemu fajnie się czyta. Mam nadzieję, że nie zrobisz z tego dobrze zapowiadającego się opka, kolejnej zmierzchowej szmiry.
PS Edward jest tylko jeden… NOŻYCORĘKI! (przepraszam, tak jakoś nie na temat to PS, ale moje rodzeństwo od miesiąca powtarza ten tekst)
Calkowicie zgadzam sie z Nana. A tak ode mnie to jeju, to jest genialneeee, genialneee! Blagam, wstaw jak najszybciej cd! W sumie nic wiecej nie musze chyba mowic, szkoda, ze sie skonczylo.
Masz luźny styl pisania, co bardzo mi się podoba.
Poza tym: wprost GENIALNE. Pisz szybko CD.
Fajny styl, jak wspomniał Perdiks ;).
Opko fajne i mi się podoba.
Kiedy CD?