Po ok. pięciu miesiącach wreszcie zebrałam się, by napisać kolejną część. Oto krótkie przypomnienie fabuły ( bo pewnie nikt już nie pamięta):
Piper, Leo i Jason chcą się dowiedzieć jak przebiegała wojna między Rzymianami, a Grekami ( znana, jako Wojna Secesyjna). Idą do Sansy ( tak, wiem okropne imię), córki Mnemosyne, bogini pamięci. Heroska jest córką Johna Hay’a, osobistego sekretarza Abrahama Lincolna i jedyną żyjącą osobą ( oprócz Chejrona i bogów), która pamięta czasy wojny. Dostała dar nieśmiertelności, by przechować wspomnienia z bitwy. Opowiada im o połączonym obozie rzymsko-greckim oraz o swoich losach podczas wojny. Jednak niespodziewanie przerywa i odmawia przekazania im dalszej części historii. Zdenerwowana Piper grozi, że odejdą i nie wysłuchają opowieści, a przestraszona Sansa zgadza się opowiadać dalej.
PS. Opowieść Sansy zaczyna się 20 grudnia 1860 roku, czyli około pięć miesięcy przed rozpoczęciem regularnej wojny. Ma wówczas 13 lat.
Mam nadzieję, że się w tym połapaliście. Wiem, że ta część jest słaba. Zaczęłam ją pisać już dawno i teraz dokończyłam zupełnie bez serca. Proszę o krytykę, bo chcę poprawić swój styl pisania.
Io
***
Gdy wyszli z domku Leo zatrzymał się. Jego oczy iskrzyły się z złością. Patrzył z wyrzutem na Piper, która też wydawała się zdenerwowana.
– Po co to zrobiłaś? Jak nie chce mówić to przecież nie musimy jej zmuszać!
– O co ci chodzi?! Jak zaczęła to niech skończy! Ojejku, już mi się odwidziało nie musicie nic wiedzieć!- Piper zaczęła przedrzeźniać Sansę.- Ja chcę to usłyszeć!
– Ej, Piper, daj spokój…- Jason położył jej rękę na ramieniu. Dziewczyna obdarzyła go morderczym spojrzeniem.- Co ci się stało?
– Nie wiem. Po prostu mnie wkurza!
– Ale czym?
– Nie wiem… To przez to, że jest… No…
– Ładna. – dokończył Leo.
Córka Afrodyty znów popatrzyła na nich z wyrzutem.
– Ona jest dziwna! Nie zastanawiałeś się jak to możliwe, że tak wszystko pamięta?! A poza tym są ludzie, których nie lubię i ona się do nich zalicza!
– Dajcie spokój!!!- przerwał im Jason.- No i co, że jest ładna i mądra…
– Ty też?!- walnęła go w ramię. – Faceci!
Odwróciła się na pięcie i ruszyła do domku Afrodyty. „Faceci” patrzyli na nią ze zdziwieniem.
– O co jej chodziło? – Leo poprawił sobie grzywkę.
– Nie wiem. Pewnie jest zazdrosna. To przecież córka bogini Piękności- zaśmiali się.- Branoc!
Jason poszedł do swojego ponurego i zimnego domku, a Leo usiadł pod drzewem. Nie miał ochoty nigdzie iść. Mimo, że nigdy nie był zbyt uczuciowy, to Sansa zajmowała dużo miejsca w jego umyśle. Zaczął się zastanawiać nad dziewczyną i jej życiem. Następnie popatrzył chwilę na śpiący obóz, wlazł na drzewo i zasnął.
***
Łubuduuuu! Coś zrzuciło go z drzewa. Roztarł sobie bolący kark i szukał wzrokiem winowajcy. W koronie drzewa przemknęła mu jasna czupryna.
– Jasooon! Złaź z drzewa!- syn Zeusa zeskoczył, a raczej spadł i zaczął tarzać się ze śmiechu po ziemi.- Bardzo śmieszne! Co jest takie zabawne?
– Twoja… twoja… twa..twarz!
Leo podbiegł do jeziora i spojrzał na swoje odbicie. Jego policzki, czoło oraz nos były pomalowane i upodobniała go do klauna. Nabrał wody w ręce i desperacko spróbował go zmyć.
– Nie do rady!- krzyknął do przyjaciela.
– No wiem! Hahaha!
– Kto to zrobił?
– A jak myślisz, geniuszu?- przyjrzał mu się jeszcze raz, a na jego ustach znów zagościł uśmiech.- Zemsta córeczek Afrodyty!
– Taaa… bardzo śmieszne! Ile to może trzymać?
– Jak ładnie poprosisz to jutro ci to zmyje- usłyszał głos Piper. Stała za drzewem koło nich. Przyglądała się całej sytuacji, a jej twarz ozdabiał uśmiech. Włosy związał w kucyk. Miała na sobie obozową koszulkę i jeansy. Patrzyła na nich z wyraźnym rozbawieniem.
– Za co to?- wskazał makijaż.
– Za wczoraj!
– A..- otworzył usta by zaprotestować, ale przypomniał mu się klaun na jego twarzy.- Jasonowi nic nie zrobiłaś?!
Na jej ustach pojawił się chytry uśmieszek.
– Chodzicie- powiedział Jason kierując kroki do domku Mnemosyne. Nie chciał więcej kłótni. Wczorajsza była wystarczająca.
Ruszyli za nim, a Leo z trudem powstrzymał wybuch śmiechu. Z tył głowy Jasona był pofarbowany niebiesko.
– I to niby my jesteśmy okropni?- spojrzał na dziewczynę i wyszczerzył zęby.
Weszli do domku. Sansa czytała książkę po francusku. Piper udało się rozszyfrować tytuł „Goutte de pluie”, co znaczyło „Kropla deszczu”. Córka Afrodyty przyjrzała się złotowłosej dziewczynie, która miała dziś na sobie lekką czerwoną sukienkę, a na jej szyi wisiał jak zawsze wisiorek z klepsydrą. Sansa oderwała wzrok od książki. Przyjrzała się twarzy Leo i włosom Jasona. Uśmiechnęła się, po chwili jednak jej twarz znów spoważniała.
– Witajcie- powiedziała cicho odkładając książkę.- Przepraszam za wczoraj.
Piper przyjrzała jej się dokładnie szukają na jej twarzy czegoś, co by zdradzało kłamstwo. Albo mówi prawdę, albo naprawdę dobrze kłamie-pomyślała siadając na fotelu obok kominka. Leo i Jason poszli za jej przykładem.
– Tak… więc opowiesz nam co było dalej? Ale szczerze, ok?
– Dobrze- zgodziła się. Zamilkła na chwilę próbując zebrać myśli. W pokoju zapanowała pełna napięcia cisza.
– No to opowiadaj!- Leo nie wytrzymał. Piper i Jason uśmiechnęli się słysząc radosny jego radosny krzyk.
***
Posłusznie usiadłam. Centaur zaczął mówić:
– To jest Obóz Herosów. Tu mieszkają dzieci bogów i śmiertelników. Uczą się tu jak przetrwać wśród potworów oraz innych niebezpieczeństw. Każdy…- do pokoju wszedł chłopak. Wyglądał na około czternaście lat. Miał na sobie rzymską zbroję i czerwony płaszcz na plecach.- Witaj, Jace. Oprowadzisz Sansę po obozie i wytłumaczysz wszystko. Mi się już znudziło powtarzanie tego wszystkiego. To dziś już czwarty nowy heros! Bogowie nie mają co robić?
– Dobrze. Oprowadzę ją- skinął głową z szacunkiem, poczym zwrócił się do mnie.- Qui sunt vobis? Graeca aut Romani?
–Yyyy…- odpowiedziałam nie rozumiejąc ani słowa.
– Graeca– powiedział z przekąsem, po czym daj mi znak, bym poszła za nim.
– Graeca? Co to znaczy?- dogoniłam go i niemal znów się nie wywróciłam.
– Grek, jesteś grekiem.
-A ty kim jesteś?
-Jestem Jace, pretor, syn Jupitera, a my jesteśmy filii deorum– dziećmi bogów. To jest obóz, w którym się uczymy jak przetrwać. Jak pewnie się już przekonałaś atakują na potwory- sprowadził mnie wzdłuż świątyni. Była to wielka budowla z białego marmuru. Jej dach podtrzymywały ogromne kolumny. W dali było widać jezioro, na którym pływały statki. Mimo zimy w obozie nie było ani grama śniegu choć temperatura nie była zbyt wysoka. Jace zatrzymał się i przyjrzał mi się dokładnie.-Musimy zdjąć ci tą kieckę. Nikt tu w takich nie chodzi.
– Naprawdę?
– Tak. Nie mam czasu pomóc ci się przebierać, więc idź prosto i tam zobaczysz duży dom z różowego marmuru. To dom córeczek Afrodyty i Wenus. Powiedz im, że Jace, pertor nakazał, żeby dały ci jakieś ubrania i zaprowadziły do angulo licet in innominatam, choć jak chcą to mogą cię przygarnąć…
– Że co?! Myślisz, że jestem córką Afrodyty?- przyjrzał mi się, a następnie skinął głową.
– No to tyle. Do widzenia.- odwrócił się.
– Dlaczego już idziesz? Nic mi nie powiedziałeś!
– A co miałbym ci opowiadać? Do zobaczenia!- rzucił i ruszył do lasu, a jego czerwony płaszcz falował w rytm jego kroków.
Stałam kilka minut w miejscu. Wściekłam się, że sobie poszedł. Miał mi pokazać to miejsce, ale najwidoczniej uznał, że jestem córeczką Afrodyty i nic mnie nie interesuje. Prychnęłam. Z irytacją odwróciłam się i poszłam według jego krótkich wskazówek i po chwili zobaczyłam duży dwupiętrowy dom. Po obu bokach dużych białych drzwi stały pomniki pięknych kobiet. W oknach w kształcie serc wisiały firanki. Pod parapetami rosły czerwone róże, a w powietrzu unosił się słodki zapach. Weszłam po schodach i zapukałam do drzwi. Usłyszałam krzątanie i jakiś krzyk. Po chwili drzwi otworzyła mi ładna brunetka w greckiej szacie.
– Czego chcesz, kochana?- zapytała.
– Jace, pretor kazał mi powiedzieć, żebyście dały mi jakieś ubranie i zaprowadziły do angulo licet in innominatam- wyrecytowałam.
Popatrzyła na mnie i zachichotała.
– Angulo licet in innominatam? Nie powinien tak się naśmiewać z nieokreślonych!- przyjrzała mi się uważnie.- Bardzo ładna sukienka i ty też jesteś śliczna, ale trochę się pobrudziłaś. Pewnie nic ci nie powiedział? Nie bój się, my cię tu wyszkolimy- uśmiechnęła się. Miała ładny uśmiech, brązowe włosy i piwne oczy.-Chodź!
Poprowadziła mnie do dużego pomieszczenia. Na drewnianej podłodzie leżał czerwony dywan, a ściany były ciemno zielone. Pod dużymi sercowatymi oknami stały czerwone kanapy, przy ścianach ustawiono szafy i toaletki. Środek pokoju zajmowało ogromne lustro w złotej oprawie, a także porozrzucane ubrania i mnóstwo pięknych dziewczyn oglądających i przymierzających je.
– Kochane!- zaczęła oficjalnym tonem.- Patrzcie kogo na przysłali! Od tygodnia nie było nowej siostry. Jak się nazywasz? Bo ja jestem Redia i przewodniczę córkom Afrodyty. Miło nam cię poznać.- uśmiechnęła się promiennie.- Więc jak się nazywasz?
– Sansa.- odpowiedziałam niepewnie.
– W takim razie witaj w Domu Miłości, Sanso!*
Zaczęły się przestawać, całować po policzkach i witać. Następnie wrzuciły mnie do wanny i wyszorowały. Trwało długo, bo zostałam natarta balsamami i wonnymi olejkami. Włosy umyły mi lawendowym szamponem i dokładnie uczesały w przepiękne warkocze, które wiły się jak węże po całej głowie. Po zakończonej kąpieli, czyli jakieś trzy godziny później zaczęły się rozmowy, które miały zdecydować o moim stroju. Po burzliwych dyskusjach, paru wyrwanych włosach i kilku złamanych paznokciach zdecydowano, że założę prostą, grecką, turkusową sukienkę. Podobała mi się. Była lekka i zwiewna. Dały mi do tego złote bransolety. Gdy byłam gotowa zaprowadziły mnie do jadalni, gdzie zjadłyśmy kolację złożoną z owoców i twarogu. Tak minął pierwszy wieczór w Obozie. A drugi, trzeci, czwarty… wszystkie były takie same. Nie wiedziałam ile czasu upłynęło. W zasadzie to nie byłam świadoma tego, że czas leci. Mogłam tam spędzić tydzień, dwa, miesiąc i wcale nie zauważyć zmian.
Pewnie siedziałabym tam do końca życia słuchając opowieści o paskudnych kapłankach Westy i córkach Aresa oraz wychodząc na dziedziniec Domu Miłości, który był dużym parkiem z basenem, a dla wielu z dziewczyn jedynym dworem, jaki znały. Florence, córka Wenus wyjawiła mi wszystko co wie o obozie. Muszę przyznać, że wiadomości były niezwykle interesujące. Obóz Herosów powstał, by umożliwić półbogom przeżycie, a przemieszczał się razem z Olimpem i całą cywilizacją zachodu. W ciągu wieków do Obozu przybyło wielu i dzieci bogów, i zwykłych śmiertelników widzących przez mgłę. Tych ostatnich jest sporo, innym słowem bardzo dużo. Przez ostatnie stulecia do boskiej społeczności przybywały rodziny z wszystkich krajów, ale zdecydowana większość to Grecy i Włosi, których przodkowie mieli coś wspólnego z bogami. To oni mieszkali na wzgórzach otaczających Obóz. Do tego zwykłe dzieci bogów. Nich też mało nie było. Logicznie rzecz biorąc można było się domyśleć, że taki układ może powodować konflikty i właśnie teraz chyba nadszedł ich czas. Czarnooka Florence powiedziała, że od pół roku sytuacja między Rzymianami, a Grekami stała się nieciekawa. Od tego czasu córki bogini miłości nie wychodzą ze swojego domu.
Są postrzegane jako cisi szpiedzy albo bezużyteczne i puste dziewczyny. Moje zdanie o nich było podobne, ale teraz zrobiło mi się ich żal. Nikt ich dokładnie nie informował co się dzieje i żyły pod kloszem niewiedzy. Mogło to doprowadzić do katastrofy. Lecz myślę, że gdyby chciały to bez problemu znalazły by sobie jakieś zajęcie. Niestety tego nie pragną. Przez całe dnie leniuchują i plotkują. Ja też tak robiłam. Nie wiedziałam ile czasu minęło. Może parę dni, tygodni albo lat. Miałam wrażenie, że czas się zatrzymał… do chwili, gdy Jace niespodziewanie przybył do Domu Miłości.
Drzwi otworzyła Becky, rudowłosa dziewczyna o powalającym spojrzeniu. Chłopak stał przez chwilę wpatrując się w córkę Afrodyty, a następnie wszedł do pomieszczenia gdzie stałyśmy wszystkie.
– Dlaczego was nie było?- zapytał gniewnym głosem. Jego czarne, nieco przydługie, włosy zafalowały.
– Że co?- zdziwiła się Delli. Była rzeczniczką córek Wenus. W sumie mogłyby wybrać byle kogo, bo i tak żadna z nich nic nigdy nie wiedziała. Jedyną, która coś kojarzyła i pamiętała o datach była Rebika.
– Nie pamiętałyście?! Przez was musieliśmy odwołać wszystko! Jesteście zupełnie niepoważne!
– O co chodzi?- Rebika wpadła do pokoju w samej bieliźnie. Jace starał się zachować twarz i prawie by mu się to udało, gdyby nie to, że jego policzki się zaróżowiły.
– Po pierwsze: nie zjawiłyście się na czas- powiedział wciąż nie odrywając od niej wzroku. Córka Afrodyty stanęła koło mnie, a jej ciało okryła, wyczarowana z powietrza, różowa sukienka. Jego spojrzenie zatrzymało się teraz na mnie.- Po drugie: miałyście ją odesłać. Co się z wami dzieje?
– Jace, kochany, przypomnij mi o czym zapomniałyśmy-spojrzał na nią gniewnie.
– O sądzie! Zapomniałyście o sądzie. Laur i miecz. Przyjdźcie jutro na rozprawę… wszystkie. Ty też, Sanso. Potem trafisz do Domu Nieokreślonych.
Odwrócił się, a jego czerwona peleryna zafalowała. Otworzył białe drzwi, stanął w progu i dodał:
-Dziś jest 12 luty. Lincoln ma urodziny. Wszyscy w Obozie świętują. Wy też zaśpiewajcie „Sto lat” na cześć syna Minerwy.
*BEZ SKOJARZEŃ, PROSZĘ
CDN jeśli chcecie
Słabe? Io, Io, Io jeśli wg ciebie to jest slabe to to to…
Kurcze wątek straciłam.
Pisz cd bo ja cie znajde i zmusze abyś to napisała :P.
Clarisse wiesz, że Io stać na wiele więcej. Po prostu to opowiadanie jest genialne licząc miarą zwykłego śmiertelnika. Na poziomie herosa opowiadanie jest boskie. A na poziomie bogów to to jest po prostu zaje*iste. A na poziomie Io to to jest średnie XD
Nie wiem jakiej krytyki ty chcesz. Mi się to bardzo podoba i koniec kropka.
PS Taka dobra rada: dopóki nie napiszesz bez skojarzeń, większość osób ich nie ma.
Świetne!!!! Brak słów. Pisz szybko CD, bo sie mie to spodoało.
Przepraszam , że się wtrącam , ale muszę powiedzieć , że Word to zło . Nie mogę dokończyć opowiadania ani napisać go od nowa . Buuuu . A opowiadanie fajne .
opko świetne ,tylko jak się już wciągnełam to koniec był 😛
ale pomysł bardzo fajny i czekam na cd ^^
Zadżemiste!!! 😀
Tak czytam i się zastanawiam: „szósteczka z historii, co nie?” 😀