– Lethal ja mówię poważnie – zniecierpliwił się mój tata.
– Nie mam co do tego wątpliwości – żachnęłam się.
Ojciec zaczynał się denerwować wtedy tak jakoś nerwowo machał skrzydłami. Wolałam mu się nie narażać, więc postanowiłam zachować się jak grzeczna córeczka.
– Dobrze tato – zaczęłam. Jego mina trochę złagodniała – Dowiem się czegoś więcej?
– To chłopak. Ma osiemnaście lat, mieszka w Londynie przy Winchester Street. Jest synem Gai.
– Czy ja się aby nie przesłyszałam? Syn Gai? To on nie powinien być jakimś tytanem czy czymś?
– Jego ojcem jest zwykły człowiek.
– Mam jeszcze dwa pytania. Czemu mam go powstrzymać? I co ja mam z nim zrobić?
– Odpowiedź na pierwsze pytania, ponieważ Gaja mnie prosiła. To chyba oczywiste zaprowadź go na obóz herosów.
– Fajnie – powiedziałam z sarkazmem. Ciekawe czy dla innych też zrobiłby ten wyjątek i nie przychodził po ich dzieci – Czemu on jest taki ważny?
– Gaja jest najstarszą boginią. Ten chłopak jest wyjątkowo potężny – tłumaczył.
– To ciekawe jak udało mu się przeżyć te osiemnaście lat. Kiedy mam rzekomo go uratować?
– Jak najszybciej.
– Mogę najpierw coś załatwić?
– Skoro musisz – westchnął.
– Obiecałam – odpowiedziałam z uśmiechem.
Dusza tego starego mężczyzny była już na szczęście po sądzie. Szybko poszło najwyraźniej tego dnia Minos i spółka miała mało pracy.
– Mam nadzieję, że na mnie nie czekałeś – zaczęłam przepraszająco.
– Nie tylko chwilkę – odpowiedziała dusza.
– Gdzie Cię wysłali?
– Na Pola Elizejskie – uśmiechnął się.
– Twoja żona już tam jest?
– Tak spytałem się ich.
– Dzisiaj są w wyjątkowo dobrych nastrojach – mruknęłam pod nosem – Ja nie.
Kierowana instynktem zawiodłam duszę tego mężczyzny do żony, której nie widział dwadzieścia lat. Ona była kompletnie zdziwiona moim i jego widokiem. Mnie przytłoczył obraz ich szczęścia, kiedy się ściskali po tylu latach rozłąki. Pomyślałam o Danielu, chciałam się rozpłakać. Wzięłam się w garść i wyleciałam z Podziemia, po drodze pogłaskałam jeszcze Cerbera. Leciałam przez Atlantyk, pogoda była całkiem znośna jak na późną jesień. Od czasu do czasu mijałam jakiegoś ptaka, słyszałam statek. Nie spieszyłam się i dużo rozmyślałam, przez co nie zauważyłam oślepiającego błysku. Przestraszyłam się i wpadłam wody. Za ciepło to ona nie była. Wkurzyłam się i to porządnie. Miałam mokre skrzydła, na których moja prędkość w czasie lotu jeszcze bardziej malała. Unosiłam się na powierzchni. Wokół nie było nikogo, rozglądałam się niepewnie i szukałam wzrokiem kogoś kto mnie oślepił. Usłyszałam za plecami małą łódkę, odwróciłam się gwałtownie. W środku siedział młody rybak. Coś mi w jego wyglądzie nie pasowała, miałam wrażenie, że gdzieś go już widziałam. Uśmiechnął się pokazując swoje śnieżnobiałe, idealne zęby.
– Apollo! Czy ty nie potrafisz się normalnie przywitać?! – krzyczałam.
– A już myślałem, że się będę musiał przedstawiać. Ułożyłem nawet haiku.
– Daruj sobie – warknęłam – Czemu to zrobiłeś?
– Bo śmiesznie wyglądasz kiedy jesteś mokra – uśmiechnął się jeszcze szerzej. Ochlapałam go.
– Przestań, bo zniszczysz moje nowe ciuchy.
– W tej chwili mało mnie to obchodzi.
– Bądźmy poważni Lethal – przybrał jakąś taką dziwną minę.
– O co chodzi? – spytałam przestraszona. Naprawdę musiało chodzić o coś ważnego. Apollo raczej bez powodu nie zmywałby tego swojego promiennego uśmiechu z twarzy.
– Chcę abyś zapomniała o Danielu – oznajmił z pełną powagę. Spuściłam wzrok.
– Wiem, że powinnam, ale nie potrafię.
– Musisz. Sytuacja się zmieniła – powiedział próbując mnie pocieszyć. Chyba mnie lubił.
– Doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
– On też ma z tym problemy. Jeśli nic się nie zmieni w ciągu następnego miesiąca, poproszę o pomoc Afrodytę. Wiesz co to oznacza?
– Wiem – spuściłam głowę i uśmiechnęłam się smutno. Czułam łzy napływające mi do oczu.
– Przykro mi, ale tak musi być – poklepał mnie po ramieniu i odpłynął.
W tamtym momencie chciałam tylko gdzieś się zaszyć i płakać. Wiedziałam, że nie mogę być z Danielem. Zeus zabronił. Bogowie i herosi nie mogli być razem. Wzniosłam się lekko ponad wodę i otrzepałam skrzydła. Powoli leciałam dalej. Nie dałam rady powstrzymać łez, powoli spływały po moich policzkach. Apollo postawił sprawę jasno. A potem jak mogę konkurować z jakimś czarem Afrodyty, albo strzałą Erosa. On powinien o mnie zapomnieć tak samo jak ja o nim. Walka o niego przyniesie jeszcze gorsze skutki, pomyślałam. Dolatywałam do Londynu, otarłam łzy. Przecież nie mogłam się pokazać nikomu w ten sposób. Ja boginka śmierci nieważne jakiej musiałam kogoś powstrzymać przed odebraniem sobie życia. Zaczęłam się śmiać jak głupia, to zdanie brzmiało tak dziwnie. Znalazłam odpowiedni budynek. Powoli wzlatywałam do góry, by w końcu dotrzeć na czwarte piętro. Prze okno zobaczyłam chłopaka. Siedział odwrócony plecami po chwili położył się na łóżku, w dłoniach trzymał tabletki. Wśliznęłam się po cichu. Przeklinałam w duchu wszystkich tych, którzy budują domy czy tam wszystko inne z takimi małymi oknami. Naprawdę trudno się przez takie przecisnąć. Usiadłam na parapecie i przyglądałam się chłopakowi. Miał ciemnobrązowe, krótkie włosy, podobnego koloru były jego oczy. Chyba każda dziewczyna określiłaby go jako przystojnego. Zgodziłabym się z nimi w tym przypadku. Syn Gai wziął do ręki kilka tabletek i przygotował sobie butelkę mineralnej do popicia.
– Osobiście polecałabym przebicie się sztyletem, jest takie bardziej dramatyczne – westchnęłam. Chłopak był zszokowany moim widokiem. W końcu nie codziennie w Twoim pokoju zjawia się dziewczyna ze skrzydłami – Tylko powtarzam sztylet albo miecz. Nożem kuchennym to nie wygląda za ciekawie.
– Kim Ty jesteś? – wykrztusił.
– Kimś kto ma Cię powstrzymać przed zrobieniem głupstwa. A teraz z łaski swojej odłóż te tabletki i się pakuj.
– Nie zrobię tego. Ja mam po prostu jakieś zwidy – zaczął coś do siebie mówić – Powinienem iść do psychiatry.
– No co Ty nie powiesz. Pakuj się – rozkazałam mu.
– Nie – odpowiedział. Co za uparty osioł, pomyślałam.
– Zachowujesz się jak dziecko. Chciałeś popełnić samobójstwo a teraz pozujesz mi tutaj na upartego osła.
– Ja?! Co Ty możesz o mnie wiedzieć?! – usiadł wściekły na łóżku.
– To co muszę. Spakujesz się sam czy mam to zrobić za Ciebie? – spytałam z ironią.
Zerwał się nagle i stanął przed mną w buntowniczej pozie. Zaśmiałam się w duchu, przecież to ja jestem wyżej w hierarchii. Spojrzał mi prosto w oczy.
– Nigdzie nie idę – powiedział z mocą w głosie i wypchnął mnie przez okno.
Spadałam kilka sekund i uderzyłam w beton. Bolało, czułam się lekko otępiała. Teraz do się doigrał. Jak go dorwę to rozszarpie. Wstałam, lekko poruszyłam skrzydłami co w prawym wywołało falę bólu. Było złamane. Zdenerwowałam się i tak nie byłam wcześniej w dobrym nastroju. Usłyszałam groźne miauknięcie. Za mną stał czarny kot z najeżoną sierścią. Ogólnie zwierzęta na mnie źle reagowały, a koty szczególnie. Mierzyliśmy się przez chwile wzrokiem. Rzucił się na mnie z pazurami. Broniłam się przez chwilę, złapałam za ogon i trzymałam tak długo, aż nie wyzionął ducha. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie co zrobiłam, przestraszyłam się i upuściłam martwe zwierzę na ziemię. Przekonywałam samą siebie, że zrobiłam to w obronie własnej. Starałam się uspokoić oddech. Kiedy stwierdziłam, że myślę już w miarę rozsądnie powróciła złość na chłopaka. Skrzydło nadal bolało. Weszłam po schodach na trzecie piętro i zaczęłam wściekle walić do drzwi. Słyszałam jak podchodzi do drzwi, ale nie otwiera.
– Ja mam jakieś zwidy. Tam nie ma dziewczyny ze skrzydłami, która wygląda jak śmierć – mówił do siebie.
– Jeszcze nie widziałeś mojego ojca! – krzyknęłam przez drzwi – A teraz otwieraj! Miałam dzisiaj kiepski dzień i moja cierpliwość jest na wyczerpaniu!
– Tam nikogo nie ma – wmawiał sobie.
– Jestem! Coś Ty łykał wcześniej?!
Nagle na schodach pojawiła się starsza kobieta z jamnikiem.
– Co się panienka tak dobija? – zagadnęła – Jak nie chce przyjąć zalotów to trudno.
– Panienka nie chce się zalecać tylko zabić – odpowiedziałam uśmiechając się promiennie.
Przestraszyła się mnie, szybko zeszła po schodach biorąc jamnika na ręce.
– Widzisz biedny piesku. Jak te dziewczyny teraz się narzucają. Kiedyś to chłopacy się zalecali i robili to tak jak przystało na dżentelmenów – słyszałam jak mówiła jeszcze do psa.
Zaśmiałam się głośno i znowu zaczęłam walić w drzwi. Przestałam na chwilę.
– Dobra nie chcesz wpuścić mnie po dobroci, to wejdę siłą! – krzyknęłam i wywarzyłam drzwi kopniakiem.
Ćwiczenia z walki wręcz na coś się w końcu przydały. Wtargnęłam do mieszkania, siedział na podłodze skulony.
– Coś Ty wcześniej łykał? – spytałam. Zrobiło mi się go trochę żal.
– Jakieś tabletki – odpowiedział drżącym głosem.
– A teraz jesteś trochę otępiały – stwierdziłam – Będziesz grzeczny i się spakujesz?
– Ale Ciebie tu nie ma. Takie dziewczyny nie istnieją.
– Przecież rozmawiam z Tobą! – krzyknęłam. Znowu byłam na niego wściekła, chwyciłam go za rękę i trzymałam przez chwilę – Nadal wierzysz, że mnie tu nie ma?
Spojrzał na mnie z wyrzutem i poszedł się spakować. Tabletki przestaną działać dopiero za kilka godzin, westchnęłam. Dobrze, że nie wziął tych następnych. Usiadłam na korytarzu, nie wiedziałam co zrobić ze skrzydłem, jak je nastawić. Znowu zachciało mi się płakać, oparłam głowę o ścianę. W końcu się pojawił z plecakiem w ręku. Wstałam i ruszyłam do drzwi.
– Gdzie mnie zabierasz? – spytał, nie ruszając się z miejsca.
– Do pewnego miejsca – uśmiechnęłam się – Powiem Co dokładniej jak zaczniesz zachowywać się jak przystało na Twój wiek i rozum.
Piwo jest lepsze do popicia tabletek. A tak to spoko Fajne, super itp. Naprawdę mi się podoba 😀
Jupi! Na reszcie się doczekałam. LUDZIE, KOT NIE ŻYJE! Dziękuję Rybcio ty moja. (Wiem, reakcja może wydawać się zdećko przesadzona, ale ja naprawdę NIENAWIDZĘ kotów. I tak, wiem, to się chyba leczy.)
Opowiadanie jak zwykle świetnie napisane i niezwykle ciekawe. I gratuluje. Udało się mnie zaskoczyć. Zazwyczaj znam fabułę opowiadań i książek na trzy rozdziały w przód. Nie spodziewałam się syna Gai 😀
Bradzo fajnie to wszystko opisane Szkoda, ze nie moze byc z Danielem
Supcio! 😉