Dedukuję to wszystkim, a w szczególności admince, że wogóle to opublikowała ^^. Uwaga, występuję scena, której nie radzę czytać w nocy. Pojawia się krew i duchy, a poza tym normalne opko. Dziękuję (nie bijcie to moje pierwsze).
Nie miałam matki, ani ojca. Mieszkałam w Domu Dziecka. Koszmar dla każdego dziecka. Dom Dziecka – najbardziej… najbardziej… niesamowicie złe miejsce na świecie. W każdym razie dla mnie. Kilka tazy uciekałam, każdego roku 1 raz więcej. Dzisiaj mijał kolejny rok, czternasty. Nie obchodzę urodzin. Bo wtedy oboje zginęli. Jak się urodziłam. Nikt nie wie kim jestem, połowa ludzi w DD nie zna mojego imienia. Druga połowa myśli że jestem nowa. Niby z wyglądu mnie poznawali, ale nie kojarzyli mnie z DD, tylko z przypadkową osobą spotkaną poza nim. Wtedy przestawali się mną zwykle interesować. Ale nie tamtego feralnego dnia, najgorszego w roku. Do DD trafił chłopak. Zaciekawiłam się nim. Nie płakał za rodzicami, nie był roztrzęsiony, ani nic w tym stopniu. Tylko patrzył się przed siebie jak zahipnotyzowany. Miał na imię Mateusz, tak usłyszałam. W jego oczach było coś niezwykłego, coś co powodowało, że nie mogłam przestać o nich myśleć. Po południu był już zakwaterowany na chłopięcym oddziale. Śledziłam go przez całe popołudnie, aż mnie zauważył w ogrodzie. Spadłam z drzewa tuż obok niego, łamiąc przy okazji spróchniałą ławkę. Ja sprawdzałam czy oprócz ławki nic się nie złamało, a on się ze mnie śmiał (miał taki melodyjny śmiech, jak z piosenki).
– Ha, ha, ha, bardzo śmieszne. Może byś mi pomógł?? – Wyciągnęłam rękę w jego stronę.
– Sorki, ale czekałem, jak długo wytrzymasz to łażenie za mną.
Wstałam.
– To ty wiedziałeś, że ja za tobą chodzę… – Zarumieniłam się.
– Nie martw się też chciałem to zrobić. Nie zawsze spotyka się taką osobę jak ty, Lil.
– Ejejej! Skąd znasz moje imię?!
Teraz to on cały poczerwieniał. Usiadł na ławce i zaczął opowiadać. Pod koniec podsumowałam.
– Czyli jak mnie zauważyłeś pierwszy raz to pytałeś wszystkich, kim jestem, ale oni znali tylko moje imię. Nieźle. Ale teraz na serio. To powinien być mój najgorszy dzień w tym roku, a stał się najlepszym…
– Jak? Najgorszym? Dlaczego?
Mateusz usiadł naprzeciwko mnie i popatrzył mi w oczy. Odwróciłam wzrok. Pierwszy raz w życiu płakałam na myśl o rodzicach. Przytulił mnie. Chyba wiedział o co chodzi.
– Będę cierpiał razem z tobą. Zawsze. – wyszeptał – Nawet jeżeli stąd uciekniemy, dalej będę przy tobie. Do końca.
On też płakał. To było największe poświęcenie, od czasu gdy rodzice poświęcili siebie żebym żyła. Już wiedziałam co to przyjaźń. Byłam sama od urodzenia. Aż do teraz. Na szczęście do teraz.
Następnego dnia planowaliśmy ucieczkę. Zwiejemy z ośrodka przez starą dziurę w żywopłocie, a potem znajdziemy miejsce w lesie, gdzie Mateusz przez miesiąc składował rzeczy, które mogą się nam przydać w przeżyciu tych kilku tygodni, dalej coś wymyślimy. Spotkaliśmy się o północy w rowie, daleko od pokoi wychwawców. Bałam się, pierwszy raz prz ucieczce bałam się, że nas przyłapią. Wyprostowałam się i sprawdziłam czy ktoś pełni wartę tej nocy. Na szczęście nikogo nie było. Powoli wyszliśmy z rowu i przebiegliśmy przez ogród. Mateusz wrzucił plecaki przez dziurę. potem zachęcił mnie ręką żebym pierwsza przeszła.
– Ty pierwszy – Szepnęłam – Ja się… mhm, ee… Ty po prostu wejdź pierwszy, bo boję się o ciebie. Że cię złapią. – skłamałam. Popatrzył na mnie jak na idiotkę. Wiedział doskonale, że kłamię. machnął jeszcze raz ręką, żebym przechodziła. Tym razem się posłuchałam. Rozejrzałam się na ulicy. Nikogo nie było. Wstałam z ziemi. Wtedy poczułam coś zimnego na szyi. Ktoś za mną szarpnął mnie i odsunął od przejścia. Serce waliło mi jak oszalałe. Teraz byłam przodem do Mateusza. On stanął jak wryty. Patrzył się to na mnie, to na porywacza (jeśli tak go można nazwać). Nie wiedziałam co robić. Niby musiałam się chronić, ale tu był Mateusz. Szybka decyzja: Mateusz & Własne życie. Wybrałam życie. Złapałam porywacza za rękę i rzuciłam o chodnik, łamiąc mu kilka kości. Mati otworzył usta jak kasa fiskalna.
– Jak ty… Lil, to było niesamowite… Gdzie się tego nauczyłaś?? – Pytał, wciąż zdezornientowany. Ja podniosłam (jak już się okazało) dziewczynę nieco starszą ode mnie i oparłam o żywopłot.
– Kim jesteś, dlaczego mnie zaatakowałaś i co od nas chciałaś? – Zapytałam.
– Nazywam się Nikol Chione, jeśli o to ci chodziło. Zaatakowałam cię bo mam cię przenieść do pewnego miejsca, jego zresztą też. Inaczej z wami by się nie dało bo mieszkacie w tym ośrodku, a nie uwierzyliby nastolatkom, że chcą was zabrać na całe wakacje, nie mówiąc gdzie.
Popatrzyłam na Mateusza, nie wiedząc co powiedzieć, w końcu zadałam jeszcze jedno pytanie:
– No to jak się nazywamy, skoro masz nas Gdzieś przenieść?
– Ty jesteś Lilianna Iroj, a on to Mateusz Centeu. Masz 14 lat, Mateusz ma 16. Coś jeszcze??
– Tak, kim byli moi rodzice?
– Matka, czyli Łucja Kulpila – Iroj, była architektem, ojciec Adam Iroj, coś w stylu żeglarza.
– Zgadza się. Kiedy zginęli?
– oboje w wypadku samochodowym gdzieś na wybrzeży. Spadli z klifu. Twoja matka zdążyła cię tylko wydać na świat, a już umarła, ciała ojca nie znaleziono, podobno zabrało go morze, ale mam informatorów, że on wciąż żyje. To chyba tyle, co wiem ja.
Myśl, że mój ojciec żyje, nie napawała mnie szczęściem. Już dawno ją porzuciłam, to też teraz nie robiła na mnie wrażenia. Odstąpiłam od Nikol.
– Przepraszam, ale nie jestem przzwyczajona, że ktoś mi przykłada nóż do gardła.
– Będziesz musiała… – Odpowiedziała – Znaczy… Potem ci powiem, nie tutaj.
Nikol wstała i zaczęła pokuśtykać w stronę lasu. Ja z Matim patrzyliśmy na siebie. Gdzie ona szła? Jak ona szła? Sczerze mówiąc połamałam jej kość udową, a ona chodziła, jakby skręciła sobie kostkę.
– Idziecie czy nie? – Zapytała – Bo jak nie, to radzę wam wracać do ośrodka, tu nie jest bezpiecznie. – Podeszła do nas. Wyglądała naprawdę poważnie, jakby puste ulice były najniebezpieczniejszym miejscem na Ziemi.
– A co nam może grozić na ulicy, czy w lesie? – Zapytał z niedowierzaniem Mateusz.
– Na świecie istnieją rzeczy, o których ci się nie śniło. – odpowiedziała Nikol
– Jakie? – Dalej drążył chłopak. Nikol zdenerwowana powróciła do celu pójścia w las. Poszliśmy za nią, nie wiem dlaczego. Szliśmy dobre pół godziny, gdy Chione stanęła jak słup soli. Podniosła dłoń do góry mówiąc nam tym, żebyśmy ucichli. Zza pleców wyciągnęła łuk, którego wcześnie nie zauważyłam. Napięła cięciwe i wycelowała w ciemność. Usłyszeliśmy potężny ryk. Podskoczyłam do góry. W naszą stronę biegło coś co miało głowę lwa, skrzydła, ogon węża i kopyta, a dodatkowo ziało ogniem. Nikol napięła jeszcze raz łuk i wycelowała w potwora. Niestety spudłowała o milimetr. Oboje z Matim skoczyli w przeciwne strony. Ja nie drgnęłam. Nie czułam strachu. Biegł prosto na mnie. 10 metrów, 5, 4, 3, 1. I nagle stanął dęba, trzydzieści cm od mojej twarzy. Czułam gorący oddech spalenizny. Widziałam jego oczy, wężowe oczy. Jedno czerwone, drugie – zielone. Twarzą w twarz. Kątem oka widziałam przerażoną minę Mateusza. Trwaliśmy tak, nie wiem 40 sekund? Potwór potem uklękł przede mną. Nie byłam zaskoczona. Czekałam, aż to zrobi. Nikol powoli podchodziła. Gdy była na odległość jednego kroku, potwór na nią warknął.
– Spokojnie to przyjaciel. – Szepnęłam – Wiem trafiła cię, ale nie wiedziała, że to ty. – Dodałam po chwili. Potwór wstał i ryknął na Chione. Ona lekko wzdrgnęła. Potem już stała koło mnie, ale dalej się go bała. Mati podszedł bez oporu, nawet mógł dotknąć potwora.
– Nie wiedziałam, że potrafić okiełznać chimery… – Chimera lekko ryknęła. W przetłumaczeniu mówiła, a raczej mówił, bo to był on: ” Nazywam się Syriusz i nikt nie będzie mówił do mnie, jak do jakiegoś zwięrzęcia!! „.
– On ma na imię Syriusz i mówi, żebyć tak na niego nie mówiła. – Ta popatrzyła na mnie jak n idiotkę – No co!! Ja tylko tłumaczę!!
– Ty go rozumiesz… – Mówiła do siebie. – To naprawdę dziwne, ale… – Przerwała i popatrzyła na mnie. Nie wiedziałam o co jej znów chodzi. Mateusz też na mnie dziwnie patrzył. Tylko Syriusz leżał spokojnie. Słyszałam w głowie jego głos: ” Im chodzi o twoje oczy. Są jak u węża, czerwone. „. Mówił tak spokojnie, a był takim, takim silnym zwierzęciem. Nikol kazała dalej nam iść za sobą w głąb lasu, ale Syriusz zaproponował coś innego: ” A może byśmy tak polecieli??, nie lubię chodzić „. Wypowiedziałam jego słowa, jak echo. Nikol i Mati się odwrócili. Mateusz od całęj ucieczki wreszcie się odezwał.
– Czemu nie, co mogłoby się stać? Ale mamy tylko Syriusza…
– To nie jest dobry pomysł… Muszę wam coś wyjaśnić
” Chwileczkę, to ty jeszcze nie wiesz?! ” Krzyknął w mojej głowie Syriusz, na co przycisnęłam sobie rękami uszy. Upadłam przy okazji na kolana, bo ma straszne skrzeczący głos. Mateusz od razu rzucił mi się pomóc.
– Nic ci nie jest? – Zapytał – Bo od kilku godzin jesteś blada jak ściana, a twoje oczy… są… nooo… czerwone, znaczy zmienił ci się kolor oczu z zielonych, na czerwone.
– Ja… nic mi nie jest, ale… ja coś słyszę – majaczyłam. W głosie coś mi szeptało, bardzo cicho: ” Zginiesz. Jesteś niepotrzebna, niebezpieczna. Zabijesz ich i przyłączysz się do mnie, chodź, do mnie… „. Wtedy zaczęłam zapadać się w ziemię. Krzyknęłam z przerażenia. Nikol krzyczała, żebym nie słuchała tego głosu, ale on był coraz głośniej i głośniej, tak, że zaczęło gwizdać mi w uszach. Zaczęła miz nich lecieć krew, traciłam powoli słuch. Mateusz próbował mnie wydostać. Zaczął płakać. Byłam już po pas w ziemi, a ona coraz bardziej mnie pochłaniała. Pomógł mi dopiero Syriusz, który szarpnął mnie do góry. Wszystko nagle zamarło. Syriusz wisiał ze mną w powietrzu, Mateusz był cały roztrzęsiony, a Nikol zmieniła zdanie i chciała już lecieć na Syriuszu. Ten ostatni opadł ze mną na ziemię. Wsiadłam przed jego skrzydłami, Mati tuż za mną, a Nikol na końcu. Syriusz z lekkością odbił się od ziemi. Jego ciężkie skrzydła powoli uderzały w powietrze. Nikol i on wiedzieli gdzie lecimy, ale ja i Mati nie mieliśmy bladego pojęcia dokąd porwie nas ten zwariowany ptak. Lecieliśmy tak z kilka godzin. Wtuliłam się w jedwabistą grzywę. Nie wiem co się ze mną działo. Tak bardzo chciałam być jak najbliżej Matiego. Zaledwie kilka godzin temu myślałam, że nic więcej nie będzie, a tu takie zaskoczenie. Im dłużej o tym myślałam tym bardziej chciało mi się spać. Aż zasnęłam.
Biegłam białymi korytarzami. Potykałam się. Miałam na sobie czerwoną suknię. Biegłam, a z moich rudych, prosych włosów ściekała woda. Dobiegłam do czarnych drzwi. Szarpnęłam za nie. Rozległo się mocne skrzypnięcie drzwiami. W środku był ciemno. Czas jakby stanął. W środku leżał chłopak. Cały zakrwawiony, ledwo oddychał. Miał czarne włosy, pomarańczową koszulkę, a w ręku trzymał miecz. W rogu skuliła się dziewczyna i cicho łkała. Podbiegłam do chłopaka. Miał przebity brzuch. Próbowałam zatamiwać krwawienie. Zdarłam kawałek sukni i przyłożyłam do rany. Nagle dziewczyna pojawiła się tuż koło mnie. Okazało się, że to była niewielka pięciolatka. Miała białą sukienkę, całą we krwi. Jej kruczoczarne włosy sięgały jej do ziemi. Miała białe oczy, które spuchły od płaczu. Blada cera. Na jej szyi była pozioma linia… Ona miała podciętą szyję??! Z szyi spływały strużki, które płynęły jej w dół i wsiąkały w kołnież sukienki. Wyciągnęła rękę w stronę końca pokoju. Mówiła:
– Tam jestem. On mnie zabił. Ty też od niego zginiesz. – I zniknęła. Chłopak wstał, podniósł miecz i wbił mi go w brzuch. Poczułam przeszywający ból. Patrzyłam w jego zielone oczy. Był wściekły. Słyszałam jego słowa jak umierałam:
– Tylko ja mogę być synem Posejdona. Reszta musi zginąć. – Uśmiechnął się. Za nim stała ta pięcioletnia dziewczynka powtarzając jak taśma te same słowa:
– Tam jestem. On mnie zabił. Ty też od niego zginiesz.
Zamknęłam oczy. Ktoś do mnie krzyczał.
– LIL!! LIL!!! OBUDŹ SIĘ!!!
Wstałam i zobaczyłam, że leżę na ziemi zlana zimnym potem. Mateusz trzymał mnie na kolanach, żeby mnie obudzić z koszmaru. Nade mną klęczała Nikol. W ręce trzymała wilgotną ścierkę, a koło niej leżał kubek złotej cieczy. Mój brzuch rozpierał ból. Dotknęłam miejsca, gdzie był najsilniejszy. Poczułam ciepło i wilgoć. Popatrzyłam w oczy Matiego. Był roztrzęsiony, nie wiedział co się dzieje. Ja zresztą też. Myślałam, że to tylko sen…
Jak na pierwsze opko to naprawdę genialne. 😀 Pisz dalej, a będzie jeszcze przegenialniej! ^^
Wow, super!
Jak na pierwsze opowiadanie to bardzo dobre. Mam tylko male uwagi do powtarzajacych sie slowek na poczatku i troche za szybko przeszlas z relacjami miedzy nimi na nastepny poziom. Wiem ze jestem troche czepliwa i inni moga myslec inaczej, ale mam nadzieje ze twoje nastepne dziela beda jeszcze lepsze 😉
To chyba nie Percy, co ? Opowiadanie bardzo dobre.
Percy chcący pozabijać całe swoje rodzeństwo? Oryginalne. Czekam na cd 😀
Po pierwsze: to jest genialne. Po drugie: błagam zrób coś z tymi powtórzeniami, bo mnie wykańczają, a bez nich opko będzie lepsze. W każdym razie zrób coś z powtórzeniami imion, może zamiast -,,powiedział Mati, stwierdziła Nikol,, napisz: powiedział mój wymarzony kandydat na chłopaka itp.. Po trzecie: to ma zero uczuć! Przecież oni też coś czują np. – ,,majaczyłam” zamień na majaczyłam tak jakbym zaraz miała zemdleć ze strachu. itd.
Po czwarte: nie używaj cyferek w opkach, zamieńje na wyrazy.
Ale pamiętaj: nie poddawaj się, bo pomimo tych malutkich błędów, i tak jest to chyba najlepsze pierwsze opko jakie czytałam.
Mam nadzieję, że Cię nie uraziłam, a jeśli tak, to przepraszam, ale uwierz chcę Ci pomóc, abyś stała się mistrzem w tej dziedzinie, bo jesteś już rewelacyjna.
Pozdrawiam i zezniecierpliwieniem czekam na cd,
Annabeth1999.
PS Jeśli sobie nie życzysz, żebym komentoWAŁA TWOJE OPA to mi to napisz, na serio nie obrażę się, ale mnie osobiście komenty z krytyką bardzo pomogły, bo teraz uważam, że piszę całkiem całkiem, w porównaniu z moim pierwszym opem, które było masakryczne( chyba rekord w popełnieniu błędów pisarskich na blogu).
Herosowe! 😉 Tylko te powtórzenia… Wykop je ze swojego opka i będzie jeszcze lepiej :D.
Dzięki za uwagi o powtórzeniach w CD postaram się lepiej ^^, dla Nozownik7:
Tak, to Percy
Cd niedługo