Ta częśc kiepsko wyszła bo Microsoft Word zeżarł mi oryginał i musiałem napisać poprawkę która już nie jest tak dobra… ale sami oceńcie.
Dedykacja specjalnie dla Boginki, za to że zawsze mnie wspiera, no i za koment przy trzecim rozdziale tej części ,w którym napisała co jest nie tak, co trzeba poprawić, a czego nie i za to jej dziękuję 😉
Miłego Czytania
Bitwa o sztandar.
Wyszedłem z Areny i zacząłem przedzierać się przez tłum w poszukiwaniu moich braci i Ann.
Cały czas się rozglądałem i dopiero po kilkunastu sekundach zobaczyłem wysoką sylwetkę Tysona na początku kolumny. Mijałem kolejne osoby cały czas powtarzając „Przepraszam”. Wyszedłem obok Annabeth i od razu zapytałem.
-Gdzie my tak właściwie idziemy?
-Teraz do zbrojowni.-Oznajmiła.
Szliśmy drogą, z daleka widziałem już arenę, dokładnie w tym miejscu wczoraj pojawiła się Nyks. Nie była już śladu po powietrznym wirze, który wytworzyła. Córka Ateny wyjęła mapę i zaczęła wskazywać na niej jakieś punkty. W pewnym momencie powiedziała głośniej.
-Max, chodź tutaj muszę ci cos pokazać,
-Ok. Już idę- odpowiedziałem i wcisnąłem się między nią a Tysona.- O co chodzi?- zapytałem.
Wykreśliła palcem teren od prawej strony strumyka aż po kraniec lasu, obok zatoki Long Island.
-To nasze terytorium –wyjaśniła i pokazała miejsce oddalone około dwieście metrów od końca lasu, a tu będzie nasz sztandar, kto co ma robić i gdzie pilnować wyjaśnię wam na miejscu.
-Okey -odpowiedzieliśmy zgranie i ruszyliśmy do zbrojowni.
Gdy wszedłem do środka budynek okazał się dużo większy niż się wydawał z zewnątrz.
Korytarz pomalowany na zielono ciągnął się przez około piętnaście metrów, potem były schody, i kolejna część korytarza. W rogach stały lśniąco czarne szafki, każdy wyciągał z nich swoje uzbrojenie, tarcze , hełm , zbroję, nagolenniki i takie tam. To musi ważyć z tonę…. Tylko gdzie jest moja szafka…
W tej chwili poczułem czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłem się i zobaczyłem uśmiechniętą Charlott, pomachała mi kluczykami przed twarzą.
-Szukasz czegoś?- Zapytała.
Dziś jej blond włosy wydawały się wyjątkowe, splotła je w kucyk.
-Taaak – wyjąkałem trochę zdziwiony.
– Nie jąkaj się tylko przebieraj, szafka numer 49 na dole.- Burknęła zażenowana moim zachowaniem.
Ruszyłem przed siebie, trzydzieści sześć, czterdzieści dwa… O! Jest 49. Naprzeciwko mojej szafki zakładał zbroję John. Całą z Niebiańskiego Spiżu…. Yyy nie pytajcie, nie wiem skąd znam taki metal.
Dopiął ją i podszedł do mnie.
-Jeszcze nie gotowy?- Zapytał zdziwiony i poszedł do wyjścia.
-N-nie za bardzo – otworzyłem szafkę …
W środku znajdował się ekwipunek Greckiego Hoplity, zbroja, hełm z błękitnym pióropuszem i nagolenniki. Zacząłem zakładać na siebie kolejne części opancerzenia, w miarę ich zakładania czułem, że coraz ciężej jest mi ustać na nogach. To naprawdę dużo waży.
Prawie wszyscy opuścili już szatnie, więc musiałem się pośpieszyć, zacząłem biec i jak się okazało, nie było to takie trudne. Zacząłem dostrzegać zalety tej zbroi, ciekawe jak sprawdza się w walce.
Doganiałem już grupę „Niebieskich” obozowiczów wchodzących właśnie do lasu, na ich czele szła Annabeth niosąca niebieski sztandar z wyszytym znakiem trójzębu.
Na końcu szło parę dziewcząt od Afrodyty, postanowiłem się przyłączyć i poznać parę nowych osób.
-Hejka- powiedziałem.
-Cześć – odpowiedziała słodkim głosikiem rudowłosa, błękitnooka dziewczyna.- Jesteś tu nowy?
-Mhm- mruknąłem.
Wyciągnęła rękę i powiedziała.
– Nazywam się Miranda, miło mi- uśmiechnęła się ja również nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
Uścisnąłem jej dłoń i odpowiedziałem.
-Max, syn Posejdona.
-Ach- wzdychnęła- To ty ostatnio niosłeś tego herosa na plecach, dzielny jesteś, byłeś ranny a i tak uratowałeś mu życie.
Poczułem, że się rumienię, Miranda widząc to zaśmiała się i powiedziała.
-Jak tak dalej pójdzie to wyparujesz przed bitwą.
Również się uśmiechnąłem, nie sądziłem, że tak szybko znajdę miłe osoby w obozie.
-To może…, czym walczysz?- Zapytałem.
Odpięła łuk od pasa .
-Tym, i mam jeszcze zestaw do makijażu. Uwierz mi, każdy chłopak się go boi.- Wyjaśniła i znowu zaczęliśmy się śmiać. Kolumna stanęła, musieliśmy już dotrzeć na miejsce. Byliśmy na łące na środku, której stał kamień, jeden wysoki głaz… wokół kilka pni drzew a dalej las, dobre miejsce do obrony. Annabeth oparła sztandar o kamień, rozejrzała się i zaczęła mówić.
-Hmm… Niektóre dzieci Afrodyty nie chciały brać udziału w bitwie o sztandar, bo coś tam im wypadło, mamy w nagrodę za to cześć dzieci Apolla w naszych szeregach- wskazała palcem na grupkę łuczników.
Po chwili zastanowienia i patrzenia na mapę dodała.
-Przydzielę wam teraz stanowiska… Lewa flanka, połowa dzieci Apolla, a druga na prawą, środka będzie bronił mój domek, dzieci Aresa pomogą lewej flance … Napastnicy, Clariss, Percy, John, straż przyboczna sztandaru, Ja , Tyson i jeszcze dwóch ochotników.
Rozejrzała się, ręce podniosło dwóch synów Boga wojny.
-No dobrze, mamy komplet- wyjaśniła- rozejść się.
Zauważyłem, że Annabeth idzie w moja stronę.
-Spokojnie, nie zapomniałam o tobie, idź do synów Apolla na prawą flankę, przyda im się ktoś, kto będzie ich osłaniał.- Powiedziała i klepnęła mnie w plecy- Poradzisz sobie.
Ruszyłem za oddalająca się grupką obozowiczów. Doszedłem za nimi aż nad strumyk, gdzie większość zajęła stanowiska na drzewach.
Ktoś zadął w konchę, zaczęło się. Gdy z lasu zaczęli wybiegać herosi, czułem jak skacze mi poziom adrenaliny, dosłownie słyszałem bicie serca. Wyjąłem Atlanta i stanąłem w pozycji do walki. Poświata otaczająca mój miecz stała się błękitna. Pierwszy wojownik przeskoczył strumień, od razu zasypał go grad strzał tych tarzanów na drzewach, strzały odbiły się od zbroi, ale uderzenie musiało być na tyle silne ze zwaliło go z nóg. Ciężko oddychałem, chyba z emocji… Następni już zmierzali w nasza stronę, było ich tym razem naprawdę dużo, widziałem jak środkowa obrona pomału się wycofuje, nie miałem jednak czasu obserwować jak im idzie, bo w tej chwili kolejny z przeciwników mnie zaatakował, natychmiast ciął mieczem, jakimś dziwnym odruchem zablokowałem ten cios i odepchnąłem go tak mocno że wleciał do strumienia i nie mógł się już podnieść (może to moja moc, a może nie..).
Kolejni herosi przeskoczyli już na nasza stronę strumienia, łucznicy wyjęli miecze i zeskoczyli z drzew, walka rozpoczęła się na dobre, starałem się wykorzystywać swoje moce jak najlepiej, ale nie wychodziło mi to zbyt dobrze, chciałem pomóc jednemu z moich, a zamiast tego wodna macka wyrzuciła go kilka metrów w tył, ale odwróciłem uwagę syna Hefajstosa, który Nie mógł zrozumieć, co się stało. Skorzystałem z okazji i kopnięciem w kostkę zwaliłem go z nóg, te buty które nam dali były naprawdę… twarde. Rozejrzałem się i dostrzegłem jedną z dziewczyn od Apolla biegnąca z naszym sztandarem, chwyciłem włócznię leżącą przy drzewie i pobiegłem w jej stronę, gdy od strumienia dzieliły ją już tylko metry, rzuciłem włócznią… Trafiłem kilka centymetrów przed nogami heroski… nie zdążyła jej przeskoczyć i przewróciła się, sztandar wypadł jej z rąk, teraz leżał około metra od strumienia, czym prędzej wziąłem go do rąk i pobiegłem w stronę miejsca, w którym powinien się znajdować. Minąłem się z Percym, który uśmiechnął się widząc nasz sztandar w moich rekach.
Po drodze widziałem wielu naszych, którzy obolali leżeli na ziemi. Nieźle zaplanowany atak… Dotarłem na łąkę z dużym głazem po środku, Oparłem o niego sztandar i usiadłem w pobliżu rozglądając się czy nikt nie idzie. Położyłem miecz na trawie, i … Zobaczyłem, że stoi przede mną Nyks…
-I jak? Masz plan?- Zapytała.
-Jaki plan?- Odpowiedziałem zdziwiony.
-Nooo… Chyba nie zostawisz tej dziewczyny w więzieniu nie?
Wlepiłem wzrok w ziemię. I zapadła cisza, spodziewałem się, że będę słyszał odgłosy walki w oddali, ale nic się nie działo.
-Czemu nic nie słychać? –Zapytałem.
-Rozmawiam z tobą, nie chcę, aby nam przeszkadzano…. –Wyjaśniła- A co do dziewczyny… to?
-Dziś w nocy…. Mam mało czasu, nie wiem czy sobie poradzę, a nawet jeżeli uda mi się tam dotrzeć, to jak ją stamtąd wyciągnę?
-Dasz radę , ona na ciebie liczy – uśmiechnęła się i rozpłynęła w powietrzu, powróciły odgłosy walki.
Teraz zaczął się chyba kontratak, pilnowanie sztandaru w takiej chwili to najnudniejsze zadanie, jakie można dostać, tu się nic nie dzieje! Podniosłem miecz i zacząłem chodzić wokół kamienia rozmyślając nad słowami Nyks… i nad jakimś planem. Po kilkunastu minutach znudziło mi się sterczenie tu i poszedłem w stronę strumyka. To było trochę nieodpowiedzialne z mojej strony, ale co mogło się stać?… Z daleka widziałem już strumień, a nie daleko za nim Annabeth biegnąca z czerwona flagą i kilkunastu „czerwonych” goniących ją z mieczami. Przeskoczyła przez rzeczkę, a czerwony sztandar zmienił barwę na niebieską i godło na sowę. Chyba… wygraliśmy!! Nasi wzięli Annabeth na ramiona i wiwatując „Annabeth!, Annabeth!” zaczęli iść w stronę „szóstki”.
Teraz czekała nas bitwa o Sztandar z łowczyniami Artemidy. Postanowiłem się przebrać w czystą koszulkę, bo ta nadawała się już tylko do wyrzucenia, pocięta, bez jednego rękawa i cała w błocie.
Gdy wszedłem do mojego domku , zobaczyłem Percyego rozmawiającego z czarnowłosą dziewczyna mniej więcej jego wzrostu…
-Ha, znowu przegracie tak jak 2 lata temu- powiedziała.
-Nie tym razem, wtedy mieliście fart i tyle!- odparł mój brat.
-Taaa pewnie, fart- zaśmiała się.
-No to zobaczymy- odpowiedział wkurzony Percy.
Zrobiłem parę kroków do przodu, bo mnie najwyraźniej nie zauważyli i postanowiłem się przywitać.
-Hejka, co porabiacie?- Zapytałem.
-Rozmawiamy- powiedział Percy- Thalia, poznaj Maxa, mojego brata… Max to Thalia, jedna z Łowczyń Artemidy.
-Cześć- powiedzieliśmy w tym samym momencie.
Nastała chwila milczenia.
-To, co?- Zaczęła, Thalia- Idziecie walczyć żeby przegrać czy się poddajecie?-
-Idziemy wygrać- powiedział Percy.
-No to życzę … szczęścia- klepnęła mojego brata po plecach i poszła.
-Fajnych masz znajomych- powiedziałem.
Percy uśmiechnął się, wziął swój długopis z szafki i wyszedł z domku. Ja szybko zmieniłem koszulkę i chwilę potem byłem już przed domkiem Ateny, gdzie Annabeth przydzielała każdemu pozycję. No w końcu z łowczyniami podobno zawsze przegrywaliśmy, dlatego każdy szczegół się liczy…
-Max, Miranda i… Charlott na prawą drugą linie obrony.- Powiedziała po pewnym czasie Annabeth.
Ja i moje dwie nowe koleżanki poszliśmy w stronę naszych pozycji. Ale jakoś nie było zbyt przyjemnie, nikt się nie odzywał… Nie wiedziałem o co chodzi, przerywając milczenie zapytałem.
-Czy wy się nie lubicie?
-No coś ty- powiedziała z nutką sarkazmu Charlott- dopiero zauważyłeś?
-Weź się od niego odczep, jest tu nowy- odparła Miranda…
-Dobra, dobra, spokojnie tylko pytałem- powiedziałem.
Resztę drogi przeszliśmy bez słowa, ciekawe, dlaczego się nie lubią, najgorsze jest to że są razem w drużynie, a to oznacza osłanianie się nawzajem… A co jeśli zamiast się osłaniać to się na siebie rzucą?
Gdy zajęliśmy już pozycję rozejrzałem się po okolicy, Miranda obsadziła kilkunastometrowe drzewo, miała stamtąd dobry widok i daleki zasięg. Charlott postanowiła stanąć jak najdalej od niej i wybrała sobie miejsce za przewróconym pieńkiem.
-Ej! Dziewczyny jesteście w jednej drużynie, nie możecie sobie darować? O co wam posżło???- Zapytałem.
-Nie przepadałyśmy za sobą od początku- wyjaśniła krótko Charlott.
-Wcale, że nie!- Krzyknęła Miranda- Byłyśmy przyjaciółkami! Wszędzie razem chodziłyśmy, dopóki nie pojawił się … – przerwała. Łza popłynęła po jej twarzy.- Pewien chłopak, ale… Zginął tego lata.
Nie chciałem kontynuować tematu, to było najwyraźniej zbyt przykre dla nich.
Usłyszałem ryk konchy, chwile później świsty strzał.. Może tym razem wygramy…
Podobało się?
Życzę wszytskim herosom najwspanialszych wakacji.:)
A wszystkim którzy jadą na Obóz Herosów , żeby na niego dotarli, i był dla nich udany( no takie cos nie może się nie udac xD)
chyba imie powinno być Charlotte ( tak mi sie zdaje)
dialog masz źle zapisany, ale większość opowiadań ma źle zapisany dialog.
literówki, facet!
A treść zaczepista i ten styl :>
Dzięki 😉 Charlott, dobrze napisałem, tak mi sie wydaje … sorki za te literówki no , nie wiem skąd się tam wzięły xD
Świetny styl, tylko trochę literówek, ale poza tym zadżemiście.
PS Eirene, jak źle zapisane dialogi, nie wiem o co ci chodzi. Jak na moje oko są dobrze.
Dzieki, następna cześć już w trakcie pisania
Opowiadanie całkiem fajne, masz niezłe pomysły i nieuogólniasz. Po za tym dziewczyny jakoś zbyt chętnie zaczęły gadać o swoich problemach.
Łowczynie muszą wygrać! 😀
To dziewczyny od Afrodyty sa otwarte z tego co wiem Ciesze sie że sie podobało
Och, masz racje, przepraszam.
No to „odtworzenie” tej części mi sie udało Ale i tak mam nadzieje że Word nie zje mi następnych części
Nie no, prawie nie mam się do czego przyczepić. No właśnie, PRAWIE. XD Czyli literówki, ale nie przeszkadzały w czytaniu, gdyż były to zazwyczaj tylko braki ogonków przy ą i ę. 😉 No i to chyb atyle, jeśli chodzi o krytykę. xD Naprawdę wspaniałe opko, postarałeś się, brat. xD Zazdroszczę zadżemistego stylu i pomysłów! Ja ostatnio nie mam weny… Po prostu rewelka, bardzo dobrze opisujesz akcję. 😀 Czekam na CD!!!
PS.: CHyb awiem, o co chodzi Eir:
-Teraz do zbrojowni.- Oznajmiła.
Powinno być:
– Teraz do zbrojowni – oznajmiła.
Bez kropki i „oznajmiła” z małej litery. 😉 Ale to taki szczególik.
Ale Word poprawił właśnie tak xD
Eir sie lepiej zna to trzeba jej wierzyć
Eir naprawdę ma racje. Polonistka mnie z tego tępiła przez try lata.
Idziesz dwa fronty cooo? 😉 skubany.
Czekam
Na CD
Dwa fronty? 😉
Bardzo fajne, jednak podpisuję się pod Pallas Ateną ;).
Poza kilkoma niekoniecznie potrzebnymi trzykropkami nie znalazłam żadnych błędów… poza tym poprawiłes styl i forme… gratuluję…
Dziękuje Boginko Ciesze się że ci sie podoba