Kolejna część mojego beznadziejnego opowiadania, dłuższa niż zazwyczaj. Dedykuję ją wszystkim, którzy skomentowali poprzednie części.
Miłego Czytania!
So hey hey, this song is for us
So put your hands in the air
if you’re crazy like us
Superchick- Hey, Hey
Pierwszą rzeczą jakiej doznałam po przebudzeniu, był ból. Czułam się tak, jakby drużyna koszykarska wściekłych cyklopów właśnie rozegrała mną finałowy mecz.
Auć.
Podniosłam się i usiadłam na miękkiej, białej pościeli. Rozejrzałam się. Znajdowałam się w długim pomieszczeniu wypełnionym łóżkami.
-Obozowy szpital- wyszeptałam. Gdzie jest Eddie? Gdzie Percy, Victorie i Katie? Zdenerwowana spróbowałam wstać, ale mięśnie nóg odmówiły współpracy.
Świetnie. Niech moje własne ciało zbuntuje się wobec mnie.
-Wstałaś- oznajmił ktoś za moimi placami. Odwróciłam się gwałtownie i ujrzałam młodego, najwyżej czternastoletniego chłopaka siedzącego swobodnie na łóżku obok.
-Ano- odpowiedziałam przyglądając mu się uważnie. Włosy w kolorze popielatego blondu luźnymi kosmykami opadały mu dokoła głowy. Błękitne oczy iskrzyły się również zielenią – Jak długo tu leżę?
-Pół godziny- odparł heros, zerkając na zegarek.
-Uch- wymamrotałam kompletnie zbita z tropu – Co się ze mną stało? Gdzie Eddie i reszta? Jak masz na imię?
Zasypywałam go pytaniami a on patrzył na mnie jak na wariatkę.
-Spoko,spoko- uspokoił mnie – Po pierwsze: najpierw zleciałaś z pegaza i konie się spłoszyły, wszystkich was pozwalały. Po drugie: twój Eddie został już uznany, ma złamaną nogę ale dzieciaki z mojego domku go wyleczą – chciałam zapytać go z którego jest domu, ale nie dał mi szansy- i po trzecie : Nazywam się Ro Richardson.
-Dziwne imię- stwierdziłam. Wzruszył ramionami.
-W każdym bądź razie Chejron chciałby się z tobą zobaczyć- podniósł się i staną przy drzwiach czekając na mnie.
Wyskoczyłam z łóżka i podążyłam jego śladem.
Widok na zewnątrz był niesamowity. Ponad dwie setki herosów ćwiczyło szermierkę na arenie, wspinało się na ściankę wspinaczkową z której ściekała lawa, jeździło na pegazach. Kiedy wraz z Ro przechodziłam obok nich, obracali się w naszą stronę. Kilkoro mi pomachało. Paru się uśmiechnęło.
Poczułam się pewniejsza siebie, widząc że ktoś traktuje mnie z taką życzliwością.
Podbiegła do nas mała, na oko pięcioletnia dziewczynka w greckiej zbroi.
-Cy to plawda ze ty i twój kolega zabiliscie Meduze?- wysepleniła w moim kierunku trzepocząc blond kucykami.
-Ronnie, nie teraz- wymamrotał w jej kierunku Ro, wyraźnie naburmuszony.
Mała Ronnie przeniosła wzrok na Ro.
-Cicho bądź blaciszku – warknęła. W jej ustach zabrzmiało te szczególnie komicznie -Bo powiem dla mamusi ze mi dokucasz. Własnie tak jej powiem : Mamo, Romeo mi dokuca!
Udało mi się nie wybuchnąć śmiechem. Posłałam uśmiech dla Romea, który wyglądał jakby chciał zapaść się w podziemie, i nigdy nie powrócić.
-Chodźmy dalej – wypalił pośpiesznie, nawet nie zaszczycając swojej siostry spojrzeniem. Gdy znów ruszyliśmy, posłałam Ronnie szeroki uśmiech. Odpowiedziała mrugnięciem oka i wróciła do zabawy z przyjaciółkami.
-Kto jest twoim boskim rodzicem?- zapytałam Romea.
-Apollo- odpowiedział – Bóg sztuki, łucznictwa i tym podobnych. Ronnie to moja prawdziwa siostra.
Zamyśliłam się.
-A Eddie’ go? -zapytałam- Wspomniałeś że został uznany.
-Afrodyta- odpowiedział- Ale spójrz, dotarliśmy do celu!- wskazał podbródkiem na stajnie pegazów. Rozpoznałam Percy’ego rozmawiającego z… konio-ludziem.
-To centaur, nie konio-ludź- skarciłam się w myślach. Jednak godziny oglądania Harry’ego Pottera pod sklepem z telewizorami nie poszły na marne.
Syn Posejdona miał parę siniaków, ale wyglądał na to jakby go zbytnio nie poturbowało.
-Alicjo!- zawołał centaur- Czekaliśmy na ciebie.
Miał tors mężczyzny, ale zad białego konia.
-Jestem Chejron- przedstawił się centaur, kłaniając się – Percy opowiadał mi że mieliście mały wypadek w drodze, ale z radością mogę ci powiedzieć że nikt nie odniósł jakichś poważniejszych kontuzji. Twój przyjaciel Edward miał złamaną nogę, ale nasi uzdrowiciele od Apolla się tym zajęli -puścił oko do Romea.
Zdobyłam się na słaby uśmiech, wciąż oszołomiona jego wyglądem.
Normalny nauczyciel w normalnym obozie dla normalnych dzieci.
***
Umieścili mnie w domku Hermesa. Mijały dni a ja wciąż nie zostawałam uznana. Eddie wyleczył się całkowicie i spędzał ze mną mnóstwo czasu. Zapoznał mnie z całym swoim rodzeństwem i masą dzieciaków z obozu. Jasnowłosa córka Ateny o imieniu Annabeth udzieliła mi przyśpieszonego kursu z mitologii greckiej, gdy uznała, że moja wiedza jest tak mała. Napakowana dziewczyna od Aresa, chyba Clarisse, pokazała mi parę zapaśniczych chwytów. Connor i Travis, bliźniacy, objęli posadę moich ”naczelnych ziomów” jak to się wyrazili, kiedy dla zabawy gwizdnęłam Drew(grupowej od Afrodyty) pozłacane lusterko, co spodobało się synom Hermesa. Po kilku dobach wyszło na jaw, że jestem jednak totalną ofermą jeśli chodzi o szermierkę i
inne sprawy. Wspinaczka, surwiwal, walka na dzidy. Nic. Klapa.
Jakbym w życiu nie miała i tak wystarczająco dużo kłopotów.
Tego wieczoru przy ognisku panował szczególnie radosny nastrój. Do rozśpiewanej hałastry dwóch setek dzieciaków dołączył również pan D., więc można było wywnioskować że zabawa była przednia. Płomienie skakały na osiem metrów w górę, a banda od Apolla prowadziła śpiewy. Prawdziwą gwiazdą był jednak Ro. Gdy śpiewał ptaki na drzewach milkły oczarowane. Ponadto miał gitarę, z którą nieźle sobie radził. Rozochoceni obozowicze zamawiali swoje ulubione piosenki. Queen, One Republic a nawet piosenki w innych językach nie stanowiły dla niego kłopotu.
Jednak w chwili gry Katherine Louis Eisenhower poprosiła Romea o The Show Must Go On z lasu rozległy się wrzaski i dziwaczne ryki.
-Potwór atakuje obóz!- wydarł się jeden z wartowników.
-Herosi!- zagrzmiał Chejron- Do broni!
Nie musiał powtarzać drugi raz. Wszyscy półbogowie siedzący dotąd przy ognisku zerwali się z miejsc, i podekscytowani rzucili się w kierunku swoich mieczy, sztyletów, włóczni i bogowie wiedzą czego jeszcze.
Percy pojawił się przy mnie dzierżąc w dłoni swój magiczny miecz.
-Musimy wybrać ci broń- oświadczył i zaprowadził mnie do domku numer sześć. To była siedziba dzieci Ateny.
-Mam nadzieję, że Annabeth mnie nie zabije- mruknął – Ale dzieciaki od Hefajstosa już walczą. Musimy posłużyć się zasobami Ateny.
Poprowadził mnie do małej szopy na narzędzia…przepraszam, BROŃ.
Otworzył ją i moim oczom ukazały się góry rynsztunku.
-Może to?- podniósł zakurzony i krótki miecz.
-Nie – stwierdziłam od razu.
-A może to?- pokazał mi sztylet. Pokręciłam głową. W ten sam sposób odpadły: włócznia, pistolet z kulami z niebiańskiego spiżu i masa innego sprzętu.
Wtem zauważyłam coś co przypadło mi do gustu.
-A to?- wskazałam palcem na sam czubek stosu.
Percy wspiął się na palce i wyciągnął uzbrojenie, które mi się spodobało: srebrny łuk i kołczan pełen strzał.
-Łuk?- zrobił zdziwioną minę -Łuk zarezerwowane są dla dzieci Apollina.
-Proszę- rzuciłam mu błagalne spojrzenie. Nie miałam pojęcia czemu, ale ta broń mnie przyciągała. Czułam się jakbym spotkała dawno nie widzianego przyjaciela.
-Niech będzie- Percy wzruszył ramionami- Co nam szkodzi? Biegnijmy lepiej pomóc reszcie!
I zgodnie wybiegliśmy aby rzucić się w wir walki.
***
Atakował nas wielki żelowy misiek. Być może było by to śmieszne, gdyby nie to że żelek miał kły ostre jak brzytwy, nietoperze skrzydła i pluł trucizną.
Wielu herosów odpierało jego ruchy, jednak potwór nie ustępował.
-Do boju!- Percy zaatakował miśka.
Bogowie, jak on walczył! Ciął potwora w łapy, dźgał. Wraz z Annabeth zdołali zapędzić cykierko-monstrum w róg polany, a tam kilkoro półbogów zrzuciło na niego sieć. I wszystko było by dobrze, gdyby nie fakt, że sieć się rozerwała pod wpływem naporu łap miśka. Wtem przed potwora wyskoczyła mała Ronnie przyodziana w grecką zbroję- wersję mini, i chcąc go zaatakować zbliżyła się do potwora. Żelek zamachnął się łapą, a ja już wiedziałam co nastąpi. Wszystko dookoła mnie zwolniło. Zauważyłam wyraz zaskoczenia i strachu na twarzy córki Apolla. Mały łuk wypadł z jej ręki. Widziałam Ro ,teraz zastygłego w bezruchu. Pędził by pomóc siostrze ale był za daleko.
Niewiele myśląc rzuciłam się między Ronnie a miśka. Odepchnęłam dziewczynkę na bok a sama spojrzałam prosto w oczy potwora. Niesamowite, ale wyczytałam w nich strach, może nawet przerażenie. Zrozumiałam. On się bał. Herosi go przerażali a on się bronił. W mojej głowie zaświtał pomysł: co by było gdybym przestraszyła go jeszcze bardziej? Przypomniałam sobie zdarzenie z Meduzą- wyobraziłam sobie wtedy ze nie staję się posągiem.
Zastosuję tę samą metodę.
Używając całej siły woli wyobraziłam sobie ogromne, głośne i przerażające …fajerwerki- bo ich się bałam.
Poskutkowało.
Dokoła monstrum pojawiły się wybuchy,tak głośne, że nawet ja się cofnęłam. Potwór zaryczał przeraźliwie i zakrył łapą ślepia. Obozowicze zareagowali błyskawicznie- w paskudę wbiło się ze dwadzieścia strzał, kilkanaście mieczy a nawet jeden widelec.
Kiedy zmienił się w pył, odwróciłam się w kierunku Ronnie, oczekując wyrazu podziękowania na jej twarzyczce. Błąd!
Zamiast tego zobaczyłam że jest przerażona, chociaż miśka już nie było. Co więcej, prawie wszyscy herosi byli czymś przestraszeni.
-Co?- zdziwiłam się -Żelki zagłady już nie ma!
Jedna z półbogiń milcząc wskazała na przestrzeń nad moją głową. Momentalnie podniosłam wzrok. Nade mną jaśniał,na nocnym już niebie, holograficzny znak przedstawiający różdżkę skrzyżowaną z mieczem. Nikt nie musiał mi już nic mówić. Zostałam uznana.
Moją matką była bogini magii, widm i ciemności.
Jestem więc córką Hekate.
Skąd więc takie przerażenie na twarzach innych?
– Na co się tak gapicie?- nie mogłam zrozumieć czemu patrzą na mnie jakbym kogoś zabiła- Magia gut!- podniosłam kciuk i obróciłam się wciąż spoglądając na resztę.
-Alicjo- wykrztusił w końcu Chejron- Może przejdziemy do Wielkiego Domu?- nie czekając na odpowiedź skierował się w stronę dużego, niebieskiego budynku, a ja podążyłam za nim. Obozowicze rozstępowali się przed nami wystraszeni.
-Na co czekacie, rozejść się!- krzyknęła Clarisse, po czym ruszyła wraz z nami.
***
W Wielkim Domu przy stole przysiedli ponadto Clarisse, Percy, Annabeth, Eddie i Romeo. Wszyscy mieli zacięte miny.
-O co chodzi?!- wybuchłam, nie mogąc znieść milczenia – Hekate nie jest zła! Co ja zrobiłam!- wstałam i omiotłam ich wzrokiem.
-Powiedzcie jej- mruknął Eddie.
-Alicjo, usiądź- rzekł Chejron. Opadłam na krzesło, wzburzona.
-W pierw -zaczął Percy- Czy widziałaś na obozie jakieś inne dzieci Hekate?
Zamyśliłam się. Zdałam sobie sprawę że nigdzie nie spotkałam ani jednego półboga od bogini magii.
-Nie- odpowiedziałam zmieszana.
-Podejrzewamy że na dzieciakach od Hekate spoczywa klątwa- oznajmiła prosto z mostu Clarisse.
-Co?!- byłam mocno zdezorientowana.
-Wszystkie znikają po pewnym czasie, a po ich zaginięciu zawsze zdarza się jakiś wypadek- kontynuowała córka Aresa.
-Vicki Lorette- Annabeth zaczęła wyliczać na palcach- zaginęła po dwóch dniach od uznania. Po jej zniknięciu wybuchła kuźnia Hefajstosa. Felix Anderson- zniknął już w pierwszy dzień po uznaniu. W wyścigu rydwanów wszystkie konie ześwirowały i doszło do karambolu. Czterdziestu rannych.
Słuchałam jak Annabeth opowiadała o kolejnych zaginionych dzieciach Hekate i następstwach tych zniknięć.
-I podobno, każde z tych dzieciaków miało najpierw dziwne sny- dodał Ro- A właściwie wizje.
Załapałam.
Wizja z Mirabelle.
Klątwa.
Jestem przeklęta.
Jeszcze raz przeleciałam wzrokiem po twarzach zebranych.
Ciekawe czy zastanawiają się w tej chwili kiedy zobaczą mnie po raz ostatni.
CDN
Eeee… Pozwolisz, że wyrażę się tak: TO JEST CUDOWNE, BOSKIE, ŚWIETNE, FAJNE I CIEKAWE!!!!!!!!! Dziękuję za uwagę
Ps: PIERWSZA!!!
Nareszcie! Już myślałam, że zawiesiłaś to cudeńko! No szlag, dlaczego ja nie mam tak świetnych pomysłów? Klątwa? Wizje? Zaginieni? THIS STORY IS ONLY FOR ME!!! 😀 XD Zajeświetny styl, akcja nie wlecze się z prędkością ślimaka jak u mnie, ale też nie jest za szybka. No i pomysł również masz rewelacyjny! ^^ Czekam na CD!
Damn, oddaj mi trochę swojego talentu, no choćby do boskich pomysłów.
Brak mi słów… To jest… To jest HEROSOWE!!! 😀
Bardzo fajne! Świetne wręcz 😀
„-Herosi!- zagrzmiał Chejron- Do broni!”
tylko to mi mruczy w pamięci
wspaniałe opko
bardzo w stylu…
Herosowym, jak to określiła Chione
Klątwy, magia… to zazwyczaj prowadzi do krwi, ale nie przewidzę co wykreowało się w twoim świetlistym umyśle. Aż człowiek chce się dowiedzieć.
PS „Hey, Hey” uwielbiam tą piosenkę 😀