Dedyk dla Chione za jej twórczość i naprawdę piękne wiersze.
I dla Eireny za to że wspierała mnie podczas pisania tej części.
Miłego czytania
Zemsta Gai cz.1
Nowe Niebezpieczeństwa (2)
I tym razem sen przeniósł mnie do lasu. Było ciemno, dziewczyna, którą widziałem poprzednim razem uciekała przed czymś dużym. Jej włosy były potargane, w jej oczach widać było już tylko strach i lęk przed śmiercią. Biegła przez las bez celu, po chwili potknęła się i wywaliła na ziemię, niemiała już siły wstać. Olbrzym wyglądał jak wyjęty z horroru, zamiast skóry na nogach miał łuski, od pasa w górę był podrapany, miał wiele blizn, i ten szyderczy uśmiech, jakby cos planował. Doszedł do leżącej i wyczerpanej dziewczyny, i podniósł za rękę do góry, dopiero teraz zauważyłem, jaki on jest wysoki, był około 6 razy większy od swojej „ofiary”. Popatrzył na nią i powiedział.
-Chyba nie wrócisz już do swojego obozu…. Niestety czeka cię zły los, ale nie martw się nie umrzesz tak szybko. Będziesz moim pierwszym jeńcem wojennym, i może mi się jeszcze do czegoś przydasz…-Powiedział nadal z szyderczym, ale rozsądnym wyrazem twarzy.
-Nigdy…. Nie pomogę ci w niczym, przybędą po mnie, zabiją cię!- Burknęła dziewczyna
-HaHaHa, Ty naprawdę myślisz, że oni jeszcze o tobie pamiętają??Nie będziesz miała wpływu na to, do czego cię użyję. Słudzy! Zabrać ją, tylko delikatnie, i nie zapomnijcie jej rozbroić.-Powiedział
Dziewczyna rozpłakała się… Nic nie mogła już zrobić, zrezygnowana popatrzyła w moją stronę.
-Pomóż- jęknęła.
Gdy otworzyłem oczy czułem się jakby obok mnie wybuchł pocisk. Byłem ogłuszony, głos docierał do mnie po paru sekundach, obraz przed oczami się rozmywał, pamiętałem wszystko jak przez mgłę. Po chwili jednak wszystko stało się normalne, to znaczy „normalne” na swój sposób. Rozejrzałem się, obok mnie siedziała dziewczyna o blond włosach, szarych oczach miała na sobie dżinsy i pomarańczową koszulkę z napisem, ale nie byłem w stanie go odczytać, łóżko obok leżał John, a naprzeciwko chłopak, którego niosłem na plecach….
-Gdzie ja jestem?- Zapytałem .
-W szpitalu, leż. Musisz odpocząć, ledwo przeżyłeś.- Powiedziała czule
-A, co mi się stało? I kim Ty jesteś?
-Nie wiem, co ci się stało, nazywam się Annabeth Chase córka Ateny.-Powiedziała
Rozejrzałem się dookoła.
-Jej, to znaczy, że ja jeszcze śpię? A dopiero, co się obudziłem… Córka Greckiej Bogini?
-Nie, nie śpisz… A no tak, bym zapomniała, witaj w Obozie Półkrwi …
-Półkrwi, czyli że co?- Zapytałem zdziwiony
Przewróciła oczami.
-Półkrwi, czyli że to obóz dla dzieci bogów. Trafiłeś w dobre miejsce dowiesz się jak być przywódcą, wojownikiem i herosem.
Pomyślałem przez chwile …
-Chyba mnie z kimś pomyliście, nie jestem herosem, tylko… Szkolnym frajerem. Poza tym mam Dysekcje i ADHD.
-To są twoje atuty…. ADHD to odruchy bitewne, u herosów to nie choroba tylko jedyna rzecz, dzięki której mogą przetrwać, twój mózg jest zaprogramowany na grekę! Nie na Angielski, dlatego masz problemy z czytaniem..
-Trochę mi namieszałaś…- powiedziałem przestraszony.
– Tak.. Trochę- uśmiechnęła się promiennie.
Wstała i poszła po coś do kuchni, po chwili wróciła z kubkiem pełnym złocistego napoju.
-Pij- powiedziała- pomoże ci.
Wziąłem do ręki kubek i gdy tylko się napiłem poczułem rozchodzące się po ciele ciepło, rana, którą zrobił mi ten ptak przestała boleć(a była naprawdę spora, bo od ramienia aż do połowy pleców). Smakował jak świąteczne wypieki mamy… chwile później poczułem smak ciastek i mleka.
-Co to jest? -Zapytałem
-Nektar-odpowiedziała- smakowało?
-Bardzo, nie wiedziałem, że napój może smakować jak wypieki świąteczne mamy, ciastka i mleko…-powiedziałem
-Poleż jeszcze trochę, jak ci przejdzie daj znać, oprowadzę cię, a teraz mam coś ważnego do załatwienia. Do zobaczenia–uśmiechnęła się i poszła do pomieszczenia, w którym czekał na nią jakiś mężczyzna.
Usłyszałem ich rozmowę…
-I jak się czuje? Dowiedziałaś się czegoś?- zapytał
-Czuje się niezbyt dobrze, ale wyjdzie z tego, on jest chyba synem… no wiesz bratem mojego chłopaka, wyczuwam od niego te samą energię, co od niego i wrodzoną niechęć tez….- Powiedziała Annabeth
-Dobrze, dbaj o niego, jeśli będzie w stanie dziś przyjść na ognisko… to prawdopodobnie okaże się czyim jest dzieckiem… A teraz idź już muszę z nim porozmawiać.
I z pomieszczenia wyszedł…a raczej wyjechał na wózku inwalidzkim brodaty mężczyzna o brązowych oczach, i wyraźnych rysach twarzy. Ale biła od niego jakaś dobra energia, nie było się, czego bać wręcz przeciwnie, wydawał się przyjacielski. Podjechał koło mojego łóżka.
-Witaj Tezeuszu! Nazywam się Chejron i jestem szefem Obozu Herosów, jak ci się spało? –Zapytał
Spojrzałem na niego zdziwiony.
-Przepraszam nazywam się Max… Nie Tezeusz..
-Tezeusz Max Johnson… A, no tak nikt ci o tym nie powiedział, posłuchaj, więc. Gdy byłeś małym chłopcem, powiedziałem twojej mamie że prawdopodobnie odziedziczyłeś zdolności Tezeusza… Jane stwierdziła jednak, że lepiej będzie jeśli będziesz się nazywał Max… Chciała abyś miał normalne życie… Do momentu kiedy tu trafisz… Uzgodniliśmy więc kompromis… Pierwsze twoje imię, będzie imieniem herosa po którym masz dziedzictwo… Drugiego będziesz używał na co dzień, chyba że wolisz inaczej. – Wytłumaczył
-Greckiego Herosa…-mruknąłem pod nosem- naprawdę? …
-Tak, możesz nie dowierzać, ale to wszystko istnieje i jest realne…. Proszę, nie każ mi powtarzać kazania, które muszę mówić każdemu nowicjuszowi.
-Nie musi pan…, Ale jakiś przykład mógłby pan podać nie?’
-Oczywiście… Burza nad Empire State Building tych wakacji, nasi obozowicze walczyli z tytanem Kronosem i jego armią. Percy Jackson pokonał go , wielu naszych poległo… Ale największe niebezpieczeństwo zostało zniszczone…
– Wyjdę z tego?- Popatrzyłem na moje wszystkie rany…
-Na początku wydawało się to poważne, ale tak jak chłopak z naprzeciwka trucizna działa na ciebie dużo słabiej. Niedługo powinieneś wyzdrowieć -powiedział
Zamyślił się na chwile i spojrzał badawczo na moja kieszeń, z której wystawał scyzoryko-atlant.
-Podaj mi miecz, który masz w kieszeni, proszę.
Wyjąłem z kieszeni błękitny nóż sprężynowy i podałem go Chejronowi. Obejrzał go, odbezpieczył i w jego ręce ukazał się mój ATLANT… Przeczytał napisz na klindze… Popatrzył na mnie…
-Skąd go masz?! Ten miecz zaginął tysiąc pięćset lat temu… To niemożliwe….
-Od Johna…. –Powiedziałem cicho.
Chejron podjechał do jego łóżka.
-Od, kogo to dostałeś?- Pokazał mu scyzoryk
-Od…. Posejdona dwa miesiące temu, powiedział, że mam go dać Maxowi, gdy nadejdzie czas. – Powiedział przestraszony.- Zrobiłem coś nie tak?
-Nie, jeśli to Posejdon kazał to nie… No dobrze…. To bardzo dobry miecz, trzeba jednak umieć nad nim zapanować. Max… zaniosę go do domku Hefajstosa, przyda mu się ostrzenie, a wy tym czasem wydobrzejcie- uśmiechną się i odjechał…
Zacząłem układać sobie te wszystkie rzeczy w głowie… Obóz Półkrwi…. Mam miecz ze scyzoryka, podobno jestem herosem, zaatakowały mnie mityczne stworzenia, piłem napój, który smakował jak ciastka. No i dziewczyna ze snu prosiła mnie o pomoc, ale skąd ja mam wiedzieć gdzie ona jest?!
– Oprowadzić cię po obozie?- Powiedział John, który, mimo że podczas walki dostał bardziej ode mnie nie miał już żadnej rany.
-Ale ja nie mogę nawet wstać ….
Rozejrzał się dookoła.
-Nie powinienem tego robić, ale…. Odwróć się plecami do mnie…
Zrobiłem, co kazał, Zbliżył ręce do mojej rany na plecach, a ja przestałem czuć ból. Rana chyba się goiła, i wszystkie inne też. Czułem przepływającą energię, już wiem, dlaczego John był tak wyczerpany lecząc tego chłopaka… Kosztowało go to naprawdę wiele siły, …Gdy skończył powiedział.
-Już możesz wstać?
Powoli spróbowałem się podnieść, wszystko było w najlepszym porządku. Wstałem , wyciągnąłem się i zobaczyłem że jestem ubrany w jakieś szpitalne ciuchy, rozejrzałem się do okola ..
-To ja idę się przebrać, dzięki – Uśmiechnąłem się wziąłem moje ubrania, czerwona koszulka „PUMA”, błękitne spodenki i poszedłem do przebieralni. To się nazywa cywilizowane pomieszczenie, a nie to co u nas w szkole… Wywietrzniki włączone cały czas, zaciemnione okno, również uchylone, zadbane wieszaki na ubrania, szafki z kluczami w zamkach. Widać, że w obozie nie ma wandali, którzy dewastują wszystko, na co natrafią.
Przebrałem się i wyszedłem.John czekał na mnie przed drzwiami, musiał obudzić się wcześniej, bo był już ubrany.
-Ta jak? Pokazać ci Obóz?
-Miała to zrobić Annabeth…
-To chodźmy po nią!
Wyszliśmy ze szpitala… Świeci słońce, niebo jest bezchmurne, a okolica taka ładna..
Minęliśmy kilka domków, każdy inny. Jeden owinięty drutem kolczastym, inny pięknie przyozdobiony.. I na każdym była przyczepiona tabliczka: „Atena” „Ares” „Hefajstos”… mijaliśmy właśnie domek nr.3, ten spodobał mi się szczególnie, cały z drewna, jak te domki nad morzem, w środku mnóstwo rzeczy, broń, zbroje, wędki… Domek miał pomost wysunięty nad jezioro. Przy takim słońcu widać było jak woda paruje, promienie słoneczne pięknie odbijały się od jej powierzchni… Po prostu super, a nad wejściem była przyczepiona tabliczka z napisem „Posejdon”…
-John ten test fajny nie?- Wskazałem domek nr.3
-Fajny…, Ale zobaczysz mój –uśmiechną się.
-Możemy podejść do jeziora??… Annabeth i tak pewnie myśli, że nie mogę wstać z łóżka nie?
-No tak spoko chodźmy… ale wiesz jeśli się ciebie spodziewa ,a ty nie przyjdziesz to… Percy coś o tym wie…
-Co Percy wie?- zapytał jakiś chłopak… miał może no Nie wiem z piętnaście… szesnaście lat, czarne włosy, oczy jak ocean ,ubrany w krótkie spodenki, hawajską koszulę, w czarnych okularach przeciwsłonecznych….
– Cześć Percy! – John przywitał się z nim…
Popatrzył na mnie.
-A to nowy?
-No właśnie… Percy to jest Max, Max to Percy. –Przedstawił nas sobie.
-Cześć…-powiedziałem trochę nieśmiało.
-Ej wyluzuj ,co jesteś taki spięty?- powiedział „nowy kolega”- chyba trzeba rozkręcić trochę rozmowę…. Czyim jesteś dzieckiem? Od tej Boskiej strony?
-Nie wiem….
Słońce zaczęło mocniej świecić… nie chwila, to nie słońce tylko cos nad moja głową….
-Ojej, co się dzieje?
-Spójrz w górę-powiedział John
Zrobiłem jak kazał, zobaczyłem, że nade mną obraca się znak… trójząb otoczony błękitna morską falą… Poczułem powiew wiatru i przypływ sił.
Wszyscy wokół mnie przyklękli, zaczęło się zbierać coraz więcej zdziwionych obozowiczów. Klękali, gdy tylko się zbliżyli. Przez tłum przedzierał się Chejron z Annabeth na grzbiecie.. Grzbiecie? On jest.… Centaurem, ale jakim sposobem zszedł z wózka inwalidzkiego…. Potem go zapytam. Znak znikł, wszyscy wstali. Rozległy się szepty i szmery.
-CISZA!!… CISZA DZIECI!!- Krzyknął Chejron.
Wszyscy ucichli.
-Tezeuszu Maxie Johnsonie … właśnie zostałeś uznany, twoim Boskim rodzicem jest Posejdon, pan mórz i oceanów. Zamieszkasz z Percym i Tysonem w domku nr.3. Zobaczymy się na kolacji…. A i jeszcze jedno, jutro w południe Bitwa o sztandar.
Wszyscy się rozeszli, zostałem tylko ja , Annabeth, Percy i John.
-No Percy rodzinka się powiększa- powiedziała uśmiechnięta Annabeth i pocałowała go, on odwzajemnił pocałunek,…
-Chodź Max… przydzielę ci jakieś łóżko. Witaj w trójce-uśmiechnął się
Nadal nie wiedziałem, o co chodzi, Posejdon, centaur, Percy jest moim bratem…. Bitwa o Sztandar a co to jest? Tak w ogóle.
-Percy?
-No, co tam?
-Co to jest bitwa o sztandar?- Zapytałem
Usiadł na łóżku chwile pomyślał i…
-No , są dwie drużyny, w każdej są członkowie kilku domków, my mamy ustalony skład, Domek Ateny, nasz i Hefajstosa przeciwko dzieciakom od Hermesa ,Aresa ,Demeter i jeszcze pewnie kilku innych drużyn… jutro się zobaczy jak to ostatecznie wypadnie. No i każda z drużyn ma za zadanie zdobycie sztandaru drużyny przeciwnej i przeniesienie go na druga stronę strumyka. Nie martw się jesteś ze mną, nauczę cię posługiwać się mieczem, sztyletem czy czym tam będziesz chciał.
-Dzięki, a Tyson? Kto to jest?
-To nasz brat, jest Cyklopem dowódcą armii. Zasłużył podczas na to miano podczas wakacji ….
-Brat… dużo mamy rodzeństwa?
-Tylko nas trzech z tego, co na razie widać..
Za Percym pojawiła się chmurka, w niej jakiś wysoki… cyklop? No w każdym razie ma błękitne oko , uśmiech na twarzy, ubrany w dżinsy i koszulkę z Obozu Herosów.
-BRACIE!- Powiedział
Percy odwrócił się do chmurki…
-Tyson!! Jak się masz?
– Dobrze braciszku, dostałem urlop, dziś przypłynę do Obozu. Na Tęczusiu.- Uśmiechną się
-Przyjeżdżaj jak najszybciej, mamy nowego brata.-Percy wskazał na mnie.-Tyson poznaj Maxa, Max to Tyson.
-Cześć… jak leci?- Zapytałem
– Nowy brat!!! Powinienem dopłynąć na kolację, muszę jeszcze coś zrobić… papiery, dokumenty… Ehhh szkoda gadać, no i jeszcze szkolenie rekrutów, to chyba jest najgorsze.
-Generale Tyson, potrzebujemy tu pana!!- Krzyknął ktoś w tle
-Obowiązki wzywają, muszę już iść , do zobaczenia na kolacji bracia!
I chmurka się rozwiała.
-Ale masz szczęście, już pierwszego dnia poznasz nas obu, dobra, to łóżko jest moje, tamto Tysona, a to będzie twoje- wskazał na drewniane łóżko, naprzeciwko łóżka Tysona. Obok kamiennego kominka, na którym były wyryte sceny walk.
-To ci pasuje?- Zapytał
– Pewnie, może być- spojrzałem znowu na kominek
Opisy były po grecku… litery wirowały i układały się w wyrazy… PERCEUSZ ZABIJA MEDUZĘ, ta ilustracja ukazywała Percy`ego zachodzącego od tyłu Meduzę. Dotknąłem kominka i w mojej głowie zobaczyłem cały przebieg walki…. Następna ilustracja pokazywała ogromnego Cyklopa, przed którym uciekali Percy, Annabeth i jakiś …. Satyr. a z daleka Tyson osłania ich ostrzałem kamieniami. Na jeszcze jednej był Pegaz na Statku wycieczkowym….
I jeszcze kilkanaście takich scen.
-Łał- wydukałem
-Co?- Spojrzał w moja stronę- A no tak kominek… Tyson go zrobił, fajny nie? Dotykasz ilustracji i widzisz moje najważniejsze wspomnienia.- Chcesz kanapkę z dżemem czy szynką?
-Dżem.-Uśmiechnąłem się i usiadłem na łóżku.
Mój brat wrócił z tacą wyłożona kanapkami.
-Mam pytanko.
-No?
-Widziałeś kiedyś naszego ojca?
Zaśmiał się.
-Pewnie, nie raz… Nie chcę ci tu prawić kazań, ale coś ci opowiem. Gdy pierwszy raz tu trafiłem, też się zastanawiałem, dlaczego Tata mnie zostawił, nie pokazał się , nie był przy mnie gdy byłem mały…. Tyle, że on nad nami czuwa, nigdy nas nie opuścił, nie odrzucił, zawsze się o nas troszczy. Nawet, gdy tego nie widzimy… Czasem słyszymy głos w głowie, podpowiedzi i takie tam… Dał nam moc, uznał cię, a to już jest znak, że cały czas jest przy tobie. Nie zapomnij o tym…, Bo może być naprawdę… kiepsko. Jeden z moich dawnych kolegów, myślał, że ojciec go porzucił, znienawidził. Kronos to wykorzystał i… przeciągnął go na swoją stronę, te samą strategię chciał zastosować na mnie, Annabeth i większości obozowiczów. Na szczęście prawie nikt nie miał powodów do zmiany stron.
Spojrzałem na kominek… to chyba ta ostatnia scena, Perseusz Jackson pokonuje Kronosa.
-Będę pamiętał, a jaka Moc?
-Jeszcze nie wiem… , pokaże ci ale, musisz mi coś obiecać, ani słowa Chejronowi.
-Dobra, ani słowa.
Poszliśmy na pomost… słońce miało się ku zachodowi, niedługo powinna być kolacja, ciekawe jak wygląda stołówka.
Percy spojrzał na mnie.
– Najpierw się skup, woda jest twoim żywiołem, stań się z nią jednością.
Zamknąłem oczy, poczułem powiew fali morskiej, wyciągnąłem rękę przed siebie, chciałem, aby słup wody wystrzelił w górę…. Nie może nie słup, bo Chejron zobaczy, może wir , tak na początek.
Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że obok pomostu pojawił się wir wodny, taki jak chciałem. ALE FAJNIE!
-Percy! Udało mi się!!
-Super- uśmiechnął się – Teraz wskocz do wody, tylko pamiętaj ,chcesz być suchy.
-Poważnie?
-No.
Wskoczyłem do wody, chwilę ponurkowałem, tlenu mi i tak nie zabraknie, to już wiem. Wynurzyłem się.
-Teraz wyjdź z wody. I pamiętaj, co ci mówiłem.
-Ok..
Skoncentrowałem się, chciałem, aby moje ubrania wyschły.
Po chwili włosy, twarz, bluzka i cała reszta były suche…
Rzuciłem Percyemu spojrzenie „jak to możliwe?”
On tylko uśmiechnął się i powiedział.
-Chodź na Arenę zobaczymy jak tam twoje odruchy bitewne, jutro ostro cię przetestują, tak robi się z każdym nowym. Może lepiej żebyś zobaczył jak się walczy.
Sympatycznego mam brata, widać, że dzieci Posejdona są zgrane.
Wyszliśmy z domku, mijaliśmy wielu obozowiczów, pojedynczo, w parach lub grupach. Nikt nie miał tu ponurej miny. Gdy minęliśmy już wszystkie domki, zobaczyłem większy budynek, okrągły kształtem przypominający zamek z piasku, ale w kolorze drewna.
-Zajdziemy jeszcze po Annabeth? – Zapytałem.
-Pewnie, jak chcesz możemy zajść.
Zaszliśmy do „szóstki”
W środku panował taki ład i porządek, że wydawało mi się, że to biblioteka, każdy miał swoja szafkę obok niej łóżko a nad łóżkiem półkę. Kilku obozowiczów czytało jakąś książkę, jeden zamiatał podłogę, Weszliśmy do środka, oni chyba za nami nie przepadali, gdyby nie to, że był przy mnie mój brat chyba by się na mnie rzucili. A może nie wolno wchodzić do innych domków?? Percy szedł do przodu, drzwi jednej z łazienek otworzyły się i wyszła Annabeth w samym ręczniku. Spiorunowała nas wzrokiem. Ale ochrzan dostał się mojemu bratu.
-PERCY!!!!! CO JA CI MÓWIŁAM O WCHODZENIU TUTAJ O TEJ PORZE?! PRZECIEŻ WIESZ ŻE O TEJ GODZINIE ZAWSZE BIORĘ PRYSZNIC.-Zbulwersowana Annabeth darła się na mojego brejdaka
Percy zerknął na zegarek….Ups….-Mruknął pod nosem.
-Ale ładny ręcznik –uśmiechnął się się- uważaj, bo spadnie.-Wybuchnął śmiechem.
Ona również zaczęła się śmiać.
-Dobra a teraz wyjdźcie już stąd, bo moja mama was zabije jak się o tym dowie.
Posłusznie opuściliśmy domek Ateny.
Gdy tylko przekroczyliśmy próg usłyszałem dźwięk konchy… skąd ja znam to słowo… nie ważne, pewnie kolejna umiejętność związana z byciem Herosem Greckim.
– No to dziś nie powalczymy, a szkoda. Chodź na kolację.
-Okey… Obraziła się na ciebie?
-No, co ty, to mi się zdarza kilka razy w miesiącu, zresztą nie tylko to. Mam zegarek, ale ja nie sprawdzam na nim godziny, patrz.
Przycisnął jeden z klawiszy. Usłyszałem tylko dźwięk, jakby ktoś walnął młotkiem metal i z zegarka zrobiła się prawdziwa grecka tarcza, z ilustracjami takimi jak na kominku, tyle, że było ich mniej.
-Do tego jest mi potrzebna-wyszczerzył zęby.
Wyjął długopis z kieszeni, nacisnął przycisk i z pisaka zrobił się miecz… bardzo podobny do mojego…
-Fajnie wyglądam??-Zapytał.
-Super, ale patrz na to.
Wyciągnąłem z kieszeni mój scyzoryk, wyjąłem zawleczkę, nóż zaczął zwiększać swoją masę, poszerzył się i wydłużył. Rozbłysł oślepiającym światłem i trzymałem w ręce mojego ATLANTA. Swoją drogą skąd on się wziął w mojej kieszeni… Chejron mi go przecież nie oddawał…..
-To jest sprzęt.- Uśmiechnąłem się.
Percy złożył tarcze w zegarek, chyba przypadkiem zobaczył też godzinę.
– O nie, za trzy minuty kolacja, jak się znowu spóźnię to będę miał przerąbane, ty zresztą też. Biegniemy!! Szybko.
Biegłem jak najszybciej mogłem, zbliżaliśmy się do drewnianego budynku, bez ścian, miał jedynie kilka kolumn, które podtrzymywały ogromny dach. W środku stało mnóstwo stolików. A przed wejściem siedział Chejron ze stoperem. Percy musiał często się spóźniać.
Dobiegliśmy w ostatnich sekundach. Szedłem za Percym, bo nie wiedziałem, który stolik jest nasz… Przy jednym i siedziała tylko jedna osoba, cyklop, ten sam którego widziałem dziś po południu w tej chmurce.
Odwrócił głowę w naszą stronę, uśmiechną się, wstał i podszedł do nas.
-Percy! –i mocno go uściskał
-Taaa, puść mnie wielkoludzie…- jęknął, – bo mnie udusisz!
Tyson…, bo chyba tak się nazywał mój …. No tak to mój brat, skoro jego ojcem jest Posejdon. Puścił, Percyego i podszedł do mnie… chyba mnie też czekał „przyjacielski: uścisk.
-Nowy Braciszek!- powiedział ucieszony ,i również mnie przytulił… Na szczęście nie jadłem obiadu… wszystko bym zwrócił, moje żebra ledwo wytrzymały, ale pewnie będę musiał się do tego przyzwyczaić.
Gdy mnie puścił wydusiłem..
-Cześć- i uśmiechnąłem się resztką sił i usiadłem przy stole.
Stał przede mną pusty talerz i szklanka… Popatrzyłem na Percyego, ale on tylko uśmiechną się, zamkną na chwile oczy i w jego szklance pojawiła się Coca Cola, a na talerzu kartofle w sosie, sałatka i kilka udek kurczaka.
– Teraz ty-szepną do mnie- pomyśl, co byś chciał zjeść.
Mmm, co by tu najpierw, pomyślałem o napoju izotonicznym i szklanka napełniła się Powerade, chciałem dwa jajka „sadzone”, hamburgera wegetariańskiego, sałatkę i kawałek ryby( tylko się zastanawiam czy synom Posejdona można jeść ryby..).
Wszystko to pojawiło się na moim talerzu. Tyson zamówił sobie „troszkę” większą porcję od nas, i kilka kanapek z masłem orzechowym.
Po chwili Chejron uderzył w gong. Wszyscy wstali, ja też tyle, że nie wiem, o co chodzi.
Zaczęła się ustawiać kolejka do małego ogniska, które paliło się nie wiadomo, z czego… nie było drewna ani węgla, tak jakby palił się sam metal.
Stanąłem za Percym.
-Co ja mam zrobić? Poco oni wrzucają jedzenie do ognia?
– Składają ofiarę swoim boskim rodzicom, jeśli chcesz poprosić, lub zapytać o cos naszego tatę, po prostu o tym pomyśl, gdy będziesz wrzucał jedzenie. Proste i bardzo przydatne, ale tez na początku wydawało mi się dziwne.-Uśmiechnął się i podszedł do ognia.
„dla ciebie tato- mruknął” i odszedł.
Teraz moja kolej.. uhhh podszedłem, wrzuciłem do ognia jedno jajko , połowę mojej sałatki i cześć ryby, z ogniska wydobył się bajeczny zapach…. Może bogowie naprawdę mogą się tym żywić.
-Tato, proszę powiedz mi o co chodzi z tą dziewczyną ze snu… -powiedziałem cicho i wróciłem do stołu.
I zabrałem się za jedzenie. Nigdy nie jadłem niczego aż tak dobrego… Ten obóz jest świetny…. Nadal jednak nie wiem, dlaczego tu trafiłem.
-Co będziemy robić jutro??
Percy przełknął kawałek mięsa i powiedział.
– Przy wejściu masz plan. Zobacz sobie.
-Ok. Dzięki.
I zacząłem jeść dalej. Jakim sposobem Tyson jest w stanie pochłonąć taką ilość jedzenia? Zjadł już talerz z kanapkami z masłem orzechowym, co najmniej siedem nóżek kurczaka i garnek kartofli…. Na jego miejscu bym nie biegał po takiej dawce jedzenia, a nawet nie wstawał.
Gdy wszyscy skończyliśmy , Chejron stanął po środku stołówki i powiedział:
-Dziś dobrze się wyśpijcie, jutro mamy bitwę o sztandar, oto składy drużyn. Przywiesił kartkę na tablicę z ogłoszeniami. I zaczął czytać.
Początek godz. 12.00
W drużynie niebieskich są domki:
-Posejdona
-Aresa
-Ateny
-Afrodyty
Czerwoni:
-Hefajstos
-Apollo
-Demeter
-Hermes
-Eris
Runda druga:
Wygrana drużyna zmierzy się z łowczyniami Artemidy
Rozległy się szepty, „łowczynie?” „Naprawdę?” „Nie było ich tu sporo czasu” „To będzie wyjątkowa bitwa”.
-Cisza! Tak, łowczynie znowu do nas przyjadą, wszystkich chłopaków bardzo proszę ich nie podrywać, a nawet nie próbować tego robić. Uwierzcie mi, na słowo, bo nie wyjdziecie ze szpitala przez kilka tygodni. Jutro macie być wypoczęci, każdy ma spać przed 22! I jutro nie zróbcie mi wstydu.
-22?! Ale Chejronie….- Powiedziała jedna z dziewczyn od Aresa
-Żadne, ale. Koniec tematu, do zobaczenia jutro na śniadaniu… Percy ty też masz być , punktualnie…
Chejron poszedł w stronę Dużego domu…
– Łowczynie Artemidy? Kto to jest?
– To są… Wieczne dziewice, wybranki Artemidy…. Są nieśmiertelne… to znaczy nie mogą umrzeć ze starości, bo się nie starzeją, można je zabić tylko w walce.
-Aha… a czego nie wolno ich podrywać?
– Jakby ci to delikatnie przekazać….- zastanowił się chwilkę-Skopali cię kiedyś?
-Nie…
-To jeśli do którejś zarwiesz to będzie twój pierwszy raz, One naprawdę są bardzo silne i zaprawione w boju… a poza tym nie starzeją się więc nie wiadomo ile twoja- zaśmiał się- „wybranka” ma lat.
-Okey, wybranka.. Dobre – zaczęliśmy się śmiać
Słońce już prawie zaszło… gdy przechodziliśmy nie daleko areny, zobaczyłem.. pięk… znaczy się blond włosa dziewczynę w greckiej zbroi, hełmie i mieczem w ręce…. Dawała niezły wycisk trzem chłopakom z godłem Aresa na ramieniu. Przez chwilę nasze spojrzenia się zatchnęły, jej szare oczy przeszyły mnie na wylot.
Szturchnąłem Percyego w ramię.
-Jak się nazywa?
Percy popatrzył na nią..
– Nie masz u niej szans.
-Pytałem JAK-SIĘ-NAZYWA?
-Charlotte, córka Ateny…
-Fajna jest nie?-
– Pewnie.. tyle, że, nie to żebym ci zabraniał do niej zarywać, ale…yyy nie wolno ci.
-Dlaczego?- popatrzyłem na niego błagalnie- ale ty jakoś możesz to nie fair.
-Wiesz… ja ci udzielam tylko dobrej rady. Jak Atena się dowiedziała że chodzę z jej córka , była wściekła… na moje szczęście była wtedy zajęta walką z Tyfonem. Ty wiesz co ona ci zrobi jeśli tobie się uda?
– Dowiemy się się- uśmiechnąłem się i poszedłem w kierunku Charlotte.
Podczas gdy ja rozmawiałem z Percym, ona zdążyła już powalić na ziemie tych trzech chłopaków…. Trochę się przestraszyłem, ale raz się żyje.
Podszedłem do niej.
-Cześć, jestem Max- Podałem jej rękę.
Ona jednak Tylko odpowiedziała.
-A ja jestem Charlotte.
I poszła w kierunku zbrojowni. Poszedłem za nią.
-Czekaj! Czego nie chcesz ze mną rozmawiać?
Nic nie odpowiedziała.
Złapałem ją za ramię, ona jednak szybkim ruchem przyłożyła mi miecz do gardła.
-Odczep się, ode mnie, ty naprawdę nie rozumiesz czego z tobą nie gadam?
Zauważyłem, że Percy kuli się ze śmiechu patrząc na nas.
-No niezbyt .
-Ja jestem córką A-T-E-N-Y , a ty Posejdona… nasi rodzice się nie lubią…. My też nie powinniśmy.
– No to skoro nie chcesz się ze mną nigdzie przejść … To może walka?
-Zwariowałeś?- Wykrztusił z siebie jeden z synów Aresa.
-To jak będzie- powtórzyłem.
Uśmiechnęła się.
-Może być. Wyjmuj miecz .
Wyciągnąłem z kieszeni Atlanta, odbezpieczyłem go i miałem już w ręce miecz.
Ona wyciągnęła miecz z pokrowca, który miała przy boku.
Jej miecz wytwarzał złocistą aurę, jego klinga była dłuższa od ostrza Atlanta…
-To jak będzie walczymy? Czy tchórzysz? – Powiedziała
– Walczymy.
Trochę się jej obawiałem, w końcu to moja.. Druga walka.
Ustawiliśmy się kilka metrów od siebie. Percy trochę spoważniał, bo przestał się śmiać i podszedł bliżej.
-Percy? Jesteś jego przyzwoitką? Czy opiekunem?- Zaśmiała się
-Ani jednym, ani drugim, to mój brat.- Powiedział już całkiem poważnie, chyba ten żart nie przypadł mu do gustu.
Zaatakowałem pierwszy, zamachnąłem się mieczem, ale ona odparowała mój cios i szybko kontratakowała. Na szczęście szybko uskoczyłem w bok i przecięła powietrze a nie mnie. Starliśmy się mieczami, pomyślałem, że to dobry moment, aby wytrącić jej go z ręki. Przechyliłem ostrze, niestety, ona chyba wiedziała, co mam na myśli i zamiast ja jej, to ona wytrąciła mi prawie mój miecz. W czasie walki zauważyłem, że pod naszymi nogami pojawia się coraz gęstsza mgła. Odpierałem jej ataki w ogóle się nie męcząc… Poczułem się zbyt pewnie i zaatakowałem, a to był błąd. Charlott trafiła mnie w udo, ramię i nadgarstek, jednak rany szybko przestały krwawić, a ból ustał. To chyba wina tej mgły. Nie mogłem jej pokonać w otwartej walce, może spróbuje czegoś innego. Ponownie rzuciłem się naprzód z moim mieczem, ale tym razem zamiast zaatakować , przeturlałem się obok niej, szybkim ruchem przyłożyłem jej miecz do gardła.
-Przegrałaś-szepnąłem
Percyego i trzech synów Aresa zamurowało.
-Jak ty to zrobiłeś?- Powiedział jeden z nich.
Schowałem miecz i podałem rękę Charlott.
-Ja miałem tym razem farta, gdyby nie ta mgła już dawno byś mnie pokonała.
Uśmiechnęła się.
-Wcale nie miałeś, farta…. Chciałeś się przejść? Dalej aktualne?
-Pewnie.
Percy zaklaskał po cichu, uśmiechnął się i poszedł w stronę domku….
-I masz być przed 22!– Powiedział idąc przed siebie.
-To co? Gdzie idziemy? Jest tu jakiś sklep czy coś?
– No .. Można tak powiedzieć… taki trochę nie typowy, ale…. Chodź do domku Hermesa to ci pokażę.
Prze cała drogę milczałem… Nie wiem jak do niej zagadać, a może w ogóle nie próbować.. Przecież Percy mnie ostrzegał.
Jest już dwudziesta pierwsza, za godzinkę mam być w domku… Może mój brat nie jest zbyt punktualny, ale pewnie ode mnie tego będzie wymagał.
Doszliśmy do domku z tabliczką „Hermes”.
Charlott zapukała do drzwi, one natychmiast się otworzyły i stanęło w nich dwóch chłopaków. Jeden troszkę wyższy od drugiego, obaj to blondyni , są pewnie kilka lat starsi ode mnie, ubrani w markowe ciuchy, Nike. Mieli tez takie … takie spojrzenie, błysk w ich błękitnych oczach.
Poczułem, że z kieszeni znikł mi portfel.
-Ekhem! Oddaj to!
-Ale, co?- Powiedział ten odrobinę wyższy.
-To, co trzyma w lewej ręce twój brat.
Wyciągnął przed siebie lewą rękę, w której trzymał mój portfel. Zabrałem mu go. Obaj byli tak zdziwieni…
– Nazywam się Connor.
-A ja Travis.
– Jesteśmy bracia Hood
– ja jestem Max.
– Macie w magazynie jakąś Cole w puszkach?- zapytała Charlott
– Mamy?- Obaj powiedzieli w tym samym momencie i spojrzeli na siebie.
-Chodźcie do magazynu, zobaczymy- powiedział Travis
Moja koleżanka spojrzała na mnie i szepnęła.
-Trzymaj ręce w kieszeniach, jeśli w nich coś masz.
Weszliśmy do domku, Connor rozejrzał się wokół zanim zamkną drzwi.
Zeszliśmy schodami w dół, potem korytarzem w lewo…, ale duża piwnica. Stanęliśmy prze stalowymi drzwiami z zamkiem na kod.
-Mhm, możecie się odwrócić?.
Odwrócilismi się tyłem do nich. Oni wklepali kod i drzwi się otworzyły.
Connor zapalił światło i naszym oczom ukazał się magazyn pełny „nielegalnych” w obozie rzeczy… Coca Cola w puszkach , butelkach jak kto woli, Napoje izotoniczne, cukierki, ciastka wszystko czego dusza zapragnie .
-Ile chcecie tej Coli? Karton? Dwa?- Powiedział Travis.
Spojrzałem na Charlott.
-Dwa- powiedziała i odwróciła się do mnie-, ale za drugi oddajesz mi kasę.
-Spoko.- Odpowiedziałem
Travis właśnie przyniósł „towar”. W każdym kartonie było sześć puszek Coca Coli.
– 6 dolarów się należy.
– Za drogo, pięć i pół.
-Pięć i pół… Connor, co ty na to?
-No dobra, zniżka dla nowicjusza, po raz pierwszy i ostatni.
Dałem im pięć i pół dolara, wziąłem kartony i poszliśmy do wyjścia.
Wyszliśmy z domku.
– Hehe faktycznie nietypowy ten sklep.
-Przecież mówiłam, Dobra bierz ten karton i wracaj do siebie.
-Ale myślałem że się gdzieś przejdziemy.- powiedziałem zawiedziony
-Źle myślałeś.
Stanęliśmy w miejscu.
-Posłuchaj mnie uważnie, Nie wiem jeszcze czy cię lubię czy nie, na pewno wiem że nie powinnam, wystarczy że Hoodowie nas widzieli , jeśli to dojdzie do mojej mamy to…
-Co dojdzie do mamy? Hmm.
Zapytała jakaś kobieta za mną…, Gdy się odwróciłem zobaczyłem ….
Wiem że niektórzy mnie za to zabija ale … Tego się dowiecie w „Zemsta Gai cz.1 Nowe niebezpieczeństwa (3)”
Hmmmm i co ja mam powiedzieć: że to jest badziewie itp.??? bo jeśli dobrze pamiętam to tak na czacie
a więc to jest genialna, zarąbiste i wgl, miałam tylko jeden problem, jak Max poszedł z Charlotte do domku Hermesa i mieli kupić tą colę to ona powiedziała ze 2 i że za drugi max jej odda kasę a to on zapłacił — nie że się do tego przyczepiłam tylko zwróciło to moją uwagę.
czeeeekam na CD i chciałabym pisać takie długie rozdziały jak ty, bo moje to takie mizerne są przy twoich
kurde miało być że tak na czacie mówiłeś *
Ojej faktycznie, pomyliłem się xD a Max niemiał kasy… no mój bład przepraszam
Ja mam minimu 10 stron rozdział żeby sie można było wczuc w to wszystko.
woow no to ja muszę popracować nad swoim opkiem i nad tym co planuję pisać 😀
Ma tylko banana na twarzy ^^ kilka powtórzeń ale to nieważne! No i sytuacjesa takie samejak w książce ale spoko 😀 mi się podoba i czekam na cd! Może uda mi się dzisiaj wejść na czat to coś powiem ;p
Jak w książce? Która naprzykład? Jesli o szpital chodzi… to on musiał tam leżec , a pozatym to, chyba nic więcej, bo córka Ateny specjalnie tam jest Potem sie dowiesz dlaczego
Dziękuję za dedykację czekam na kolejną część tak niecierpliwie jak czekam na ‚W dziwnej sprawie skaczącego Jacka” c:
na co?
Na taką książkę 😀
Niektóre wypowiedzi i sytuacje są żywcem wyciągnięte z filmu o Percym, tylko zmienione postacie. To jest trochę wkurzające. Akcja jest szybka, jak dla mnie za szybka. Poza tym są nie spójności w fabule. Z poprzednich części wynika, że po zapłacie za taksówkę, która przyjechali na obóz zostały mu trzy dolary, a tu nagle wyciąga z portfela pięć i pół. Poza tym Tyson w książce zawsze mówił bardziej dziecinnie, niż w twoim opowiadaniu, co aż razi mnie w oczy.
Ale zwroty akcji dodają opowiadaniu uroku. Ogólnie tajemnica tej dziewczyny ze snu i tego, że łowczynie przybyły na Obóz, sprawia, że chce się czytać. Czekam zniecierpliwiona na cd. 😀
Pamiętaj że Tyson został generałem Armi więc zrobiłem go trochę poważniejszego niz zwykle… Wiem z kasą Maxa to moja pomyłka i przepraszam za to. Coś poszło nie tak podczas pisania… Szybka akcja? żartujesz 10 stron opisuje jego jeden dzień… no czy szybka to bym nie powiedział… może monetami. A wiem o która sytuacje z filmu ci chodzi xD z tą dziewczyną hehe nie mogłem sie powstrzymac , bo to jest naprawdę chwytliwe.
Ciekawe 😀 :* :* :*
No to sie musze dowiedziec ale na serio mi sie zdaje ze sytuacje troche jak z ksiazki ,p
Z ksiązki nic nie brałem xD tylko 1 rzecz z filmu … i o jedną za dużo … bo nie powienienem ja bym wymyślił lepiej xD
A czym ja sobie zasłużyłam? Bardzo fajnie napisane, Świerszczu ;).
No jak czym Takie piękne wiersze piszesz że dedyk się należy i to bezwarunkowo 😀
Nie czepiam się interpunkcji ani ortografii (O.o) Ale czepiać się BĘDĘ: za szybkiej akcji, „gołych” dialogów, za małej ilości opisów i sytuacji rodem z filmu… Ale nie jest źle, bo czytałam z uśmiechem na ustach i niecierpliwie chłonęłam zdania… Mimo, że tekst jest długi, po prostu się tego nie czuje – za mała ilość opisów… Popraw to w następnej części, która ma być SZYBKO!
Taaak napewno postaram się do konca tygodnia tego a napisać… bo brak czasu był xD
Łał świetne to opowiadanie. Bardzo ładnie napisane i długie za co stawiam dużego plusa, ale muszę się zgodzić z Boginką, mała ilość opisów. Spróbuj w następnych opach dodać:powiedział, powiedział uśmiechając się itd. , a po za tym opo jest super, tylko bardzo podobne do Percy’ego. Ale na pewno ciekawie i mam nadzieję w inny sposób rozwiniesz akcję.
Pozdrawiam i życzę weny,
Ann.