Dedykuje to opowiadanie PallasAtenie, Chionediangelo a także Świerszczowi Od razu ostrzegam, że to opowiadanie jest cholernie długie bo … no jak przeczytacie to będziecie wiedzieć!!! Nie jest wspaniale napisane bo mam totalną blokadę! A więc miłego czytania.
PS: Włączcie do tego jakąś muzykę, polecam Fever Ray- The Wolf
Arrel:
Zawsze byłam szybsza. Moje kroki były takie same jak u lamparta. Szybkość to moje drugie imię. Biegłam między uliczkami, próbując zgubić tych, którzy śledzą mnie od trzech miesięcy. Nie złapią mnie tak łatwo. Mój każdy ruch jest szybszy od poprzedniego. Ziemia daje mi moc, która jest nie do zwyciężenia. Zobaczyłam moją kryjówkę. Wskoczyłam w dziurę i zjechałam na dół, do podziemnego domu. Wylądowałam w wielkim salonie, całym z drewna. W dwóch miejscach było porozstawiane lampiony, które rzucały bladą poświatę na pokój. Cała zakurzona i brudna przeszłam do następnego pokoju, kuchni. Siedzący przy stoliku chłopak, na mój widok poderwał się i szybkim ruchem przytulił mnie. Jego usta odnalazły moje i pocałował je lekko. Odwzajemniłam pocałunek, mocno napierając wargami na jego. Zaczęliśmy się namiętnie całować, wplatając dłonie w swoje włosy. Chłopak, jakby chcąc być bliżej mnie, złapał ręką mój kark i jeszcze mocniej, przysunął mnie do siebie. Otworzyłam usta i wpuściłam jego język do środka. Oh, Boże jakie to było cudowne. Ta namiętność, pożądanie. Po moim ciele przeszły dreszcze i zadygotałam lekko z podniecenia. Chłopak odsunął się ode mnie i mogłam spojrzeć w jego cudowne, szare oczy. Przesunął ręką po moich ognisto, rudych włosach i odwzajemnił spojrzenie.
-Hej- powiedziałam nie przestając być w jego uścisku. Przez dłuższą chwilę nie odzywał się, ale w końcu wypuścił powietrze z ust.
-Arrel, czemu ty zawsze znikasz?- zapytał, patrząc mi prosto w oczy.
-Przecież wiesz, że codziennie rano wychodzę- odpowiedziałam i usiadłam na krawędzi stołu.- Musze sprawdzać czy Ci, którzy mnie śledzą nadal to robią.
Chłopak pokręcił z determinacją głową. Zrobił krok do przodu i ponownie mnie pocałował. Jego usta były tak cudownie miękkie i soczyste. Ugryzłam go delikatnie w dolną wargę, a ten uśmiechnął się nie przestając mnie całować. Odchylił głowę i spojrzał mi w oczy.
-Dlaczego ty jesteś taka dzika? –spytał.
-Bo jestem taka sama jak ziemia –powiedziałam z błyskiem w oczach. Zsunęłam się ze stołu i podeszłam do lodówki, w której znajdowały się dwa plasterki sera. Oderwałam kawałek i zjadłam, delektując się tym smakiem. Mamy tutaj mało jedzenia, fakt, ale co możemy zrobić ,jeżeli nikt z nas nie pracuje oprócz Reyeny. Jest osobą najstarszą, ale jej wypłata może tylko spłacić ciepłą wodę. Życie pod wielkim miastem Manhattan jest sztuką przetrwania. Już od dziecka nauczyliśmy się zdobywać to czego chcemy. Umiemy się bronić i nawet zabijać. Nowy Jork nie jest taki cudowny jak wszystkim się zdaje. Jedyne co jest tutaj naturalne to Central Park. Tylko w nim bije życiowa energia tego miasta. Zawsze dawał mi siłę, którą wykorzystywałam jak najlepiej. Dopiero od trzech miesięcy zaczęło mnie coś niepokoić. Kiedy rano przebiegałam przez central park, na jednej z ławek siedział ten sam mężczyzna co zawsze. Miał na sobie sportową kurtkę i buty ,a także czapkę z daszkiem. Kiedy tylko mnie zobaczył, wstawał z miejsca i mnie gonił. Oczywiście nie miał szans jeśli chodzi o wyścig, zawsze byłam szybsza, ale od pewnego czasu mężczyzna doganiał mnie aż do kryjówki. Ocknęłam się z zamyślenia i podeszłam do Eana, który cały czas mnie bacznie obserwował.
-Idę się wykąpać –powiedziałam całując go w czoło. –Mam nadzieje, że Reyana zastawiła mi ciepłą wodę.
Po tych słowach ruszyłam do łazienki i z ulgą stwierdziłam, że w drewnianej wannie nadal jest woda. Zanurzyłam w niej rękę, nie była zbyt ciepła, ale mnie to nie przeszkadzało. Zdjęłam z siebie ubrania i zanurzyłam się po szyję w letniej wodzie. Zamknęłam oczy i pooddychałam głęboko. Odrzuciłam wszystkie zmartwienia gdzieś indziej i myślałam tylko o swoim ciele, które stało się tak delikatne. Nagle w całym domu ,rozległ się trzask. Otworzyłam szybko oczy i wyskoczyłam z wanny.
TRZASK!
Ubrałam się w dziesięć sekund i wyleciałam jak oparzona z łazienki do kuchni. Kiedy dotarłam na miejsce nikogo nie widziałam. Rozglądnęłam się dookoła i kiedy spojrzałam na sufit, wrzasnęłam z przerażeniem. Na żyrandolu leżał nieprzytomny Ean. Z jego pleców leciały kropelki krwi, które spadały na podłogę tworząc kałużę.
:Możesz go uratować.
Skrzywiłam się kiedy to usłyszałam. Miałam już taka sytuację kiedy biegłam przez Central Park i w głowie odezwał się ten sam głos.
:Jeszcze jest w nim trochę życia, możesz sprawić, że przywrócę mu energię i będzie jak nowonarodzony.
Skupiłam się. Wyrównałam swój oddech i pomyślałam.
:Nie okłamuj mnie, widzę jak ulatuje z niego życie! Pokaż się tchórzu!
Poskutkowało. Przede mną pojawiała się postać z … z winorośli. Człowiek uformował się z łodyg i liści. Po chwili zaczął się zmieniać a mnie zamurowało. Szybko wciągnęłam powietrze i spojrzałam twarzą w twarz z tajemniczym nieznajomym, który mnie ścigał. Jego spojrzenie było tak intensywne, że myślałam iż nigdy nie powrócę z powrotem na ziemię.
-No więc –powiedział głębokim głosem. –Arrel, będziesz grzeczną dziewczynką i pójdziesz zemną do pewnego miejsca, czy zabijamy twojego chłoptasia.
O NIE! Nikt nie będzie znęcać się nad Eanem! W tylniej kieszeni spodni wyczułam nóż i szybkim ruchem wyciągnęłam go i przyłożyłam do gardła nieznajomego.
-Jeszcze jedno słowo, a ostrzegam Cię –warknęłam. –Wbiję Ci ten nóż tak głęboko w gardło, że nie zdążysz wymyślić przekleństwa, którym mnie określisz.
Mężczyzna zaśmiał się i już miałam zadać śmiertelny cios kiedy coś dziwnego oplotło mój nóż i wyrwało o z ręki. Nieznajomy złapał mnie za gardło i powiedział z pogardą.
-Wy córki zagłady, nigdy nie nauczycie się szacunku –złapał mnie za włosy a ja wrzasnęłam z bólu. –Wybrałaś złą drogę, moja Arrel –przytrzymał mnie za twarz tak, abym dobrze widziała Eana. Wpatrywał się we mnie z łzami w oczach. –Teraz możesz popatrzeć jak ginie twój ukochany.
Mężczyzna pstryknął palcami a jedna z łodyg winorośli, ciasno oplotła ciało chłopaka tak, że usłyszałam jak łamie mu kości. Ean wrzeszczał z bólu a mnie ogarniała coraz większa rozpacz. Musiałam patrzeć jak mój chłopak, który był prawie jak brat ,ginie.
-NIEEE! –wrzasnęłam i zaczęłam się wiercić, mocno zaciskając powieki. –Proszę zostaw go w spokoju!!! Zrobię wszystko! WSZYSTKO! Już będę spokojna, pójdę z tobą wszędzie ale proszę, PROSZĘ, zostaw i ulecz Eana.
Nieznajomy ponownie pstryknął palcami ,a winorośl zostawiła kilka płatków na ciele chłopaka i zniknęła. Otworzyłam oczy i spojrzałam na mężczyznę.
-Dobrze, mogę iść, ale… kim ty jesteś? –powiedziałam cicho ,a po policzkach spłynęły mi łzy. Nieznajomy wyprostował się dumnie i rzekł do mnie.
-Nazywam się Dionizos, jestem bogiem wina, więc powinnaś darzyć mnie szacunkiem. A teraz pożegnaj się z tym chłoptasiem bo już nigdy więcej go nie zobaczysz –machnął ręką i ciało Eana spadło z hukiem na podłogę. Podbiegłam do niego jak najszybciej i wtuliłam się w jego tors.
-Żegnaj –powiedziałam cicho i musnęłam ,po raz ostatni, delikatne wargi Eana.
Eric:
Eh… kolejne panienki kleją się do mnie od początku dnia. Gdziekolwiek nie pójdę zawsze znajdzie się jakaś głupiutka dziewczyna, która będzie robić niewiadomo co tylko po to, abym zwrócił na nią uwagę. Nie ,że tego nie lubię! Uwielbiam kiedy kształtne dziewczyny się do mnie przytulają albo robią coś, co rzeczywiście hm…. Mnie podnieca. Jednak po czterdziestu takich wybryków dziennie, człowiek ma dość ,tak? Nie wiem co tak naprawdę dziewczyny we mnie widzą. Zatrzymałem się obok witryn sklepowych i spojrzałem w swoje odbicie. Blond włosy, kręciły się mocno i oplatały twarz jak jakieś chmurki, blado-błękitne oczy błyszczały ,a blada, porcelanowa cera połyskiwała lekko. Dotknąłem swojego policzka zawsze gładki, bez pryszczy ,zarostu i innych bzdur.
-Przystojniaku! –usłyszałem czyjś głos i odwróciłem się w tamtym kierunku. W drzwiach sklepowych stała kobieta po czterdziestce i patrzyła na mnie ,wrogo. –Ty nie masz się tu przeglądać, tylko kupować!
-Wybacz mi –uśmiechnąłem się uroczo skinąłem na nią głową. Kobieta jak każda inna, zarumieniła się.
Odszedłem od sklepu i ruszyłem dalej, przed siebie. Nagle koło mnie, zatrzymał się z piskiem opon, czarny, sportowy samochód. Szyba zjechała na dół i zamurowało mnie. Za kierownicą siedziała piękna kobieta o długich czarnych włosach i z łobuzerskim uśmiechem na ustach. Miała na sobie skórzaną kurtkę i okulary przeciwsłoneczne.
-Będziesz się tak gapił ,czy wsiadasz? –zapytała łagodnie i postukała palcem o kierownicę.
Nie wiedząc co tak naprawdę robię, otworzyłem drzwi od samochodu i wsiadłem do środka.
-Kim jesteś? –spytałem patrząc podejrzliwie, lecz z zachwytem na nieznajomą. Kobieta zaśmiała się krótko ,odrzucając głowę do tyłu poczym popatrzyła na mnie.
-Dowiesz się w swoim czasie –powiedziała tajemniczo i nacisnęła pedał gazu. Samochód wystrzelił jak rakieta i kurczowo złapałem się fotela. Wciągnąłem głośno powietrze na co nieznajoma, ponownie się zaśmiała i jeszcze mocniej wcisnęła gaz do dechy. Spojrzałem na nią z przerażeniem ,ale również z podnieceniem. Przeniosłem wzrok na licznik i serce na chwilę mi stanęło.
,,SAMOCHODY TAK SZYBKO NIE JEŻDŻĄ!” –zacząłem wrzeszczeć, albo myśleć. Nie mogłem usłyszeć swojego głosu ,bo zagłuszał go hałas z silnika.
Spojrzałem na okno, ale widziałem tylko rozmazane plamy i zarysy budynków.
-Teraz się trzymaj –powiedziała kobieta ,a ja jeszcze mocniej złapałem się fotela. Poczułem, że żołądek podchodzi mi do gardła.
Huk!!!!!!!
Hałas był potworny, myślałem ,że rozerwie mi bębenki i przycisnąłem ręce do uszu. Ponownie cos huknęło i poczułem ,że lecę do przodu. Spodziewałem się, że uderzę w zimną i twardą szybę ,a zamiast tego, wylądowałem na gorącym i miękkim piasku. Rozglądnąłem się dookoła i zobaczyłem, że jestem.. na pustyni.
,,JAK JA SIĘ TUTAJ DO CHOLERY ZNALAZŁEM?!?!?!”
Nerwowo ,zacząłem szukać wzrokiem kobiety, która mnie tu przywiozła. Kątem oka ujrzałem jakiś cień i gwałtownie kucnąłem. Nieznajoma stała nade mną i patrzyła jak na jakiegoś idiotę. Prychnęła i wyciągnęła rękę.
-Wstawaj, nie będziesz chyba tak siedział cały dzień –powiedziała z pogardą na co ja, pospiesznie chwyciłem jej rękę i podniosłem się na nogi. Przyjrzałem się dokładniej kobiecie i milczałem napawając się jej widokiem. Była jeszcze piękniejsza niż na początku. Długie włosy powiewały na wietrze tak samo jak jej ciągnąca się do ziemi, fioletowa suknia. Zdjęła okulary i zaparło mi dech w piersiach. Miała cudowne, złote oczy.
-Cos ciekawego widzisz? –powiedziała zalotnie na co JA się ZARUMIENIŁEM. Wypuściłem głęboko powietrze i odpowiedziałem pytaniem.
-Gdzie jesteśmy?
Kobieta uśmiechnęła się i podniosła rękę do góry. Jakby na jej rozkaz piasek uniósł się, tworząc wir. Zasłoniłem rękawem oczy ,ale po chwili wir rozleciał się i pozostał tylko po nim kamienny pałac.
-Witaj w moim królestwie –odezwała się po chwili nieznajoma, władczym tonem. –Jestem Eris, czyli bogini niezgody, a ty synu zagłady, masz misję do wykonania.
Stacy:
Promienie słoneczne przebiły się przez grube zasłony na oknie i dotarły do moich oczu. Mruknęłam z niechęcią i przewróciłam się na drugi bok, na łóżku. Spróbowałam ponownie zasnąć, ale poczułam, że ktoś dotyka mojego ramienia i potrząsa nim lekko.
-Stacy, już wstał nowy dzień –odezwał się cichy głos mojej siostry. –Obiecałaś mi łyżwy!
Jęknęłam głośno i odwróciłam się twarzą do niej. Otworzyłam zaspane oczy i ujrzałam cudowną, okrąglutką, zarumienioną buźkę z dwoma wielkimi, czarnymi oczami. Patrzyła na mnie z uwielbieniem i niecierpliwością. Uśmiechnęłam się i z niechęcią, podniosłam się z drewnianego łóżka, zrzucając z siebie grubą warstwę kożuchów. Od razu zrobiło mi się zimno i zobaczyłam gęsią skórkę na swoim ciele, ale wytrzymałam. Wzięłam z krzesła grube spodnie, dwie koszulki i gruby sweter. Siostra cały czas za mną dreptała i weszła ze mną do łazienki. Ubrałam się ,umyłam zęby i uczesałam swoje białe włosy w ciasny warkocz na boku. Byłam kompletnym przeciwieństwem co do swojej siostry. Oczy może miałyśmy takie same, duże i ciemne, ale kolor włosów i karnacja to co innego. Ja miałam porcelanową cerę, a Carry brzoskwiniową. Wszyscy mają czarne, lekko kręcone włosy a ja białe jak śnieg. Wyszłyśmy z łazienki do przedpokoju ubrałyśmy ciepłe buty, czapkę, szalik, rękawiczki i gruby kożuch. Do rąk wzięłam dwie pry łyżew. Zawsze rano wychodziłyśmy pojeździć ,chociaż ojciec mówił , że to strasznie niebezpieczne. PHI! Mieszkanie na Grenlandi było ogólnie niebezpieczne.
Razem z siostrą wymknęłyśmy się z domu, cicho zamykając drzwi, poczym ruszyłyśmy biegiem na zamarzniętą polanę. Kiedy byłyśmy na miejscu Carry od razu założyła łyżwy i nie minęła nawet minuta, a dziesięcioletnia dziewczyna wirowała na lodzie, tańcząc i robiąc niezwykłe rzeczy. Umiałam takie rzeczy, ktoś musiał przecież uczyć siostrę. Jednak miałam pewien problem. Kiedy tylko odrywałam się od ziemi, czułam taka wolność , moc i wiedziałam, że jest ona nie do opisania. Ale coś mi przeszkadzało. Zawsze, ale to zawsze, kiedy byłam w powietrzu lód pode mną się rozmrażał jakbym to ja była tego skutkiem. Z moich zamyśleń wyrwał mnie krzyk. Znajomy krzyk.
-STACY! CARRY! –razem z siostrą ze strachem odwróciłyśmy się w stronę naszego ojca, który biegł do nas, cały zadyszany. Szybko złapałam Carry z rękę i podjechałyśmy na początek polany.
-Tato my… -zaczęłam mówić z zakłopotaniem. –Znaczy, ja obiecałam Carry łyżwy i..
-NIE CHCE TEGO SŁYSZEĆ! –przerwał mi wrzaskiem. Jego twarz była cała czerwona i aż kipiała ze złości. Poczułam jak Carry zaczyna się trząść ze strachu. –ILE RAZY MAM POWTARZAĆ, ŻE NIE WOLNO WAM TUTAJ PRZYCHODZIĆ?!
Carry rozpłakała się i podbiegła do ojca, wtulają się w jego kożuch.
-Ja nie chciałam, naprawdę nie chciałam żebyś się złościł tatku.
Ojciec ,rozczulony tą sceną uspokoił się nieco i wziął Carry na ręce. Zaczął coś do niej mówić ,ale wszystko wydawało się być zagłuszone. Słyszałam tylko jakiś bas… jakby… uderzenia serca. Kątem oka zauważyłam jakiś blask i ruszyłam w jego stronę. Był to kwiat. Tak piękny, tak cudowny, uwięziony pod grubą warstwą lodu. Usiadłam obok niego ,na zimnej tafli lodu, ścignęłam łyżwę i zaczęłam łupać nią lód. Po kilku sekundach lód odprysł tak, że mogłam włożyć do środka całą dłoń. Zrobiłam to, ledwie dotykając płatka kwiatu, opuszkiem palca. Wcisnęłam dalej rękę i urwałam kwiat, wyciągając go na powierzchnie i zachwycając się jego pięknością.
-STACY! NIE!! –usłyszałem krzyk ojca i odwróciłam się gwałtownie. Kiedy tylko odwróciłam wzrok od cudu, znowu mogłam nad sobą panować. Przede mną wyrosła jakaś czarna chmura ,a ja od razu zaczęłam biec. Lód był tak śliski ,że co chwilę się przewracałam. Nagle, wielka, silna ręka złapała mnie wpół i z niebywała prędkością , poleciała dalej. Zamknęłam mocno powieki i zaczęłam wrzeszczeć. Ktoś lub coś dotknęło moich ust, zmuszając mnie do zamknięcia się. Stałam w miejscu i cała drżałam. Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam na surową twarz mężczyzny o czarnych włosach i brodzie.
-Uspokój się, córko pierwotnego –powiedział stanowczo. –Nic Ci nie grozi.
Oderwałam od niego wzrok i ujrzałam ogromny ,ciemny pałac, unoszący się w powietrzu.
-Gdzie ja jestem? –spytałam zauroczona tym widokiem. Głos mi drżał z podniecenia i ze strachu.
-Tu będziesz się szkolić –powiedział mężczyzna i zaczął oglądać swoje paznokcie. Kiedy ponownie na mnie spojrzał i zobaczył, że kompletnie nie wiem o co chodzi dodał. –Witaj w Hadesie, Stacy. Jestem tu władcą i noszę to samo imię ,co królestwo.
Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem a ten uśmiechnął się lekko.
-Hadesie? –spytałam z podniesionymi brwiami. –Tym samym co w Greckiej mitologii?
-Tej samej ,córko –usłyszałam drugi męski głos i odwróciłam się w jego kierunku. Ujrzałam wysokiego mężczyznę o surowej twarzy i białych włosach… takich samych jak u mnie. –Witaj z powrotem w domu.
Eleina:
Trzy miesiące zadręczania się negatywnymi myślami zaczynało być nudne. Nie chciałam wypełnić misji jaką powierzyli mi moi boscy rodzice. Była ona taka… brutalna i zła… Chociaż po głębszym zastanowieniu była trochę, podniecająca i korzystna. Zawsze pojawiało się pytanie ,, Co by było gdyby”. Przechadzałam się w ta i we w ta ,po drewnianym pomoście i przy okazji bawiłam się, otaczającą mnie nocą. Zastanawiałam się jak potężna mogę być ,jeśli mam w sobie moc zarówno Nyks, jak i Ereba. Może powinnam stać się boginią? Nie… gdyby miało tak być, Nyks nie spłodziłaby dziecka ze zwykłym śmiertelnikiem ,tylko ze swoim małżonkiem. Może mając w sobie cząstkę dwóch bogów i zwykłego człowieka ,jestem potężniejsza od normalnego boga? Podniosłam lekko kącik ust, ale opanowałam się szybko.
,,Nie myśl o takich rzeczach –skarciłam się w myślach –zaczynasz to przemyślać, jakbyś sama chciała zniszczyć bogów i rządzić światem”
Usiadłam na pomoście i westchnęłam głęboko. Przecież to moje przeznaczenie, zostałam stworzona do tego ,aby pomóc moim rodzicom dojść do władzy. Ale co się stanie ze zwykłymi śmiertelnikami? Umrą? Dreszcz przebiegł mi po plecach na myśl o moim martwym (prawdziwym) ojcu. Pokręciłam szybko głową ,starając się pozbyć tej myśli z mojej głowy. Gwałtownie, podniosłam się z ziemi i przeszłam do sypialni. Spojrzałam na zmiętą pościel ,leżącą na łóżko. Kilka razy odwiedził mnie Apollo , w gorące noce. Cały czas próbował tych swoich sztuczek z uwodzeniem, a ja stawałam się coraz słabsza i nie opierałam się, jeśli dochodziło do namiętnych pocałunków. Muszę przyznać, że nie żałowałam tego co zrobiłam. Nigdy w życiu nie mogłam czegoś takiego doświadczyć ,a teraz czułam ,jakby jakiś ciężar ,który nosiłam przez cały czas opadł, na zawsze. Nagle usłyszałam jakiś huk i odwróciłam się w tym kierunku. Gdy tylko przekręciłam swoją głowę, stanęłam w odległości jednego centymetr od twarzy Apolla. Uśmiechnęłam się i zrzuciłam z siebie jedwabny, czarny szlafrok. Bóg uśmiechnął się widząc że pod spodem mam tylko krótką koszulę nocną na ramiączkach.
-Widzę ,że już wiesz kiedy przychodzę –uśmiechnął się szerzej ,a jego wzrok zaczął błąkać po moim ciele.
-Oh, zamknij się –stanęłam na palcach i zarzuciłam mu ręce na szyję. Apollo nadal uśmiechając się, pochylił i pocałował. Jego usta były takie miękkie ,namiętne, soczyste. Ugryzłam go w dolną wargę ,a ten oderwał się ode mnie zaskoczony.
-Heh, co to było –zapytał z uniesioną brwią.
-Chciałam coś spróbować, zasmakować –uśmiechnęłam się i usiadłam na łóżko ,zakładając nogę na nogę. Bóg podszedł do mnie ,rozpinając swoją białą koszule i położył się obok mnie. Zrobiłam to samo i zaczęłam jeździć ręką po jego torsie. –Nie brakuje Ci zbytnio śmiertelnych kochanek?
Apollo oparł się na łokciu i popatrzył mi w oczy swoimi ,,niebnymi” oczami.
-Nie bądź śmieszna ,dla mnie istniejesz tylko ty –pochylił się i ponownie mnie pocałował. Tym razem mocniej, namiętniej. Złapałam go za twarz i przyciągnęłam bliżej. Ogarnął mnie jego boski zapach. Ah, ta rosa. Bóg złapał mnie w pasie i usadowił na kolanach, nie przestając mnie całować. Podniósł się do pozycji siedzącej i zaczął jeździć rękami po moim całym ciele. Moje ciało dostało gęsiej skórki i zaczęło drżeć. Odchyliłam głowę do tyłu i zaczęłam głęboko oddychać tak samo jak Apollo.
-Zostań ze mną, na zawsze –wyszeptał całując moją szyję. Oh, bogowie jakie to było cudowne!.- Proszę zostań, ja…
-Kochasz mnie? –powiedziałam to wzdychając i wplątywać swoje palce w jego gęste włosy.
-Tak.
Nagle wszystko stało się jasne. On nie chciał żebym wypełniła misji. Zwodził mnie przez trzy miesiące ,abym nie odnalazła reszty z mojego snu. Zaśmiałam się w myślach. Za późno. Zleciłam to innym bogom, którzy chcą coś zmienić w tym parszywym świecie. Gwałtownie wstałam z jego kolan i zaśmiałam mu się w twarz.
-TY TCHÓRZU! –wrzasnęłam ,że kubek z wodą ,który stał obok stolika ,pękł. –JAK ŚMIESZ SPRZECIWIAĆ SIĘ WOLI PIERWOTNYCH I MNIE SAMEJ!!!!
Bóg był zdezorientowany. Otoczyła nas czarna mgła i owinęła się wokół Apolla. Podniosłam ręką jakbym chciała jeszcze bardziej zacieśnić tą pułapkę. Wystarczył jeden ruch ,jeden gest, a mężczyzna zniknąłby z tego świata, a jednak… Nie za bardzo tego chciałam. Ta myśl rozproszyłam mnie i moja obronna mgła zaczęła znikać. Apollo uwolnił się jednym rozbłyskiem światła. Ha! Nie mógł mi tu nic zrobić. To jest domek Nyks, nie jego.
-Nie zabije cię –powiedziałam przeciągle odchylając głowę na bok. – Na razie, a teraz… wynoś się stąd.
Mgła powróciła do mnie i stworzyła długą, ciągnąca się do ziemi suknie ,bez ramion. Nagle rozległ się jakiś dźwięk. Wiedziałam co to i uśmiechnęłam się chytrze. Apollo już znikał ,ale po raz ostatni przesłał mi spojrzenie pełne czułości. Tak, już nie będzie powodów do przesyłania mi takich więcej. Pierwszy uczestnik z mojego snu ,przybył do obozu. Odwróciłam się w stronę drzwi i jak królowa udałam się w stronę mojej towarzyszki zagłady.
PIERWSZA!!!
OPKO, CO NAS ZRESZTĄ W OGÓLE NIE DZIWI, JEST JAK ZWYKLE SUPER! 😉
PS. SKOMENCISZ MI „CÓRKĘ ATENY II (10)”? PLIS :D.
nie zauważył jak jest długie tam mnie wciągneło ^_^
świetne postacie i wszystko to co lubie 😀
czekam na cd
To jest… Wspaniale! Czytalo mi sie to zaje.. , znam ksiazki, ktore sa o niebo gorsze. Staraj sie tylko omijac powtorzen ale w tym opku mam to totalnie gdzies. Cudowne, swietne, uczuciowe, genialnie opisujace sytuacje… Juz uwielbiam Erica, kibicuje Arrel, nie mowiac juz o Stacy. No i oczywiscie Eleina… Chyba najlepsza narracja, jeny, ta postac jest po prostu… Nie wiem jak ja opisac. A poza tym to… Czy tam w dedykacji na prawde jest moj nick…? Przeczytalam 5 razy i nie uwierzylam. Jesli tak to czym zasluzylam, nie rozumiem, to jest za dobre na mnie. Nie mecz wszystkich blagam i szybko pisz cd.
jeju… nie wiem, jakim cudem mialas az tyle swietnych pomyslow na postacie, tym bardziej ze kazdy byl zupelnie inny. jestem pod wrazeniem 😀
Genialne.
Chionediangelo- widzisz jak ty sie dziewczyno rozposujesz?!?!?! Dlatego tez to tobie zadedykowalam 😉 bo zawsze wiem ze mogę przeczytać coś długiego 😀
Hahahahahaha po prostu nie umiem skomentowac takich dziel krotkim zdaniem jejujejuejue pierwsza dedykacja dla mnie, dziekujedziekujedziekuje Nyx! 😀
Teraz będę się zadręczać, czyje to dzieci… Pierwsza narracja trochę… sucha. Za to ostatnia wszystko naprawiła 😀 Czekam na CD.
Oh, God. To było takie… boskie. 😀
Fabuła zapowiada się genialnie. Jest wiele zagadek i tajemnic. Czytelnik nie wie, czego się spodziewać. A ponad to wspaniałe opisy, prowadzenie akcji i przedstawienie bohaterów. Właśnie gdy czytam takie cuda mam ochotę zapaść się pod ziemię z moimi wypocinami. -.-
Jedyne, czego mogę sie przyczepić, to literówki i interpunkcja. Ale i tak nie zakłócają przyjemności czytania. ^^
CZEKAM Z NIECIERPLIWOŚCIĄ NA CD!!!
I thx za dedyczkę. 😉
Wow, Wow, Wow!!!!! JA nie mogę… I ty MNIE chwalisz ??? Dziewczyno – ty pisz książki !!!!!! To jest nienormalne tak pisać. Jak nie napiszesz zaraz wszystkiego do końca, to nie ja będe mieć kłopoty tylko ty!!!