Zostaję Następcą Niezgody
Nie wiem dlaczego i kiedy zasnąłem. To, co widziałem było jasne. Obóz przygotowywał misję. Chejron uciszył około dwudziestu herosów z plecakami i ekwipunkiem podróżnym. Rozpoczął przemowę.
– Uwaga! Jest to pierwsza misja, w której uczestniczy tak wielu herosów. Chciałbym przypomnieć, że znalezienie Connora Hooda jest niezwykle ważne, ponieważ jak powiedziała wyrocznia, ma on wpłynąć na losy świata. Zostaniecie podzieleni na siedem trzyosobowych grup, każda dostanie inny obszar kraju. Będziecie w stałym kontakcie z Obozem, który opłaci wszelkie Iryfony. Grupy wyglądają następująco: Percy Jackson z Annabeth Chase i Travisem Hoodem. Clarisse La Rue z Chrisem Rodriquezem i Jakiem Masonem. Matthew Levis z Sharon Ayers i Mikiem Crowem. Will Solace z…
– Chejronie! – przerwał mu chłopięcy głos należący do Butcha, syna Iris. Centaur popatrzył na niego i powiedział srogim tonem:
– To niekulturalne przerywać komuś, a szczególnie osobie starszej od ciebie o kilka tysiącleci, gdy jest w połowie zdania. Co masz na swoje usprawiedliwienie, Butch?
– Oczywiście, przepraszam, ale to naprawdę ważne. To nie musi być Connor. Domki Nemezis i Eris są puste!
Obudziłem się. Wiedziałem, że w Obozie już wiedzą o naszej ucieczce. Ziewnąłem i rozejrzałem się. Ate przechadzała się po plaży, a Wade spał. Obok mnie siedział Kenneth. Był zamyślony, jakby nieobecny. Leżałem chwilę bez ruchu gładząc nieświadomie rękami piasek. Było dość chłodno, znad jeziora wiał silny wiatr. Oparłem się o drzwi skradzionej taksówki stojącej obok. Po lewej stronie miałem jezioro Erie, a po prawej miasto o tej samej nazwie. Zwróciłem głowę w kierunku jakiegoś domu. Znałem swoje możliwości. Obserwowałem jakieś małżeństwo skłócając je. Robiłem postępy, nie ma co. Zdarzało mi się nawet kazać komuś siłą woli powiedzieć jakieś proste zdanie, na przykład „nienawidzę cię”. Świetna zabawa. Jeśli jesteście dziećmi Eris, polecam. Po szesnastu minutach mężczyzna uderzył żonę w twarz, a ona zażądała natychmiastowego rozwodu. Zadanie wykonane.
Siedzący dotąd w ciszy Kenneth odezwał się.
– Kyle… Czy to na pewno dobry pomysł? Ta ucieczka z Obozu? – najwyraźniej ciągle go to męczyło. Miał taką zmęczoną, smutną twarz.
– Nie mamy już wyjścia. Nie wiem, Kenny. Za jakiś kwadrans powinniśmy dowiedzieć się o wszystkim. Myślę, że dobrze postąpiliśmy. Skoro nasze matki mają plan i uważają, że się uda, nie wiem, czemu miałoby być inaczej. Są nieśmiertelne, mają tysiące lat doświadczenia – uznałem. Sam nie wiem, czy w to wierzyłem.
Kenneth opuścił głowę. Wiedziałem, że nie chodzi mu już o opuszczenie Obozu, tylko o coś więcej.
– To przeze mnie on zginął…
– Nie. To niczyja wina. Przykro mi, że Eddy nie żyje. Nie zmienisz tego. Musisz się z tym pogodzić.
– Nie rozumiesz. Razem z Wadem dokuczaliśmy mu. Czuliśmy wyższość, gardziliśmy nim. Chodzi o to, że podczas wojny z tytanami ja z Wadem staliśmy po stornie tytanów, a Eddy walczył dla bogów. Byliśmy wrogami. A Wade… On stracił brata podczas tej wojny. To znaczy… To był też mój brat, bo syn Nemezis, ale dla Wade’a był szczególnie bliski. Nie tylko matkę mieli wspólną, ale też ojca. Nosili to samo nazwisko. Wade i Ethan Nakamura. Wade winił Eddy’ego o śmierć brata. Nie przyczynił się do tego, ale mówił, że gdybyśmy wszyscy byli po jednej stronie, nie doszłoby do tego… – nagle ktoś mu przerwał. Wade się obudził. Stał teraz przed nami.
– Bo tak było. Synowie Nemezis powinni trzymać się razem. Nasza matka stała po stronie tytanów. Ona jest sprawiedliwa, wie, komu należy się pomoc. Edd Pate nie był godny bycia synem Nemezis. Nie odczuwał, po której stronie powinniśmy stać. Nie miał mocy matki. Był śmieciem. – na te słowa Kenneth McGinnis gwałtownie wstał patrząc prosto w oczy starszego brata. Pałał nienawiścią.
– Nie masz prawa tak o nim mówić! – wydarł się. Najwidoczniej był innego zdania. Kątem oka dostrzegłem, że brodząca dotąd w wodzie Ate zwróciła się w kierunku krzyku.
Dalej wszystko samo się potoczyło. Nakamura wysunął miecz z pochwy i przytknął go do szyi Kennetha. Ten natomiast błyskawicznie wyciągnął sztylet – jego zapasową broń – i uderzył nim w miecz brata. Spiżowe ostrze odskoczyło na bok. Kenneth, nie tracąc czasu, kopnął Wade’a w krocze. Nakamura zgiął się w pół z jękiem. Miecz mu wypadł z ręki.
Ate już do nas biegła. Widziałem, jak Wade szuka swojej broni macając ziemię. Dostrzegłem gniew w jego oczach. Wiedziałem, że nie będzie się bawił. Być może zabiłby nawet swojego brata, który nie dorównywał mu w szermierce, gdyby nie moja interwencja. Odkopnąłem jego ostrze dalej i wycelowałem w jego szyję włócznią.
– Rusz się, a przeszyję ci gardło na wylot – zagroziłem. Miałem nadzieję, że odzyska rozsądek. Kenneth zbliżył się do niego.
– Kenny, stój w miejscu – nakazałem. Ate na wszelki wypadek przytrzymała mu od tyłu ręce.
– Co tu się dzieje? – spytała ostro – Zwariowaliście?
W tym momencie usłyszałem znajomy głos za plecami. Wszyscy zwrócili się w jego kierunku.
– Świetnie. Po prostu świetnie. Nie ma to jak współpraca. Z pewnością plan nam się powiedzie, jeśli będziecie w ten sposób się dogadywać – powiedziała zdenerwowana Eris. Stojąca obok niej kobieta miała ciemnobrązowe włosy i mądre, ciemnoniebieskie oczy. Nemezis. Obie stały z założonymi rękoma i przyglądały się scenie.
– Matko, to nie tak. Chwilowe nieporozumienie, nic więcej – wyjaśniłem, ale chyba tego nie kupiły.
Nikt nie zamierzał ich ze sobą godzić. Nie dlatego, bo nie chciał. Zwyczajnie nie umiał. Ja, Ate i Eris potrafimy wywołać największą kłótnię, ale za nic nie uda nam się pogodzić nawet najmniejszej sprzeczki.
Ate zrobiła grilla nad jeziorem Erie, co nie okazało się być najlepszym pomysłem. Wiał mocny wiatr, który zdmuchiwał zakupione wcześniej papierowe talerzyki i przygaszał ogień. Chmury nad nami się zagęściły. Zbierało się na deszcz. Nie sądzę, żeby wyglądało to zbyt normalnie. Trzy kobiety i trójka nastolatków siedząca przy drewnianym stole na środku plaży, podczas gdy ludzie już dawno pouciekali do domów, wśród wiatru. Wszyscy siedzieli bez ruchu wyglądając jak bohaterowie z jakiegoś filmu science fiction.
Eris siłowała się z tubką od ketchupu. Nie poleciała nawet kropla.
– Nie tak. Poczekaj, aż spłynie na dół i dopiero naciśnij – poinstruowałem matkę. Jej włosy, którymi najwyraźniej bawił się Eol, latały na wszystkie strony. Papierowy talerzyk został zdmuchnięty ze stołu i razem z przypaloną kiełbaską spadł w piach. Zdenerwowana bogini wyrzuciła tubkę z ketchupem ze plecy. Zapanowała niezręczna cisza. Jak to powiedział kiedyś ktoś mądry, im dłużej panuje cisza, tym trudniej ją przerwać. Postanowiłem zacząć konwersację na tym jakże udanym spotkaniu rodzinnym.
– To jaki jest ten tajemniczy plan, dla którego ryzykowaliśmy życie? Bo chyba nie jesteśmy tu tylko po to, żeby zjeść kiełbaski z grilla?
– Nie. Kyle… Zauważyłeś, że jeśli przebywasz wśród ludzi kłótliwych, to stajesz się silniejszy, potężniejszy? – nie odpowiedziałem, ponieważ odpowiedź na to pytanie była oczywista. Eris też tak uznała i nie czekając na odpowiedź ciągnęła dalej. – Czy wyobrażasz sobie, co by było, gdyby cały świat pogrążył się w kłótniach? Gdyby wszyscy ludzie na Ziemi wpadliby w jedną, wielką kłótnię? Jak wtedy byś się czuł? No właśnie. A czy zdajesz sobie sprawę z tego, jaką ja bym miała moc?
– No tak, ale jest mały problem. Nie da się skłócić wszystkich ludzi na świecie, to niewykonalne – odpowiedziałem bez wahania.
– Nie? A ja ci udowodnię, że się da. Istnieje pewien bardzo potężny przedmiot. Dawniej go niedoceniano. Był tylko elementem mitu. Mitu, w którym za moją sprawą powstała największa kłótnia w dziejach ludzkości…
– Jabłko Niezgody – przerwałem mamie. Ona tylko pokiwała głową.
– To nie jest zwykłe jabłko. To nie tylko przedmiot. To coś więcej. Jabłko to niezgoda. Nie tylko coś, co ją wywołało. W nim jest zgromadzona wielka moc mogąca pomóc nam tego dokonać. Pomyśl. Jestem boginią niezgody, moja córka także. Teraz mam też śmiertelnego syna. Skłócę Bogów Olimpijskich, Ate pomniejszych, a ty śmiertelników. A przynajmniej Stany Zjednoczone. Reszta sama się rozprzestrzeni. Ty zaczniesz. Gdy świat śmiertelników pogrąży się w chaosie, bogowie zaczną się obwiniać o to nawzajem, co mi ułatwi zadanie. Twoje zadanie będzie najważniejsze. Otrzymasz jabłko, czyli niezgodę. To zwiększy znacznie twoją moc. Zostaniesz jej następcą. Tak, dawniej jabłko należało do mnie, teraz będzie do ciebie – Następcy Niezgody. Gdy zawładnę Olimpem obdarzę cię nieśmiertelnością. Będziemy mieć władzę. Skończy się niesprawiedliwość wobec nas. Nemezis wie, że los zbyt bardzo mnie ukarał. Zostałam wyrzutkiem, śmieciem. Nigdy nie zapraszano mnie na żadne uroczystości, nigdzie. Nadejdą czasy Niezgody – mówiła to niskim, poważnym tonem. Wierzyła, że to się może udać. Miała nadzieję… Nie, ona wiedziała, że to się uda.
– Jesteś tylko pomniejszą boginią. Myślisz, że dasz radę skłócić dwunastkę najpotężniejszych bogów, Ate setki pomniejszych, a ja miliony ludzi? To niewykonalne – upierałem się.
– Pomniejszą boginią? – spytała rozdrażniona. – Bogowie są tak potężni, jak rzeczy, którymi władają. Powiedz mi, co dzieje się częściej: panuje burza, czy ktoś się kłóci?
– Dobrze, ale burza jest śmiercionośna, pali domy, zabija ludzi… – tłumaczyłem dalej. Eris wstała i zaczęła chodzić wokół stołu.
– A kłótnia? Ile ludzi zginęło przez kłótnię? Ilu się znienawidziło? Przez co powstają wojny? Przez konflikty. Powiedz mi, Kyle, przez co zginęło więcej ludzi: przez kłótnię, czy przez burzę? Ukrywałam się przez wiele lat. Kiedyś faktycznie byłam słaba, ale teraz jest więcej ludzi, więcej niezgody. Musiałam uważać, aby nie ujawnić swojej wielkiej mocy.
Spojrzałem na Kennetha i Wade’a. Całkiem o nich zapomniałem. Nie odzywali się. Podobnie jak ja zastanawiali się nad planem, który obmyśliła moja matka. Nemezis, bogini zemsty przyglądała mi się uważnie. Trudno było powiedzieć, co myślała, co odczuwała. Zachowała kamienną twarz.
– To… Brzmi rozsądnie – skomentowałem wreszcie.
– Naturalnie – potwierdziła Eris. Dokończyłem kiełbasę z rożna, po czym zadałem kolejne pytanie. Kenneth nagle się ożywił, pewnie też się nad tym zastanawiał.
– Gdzie jest Jabłko Niezgody?
– A jak myślisz? – odpowiedziała natychmiast Eris. Najwyraźniej spodziewała się tego pytania. Zastanowiłem się chwilę. Wszyscy siedzieli w ciszy. Rany, co za drętwe spotkanie rodzinne. Myślałem. Przeanalizowałem dokładnie ten mit. Nie byłem pewny, czy moja odpowiedź będzie poprawna, ale musiałem coś powiedzieć.
– Mamy iść do Afrodyty i prosić o dobrowolne oddanie Jabłka? – ten pomysł wydał mi się kiepski, wręcz zabawny. Eris roześmiała się.
– Ależ skąd! Po całej tej Wojnie Trojańskiej bogowie nie pozwolili jej zatrzymać jabłka. Musiała je wyrzucić na boski śmietnik, który znajduje się na południowym wschodzie USA, na pustkowiu. Wybierzesz się tam z Kennethem i Ate. Wade i Nemezis powstrzymają herosów z Obozu przed przeszkodzeniem w misji. – W tym momencie Eris okazała się bardziej inteligentna, niż przypuszczałem. No tak, przecież po kimś muszę to mieć. Specjalnie oddzieliła Kennetha od Wade’a, bo wiedziała, że to może się źle skończyć. Dowiedziała się też o planach Obozu. – Ja nie mogę się ujawniać na zbyt długi okres czasu, aby Zeus nie wyczuł mojej mocy. Muszę sporo odpoczywać przed dniem, w którym skłócę bogów. Muszę być w pełni mocy. Nie będę nawet mogła ci pomóc w sianiu chaosu wśród śmiertelników. Wszystko w twoich rękach, Kyle. Nie mamy czasu, wyruszycie jak najszybciej – mówiąc to rozwiała się w złocisty pył, który porwał wiatr.
Dokończyliśmy w ciszy posiłek, po czym każdy przystąpił do zadań mu przypisanych. Pierwsza wyruszyła Nemezis z Wadem. Nawet się nie odezwała. Tylko odeszli w milczeniu.
Ate stała na wzgórzu wypatrując Litai, podczas gdy ja i Kenneth poszliśmy do sklepu spożywczego. Sprzedawca z „nieznanych” powodów pokłócił się z jakimś klientem, pobił się z nim i wybiegł ze sklepu. Ten jakże „niespodziewany” obrót spraw pozwolił nam na zrobienie „zakupów” w pustym sklepie metodą dzieci Hermesa.
Wracaliśmy w ciszy z plecakami, które również „znaleźliśmy” w sklepie i suchym prowiantem w środku. Teoretycznie moglibyśmy brać jedzenie ze sklepów, które znaleźlibyśmy po drodze, ale uznaliśmy, że tak będzie szybciej. Gdybyśmy zatrzymywali się co chwilę w każdym napotkanym mieście na posiłek, Litai mogłyby nas dogonić.
Przechodziliśmy przez ulicę, kiedy wpadłem na jakiegoś chłopaka. Omal się nie przewróciłem.
– Uważaj jak chodzisz… – spojrzałem w jego twarz i urwałem w połowie zdania. Oto miałem przed sobą zaginionego przed kilkoma dniami Connora Hooda, syna Hermesa.
daj mi choć trochę swojej weny…
Powiedz mi, jakim cudem ty tak świetnie rysujesz i piszesz?
😀
Już to czytałam ;). Ale powtórzę się: BOSKIE I HEROSOWE ;).
Jestem pod wrażeniem… Masz olbrzymi talent… I niesamowite pomysły 😀 Jestem ciekawa, co tym razem wykombinujesz 😉
Genialne! Zresztą jak wszystkie twoje opowiadania Nie mogę się doczekać, co będzie dalej. Pisz szybko!
Od początku się zastanawiałam o co będzie chodzić z tym Conorem. 😀 Już się nie mogę doczekać cd. 😀