A jednak napisałam kontynuacje. Mam nadzieje, że spodoba się tak samo jak poprzednia część, albo nawet bardziej… Nie narobiłam chyba dużo błędów, ale jeśli tak to za wszystkie przepraszam. Życzę miłego czytania i dużo weny wszystkim blogowiczom
-Od początku XVII wieku aż po lata trzydzieste wieku XVIII powstawały kolonie brytyjskie na ziemiach Ameryki Północnej. Około połowy wieku XVIII ustaliła się ich liczba na trzynaście.- Powiedział pan Fallible znudzonym głosem chodząc po sali.
Po tych dwóch zdaniach kompletnie wyłączyłam myślenie i wgapiałam się bezmyślnie w okno. I to by było na tyle jeśli chodzi o moje uważanie na lekcji.
Hej. Mam nadzieje, że jeszcze o mnie nie zapomnieliście. To ja rok temu trafiłam do obozu opanowanego przez zombie. Od tamtej pory nie zdarzyło się nic niepokojącego. Oczywiście byłam atakowana przez potwory, jak to heros. Wakacje spędziłam w Obozie Herosów, tym prawdziwym, niestety gdy zaczęła się jesień musiałam wrócić. Udało mi się przetrwać cały rok szkolny bez większych problemów, nie licząc 2- tygodniowego zawieszenia. Do wakacji zostały 2 miesiące, a ja umieram z niecierpliwości, nie mogę się już doczekać wyjazdu.
Przesuwałam powoli wzrok po placu przed szkołą. Teraz nikogo na nim nie było, ale w trakcie przerwy zamienia się w istną dżungle. Nagle kątem oka zauważyłam, że coś się porusza. Szybko odszukałam wzrokiem ciemną postać, biegła po dachu szkoły. Gdy odwróciła się rozpoznałam rysy twarzy. Zamurowało mnie. Malcoln zeskoczył z budynku lekko lądując na trawie. Co od tutaj robił?! Kretyn.
Podniosłam powoli rękę.
-Przepraszam, czy mogłabym wyjść do łazienki?- Spytałam.
Pan Fallible odchrząkną i odpowiedział tak cicho, że ledwie go usłyszałam.
-Tak, proszę.
Wstałam złapałam torbę i wyszłam powoli z sali. Gdy zamknęłam drzwi, zaczęłam biec w stronę wyjścia. Malcoln stał w tam samym miejscu w którym widziałam go z okna. Uśmiechnął się na mój widok, a ja zmroziłam go wzrokiem.
-Malcoln, wiesz, że nie powinieneś tu przychodzić. Jeszcze cię ktoś zobaczy, albo to czym przyjechałeś.- Powiedziałam i znacząco spojrzałam na rydwan który przy lądowaniu stracił koła i przeleciał przez całe boisko niszcząc trawę.- Poza tym niedługo zaczynają się wakacje i sama przyjechałabym do obozu.
-Po pierwsze, cześć, mnie też miło cię widzieć. Po drugie ekstremalne sytuacje wymagają ekstremalnych rozwiązań.
-Co się stało?- Spytałam.
I wtedy rozległ się dzwonek na przerwę. Po chwili usłyszałam głos Emmy, mojej najlepszej przyjaciółki
Kilka słów na temat Emmy: jest moim kompletnym przeciwieństwem i nie mam tu na myśli wyglądu. Jest straszną flirciarą, ale jest też pomysłowa i zabawna. Ma blond włosy, jej oczy są szare otoczone wachlarzem rzęs. I najważniejsze, nie ma pojęcia o bogach, czy czymkolwiek z nimi związanego.
-Hej, gdzie byłaś? Bo na pewno nie w łazience…- i wtedy zauważyła Malcolna.- A kto to?
Spytała z uśmiechem. Malcoln, jak zwykle, z kamienną twarzą wpatrywał się w Emme. Jeżeli chodzi o dziewczyny to on jest kompletnie zielony.
-To Malcon, mój… znajomy.- Odpowiedziałam.
-No hej przystojniaku.- Powiedziała Emma kompletnie mnie ignorując.
-Em, sory ale musimy się zbierać. Powiedz nauczycielom, że źle się poczułam, albo coś w tym stylu, na pewno coś wymyślisz.- Powiedziałam, złapałam Malcolna za rękę i pociągnęłam w kierunku rydwanu nie dając Emmie szansy na odpowiedź.
-Ok, co się dzieje?- Spytałam po raz kolejny gdy odeszliśmy wystarczająco daleko. Spojrzałam na Malcolna pytająco. Dopiero teraz zauważyłam, że miał podkrążone oczy, jakby nie spał od kilku dni.
– Malcoln, co się dzieje?- Dodałam powoli po chwili milczenia. Nie pozwoliłam aby emocje wzięły nade mną górę zanim usłyszę odpowiedź. Zmarszczył brwi i powiedział zmęczonym głosem:
-Jest źle. Naprawdę źle. Po obozie krąży zaraza. Choroba której nikt nie potrafi rozpoznać. Nie mamy już gdzie umieszczać chorych. Jestem jednym z niewielu którzy nie zachorowali. Pomagają wszyscy którzy mogą. Dniem i nocą. Chejron przysłał mnie po ciebie. Kazał powiedzieć…że…że, Percy też jest chory.
Ok, Kathrin. Oddychaj. Myśl. Dasz rade. Jakoś sobie poradzisz. Dlaczego jedyną osobą której nie potrafię okłamać jestem ja sama? Czułam jak w moim gardle rośnie gula której nie mogę przełknąć. Oczy mnie zapiekły, ale nie popłynęły z nich łzy. Biedny Malcoln to właśnie na nim postanowiłam wyładować swoją frustracje.
-I dlaczego nikt wcześniej mnie o tym nie powiadomił.- Wrzasnęłam, ale po chwili się opanowałam.- Dobra, teraz to już bez znaczenia. Wsiadaj na pegaza. Jedziemy do obozu.
Wzięłam głęboki wdech. Rozkoszowałam się wiatrem rozwiewającym moje ciemne loki. Starałam się rozluźnić, zapomnieć o obozie. Podróż nie trwała długo. Albo to mi tak szybko minęła. Pegaz wylądował lekko na trawie. Rozejrzałam się dookoła. Coś tu było nie tak… Poczułam się jakby ktoś przyładował mi w brzuch gdy zdałam sobie sprawę co. Nikt nie podbiegł żeby się z nami przywitać. Nikt nie grał w koszykówkę. Nikt nie ćwiczył walki na miecze. W obozie nie było żywej duszy. Malcoln zapewne zauważył przerażenie w moich oczach.
-Większość obozowiczów jest w lecznicy. Garstka herosów którym udało się uniknąć zarazy pomaga w leczeniu ich.
Powiedział coś jeszcze ale już go nie usłyszałam biegnąc w stronę obozowego szpitala.
To jest extra!!!!!!!!!! PISZ SZYBKO CD!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo szybko !!!!!!!!!
Zaciekawiłaś mnie! MUSISZ napisać ciąg dalszy, słyszysz?? Już, pisz!
Cieszę się, że ta część została napisana 😀 Ciekawy zwrot akcji, czekam na więcej.
Fajne… Mam nadzieję, że napiszesz więcej 😉
Oczywiście, że napisze więcej. Następny rozdział wyśle może jeszcze dzisiaj. Najpóźniej jutro. Dzięki za komentarze 😀
To jest po prostu AWESOME!!!
łaaaaaaa.. przeczytałam wszystkie opowiadania za jednym razem i muszę Ci powiedzieć, że CHCE CD! 😀
Prześwietne! 😀