W zasadzie to nie wiem co tu napisać. Nie wiem nawet komu je zadedykować…no, niech będzie dla pierwszej osoby która skomentuje to opko. Nie jestem pewna czy jest ono dobre, czy pomysł jest dobry, ale warto spróbować. To jednoczęściówka więc nie proście o cd. Dzięki, io i selene za pomoc w znalezieniu imienia dla Vires.
Zaraz. Stop. Mała poprawka.
Dedykuje to opko io i selene i osobie która jako pierwsza je skomentuje.
Ok, koniec przemówienia. Dobranoc. Miłego czytania. 😀
Biegłam bardzo szybko, nawet jak na herosa. Zamknęłam oczy pozwalając moim zmysłom pokazać na co je stać. Słyszałam wyraźnie bicie mojego serca, swój przyspieszony oddech.
,,Jeszcze tylko kawałek”- pomyślałam.
Nie pozwoliłam aby emocje dały o sobie znać dopóki nie dobiegłam do celu.
Przychodziłam tu często jako mała dziewczynka. Wtedy wszystko było takie proste. Nie miałam żadnych zmartwień. Niczym nie musiałam się przejmować. Wtedy nie miałam o niczym pojęcia. Nie wiedziałam o bogach, o obozie, o potworach, o niebezpieczeństwie, o smutku, o walce na śmierć i życie. Teraz wszystko jest inne.
Usiadłam na ławce. Pochyliłam się i ukryłam twarz w dłoniach, pozwalając łzom spływać po moich policzkach. Słyszałam szum wody płynącej w rzece. Szeleszczące liście wysokich drzew dawały cień w ten upalny poranek. Letni wiaterek delikatnie rozwiewał moje falowane, blond włosy.
Czułam smutek. Wielki smutek. Myśli wirowały w mojej głowie.
,,Co mam teraz zrobić? Gdzie pójść? Kogo poprosić o pomoc?”
Jeszcze nigdy nie byłam tak bezsilna. Nie miałam pojęcia co się ze mną stanie. Złość sprawiała, że moja głowa pulsowała z bólu.
-Przepraszam. Czy coś się stało?- Usłyszałam i podniosłam głowę.
Chłopak był wysoki, miał na oko 16 lat. Czyli w moim wieku. Kręcone, ciemne włosy falowały delikatnie na wietrze. Jego oczy były niczym księżyc. Srebrne. Na policzkach i nosie miał kilka piegów. Miał na sobie czarny t-shirt i dżinsy. Nie był jakoś szczególnie przystojny.
Uśmiechnął się do mnie nieśmiało czekając na odpowiedź. To był najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałam, lecz nie odwzajemniłam go. Nie odezwałam się też nawet słowem. Miałam nadzieje, że sobie pójdzie. Jednak nie zrobił tego. Usiadł obok mnie. Czułam na sobie jego wzrok. Doskonale wiedziałam, że nie wyglądam najlepiej. Moje włosy były potargane, a turkusowy podkoszulek zniszczony. Nie przejmowałam się jednak tym. Teraz to nie miało znaczenia.
Siedzieliśmy obok siebie w milczeniu parę godzin. Nigdy nie dowiedziałam się dlaczego tyle czasu czekał aż się odezwę. W końcu jednak nie wytrzymałam.
-Czy wierzysz w bogów greckich?- Spytałam, nie wiem dlaczego akurat o to. Spojrzałam nieśmiało na niego. Wydawał się zaskoczony.
-Jestem ateistą.- Odpowiedział, ale zabrzmiało to prawie jak pytanie.
-Nie za bardzo o to mi chodzi.- Odpowiedziałam znowu spuszczając wzrok.- Ale oni naprawdę istnieją. Mieszkają na Olimpie który mieści się na Empire State Bulding. Często schodzą do świata śmiertelników i miewają z nimi dzieci- herosów. Ja jestem jednym z nich. Jestem półboginią. Córką Hekate- bogini magii.
Chłopak spojrzał na mnie jak na wariatkę i zaczął wstawać. Widziałam w jego oczach przerażenie. Jednak nie pozwoliłam mu odejść, sama nie wiem dlaczego. Złapałam go za ramie i zmusiłam by usiadł.
-Udowodnię ci.- Powiedziałam.
Podniosłam rękę. Niemal natychmiast zatańczyły na niej kolorowe światełka. Błyszczące drobinki zawirowały w anielskim tańcu. Uśmiechnęłam się delikatnie.
Spojrzałam nieśmiało na chłopaka chcąc sprawdzić jak zareagował. Wydawał się zaskoczony, zafascynowany, ale już nie przerażony, to dobrze. Wpatrywał się w światełka unoszące się ponad moją dłonią.
-Wierzysz mi?- Spytałam
-Nie wiem. Może. To wszystko jest takie dziwne.- Odpowiedział.
Zaśmiałam się.
-Mnie też na początku się takie wydawało.
Bogowie. Co ja robiłam? Powiedziałam zwykłemu śmiertelnikowi o bogach. Ale nie mogłam już tego dłużej znieść. Co będzie to będzie. I tak całe moje życie legło w gruzach, a tak, przynamniej dam upust emocjom.
-Opowiedz mi coś więcej.- Poprosił.
-Dobrze, ale najpierw chyba musimy się poznać. Jestem Vires.- Uśmiechnęłam się.
-Erick. Miło cię poznać.- Powiedział.
Poczekałam chwilę patrząc w jego srebrne oczy zanim zaczęłam mówić.
-Oprócz bogów po ziemi chodzą również potwory, które atakują herosów. Jeżeli umiesz walczyć, masz szczęście, prawdopodobnie nie zginiesz tak szybko. Jeśli nie wiesz, że jesteś herosem potwory prawdopodobnie cię nie zaatakują, no, chyba, że jesteś dzieckiem jakiegoś naprawdę potężnego boga. Mój świat chroni przed nim śmiertelników Mgłą. To taka jakby zasłona która sprawia, że zwykli ludzie widzą wszystko tak, aby to zrozumieli.
Erick chłonął każde słowo które wypłynęło z moich ust. Zaśmiałam się.
-Vires. Powiedz mi, dlaczego płakałaś?- Spytał marszcząc brwi.
W moim sercu znów pojawił się smutek. Erick skutecznie odwrócił moją uwagi przestałam o nim myśleć. Spuściłam głowę, usiadłam po turecku na ławce i zaczęłam mówić.
-Jedynym miejscem w którym półbogowie mogą czuć się bezpiecznie jest Obóz Herosów. Uczą się tam jak przeżyć. Trafiają tam zazwyczaj w wieku 13 lat. Dla wielu herosów jest to jedyny dom. Ja również tam mieszkałam. Jednak przez ostatnie kilka lat trwała wojna. Obóz został zniszczony. Wszyscy herosi polegli lub przeszli na stronę wroga. Zostałam sama. Nie mam już nikogo.
Po moich policzkach znów popłynęły łzy. Czułam jak gorycz zżera mnie od środka. Erick nie powiedział nic. Cieszyłam się z tego.
Spędziliśmy na tej ławce 4 dni. Opowiedziałam mu wszystko, o obozie, herosach, bogach, misjach, wyroczni, moim rodzeństwu. Sama nie wiem dlaczego to zrobiłam. Spędziliśmy wiele godzin na obserwowaniu gwizd. Jedliśmy bułki skradzione z pobliskiej piekarni. On opowiadał mi o swoim zwykłym, ludzkim życiu. Mówił, że jest nudne, ale dla mnie było ono największa przygodą. Wsłuchiwałam się zafascynowana w jego głos. Czułam się cudownie. Przez te 4 dni zapomniałam o wszystkich moich troskach. O smutku, żalu, goryczy i złości które wypełniały moje ciało.
-Vires?
-Tak, Erick?
-Odbudujmy Obóz Herosów.- Spojrzałam na niego zaskoczona. Skąd u niego taki pomysł?- Stwożymy miejsce gdzie każdy półbóg na znów będzie mógł się poczuć bezpiecznie. Ty i ja. Zrobimy to razem. Udam nam się.
W jego głosie słychać było taką pewność i ekscytacje. Na twarzy malował się najcudowniejszy z jego uśmiechów. Uśmiech szczęścia. Bolało mnie serce gdy go okłamałam.
Uśmiechnęłam się idealnie udając taki sam entuzjazm.
-Dobrze. Zróbmy to. Spotkajmy się tu jutro. Uciekniemy razem i odbudujemy Obóz Herosów.
-W takim razie do zobaczenia.- Powiedział z dziecięcą ekscytacją.
Nie odpowiedziałam. Uśmiechnęłam się tylko.
Obserwowałam jak odchodzi.
-Przykro mi, ale nie możesz tego pamiętać.- Powiedziałam gdy był już na tyle daleko by mnie nie usłyszeć.
Poczułam znajomy przypływ mocy, pozwoliłam by wypłyną z mojego ciała sprawiając, że chłopak zapomniał o naszym spotkaniu, o mnie, o tym co mu opowiedziałam.
– Żegnaj, Ericku.- Wyszeptałam.
Zamknęłam oczy i odwróciłam się. Po moim policzku popłynęła jedna, jedyna łza.
Dzięki za dedykację.
Super opko. Zaskakujące zaskoczenie w zakończeniu.
Co za szczerość Nożowniku 😀 Ja też dziękuję za dedykację, a opko bardzo mi się podoba Bardzo fajnie to napisałaś
Opko jest genialne, świetne i bardzo, bardzo fajnie się czyta
Świetnie to napisałaś 😀
To było… to było… nie z tej ziemi. Cudowny klimat, aż chciało mi się płakać. 😥 Masz niesamowity dar. Pisz szybko CD.
Śliczne opko *.*… Mojej mózgownicy na moment zabrakło tchu, po przeczytaniu tego dzieła :D.
Piękne!Szkoda że nie napiszesz cd bo jak dla mnie to było ekstra!
Apollo nieźle cię wyposarzył…
Takie smutne