Przepraszam, za wszystkie błędy, ale to moje pierwsze opowiadanie. I nie martwcie się, sam głupi tytuł nie oznacza, że za chwilę akcja się nie rozkręci. Ale niech wszyscy wierzą, ze podobnego opowiadania jak się przekonacie chyba jeszcze na stronie nie było. Pozdrawiam Riordanowska
„Pomyłka”
Stanęłam przed lustrem w przedpokoju i jeszcze raz przeczesałam palcami moje krótki czarne lśniące włosy. Mrugnęłam do mojego odbicia, aby sprawdzić czy tusz do rzęs nadal się utrzymuje. Wygładziłam jeszcze T-shirta i wybiegłam z domu, chwytając jedną ręką wytartą materiałową torbę. Autobus już dojeżdżał na przystanek.
O hej, nie przedstawiłam się jestem Nicole Vaynee. Mam czternaście lat i jestem pół francuską i pół amerykanką. Mieszkam w Paryżu, w małej kamiennicy tuż nas Sekwaną. No wiem jestem szczęściarą. Każdy uwielbia to „miasto zakochanych” i chciałby tu mieszkać.
Codziennie rano bagietki, croissanty i kawa na śniadanie. Małe kafejki i brukowane uliczki. Największe imperia mody ze swoimi sklepami. Piękna rzeka Sekwana przyciągająca rocznie miliony turystów. Dlatego zapewne nie zdziwicie mi się gdy wam powiem, że nie chcę się stąd wyprowadzać.
-Nicole, nic na to nie poradzę. Musimy się wyprowadzić!- próbował mi wytłumaczyć jak najspokojniej mój ojciec. Na pewno ci się spodoba w Nowym Yorku. Będziemy mieszkać tuż przy Statule Wolności. Będziesz miała dużo większy pokój.
-Ale to nie to samo co Paryż! Nie przeniesiesz tam mojej szkoły, ani mojej ulubionej kafejki „Le Ciel”, ani moich koleżanek! Nie będę miałam tam też tylu przyjaciół! Nie możemy poczekać jeszcze rok, bym mogła skończyć gimnazjum…- mówiłam błagalnie.
-Nica, proszę zrozum, twój ojciec dostał nową pracę, dużo lepszą od tej starej. Obiecuję ci, że jak tam dojedziemy pójdziemy na wielkie zakupy. – mówiła mama. Patrzyła na mnie tymi swoimi pięknymi niebieskimi oczami, których jej zawsze zazdrościła i pochylała się nade mną. Była piękną wysoką, szczupłą brunetką nie to co ja.
-Mi tu pasuje! Nie zamierzam się przeprowadzać!- odpowiedziałam buńczucznie. Mój tata tak dla wyjaśnienia był skromnym naukowcem piszącym różne artykuły do mało znanych gazet na tematy technologiczne i jak chemiczne. Praca ta nie przynosiła zbyt dużych zysków. Moja mama sekretarka w małej firmie musiała dorabiać jako manikiurzystka lub kelnerka. Teraz sytuacja miała się odmienić. Po napisaniu świetnego artykułu o jakimś chemicznym odkryciu błyskawicznie zaproponowano mu pracę na uniwersytecie w formie wykładowcy. Nie dziwię mu się, że zależało mu na jak najszybszej przeprowadzce. Zawsze jego marzeniem było wykładać. Nie mogę zaprzeczyć, że był uzdolnionym mówcą. Gdzie nie pojechał wszyscy zachwycali się swobodą i zwięzłością wypowiedzi, którą, rzadko w takim stopniu przelewał na papier. Nie powinnam mu ograniczać możliwości spełnienia marzenia.
-No dobrze.- odrzekłam po przemyśleniach.
-No widzisz, skarbie.- ożywiła się mama. Będzie nam tam wspaniale. Tacie wynajęli piękne mieszkanie noi dostanie własny samochód. A ty na pewno się odnajdziesz w szkole. Angielski znasz przecież perfekcyjnie.- mówiła przechodząc na język angielski. Mój tata zawsze był surowy w kwestii jego języku ojczystego. Mogłam mieć słabe oceny z każdego przedmiotu, ale nie z angielskiego.
-Tak, tak.- przytaknęłam już nie słuchając. Kiedy się przeprowadzamy?- zapytałam obojętnie
-Za tydzień?- powiedział tata. Wpatrując się w widok za oknem.
-Co?!- poderwałam się na nogi. Podparłam się ręką o blat kuchenny, bo aż zakręciło mi się w głowie. Zakończenie roku jest dopiero za 4 miesiące. A za dwa tygodnie urodziny ma Emily… dajcie mi miesiąc!- poprosiłam. Wszystko załatwię do końca.
-Co masz niby do załatwienia?- zapytał już dość wściekły ojciec. Nie masz nic do załatwiania, a jeśli masz to tylko w tym tygodniu. Dziękuję, koniec rozmowy.- Johannes Vaynne właśnie zakończył swoją oficjalnie przemowę i wyszedł z pokoju. Skierował swoje kroki do saloniku i włączył nasz stary telewizor.
-Zrozum ojca. Jest zdenerwowany wyprowadzką.- ucałowała mnie w czoło i poszła do taty. Usiadła koło niego na naszej zniszczonej kanapie i zaczęła z nim cicho rozmawiać. Nadal byłam wściekła na tatę. Rozumiem, że musi się przeprowadzać, rozumiem że od przyszłego roku będzie tam wykładał, ale dlaczego musimy się tam przeprowadzać już. Bezradnie popatrzyłam jeszcze chwilę na płynącą rzekę Sekwanę i pobiegłam na poddasze, gdzie mieścił się mój pokój. Starannie omijałam skrzypiące schodki wchodząc po drewnianych schodach.
Stanęłam w progu i omiotłam pokój spojrzeniem. Był mały to prawda, był stary to prawda, miałam brzydkie zniszczone meble, to prawda. Ale uwielbiałam go. Lubię wyblakły kojący kolor zieleni na ścianach, moje biurko przy którym odrabiałam lekcje od pierwszej klasy. Nic by mi nie zastąpiło mojego łóżka z półka na książki do której mogłam sięgać leżąc.
A szczególnie uwielbiam moje lustro. Obklejone naklejkami z przywieszonymi pocztówkami i głupimi zdjęciami z koleżankami. I teraz podeszłam do lustra i spojrzałam w jego taflę. Tak to ja. Jestem średniego wzrostu szczupłą czarnowłosą dziewczyną. Mam oliwkową cerę i te dziwne zielone kocie oczy. Wszyscy mówią, że jestem ładna, ale to nie prawda. Mam głupie, wystające kości policzkowe, moje nogi nie są długie i smukłe jak nogi mamy, a mój wyraz twarzy podobno zawsze przypomina osobę która wszystko krytykuje i patrzy z góry. Jedyną cechą wyglądu którą kocham są moje włosy. Właśnie ich zazdroszczą mi wszyscy. To z nich zawsze naśmiewa się Jane, klasowa glamour girl . Ona ma blondwłose długie loki jakich są miliony na świecie. Ja mam swoje niepowtarzalne czarne lśniące włosy. Ich kolor jest bardziej podobny do atramentu niż do skrzydeł kruka. Są krótkie, sięgają mi do brody, ale są idealnie proste. Na czoło opada mi idealnie przycięta grzywka sięgająca aż do brwi.
Stając tak i rozmyślając, nagle do głowy przyszedł mi dość głupi pomysł. Spojrzałam w swoje lustrzane odbicie i pomyślałam usilnie o tacie o jakbym chciała żeby zmienił decyzję. Skupiłam się na tym jak strasznie tego pragnę abyśmy zostali jeszcze cztery miesiące w Paryżu. Proszę.-wyszeptałam. Proszę.
-Córciu!-usłyszałam głos taty z dołu. Momentalnie porzuciłam mój głupi pomysł.
-Co jest?-odkrzyknęłam
-yy.. już nic. Zapomniałem co chciałem ci powiedzieć.- odpowiedział zbity z tropu.
-Aha.- odpowiedziałam cicho. Usiadłam na łóżku. Nie wiem dlaczego ale byłam strasznie zmęczona. Była dopiero dziesiąta wieczorem, a ja już chciałam iść spać. Położyłam się na chwilę, aby odpocząć, ale sen zmorzył mnie na dobre.
Obudziłam się dopiero późnym rankiem. Szybko oporządziłam się w małej łazience i pośpiesznie się ubrałam. Moja luźna bluzka w paski (nowy paryski krzyk mody) powiewała gdy zbiegałam po schodach na dół. Szybko wyjęłam z papierowej torby jeszcze gorącego croissanta i chwyciłam szmacianą torbę z książkami. Wybiegając pomachałam jeszcze rodzicom, którzy dopiero wstawali. Oni mogli sobie pospać dzisiaj dłużej. Biegiem ruszyłam do autobusu. Na kupno kawy nie było już czasu. Wskoczyłam do zatłoczonego autobusu. Lepszy pomysłem było metro, ale dzisiaj już nie miałam czasu. Cierpliwie odczekałam moje trzy przystanki i już spokojnie wysiadłam z autobusu. Pewnym siebie krokiem weszłam na dziedziniec szkoły. Mogłam już zauważyć tam około nawet dwusetki dzieci. Moja szkoła nie należała do takich małych, gdzie wszyscy depczą sobie po piętach. Była naprawdę duża. Stylizowana trochę na panteonie trochę na białym domu, trochę na stylu nowoczesnym. Tworzą zdecydowanie niepowtarzalny budynek, dzięki temu szanowany przez wszystkich uczniów Oprócz ogromnego dziecińca szkoła była podzielona na sześć pawilonów. Byłam w drugiej w klasie gimnazjum więc udałam się pod pawilon B. Położony był na uboczu co zapewniała nam uczniom na przerwach trochę prywatności. Najgorzej miały pierwsze klasy, których budynek był tuż przy wejściu. Przepychałam się przez tłumy, by wreszcie dojść do mojej przyjaciółki Emily. Ta z piskiem rzuciła mi się w ramiona.
-Wiesz gdzie urządzam urodziny?! No zgadnij! No zgadnij!
-Yyy…- zaczęłam
-U mojej cioci. W jej letniej rezydencji. Pomożesz mi przygotować wszystko prawda?- piszczała mi do ucha.
-No właśnie z tym będzie problem.- i tak momentalnie zgasiłam moją brązowowłosą przyjaciółkę.
-Co…?-zaczynała
-Nic. Wyprowadzam się.- ucięłam
-Kiedy?
-Za tydzień
-Gdzie?
-Do Nowego Yorku.
-Szkoda.- wydusiła. Z tak optymistycznym akcentem skończyła się przerwa i zaczęła się pierwsza lekcja. Na każdej przerwie, w sumie też na lekcji wszyscy się wypytywali mnie o przeprowadzkę: Gdzie? Kiedy? Cieszysz się? Dlaczego? Nic dziwnego, że pod koniec lekcji byłam w beznadziejnym humorze. Szybko wróciłam do domu, uciekając od tego współczującego towarzystwa. Jednak kolejne dni były takie same. Dalsze pytania i te same odpowiedzi. Ostatniego dnia jednak było inaczej. Nikt już mi nie współczuł. Wszyscy się ze mną żegnali. Emily szlochała cały dzień. Moje inne koleżanki i koledzy też nie byli w najlepszym nastroju. No cóż może i nie byłam zbyt towarzyska, ale miałam tu sporo przyjaciół. Nawet Jane powiedziała „no to hej” bez sarkazmu. Ale najbardziej wzruszył mnie prezent od całego mojego rocznika był to album klasowy. Gruby album ze zdjęciami biletami i pocztówkami. Większość z nich chodziła ze mną też do podstawówki, więc były zdjęcia z pasowania na pierwszaka, jak i pierwszych potańcówek. No dobra będę szczera, wtedy się popłakałam. Z ciężkim sercem żegnałam się ostatni raz ze wszystkimi.
-Ale pisz do mnie!- w dalszym ciągu płakała Emmi.
-Dobrze, dobrze! Do wakacji!- krzyknęłam wsiadając do autobusu. Z ciężkim sercem jechałam do domu. Tam wszystkie walizki były spakowane. Ze ścian zniknęły obrazy. Stare meble zostały wyrzucone, a parę nowych już dawno oczekiwało na nas w Nowym Yorku. Popatrzyłam jeszcze ostatni raz na Sekwanę i pobiegłam do zamówionej taksówki w środku czekali już rodzice.
-Żegnaj.- wyszeptałam do Paryża. Reszta podróży była dla mnie snem. Monotonnie przesuwałam się w kolejce na lotnisku. Odruchowo wykonywałam wszystkie polecenia. Wreszcie weszłam rękawem do samolotu. Odszukałam obojętnie miejsce i usiadłam z rodzicami. Wystartowaliśmy po krótkiej chwili. Wtedy nie wiedziałam, że to będzie początek najbardziej szalonej historii mojego życia. To wtedy zaczęła naprawdę być tym kim jestem.
Riordanowska
Fajne! Jak na pierwsze opowiadanie to naprawdę świetne. Tylko mam parę uwag:
-Czasami uciekają ci końcówki np.”To wtedy ZACZĘŁA naprawdę być tym kim jestem.” Powinno być „zaczęłam”. Ta sytuacja dość często się u ciebie powtarza.
-Jak piszesz dialogi i przerywasz na opis, to po jego zakończeniu znów trzeba postawić myślnik np.
„-Nicole, nic na to nie poradzę. Musimy się wyprowadzić!- próbował mi wytłumaczyć jak najspokojniej mój ojciec. Na pewno ci się spodoba w Nowym Yorku. Będziemy mieszkać tuż przy Statule Wolności. Będziesz miała dużo większy pokój.”
Po „ojciec” powinien być myślnik. To naprawdę sprawia, że tekst jest czytalniejszy.
-Czasami gubisz znaki interpunkcyjne i zdania robią się nienaturalnie długie.
A tak to masz rację nie czytałąm jeszcze takiego opowiadania. Podoba mi się z jaką dokładnością opisałaś miłość Nicole do Paryża. Fajnie się zapowiada 😀
Masz naprawdę fajny styl. Szkoda że zgubiłaś tyle końcówek(czasem to przeszkadzało) i mialaś tyle powtórzeń, popracuj nad tym , a nastepna część będzie jeszcze fajniejsza.
Czekam na cd z niecierpliwością.
(sorki za niektóre błędy ale pisze z telefonu)
No i codzienne życie Nicol jest świetnie opisane 😉
Super! Bardzo przyjemnie się czyta, w każdym razie mnie. Mam nadzieję, że następne części, będą jeszcze lepsze. 😀
Dziękuję za słowa pochwały i za krytykę ^^ rzeczywiśćie mam problem z powtórzeniami, ale będę and tym pracowała. C.d przyślę najprawdpodobniej w sobotę ;D
kiedy to czytałam, moja wyobraźnia zaczęła jak szalona skakać w tą i we wte, tworząc obraz, do złudzenia przypominający film. Piszesz, dobudzając wyobraźnie, naprawdę pokazujesz nam bohaterkę i świat, taki, jakim ona go widzi. To wielki plus, leżeli utrzymasz ten efekt i dotrzymasz słowa (dopilnujesz, żeby było oryginalnie) opowiadanie będzie jednym z najlepszych na blogu. Czekam na cd
ogólnie naprawde dobrze piszesz … ja tak nie mam , jak na moj gust to jest dobrze . Z tym tytulem bym się jeszcze zastanowiła , ale to sie zobaczy … ogólem to pisznij 2 część to może się bardziej z komentarzem wysilę 😉
Niezłe, jak na Twoje pierwsze opko ;).