Te cześć dedykuję Nyxi ,przebojowej córce Nyx xD, za to… ze jest taka fajna i miła;)
Miłego Czytania
Usłyszałem ryk konchy, a chwile później świsty strzał i okrzyki bitewne. Wypatrywałem najmniejszego ruchu w krzakach… Wyjąłem Atlanta z kieszeni, żeby był w razie, czego pod ręką. Po pewnym czasie zauważyłem zbliżających się w naszym kierunku herosów, a kilkanaście metrów dalej goniące ich łowczynie, mam nadzieję, że to cześć strategii Annabeth, bo jeśli nie, będzie z nami krucho. Nasze „wsparcie” dobiegło chwile przed nimi, i jeszcze zanim zdążyli zająć pozycje, uderzyły w nas łowczynie. Obrałem sobie za cel, jedną z nich i pobiegłem w jej stronę, miałem wtedy nadzieję, że nie jest zbyt doświadczoną wojowniczką, tylko, że z moim szczęściem musiałem się mylić. Zaatakowałem, ale moje cięcie zostało skutecznie zablokowane, a potem, ledwo nadążałem z bronieniem się przed nią i nawet nie miałem czasu, aby zaatakować po raz drugi, liczyłem tylko na to, że się w końcu zmęczy. Cięła mieczem prosto w atlanta, i gdy już miałem ja odepchnąć i przejąć inicjatywę walki … dostałem tarczą w głowę, obraz się rozmazał, słyszałem stłumione głosy bitwy, a potem była już tylko ciemność i cisza.
Nie obeszło się również bez snów, byłem w tym samym miejscu, co ostatnio, czyli w celi więziennej, siostry Johna. Wyglądała dużo gorzej niż ostatnim razem, jej włosy straciły blask, twarz stała się blada, ale gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się.
-Czemu jeszcze nie przyszedłeś?- zapytała i spojrzała błagalnym wzrokiem, nie wytrzymałem spojrzenia i musiałem się odwrócić- Jest coraz gorzej Max, ten olbrzym szykuje atak, na Olimp, ten prawdziwy, Grecki Olimp, zbiera armię, wyciąga z pod ziemi nowe potwory, liczebność jego oddziałów wciąż się powiększa, macie już mało czasu, jeśli chcecie go powstrzymać w Ameryce, i przy okazji mnie stąd wyciągnąć, proszę Max, pospiesz się… Pospiesz się.
Otworzyłem oczy, leżałem w tym samym miejscu, w którym upadłem, czułem się cały obolały, dotchnąłem miejsca, w którym dostałem, nawet hełm nie ochronił mnie przed takim uderzeniem. Podparłem się na rękach i zobaczyłem, że mam rozcięta dłoń. Odruchowo włożyłem rękę do kieszeni, aby wyjąc Atlanta, nie było go tam. Zaniepokojony rozejrzałem się i zobaczyłem, że leży kilka metrów odemnie, nie miałem sił do niego podejść, ale wiedziałem, że po pewnym czasie pojawi się powrotem w mojej kieszeni. Wstałem i chwyciłem się najbliższej gałęzi drzewa, bo nie byłem w stanie utrzymać się na nogach, zastanawiałem się gdzie podziała się cała reszta moich przyjaciół….
Ruszyłem w kierunku domków, chodź nie byłem pewien czy na pewno idę w dobrą stronę.. Po pewnym czasie ból ustąpił, zaczynałem odzyskiwać siły, a musiałem mieć ich dużo, bo w końcu dziś miałem wymknąć się z obozu, przemierzyć pół Ameryki w poszukiwaniu dziewczyny, którą widziałem tylko we śnie, fajnie no nie? Najlepsze jest jednak to, że nie wiem czy wrócę żywy, czy w ogóle tam dojdę…. Podoba mi się że mam różne moce, boskie pochodzenie, znalazłem super obóz, ale jak widać życie herosa nie jest usłane różami, a jak się okazało, miałem się o tym przekonać nie raz. Po kilkunastu minutach marszu, dotarłem na plażę, tak jak mówiłem nie byłem pewien czy idę w dobrym kierunku, rozejrzałem się po zatoce Long Island, i jakoś nie mogłem uwierzyć, że to naprawdę ta sama zatoka, nad którą często bywałem, biały piasek, ZERO śmieci, szafirowa woda, o opalających się córkach Afrodyty i Apolla nie wspominając. Przez chwilę stałem tak wpatrując się w to wszystko i zastanawiałem się, czemu wcześniej tu nie trafiłem.
Jednak szybko przerwałem przemyślenia i ruszyłem do mojego domku, co jakiś czas pomachałem uśmiechającym się do mnie dziewczynom… Nadal gnębiła mnie myśl że mogę tu nie wrócić.. Gdy szedłem do mojego domku, uświadomiłem sobie, że dawno nie gadałem z Johnem, więc zaszedłem do całkiem pokaźnego, lśniąco brązowego domku Apolla.
Zapukałem do drzwi, i po chwili otworzył mi jakiś chłopak.
-Cześć. Ja do Johna- powiedziałem odrazu.
-Wbijaj.- Odpowiedział szybko- Trzecie łóżko od końca.
-Dzięki- mruknąłem, ale on już wrócił do gry w pokera.
Domek był dość.. Ciekawy, każdy chłopak miał nad łóżkiem przyklejony plakat jakiejś ładnej aktorki, piosenkarki, ulubionego zespołu. A dziewczyny zdjęcia piłkarzy(znalazł się tam i Ronaldo) siatkarzy, biegaczy itp. No i półkę z kosmetykami.
W końcu doszedłem do Johna, trzymał w ręce zdjęcie swojej siostry oprawione w ramkę, gdy tylko mnie zobaczył, odłożył je natychmiast, uśmiech zagościł na jego twarzy i jak zwykle miło mnie przywitał.
-Cześć stary, co u ciebie?- Zapytał.
-Za dużo nie pamiętam, kto w końcu wygrał te bitwę o sztandar? –Odpowiedziałem pytaniem.
-No Łowczynie, jak zawsze- oznajmił-, Ale jakim sposobem tego nie pamiętasz?
-Dostałem tarczą w głowę… Zemdlałem i obudziłem się dopiero z pół godziny temu-odparłem.
Popatrzył na mnie zdziwiony.
-I nikt cię stamtąd nie zabrał? Nikt?!- Zapytał poważniej.
-No nikt, a co?- Odparłem.
-To ty stary naprawdę masz farta, cholernego farta, że cię nic nie zjadło, na bitwę o sztandar te potwory, które tam są, się zamyka, ale po bitwie, wypuszcza…
Serce zaczęło mi bić mocniej, leżałem tam z godzinę, ledwo przeszedłem pół cholernego lasu, nie zdając sobie sprawy, że coś może mnie dorwać.
-Fajnie, że mi powiedziałeś, następnym razem będę wiedział- powiedziałem – A, możesz na słówko?
Spojrzał na mnie podejrzliwie.
-No w sumie tak, chodź na, zewnątrz, jeśli to ważna sprawa.
Skierowaliśmy się do wyjścia, gdy przechodziliśmy obok grupki grających w pokera któryś z nich powiedział
-Hej John, dawaj tu swojego kolegę i zagraj z nami.
-Sorki, ale nie teraz, mam parę ważnych spraw, kiedy indziej ok.?- wymamrotał John.
-No dobra, kiedy tylko chcesz- odparł uśmiechnięty syn Apolla.
Super tu maja atmosferę, będę wpadał częściej. Gdy wyszliśmy od razu zacząłem mówić.
-Chciałem ci powiedzieć cos na temat twojej siostry… -Oznajmiłem.
Popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem i wymamrotał.
-Nie…nie żyje?- W jego oku pojawiła się łza- proszę powiedz, że żyje.
-No właśnie żyje, tyle, że aby tak dalej było to trzeba jej pomóc.
John wyglądał jakbym głaz spadł mu z serca.
-Gdzie jest?
Zacząłem mu opowiadać o moich snach, gigancie, potworach, tym, że jego siostra siedzi w celi.. Gdy doszedłem do tego gdzie ona mniej więcej jest, zobaczyłem na jego twarzy wyraz bezradności.
-Ale jak my tam dotrzemy? Isle Royal National Park jest cholernie daleko!!..
-Na pewno jest jakiś sposób, nie wiesz, kto lub co mogłoby nas tam podrzucić?- Zapytałem z nadzieją w głosie.
-A wiesz, że może jest ? Chodź ze mną- Powiedział.
Zaczęliśmy kierować się w stronę domku Afrodyty nadal nie wiedziałem, o co mu chodziło z tym „sposobem”. Domek był pomalowany w kolorach tęczy, a wokół niego roznosił się słodki zapach perfum… Zapukaliśmy do drzwi, po chwili czekania, otworzyła nam dziewczyna w luźnej, jasnozielonej sukience, błękitnych (swoją drogą pięknych) oczach i lśniąco brązowych włosach.
-Cześć chłopcy –powiedziała z uśmiechem na twarzy-, czego potrzebujecie? –Zapytała.
-Mogłabyś poprosić tu Mirandę?- Zapytał John.
-Mhm- Odpowiedziała słodkim głosikiem i znikła gdzieś w środku domku „Koledzy do ciebie” powiedziała, po chwili przyszła Miranda, odgarnęła swoje śliczne, rude włosy sięgające lekko za kark. Była trochę zaskoczona naszym widokiem.
-Cześć, a co wy tu robicie?- Zapytała.
-Przyszliśmy do ciebie, przy okazji, Max to jest Miranda, Mir..
-My się już znamy – uśmiechnąłem się.
-A, to, okey, teraz do rzeczy, -zaczał John- Miranda masz klucze do stajni pegazów?
-No jasne, jak zawsze, czemu pytasz?- Popatrzyła na nas podejrzliwie.
-Potrzebujemy trzech pegazów… na parę dni, tu chodzi-przybliżył się do jej ucha i szepnął- O moją siostrę.
Mirandę zamurowało po tym, co usłyszała, ale nie wiem dokładnie czy bardziej ją zdziwiła nasza prośba o pegazy czy to, że siostrę Johna można jeszcze odratować. Po chwili jednak wróciła do siebie.
-I niby jak wy to sobie wyobrażacie? Musiałabym was kryć, przez co najmniej kilka dni, to nie realne, chłopcy pomyślcie normalnie…
Spojrzałem na nią błagalnie, koniecznie chciałem, chociaż spróbować te dziewczynę uratować. Chyba nie wytrzymała tego spojrzenia.
-Ale, jeśli mi się za to dostanie to osobiście urwę wam obu łby, jasne?!- Powiedziała poważniej.
-Dzięki, wiedziałem, że można na ciebie liczyć.-Powiedział John
-Na, kiedy chcecie te pegazy- Zapytała.
-Na teraz, dziś wyruszamy- Odpowiedziałem.
-Dobra, jak wrócicie żywi , idziemy na pizze wy stawiacie, jesteście mi coś winni- Uśmiechnęła się i wróciła do domu.
-Idę jeszcze po Charlott, ty się już spakuj, o dwudziestej drugiej obok stajni-Oznajmił i rozeszliśmy się.
Szedłem do mojego domku zadowolony, że przynajmniej mam szansę spróbować pomóc tej dziewczynie i może powstrzymać armię tego potwora..Bo gdybym nie spróbował sumienie dręczyłoby mnie do końca życia(które znów pewnie takie długie nie będzie), zacząłem myśleć nad planem, niestety nie szło mi to zbyt dobrze i po chwili odpuściłem. Wszedłem do domku, nie zauważyłem nikogo, więc zacząłem się pakować, wziąłem brązowy, wodoodporny(przeczytałem na metce) plecak, który znalazłem w szafce, jakieś ubranie na zmianę, trochę kasy by się przydało… Pożyczę potem od Percyego, Atlant w kieszeni, czapkę z daszkiem, linę z hakiem leżąca pod łóżkiem mojego brata(może się nie wkurzy nie?)Batoniki „Nektar&ambrozja-” leżące w szufladzie mojej szafki wezmę też cos normalnego do jedzenia, ale to jak pójdę na stołówkę, kilka dziwnych złotych monet z Empire State Building wyautowanym na jednej stronie a na drugiej jeden z Bogów Olimpijskich, … I to chyba tyle, położyłem plecak pod łóżkiem tak aby nikt, kto by nie chciał go szukać, go nie znalazł, i gdy chciałem już wychodzić zobaczyłem że Percy stoi w wejściu, chyba przyglądał mi się od kilku chwil …
-Gdzieś się wybierasz? –Zapytał.
-Na stołówkę, a czemu pytasz?- Odparłem.
-A ten plecak, co go pod łóżkiem upchałeś to, do czego?
Westchnąłem zrezygnowany.
-Mam parę ważnych spraw do załatwienia, ale nikomu nie mów, Okey?- Poprosiłem.
-Spoko, też kilka razy musiałem coś załatwić” a potem się okazywało, że ratuję świat, tobie też się uda, powodzenia.- Powiedział i położył się na swoim łóżku.
-Dzięki, fajny z ciebie brat- powiedziałem.
Ruszyłem w kierunku stołówki licząc na to, że dadzą mi coś „na wynos”. Zbliżałem się już do opierającej się na drewnianych kolumnach budowli, w środku było pusto, ale miałem nadzieję, że zastanę kogoś w kuchni. Wszedłem do środka, jedna z desek zaskrzypiała, ruszyłem w kierunku małego pomieszczenia, w którym słychać było rozmowę.
Otworzyłem drzwi i ujrzałem dwie śmiejące się dziewczyny. Jedna z nich mnie zauważyła i powiedziała.
-Cześć, czegoś potrzebujesz?
-No chciałem dostać coś do jedzenia, na wynos…
-Jasne, co chcesz?- Zapytała czarnowłosa dziewczyna.
-Herbatę w termosie i z cztery kanapki, jeśli można- Powiedziałem.
Dziewczyna pstryknęła palcami i na stole, przy którym wcześniej siedziała pojawiło się moje zamówienie.
-Proszę, a teraz mógłbyś już nam nie przeszkadzać? – Odezwała się druga, blond włosa dziewczyna.
-Dzięki, do zobaczenia- uśmiechnąłem się, wziąłem prowiant i pobiegłem do domku. Wyciągnąłem plecak spod łóżka, włożyłem do niego termos oraz kanapki, usiadłem na łóżku i czekałem aż wybije dwudziesta druga. Czas mijał, Percy z Tysonem kilka razy wychodzili i wracali.. Spojrzałem na zegarek, dwudziesta pierwsza czterdzieści pięć, nie miałem jak pożegnać się z moimi braćmi, więc napisałem na kartce „dzięki za wszystko, do zobaczenia” i położyłem ją na szafce …. Wyciągnąłem plecak z pod łóżka, klęknąłem na nim, i zacząłem mówić.
-Tato… Ja.. ja nie wiem czy przeżyję tę misję, więc, chcę abyś wiedział, że mimo tego, że nie było cie ze mną i mamą, to cię kocham i zawsze czułem, że nad nami czuwasz….- I pobiegłem do stajni. Po drodze minąłem Arenę, Zbrojownię, kilka razy w mojej głowie pojawiła się scenka, z Nyks mówiącą „Dasz radę”, siostra Johna błagająca o pomoc, przypomniały mi się wszystkie ważniejsze momenty z moich snów. Z daleka widziałem już stojącego obok stajni Johna i dwa pegazy. Gdy do niego dobiegłem spojrzał na zegarek i się uśmiechnął.
-Punktualnie, wybieraj sobie pegaza i lecimy.
-A poco nam trzy?- Zapytałem zbity z tropu.
-No… Charlotte z nami leci, później ci wytłumaczę, teraz bierz rumaka, śpieszy nam się..
Wszedłem do stajni i szukałem Szafira, gdy już go zauważyłem szepnąłem do ucha.
-Stary, wstawaj, jesteś mi potrzebny.
Pegaz ani drgnął, szturchnąłem go, więc lekko, otworzył oczy i zerwał się na równe nogi.
,„Kto?! Co?” Usłyszałem w głowie.
-Spokojnie, to tylko ja, jesteś mi potrzebny- wyszeptałem – Podrzucisz mnie gdzieś, dobrze?
„Daleko?”
-To się jeszcze zobaczy, a teraz chodź już.
Szafir zaczerpnął jeszcze wody ze swojej dużej miski i poszedł za mną, gdy wyszedłem zobaczyłem, że Charlott również do nas dotarła. „Wsiadaj panie” Powiedział mój Pegaz… zrobiłem jak kazał.
-John? Wiesz, dokąd lecieć?- Zapytała córka Ateny.
-Mam mapę, spokojnie, lećcie za mną.
Nasze „koniki” wzięły rozbieg i wzbiliśmy się w powietrze..
Podobało się? 😉
6 Rozdział postaram się napisać jak najszybciej ;D
Ale super.Tak długo czekałem na to opko .Błagam pisz jak najszybciej.Dobra?
Mam czas, uszkodzona kostka i 3 tygodnie w domu xD Dam radcę Fajnie że ci się podoba
Kocham, kocham, kocham! Nie mogłam się oderwać po prostu! Masz super styl, dzięki któremu opowiadanie szybko się czyta i, mimo iż części wydają się długie, to właśnie ta zaleta sprawia, że dochodzi się do końca w prawie pięć sekund. 😀 Jedyne do czego mogę się przyczepić, to literówki i niepotrzebne przecinki, ale na Twoim miejscu ja taką małą krytykę, którą nawet nie można całokwicie nazwać krytyką, najzwyczajniej w świecie bym olała. ;D Ważne, że jest fabuła, pomysł, i genialne wykonanie! 😉
Czekam z utęsknieniem na 6. część. ^.^
Dzieki siostra, w tej chwili własnie zaczynam pisanie ;D
Słuszna długość. 😀 Czekam na cd 😀
Hhahhahahahahah DZIEKUJE ZA DEDYKACJE ! I TAK JUZ CI TO MÓWIŁAM PRZEZ SMS..
Opowiadanie jak zawsze nie zawiodło moich oczekiwań i baaaaaaaaaaaaardzo miło mi sie czytało.
Czekam na cd ;*
Boskie :).
Jesteś najlepsza.