Moje nowe opowiadanie… dedykuje je mojemu kochanemu pieskowi. Słodkich snów maleńki.
Hej, nazywam się Machel Vangeance* jestem synem Nemzis, bogini zemsty (tam wiem, bardzo zabawne). Mam 16 lat, trafiłem do Obozu Herosów 5 lat temu. Wtedy jeszcze nie było tam domku mojej matki, ale od wojny tytanów która miała miejsce 2 lata temu w obozie zbudowano wiele domków, między innymi dla dzieci Nemezis. Zresztą miejsza o to, poniewarz ta historia nie jest o mnie. Tylko o córce bogów, o bogini chociaż ona nigdy tak siebie nie nazwała. Miała na imię Vallett.
***
-Machel, refleks!!!- usłyszałem radosny krzyk i poczułem jak na mojej głowie ląduje czerwony trampek Sama, syna Apolla.
Szybko podniosłem but i rzuciłem się w pogoń za herosem. Sam to wysoki, wysportowany 15-latek. To mój najlepszy kumpel. Trafił do obozu parę misięcy temu. Od tamtej pory nic ciekawego się tu nie działo. Żaden potwór nie zaatakował, żaden heros nie zginął, żadna bomba nie wybuchła(długa historia), żaden śmiertelnik nie został pomylony z bogiem(jeszcze dłuższa historia). Pełna sielanka. Słoneczko świciło, ptaszki śpiewały. Nuuudaaa. Zaczynało się lato więc coraz więcej herosów przyjeżdżało do obozu. Ja tu mieszkałem. Nikt po za obozem na mnie nie czekał więc nie było sensu z tąd wyjeżdżać.
-Mam cię!- Krzyknąłem rzucając się na plecy Sama i tym samym przewracając go.
Leżeliśmy na trawie śmiejąc się. Sam podniósł się na łokciach.
-No, no. Czyżby zawitała do nas nowa córeczka Afrodyty czy to Królowej Śniegu pory roku się pomyliły.- Powiedział z uśmiechem patrząc na wzgóże gdzie rosła sosna Thali.
Szybko podniosłem głowę. Bladą twarz dziewczyny otaczały długie, ciemne loki sięgające tali. Miała na sobie jeansy i białą, grecką tunikę. Nie widziałem wyraźnie jej twarzy, ale nawet z tej odległości widziałem, że brzydka to ona nie jest. Nie wyglądała na nowo przybyłego herosa. Była zbyt pewna siebie i doskonele wiedziała gdzie chce się udać. Szła z podniesioną głową, szybkim krokiem w stronę Wielkiego Domu. Dopiero po chwili zauwarzyłem, że w miejscu gdzie stanęła na tarwie pojawiał się szron. Chione? Nie, nie możliwe. Nie w lato.
-Przestań się tak gapić!- Powiedział Sam trącając mnie w ramię i śmiejąc się
Ale i tak nie miałem szansy się pogapić bo dziewczyna właśnie weszła do błękitnego budynku. Czekałem kilka godzin, chciałem z nią pogadać. Ale w końcu się poddałem i poszedłem spać.
Rano wstałem pełen nadzieji, że uda mi się spodkać z tamtą dziewczyną. Wyszedłem z domku i skierowałęm się do pawilonu jadalnianego. Wtedy ją zauwarzyłem, wyglądało na to, że dopiero teraz wyszła z Wielkiego Domu. Rozmawiała z Chejronem i panem D. całą noc?! Jednak nie wyglądała na zmęczoną. Podszedłem do niej szybko. Z bliska wyglądała jeszcze ładniej. Jej tęczówki były białe, prawie zlewały się z białkami, ale spojżenie było pełne szaleństwa. Troche się przestraszyłem.
-Hej, jestem Machel Vangeance, syn Nemezis.
Starałem się być miły, cały czas się uśmiechałem, ale ona zaczęła krzyczeć po starogrecku. Mimo tego, że każdy heros zna ten język miałem problem ze zrozumieniem jej słów, mówiła bardzo szybko coś o potępieńcach, klątwach i urywaniu głowy i coś o wielorybach. Nagle w jej rękach pojawił się miecz. Był długi i smukły wykonany z niebiańskiego spiżu, rękojeść ozdobiona była kamieniami szlachetnymi w białym kolorze. Unisła broń do góry jakby chciała mnie przepołowić.
-Vallett!- Krzyknął Chejron wychodząc z Wielkiego Domu.- Zabijanie herosów bez powodu nie leży w naszej naturze.
-Nikt nie będzie mi mówił co mam robić. Nawet ty.- Powiedziała dźwięcznym głosem, ale broń zniknęła.
Wariatka! Nie jestem specjalistą w tego typu strawach, ale nie wyglądało mi to na zespół napięcia przedmiesiączkowego. To była po prostu wariatka, bardzo atrakcyjna, ale wariatka.
Vallett odeszła w stronę plaży nie oglądając się.
-Dobrze, że cię widze Machel. Ogłaszam natychmiastowe zebranie grupowych wszyskich domków. Powiedz pozostałym.- Chejron był bardzo poważny, w jego oczach dostrzegłem niepokój gdy patrzył na odchodzącą Vallett.
Nie powiedziałem wam, jestem grópowym domku Nemezis. Nie jest nas wielu, zaledwie 5, ale i tak sprawiamy prawie tyle samo kłopotów co dzieci Aresa.
***
-Witam wszystkich zebranych.- Powiedział uroczyście Chejron.- Mamy bardzo ważną sprawę do omówienia.
Zebarliśmy się w Wielkim Domu w pokoju z ogromnym okrągłym stołem, fotelami i paroma obrazami na ścianie. W kącie stał automat do gry w pac mana, górna część maszyny odpadła zamrożona i leżała w drógim kącie pokoju. Cóż, nie oszukujmy się, pomieszczenie urodą nie grzeszyło. Duże, ponure, nudne.
-Niech zgadne. Ta sprawa ma nogi sięgające szyi i nazywa się Vallett.- Powiedziałem, a reszta herosów spojżała na Chejrona pytająco.
-Tak. Mechel ma racje. Chodzi o Vallett.- Odpowiedział centaur, a po chwili dodał.- Vallett jest córką bogów. Jest nieśmiertelna. Nie mogę za wiele wam o niej powiedzieć. Nie wolno mi, a poza tym sam nie wiem o niej zbyt wiele. Ale chciałbym abyście ją przyjeli jak każdego innego obozowicza.
-Co?!- Krzyknąłem z niedowierzaniem.- To wariatka! Prubowała mnie zabić za to, że się z nią przywitałem. Ona nie może tutaj zostać.
Właściwie porywałem się z motyką na słońce, wiedziałem, że syn pomniejszego bustwa nie wskura za wiele w takich sprawach. Ale nie mogłem się powstrzymać. Jak ja mam spać spokojnie ze świadomością, że ona w każdej chwili może wejść do mojego domku i np. żucić na mnie jakąś klątwe (nie zdziwiłbym się).
-Prędzej ożenie się z erynią niż pozwole by ta wariatka tu została.- Powidziałem, jakby miało to cokolwiek zmienić.
-W takim razie szykuj pierścionek zaręczynowy. Vallett zamieszka w jednym z pokoji Wielkiego Domu.- Pwiedział Chejron.
-Dlaczego nie zamieszka w domku Hermesa? Przecież to bóg podróżników.- Spytał Travis Hood z wyżutem.
-Właśnie, przecież nie chcemy izolować takiej ślicznotki…yyy… znaczy bogini.- Powiedział Conor z zawadiackim uśmiechem.
-Cóż, Vallett dała mi dość wyraźnie do zrozumienia, że nie chce miaszkać w jednym domku z herosami.- Odpowiedział Chejron patrząc w stronę zniszczonego automatu.
-No właśnie! Wariatka!- Spubowałem znowu. Bez skutecznie.
-To postanowione.- Pwiedział Percy.- Vallett zostaje.
-Super.- Odpowiedziałem z ironią i wyszedłem.
Lepiej być nie mogło. Gdy mówiłem, że nic się tu nie dzieje nie miałem na myśli tego, że chciałbym aby jakaś psychopatka spkojnie chodziła sobie po obozie. Dobra. Poczekamy, zobaczymy. Najwyżej zamieszkam razem z moją nową małżonką.
*Vangeance- (ang.)zemsta
Całkiem dobrze napisane. Wyłapałam kilka powtórzeń, literówek i zamienienia ó i u oraz odwrotnie. Czekam na cd i pozdrawiam,
Annabeth1999.
PS Skomciałabyś moje opko Siostra Annabeth7, plis?
WOW! To było świetne! Naprawdę bardzo mi się podobało. Nie wiem co, ale jest coś w Twoim stylu co przyciąga czytelników. Bomba Kiedy CD???
nie długo i dzięki
Interesujące i wciągające Podoba mi się pomysł. Wszystko byłoby cudowne gdyby nie te tragiczne błędy ortograficzne, których jest naprawdę dużo
Ale czekam z niecierpliwością na drugą część (^u^)
Ty masz taki przyjemny styl pisania, aż chce się czytać! Pisz cd, szybko!!! 😀
PS Jak po raz pierwszy zobaczyłam imię Vallett, to do głowy przyszło mi „Bogini portfeli?!”, a potem skojarzyłam, że portfel po angielsku pisze się wallet. Pięć minut później moje rodzeństwo spytało się mnie, dlaczego wale głową w świeżo zaszpachlowaną ścianę. Oczywiście bali się o ścianę.
haha nawet nie wiedziałam (chodzi mi o ten portfel), a imie Vallett wizięło się z tąd, że u mojego dziadka nad biórkiem gdzie stoi komputer, i gdzie stworzyłam tą historię, jest mapa europy, a na mapie wyspa Valletta Malta 😀
Valletta Malta… Kocham tą wyspę (nazywam się Marta). A opko tak świetne, że świetniejsze być nie może!!!!!
Jej! Jejejejej! Syn Nemezis. :3
Ogólnie bardzo ciekawe opowiadanie. Dużo zabawnych elementów, fajny pomysł.
Tylko… Hm, czy word nie podkreśla ci błędów? Naprawdę… Jeśli piszesz w czymś, co nie ma takich „zaawansowanych” metod korekty, to radzę ci się na coś takiego przerzucić.
Jednak opowiadanie jak najbardziej mi się podoba i czekam na kontynuację.
no, z tym programem to mam problem, za długo by tłumaczyć o co chodzi, ale następnym razem bedzie lepiej, obiecuje
Musisz popracować nad żartami w nawiasach. Śmiertelnik został uznany za boga . To nieśmieszne tak jak to, że bomba wybuchła i co śmiesznego jest w synu Nemezis? Ale może ja też popełniam te błędy , ale po prostu to nie jest zabawne.Zabawny był stan napięcia przedmiesiączkowego .Opko ogólnie super.
Vangeance to znaczy zemsta, o to chodzi z nazwiskiem 😀
znaczy z synem Nemezis
Coś mnie tchnęło by to przeczytać (czuj się zaszczycony xD) Pisałeś to na głodniaka, nie? No cóż, chyba zjadłeś kilka(naście) pojedynczych literek w nawiasach. Opowiadanie jest przeciętne, ale jesteś na dobrej drodzę. Co do twojego stylu… Starasz się być zabawny na siłe. Używasz spersonifikowanej narracje 1 osobowej starając się nadać jej smak szczyptą humoru, ale średnio Ci to wychodzi. Bohater jest nijaki, tak w zasadzie wiemy o nim tylko jak się nazywa i że jest synem Nemezis. No może równiesz, że nie grzeszy inteligencją. Mimo to opowiadanie jest łatwe do przełknięcia. No i jeszcze jedno: WIECEJ EMOCJI, człowieku. Wszystkim powtarzam, że emocje to podstawa. Licze, że weźmiesz me rady do serca, bo po to pisałam ten komentarz i to czytałam, odrywając się od czytania mojej książki. Pozdrawiam i wracam do mojego ,,Nigdziebądź” (na marginesie: polecam te książkę, super jest)
Au! Moje oczy! Te błędy ortograficzne działają jak lasery. Oczy bolą!
Ale opko fajne. Pomysł masz ciekawy. Czekam na CD ( ale bez tych ortograficznych laserów proszę! )
Dużo błędów, ale opko fajne. Syn Nemezis… No, no, no… Zappwiada się coś ciekawego…
*zapowiada