Wpadłam zdyszana do lecznicy. Rozejrzałam się dookoła. Smutek spadł na mnie tworząc ciężki bagaż przygniatający mnie do ziemi. Zaszczypały mnie oczy. Przełknęłam łzy. To co zobaczyłam było nie do opisania. Widok był tak przygnębiający, że paraliżował całe moje ciało. Łóżka stały w równych rzędach, na każdym leżał heros. Niektórzy wyglądali lepiej od innych, ale wszyscy mieli podkrążone oczy i ciała mokre od potu. Niektórzy byli podłączeni do maszyny rejestrującej prace serca. Garstka herosów którzy zajmowali się chorymi stali teraz wokół jednego łóżka. Ruszyłam w tamtą stronę. Błagam, żeby to nie był Percy. Pomimo szybkiego kroku widziałam twarze wszystkich chorych obozowiczów. Wreszcie doszłam do łóżka herosa. Odetchnęłam z ulgą. To nie Percy. Był to syn Hermesa, nie znałam go dobrze, nie wiedziałam nawet jak miał na imię. Przyglądałam się w milczeniu jego agonii. Jego krzyk bólu i strachu rozdzierał moje serce. Musiało minąć kilka minut, ale ja miałam wrażenie, że stoję tam kilka lat. Nagle chłopak przestał się tarzać po całym łóżku. Krzyki ustały. Jego powieki powoli się zamykały.
Piiiiiiiiiii.
Maszyna wydała z siebie przeciągły dźwięk. Zamknęłam oczy. Pozwoliłam aby kilka łez spłynęło po moich policzkach.
Wyszłam z lecznicy. Stałam przez chwilę, potem wyszłam na zewnątrz. Wzięłam głęboki wdech rozkoszując się zapachem truskawek.
-Kathrin.- Usłyszałam za swoimi plecami głos Chejrona, odwróciłam się.- Na pewno chciałabyś się spotkać z Percym.
-Tak, bardzo.- Odpowiedziałam.- Nie widziałam go w lecznicy.
-Chorych jest tak dużo, że już się tam nie mieszczą. Kilka herosów jest w domku Apolla. Chodź, pójdę tam z tobą.
Szliśmy w milczeniu. Centaur poprowadził mnie do łóżka na którym leżał mój brat. Podeszłam do niego. Nie zauważył mnie.
-Percy.- Powiedziałam. Odwrócił się w moją stroną.
Leżał na łóżku wśród białej pościeli. Miał podkrążone oczy i wypieki na policzkach. Uśmiechną się do mnie.
-Cześć Kathrin. Nie musiałaś przyjeżdżać tak szybko. Jakoś sobie radzimy.- Powiedział. Jego głos był normalny.
-Właśnie widzę.- Ja nie uśmiechnęłam się nawet na chwilę.- Dlaczego wcześniej się o tym nie dowiedziałam?
-Nie chciałem cię martwić…- Zaczął się tłumaczyć. Przerwałam mu.
-Dobra. Daj spokój.- Zaczęłam na niego wrzeszczeć.- Sprawa jest bardzo poważna. Wiesz może ile osób nie zachorowało? 10? 15?
Percy przestał się uśmiechać i spuścił wzrok.
-Masz racje. Sprawa jest bardzo poważna. Chorych cały czas przybywa, a my nie wiemy jak temu zaradzić.
Pokiwałam powoli głową.
-A ty jak się czujesz?- Spytałam, już spokojnym głosem.
-Może być. Bywało gorzej, ale ja trafiłem tu niedawno. Wiem, że będzie gorzej. Zmarło już 2 herosów.
Ukryłam twarz w dłoniach. Nie wiedziałam co mam myśleć.
-Hej, Kathrin. Nie przejmuj się. Poradzimy sobie. Coś wymyślimy.- Powiedział, a ja usiadłam na jego łóżku i płożyłam głowę na jego piersi jak mała dziewczynka. Przytulił mnie.
Poczułam jak ciepło rozchodzi się po całym moim ciele. Tak dawno nikt mnie nie przytulił, że już zapomniałam jakie to uczucie.
Reszta dnia minęła jak we śnie. Postanowiłam, że jeszcze dzisiaj dam sobie spokój z poważnymi rozmowami i planowaniem, jak wyleczyć chorych obozowiczów. Cały dzień spędziłam na arenie trenując walkę. Była już późna noc gdy położyłam się spać. Ale nie dane mi było spokojnie wypocząć. To był chyba najgorszy sen jaki kiedykolwiek miałam.
Rozejrzałam się dookoła. Byłam w lesie, ale nie w jakimś tam lesie, byłam w obozowym lesie. P chwili niepewności zaczęłam iść. Szłam bardzo długo. W końcu zauważyłam w oddali domki herosów, pola truskawek, pawilon, arenę i lecznice. Właśnie, lecznice. Zaczęłam biec w tamtą stronę. Wpadłam zdyszana do pomieszczenia. Serce stanęło mi z przerażenia. Na łóżkach leżeli herosi. Kilkoro z nich krzyczała i rzucało się po łóżkach, jak tamten syn Hermesa tuż przed swoją śmiercią. Reszta półbogów była martwa.
GEnialne!!!! Chcę więcej!
Boskie!!! Z niecierpliwością czekam na CD! 😀
Herosowe, boskie i fajne! 😉
Biedy Percy Biedni Obozowicze