Dobra. Nie chce żeby śniły wam się koszmary, ale jeśli macie słabe nerwy nawet nie czytajcie dalej. Ta opowieść jest oparta na własnych przeżyciach. Trochę koloryzuje. Wielki Potwór Klozetowy chyba nie istnieje, ale nie daje żadnych gwarancji.
Zaczęło się chyba w piątek 13 w szatni W-F-owej. Tego dnia było naprawdę zimno i pani pozwoliła nam zostać na przerwie w szatni. Wtedy padł pomysł zabawy w chowanego.
Nie pamiętam już kto wtedy szukał. Chyba Sanna. Znalazła już prawie wszystkich. Została tylko Wiola. Sanna była już na skraju szatni jeśli Wiola n a t y c h m i a s t czegoś nie zrobi zostanie odkryta. Całkowicie zrezygnowana nacisnęła klamkę najbliższych drzwi, przekonana że są zamknięte na klucz, one jednak gładko się otworzyły. Wiola pisnęła głośno. Na tyle głośno że wszystkie momentalnie zebrałyśmy się wokół niej.
Gdy tylko stanęłam przy drzwiach poczułam najohydniejszy smród jaki kiedykolwiek czułam. Ten ,,zapaszek” to było coś między wonią guana i stęchlizny.
Wewnątrz było ciemno. Przy świetle lampy sufitowej zapalonej przed wejściem, majaczyły niewyraźne kontury pryszniców i czegoś jeszcze. Czegoś mrocznego, złego, okrutnego i wiedziałam, że to coś tylko czeka by wyjść, to coś czekało na kogoś. One tego nie widziały.
Nie wiem skąd ale wiedziałam że to są stare szkolne natryski o których mówiła pani na matmie. Nagle u nas wszystkich pojawiły się dziwne błyski w oczach. Malowały się w nich ekscytacja, strach i zaskoczenie. Sally otrząsnęła się pierwsza.
– Wchodzimy? – spytała dziwnym tonem. W jej oczach dostrzegłam szaleństwo.
Spojrzałyśmy po sobie niepewnie. Właśnie miałam zaproponować użycie komórki jako latarki ale ona już tam weszła. Chciałam już wejść za nią ale w chwili gdy wyciągnęłam nogę do kroku do szatni weszła pani. Jak tylko nas zobaczyła wygoniła nas na hol. Przez całą przerwę rozmawiałyśmy tylko o tym. Kolejna lekcja minęła bezproblemowo.
Przebierałyśmy się właśnie po W-F-ach. Nagle usłyszałyśmy dziwny szelest.
– Co to było? – wydusiła z siebie śmiertelnie blada z przerażenia Julia. Jej twarz wyglądała jak z wosku. Moja pewnie też. W naszych oczach widać było panikę. Nagle wszystkie zaczęłyśmy nienaturalnie szybko wciągać na siebie ciuchy. Wybiegałyśmy z szatni gdy usłyszałyśmy ryk. Straszliwy ryk wściekłości zmieszany z przeraźliwym zawodzeniem.
Jeszcze na następnych lekcjach brzmiał mi w uszach ten dźwięk. Na przerwach rozmawiałyśmy tylko o tym.
– To było straszne.-powiedziała Amelia.
– Ten ryk – zastanawiała się Lia. – Skąd on był. Jak myślisz Zyia ?
– Nie jestem jeszcze pewna – odparłam. – Ale mam swoje podejrzenia. Jutro będę to już wiedzieć.
– Jakie podejrzenia – spytały jednocześnie Amelia i Susan.
– Podejrzewam że mógł to być Wielki Potwór Klozetowy. – wyjaśniłam. – Czytałam że żyje w ciemnych, wilgotnych, starych miejscach, najchętniej tam gdzie kogoś delnięto.
– Czekajcie. – Amelia zmarszczyła brwi. – coś sobie przypominam. Coś o tym że natryski zamknęli po tym jak jakaś dziewczyna umarła w prysznicach, ale mama opowiadała o tym dawno.
– Przypominam sobie – olśniło Sannę. – tata mi opowiedział o tym. Prysznice zamknięto po tym jak jakiś szóstoklasista zaciągnął tam dziewczynę o rok od niego młodszą nazywała się chyba Iza. Zaciągnął ją tam, a gdy usiłowała się wyrwać uderzył ją w głowę tak że zatoczyła się i upadła. Śmierć na miejscu. Jemu nigdy nic nie udowodniono. Wracając do naszych kłopotów. Potwór wciela się wtedy w trupa i przyjmuje postać dziewczyny ociekającej ściekami i krwią. Jeśli ktoś go dotknie pada martwy na miejscu. Potwór żywi się właśnie tymi denatkami. Sally miała szczęście że przeżyła.
– Koszmar.- stwierdziła Julia.
– Właśnie. Ale dlaczego ten potwór ściga akurat nas? – Lia nie dawała za wygraną.
– Wiecie dlaczego w prysznicach nie ma świateł i dlaczego były zakluczone, prawda? – spytałam.
– Nie- odparły zdziwione.
– Potwór budzi się gdy pada na niego światło – wyjaśniłam. – Ale drzwi były zakluczone. Ktoś musiał je odkluczyć.
Zaterkotał dzwonek.
Przez całe popołudnie myślałam o tym ryku. Przeszukałam chyba cały Internet w poszukiwaniu stron o Potworze ( przez to z resztą zaliczyłam następnego dnia minusa z polaka z brak zada domowego) . Wreszcie trafiłam na właściwą. Wyliczała ona szczegóły pokonania Klozetowca. Była tam mowa o tym że Potwora trzeba :
- Ø spryskać wodą z rozpuszczalnikiem
- Ø spalić resztki
- Ø zdezynfekować i przywrócić do użytku miejsce gdzie dotąd był
- Ø nie dać się dotknąć bo wtedy staniesz się jego wampirem.
W szkole powiedziałam o tym dziewczynom. Ustaliłyśmy że każda zaopatrzy się w : strój zakrywający całe ciało z szybką na twarz, pistolet na wodę i 5 słoików rozcieńczonego rozpuszczalnika
Tak przygotowane zeszłyśmy do szatni. Napełniłyśmy wcześniej zbiorniczki karabinów. Kiedy tylko weszłyśmy tam potwór rzucił się na nas. Ledwo miałam czas unieść pistolet i wypuścić strumień żrącej wody w twarz ściekodziewczyny. Klozetowiec zawył i odszedł kilka kroków dalej.
-Razem! – zawołałam do dziewczyn. – Na pięć. Raz, dwa, pięć!
5 strumieni wody z rozpuszczalnikiem uderzyło w stwora. Oślepiony potwór zaczął nieznacznie się kurczyć.
– Kończy mi się woda. – oznajmiła Julia.- Poradzicie sobie chwilę?
Odbiegła by po chwili wrócić z pełnym bakiem. Klozetowiec sięgał nam już tylko do pasa ale dziewczynom zostały już tylko 2-3 słoiki. Ja jechałam już na 3. Gdy Amelia i ja napełniałyśmy ostatnie zbiorniki zaczęłam się martwić.
~ A co jeśli nam się nie uda ~ myślałam spanikowana.~ Wyczerpanie zapasów niosłoby śmierć wielu z nas.
Na szczęście potwór kurczył się coraz szybciej. Gdy zaryczał ja i Sanna pomyślałyśmy o tym samym. Bez słowa wycelowałyśmy lufy naszych karabinów w pysk stwora. Jednocześnie pociągnęłyśmy za spusty. 2 strumienie rozpuszczalnika wlały się do gardła Klozetowca. Potwór rozpłynął się w kałużę brudnej wody.
Nie miałyśmy jednak czasu na radość. Potwór zaczął się odradzać. Pewnie miałam jeszcze inną broń. Tamta zniszczy ja raz na zawsze. Ale kotłowała się we mnie burza uczuć.
~ Powiedzieć im czy nie? – to pytanie powracało jak najnatrętniejsza much na świecie. Dotknęłam amuletu tit na szyi. Jednak zanim zdążyłam podjąć decyzję wydarzyło się coś co sprawiło że na moment zgubiłam mózg. Aaa. Co się stało? Nic. Tylko okazało się że dziewczyny są magami.
– Hekat – wrzasnęły prawie jednocześnie. Nie pozostało mi nic innego jak zrobić to samo. Potem każda rzuciła zaklęcie.
– Hetep! – pierwsza otrząsnęła się Lia.
– Dżeru – Sanna ochłonęła równie szybko.
– Nedż – Julia która wcześniej zdążyła nas obiec teraz dotknęła laską ochronnego kręgu który narysowała.
– Hedżi! – wrzasnęłam na całe gardło gdy tylko wróciła mi zdolność myślenia.
– Mach- usłyszałam spokojny i opanowany głos Amelii.
Natychmiast po dzwonku zaciągnęłam dziewczyny w ustronny kąt stołówki.
– WY też – powiedziałam.
– Tak – potwierdziłam Amelia.
– Masz amulet – spytała Julia.
– Mam – odparłam – A wy.
wyciągnęły głonie na których spochywały amulety. Były to symbole : Bastet – Lii, Selkit – ten należał do Sanny, Neicht – w posiadaniu Julii, ale najbardziej zdumiał mnie ostatni naszyjnik. Był to symbol Neftydy i naeżał do Amelii.
– Ami – spytałam. – Czy ty… Czy wy… Czy jesteście bożkami?
Potaknęły.
– Pokaż swój amulet – poprosiła Amelia. Podałam jejn go a ona omal nie udławiła się własnym językiem. – Ty… Ty też? – wydusiła w końcu.
– Tak – powiedziałam. – Siostruś – dodałam niepewnie.
– Co – zdziwiła się Lia – Ty jesteś jej siostrą. Nie możliwe.
– Nie znasz mitologi egiskiej? – odpowiedziałam pytaniem ale nie czekałam na odpowiedź. – Izyda była siostrą Neftydy.
– To znaczy że jesteś boginią magii tak – spytała
– I tak – wyjaśniłam. – I nie. Jestem jednocześnie Zyią którą znacie i Izydą.
– Dobra – odezwała się Amelia – Wiemy już o sobie. Temat uważam za zamknięty. – jakby na potwierdzenie jej słów rozległ się dzwonek.
Nikt z nauczycieli nie wie dokładnie co stało się tego dnia w szatni W-F- owej. Natryski znów są otwarte. Ciągle jednak intryguje mnie to, kto otworzył drzwi od natrysków. W końcu podzieliłam się moim zmartwieniem z dziewczynami.
– Nie mogę przestać myśleć o tym kto otworzył drzwi od natrysków. – powiedziałam na którejś przerwie. – Macie jakieś podejrzenia?
– Woźna często się tam kręci, nie. – Lia zmarszczyła brwi. – Może to ona.
– Może. – odpowiedziała Amelia. – Zyia co ty mówiłaś o tych wysłannikach potwora? Że mają bladą cerę i chrapliwy głos, nie.
– Macie racje to może być ona. – odparłam. – Amelia, Julia, Lia, Sanna, Susan, noście jeszcze broń w pogotowiu. Tak na wszelki wypadek. Dzisiaj poszperam jeszcze trochę w necie i coś sprawdzę. Jutro wam powiem co robimy dalej. Lia chętnie przyjmę twoją pomoc.
– To my też pomożemy – zawołały dziewczyny.
– Dobra – zarządziłam. – Spotykamy się dzisiaj o 16 u Lii . Wszystkie mamy laptopy albo tablety, ewentualnie fony z dostępem do Fi-Fi-rifa. Lia masz Wi-Fi w domu. Mam nadzieje.
– Pewnie! – odparła Lia urażonym tonem. – Przecież stary ma firmę z kompami. O co ty mnie posądzasz!?
– Sorry chciałam się tylko upewnić – przeprosiłam koleżankę.
Od 2 godzin siedziałyśmy u Lii. Żadna jeszcze nic nie wykapowała. W domu przygotowałam dla każdej z nas zakres stron do przeszukania. W końcu Julia siedząca przed komputerem stacjonarnym Lii zawołała:
– O chyba coś mam.
– To jest to – powiedziałam z głębi puszystego fotela podnosząc głowę nad laptop. – To jest ta stronka. Wszystkie wchodzimy na www.klozetowelegedy.pl.
Po chwili wszystkie czytałyśmy mrużąc oczy.
– O nie, o nie, nie, nie – mamrotałam.
– Co, co się… – zaczęła Susan leżąca na puchatym dywanie dzierżąc w ręku tablet ale nie dokończyła ponieważ właśnie dotarła do tego miejsca. Było tam napisane że jeśli ocalał wampir Potwora może się on w niego wcielić.
– A myślałam że to już za nami – westchnęła Amelia zakopana w gorczycowych poduszkach.
– Ja też – odezwała się Julia.
– O nie – powiedziałam z nadzieją że w moim głosie nie słychać paniki. – Dziewczyny tu jest napisane że tego wampira nie można pokonać tak jak zwykłego wcielenia Klozetowca. Trzeba go oblać domestosem.
– Uf tylko tyle –Sanna, jak zwykle za wcześnie, odetchnęła z ulgą. Wisząc głową w dół ze szczytu piętrowego łóżka i czytając z telefonu niepokojąco przypominała nietoperza.
– Od środka – Lia prawie nie widoczna leżąc na wodnym materacu doszła do tego momentu tekstu i jej oczy rozszerzyły się do tego stopnia że wyglądały jak spodki od filiżanek . – I jak to zrobić?
– Tu podają że jednym rozwiązaniem jest to że ktoś musi się poświęcić. – Amelia już nie ukrywała całkowitej histerii. – To niewykonalne. Nikt tego nie zrobi. Nikt się nie poświęci.
– Spokojnie – położyłam dłoń na ramieniu koleżanki. – Coś wymyślimy.
– Co!!? – histeryzowała dalej. – Co my zrobimy?!!
– Amelia ma racje – rozpłakała się Julia. – To niewykonalne. Przecież nie poświęcimy z całą świadomością jednej z nas! – chlipała.
Rozumiałam jak się czuje. To było zbyt wiele. Sama często tylko dzięki żelaznej sile woli i opanowaniu powstrzymywałam się od łez.
– Hej spokojnie – powiedziałam siląc się na optymistyczny ton. – Jak jeszcze reszta zacznie panikować to chyba zostanę psychoterapeutą.
Uśmiechnęła się przez łzy.
– Kto to psychoterapeuta? – spytała.
– Nieważne – odparłam. – Teraz skupmy się na tym jak pozbyć się woźnej-wampirzycy. Jakieś pomysły?
– Może… – zastanawiała się Amelia. – Sztuczny człowiek.
– Dobre. Dobre – powiedziała wolno Sanna. – Zrobimy manekina. Napełnimy go domestosem. I poniesiemy między sobą jak koleżankę.
– Niegłupie – przyznała Lia.
– Dobra – przejęłam inicjatywę. – Plan uważam za przyjęty. Więc przechodzimy do rzeczy. Po pierwsze – kto skołuje manekina; po drugie – ile domestosu potrzeba żeby go napełnić; po trzecie – mamy tylko dwa dni żeby to zrobić!!!
– Ok. Ja wyczaję manekina – zaoferowała się Amelia.
– To ja domestos – powiedziała Lia.
– Ja wyliczę objętość manekina po czym przełożę to na jednostki cieczy by sprawdzić ile jednostek sześciennych będzie potrzebnych – zobowiązałam się.
– Że co ty chcesz wyliczyć – spytała kompletnie zbaraniała Amelia.
– Ile nakrętek domestosa znieści się do środka – westchnęłam.
– Aha dobra – Sanna dopiero załapała o co chodzi.
– Ok – zarządziłam. – Widzimy się za półtorej godziny na skaypie.
Półtorej godziny później podczas wideokonferencji ustaliłyśmy że do naszego manekina zmieści się 5 l domestosa.
– Może zróbmy coś bardziej zaawansowanego. A nie tak po najlżejszej linii oporu – Lia rzuciła pomysł.
– Mów wprost o co ci chodzi –burknęłam zirytowana, bo nienawidzę taktu dyplomatycznego.
– Zainstalujmy mu elektronikę – Lia nie poczuła się urażona. – Sam będzie chodził, mówił i się przebierał.
– Extra!!! – zawołała Sanna.
– Jak chcesz do napełnionego płynem manekina wsadzić elektronikę – swoim sceptycyzmem Susan zgasiła jej zapał.
– Wodoodporna powłoka imitująca skórę – ni to stwierdziłam ni spytałam.
– Ja zrobię ,,układ nerwowy’’ naszego robota – zaskrzeczał z głośników głos Lii.
– Ok jutro o 15 u mnie – zarządziłam. – Lia ma skórę, Amelia manekina a Julia domestos.
– Zyyyyiiiiaaa zjesz drożdżówkę!??! – dobiegł z kuchni głos babci.
– Poczekajcie chwile zaraz wracam – powiedziałam do dziewczyn. – Tak babciu już idę!!!!! – odkrzyknęłam babci.
Dwa dni później robot ochrzczony przez nas Nikolą wmaszerował z nami do szatni. Nie czekałyśmy długo na wampira. 5minut później wskoczył do szatni, ubrany w różową balerinkę i trapery w kolorze rzygów, wrzeszcząc na cały głos:
– Jam być wampir Potwór! Moja są niezwyciężona! Jam pożerać człowieków!
– Taa. Ale zanim weźmiesz się za mnie weź lekcje gramatyki polskiej. – melodyjny głos Nikoli zabrzmiał ironicznie.
– Jam zjeść ty i człowieki koło ty. Twoja być tylko gupi niesilny ludź. Mój zeżreć gupie człowieki jeden zombem.
– Ty nie masz zębów – stwierdziłam spokojnie.
– Przyjście gupie człowieki. Mój była głodne. Moje zjadli chcieć gupie człowieki co som przed mój. Moje nie chcieć mówie z gupie ludź.
I rzuciła się na nas. Ale że nie była specjalnie sprawna fizycznie i miała ciężkie buty – po mniej więcej 15 centymetrach runęła na glebę. Zamruczała coś pod nosem i tym razem zaczęła robić coś, co w jej wyobrażeniu miało być próbą biegu ale przypominało czołganie się jęczącego i stękającego dinozaura. Większość dziewczyn uciekła ale Ja i reszta paczki (tj. Lia, Amelia, Susan, Sanna i Julia) zostałyśmy razem z Nikolą. Teraz wszyscy goniliśmy w kółko a woźna stękała i sapała coraz głośniej. Po pięciu minutach takiego maratonu wampirzyca upadła na kolana po czym zwinęła się w kłębek i zasnęła. Stałyśmy oparte o ścianę lekko zdezorientowane i wsłuchiwałyśmy się w chrapanie woźnej.
– Mam pomysł – powiedziałam. – Amelia zwiąż ją.
– Czes – powedziała a po sekundzie wożna była zapakowana jak prezent urodzinowy. Otwarłam jej usta. Następnie wyjęłam z Duat litrówkę domestosa.
– Niki przytrzymaj ją tak – zwróciłam się do naszego dzieła. – Dobra a teraz ty Lia lej troszkę do nakrętki. Ok starczy – powiedziałam i pomału wlałam kilka kropel do ust wampirzycy. Nagle, zapewne pod wpływem piekącego bólu w gardle, Woźna spróbowała poderwać się na nogi, lecz tylko uderzyła się kułakiem w czoło. Zemdlała. Płyn sączył się dalej a wampirzyca stawała się coraz bardziej podobna do plasteliny. W końcu rozpłynęła się w wosk, pozostawiając po sobie tylko różową sukienkę i ohydne trapery.
Życie wróciło do normy. Do następnej klasy zdałyśmy bez klozetowych problemów. Później przyszło gimnazjum, liceum i zdawało się że już nigdy się nie spotkamy, że nawet jeśli to wszystko będzie inne. Będziemy gadać o swoich nauczycielach ze szkół. Ale gdy jednak spotkałyśmy się na studiach wszystko wróciło. Wróciły nieprzespane noce przed bitwą z potworem. Wrócił niepokój z chwili napełniania ostatniego ładunku rozpuszczalnika. Wróciła panika bezradności z chwil gdy zdawało się że nie ma już ratunku. Z chwil gdy zdawało się że trzeba będzie którąś poświęcić. Wrócił strach przed potworem. Wróciły ekscytacja i zaskoczenie z chwili otwarcia natrysków. Wróciło napięcie z tych dni. Wrócił ryk potwora. Wróciło wymyślanie wymówek dla nauczycieli. Wróciły wszystkie wspomnienia z tej klasy. Ocknęłam się z tej zadumy gdy poczułam potrząśnięcie za ramie. Przede mną stały Lia, Amelia, Julia, Sanna i jeszcze jedna dziewczyna której twarz była dziwnie znajoma ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd ją znam.
– Cześć dziewczyny – powiedziałam po czym zwróciłam się do dziwnie znajomej twarzy. – Ktoś ty – spytałam troszkę żartobliwie.
– Zyia nie poznajesz? – jej cichy głos zabrzmiał bardzo smutno, ale mnie na ten głos zabłyszczały oczy. To była Lyra!!! Moja najstarsza przyjaciółka! Przyjaciółka jeszcze z przed przedszkola! Przyjaciółka która wydawała się utracona na zawsze. Przyjaciółka której nie widziałam od 6 lat!!!
– Lyra. Lyra – szeptałam. – To naprawdę ty.
– No nie tej – powiedziała radośnie. – Potwór Klozetowy we własnej osobie!
Wszystkie wybuchłyśmy śmiechem
THE HAPPY END |
Nie wiem co jeszcze mogę tu napisać więc powiem tylko że studia wszystkie skończyłyśmy nie rozstając się. Zdałyśmy celująco i poszłyśmy razem na staż weterynaryjny do jednej kliniki. A teraz zrobię sobie jaja i napiszę zakończenie z bajek : ,, I żyłyśmy długo i szczęśliwie.”
– Co!!! –
zajeiste XD szkoda tylko, że dialog jest niepoprawnie napisany ale i tak opko mi się podoba
Bardzo dużo dialogów i mało opisów sprawia, że wszystko stało się chaotyczne, niektóre rzeczy nie do końca jasne. Czasem musiałem się cofać w czytaniu, bo o czymś istotnym było napisane tylko jedne zdanie gdzieś w dialogu. Na początku zapowiadało się całkiem fajnie, ale potem jakby gorzej. No i nie widziałem prawie żadnego znaku zapytania w dialogach, a jest to dość istotny „szczegół”.
@Eirene – jak to niepoprawnie napisany? O.O Na moje oko jest dobrze.
Hmm. Kilka powtórzeń. Jak powiedział Pitter, opko jest delikatnie mówiąc „lekko” chaotyczne. I od kiedy istnieję słowa: zakluczyć, odkluczyć czy delnięto???
Okej. Wcześniej wymieniłam błędy. Ale spoko. Jak na pierwsze opko, wyszło Ci nieźle. Np. ja w moim pierwszym całkowicie pojechałam po schemacie. Ale głupie błędy można wyeliminować. Teraz piszę już o wiele lepiej niż kiedyś. Przez te pół roku bardzo się podciagnęłam.
Fabuła jest fajna.
I daję ci linka do mojego pierwszego opka.
http://rickriordan.pl/2011/12/corka-ateny-1/
Pozdrawiam 😀
Chione
Chione istnieją słowa zakluczyć i odkluczyć. Co do delnięto nie mam pewności. Opko fajne i nie schematyczne
Oj… Sorry _piesku_ ;).
Na blogu jestem od niedawna ale opka Chione zdążyłam przeczytać. A co do delnięto to tak mówimy w szkole i wyszło. Sory. Zabieram się za ciąg dalszy i postaram się lepuej to zrobić.
lepiej. Mała wpadka przy klawiaturze. Sorki
W człowieku zmieści się więcej niż 5l domestosa.
To manekin jest! To coś jest nienaturalnie chude (czytaj: ma 5 cm szerokości w talii i 15 w biodrach) i ma około 125 cm wzrostu.
A mi się bardzo podobało! To opowiadanie budzi moją sympatię. Masz talent nie do podważenia, tylko musisz trochę poćwiczyć Czekam na kolejne Twoje opowiadania.