Ostre, białe skały pokaleczyły kolana Ythii. Zamroczyło ją. Próbowała wstać, zachwiała się. Z jej oczu zniknęło całe światło, pozostał sam mrok. Ujrzała Masona. Cały czas tamował wypływającą z jego szyi krew. Krwotok był silny, ale nie śmiertelny. Ythia od razu sięgnęła do swojego plecaka. Wyciągnęła bandaż i zaczęła owijać szyję Masona dookoła. Rana i tak już się trochę zasklepiła, więc opatrunek całkowicie zatamował jej wylew. Mason, na co dzień blady, był teraz zupełnie biały. Ythia usiadła na zimnym kamieniu i położyła jego głowę na swoich pokaleczonych kolanach. Gładziła jego rude włosy. Uwielbiała ich zapach, kolor, szorstkość… Wszystko w nich było wspaniałe.
Dopiero teraz rozejrzała się po okolicy. W zasięgu jej wzroku była tylko równina klifu i odmęty morskiej toni. Niebo przybrało stalowoszarą barwę. Słony wiatr chłostał jej twarz. Z przymrużonymi oczami i z bronią u pasa ciągle rozglądała się dookoła. Dopiero teraz odwróciła się zupełnie. Za nimi stała mała, drewniana, chatka. Wyglądała na opuszczoną. Otwarte okiennice świeciły pustką, uderzając o framugi. W środku nie było nikogo, a dookoła nie było niczego.
Jeszcze przez chwilę zbierała siły. Bardzo powoli i chwiejnie podniosła się z ziemi. Wsunęła Masonowi broń do ręki, był bezwładny, ale gdyby się ocknął miałby się czym bronić. Ruszyła cicho w stronę chatki. W ręku miała sztylet. Przymrużone oczy obserwowały wszystko dookoła.
Była już pod ścianą. Pchnęła spróchniałe drzwiczki, zaskrzypiały. Zajrzała do środka. Była tam ciemność. Jej oczy zaczęły wytaczać duże ilości światła.
Pomieszczenie było małe. Pachniało stęchlizną. Palenisko znajdowało się we wnęce na przeciwległej ścianie. Było pełne popiołu. Po prawej stronie stało drewniane, składane łóżko i szafka nocna. Z posłania zwisały liczne prześcieradła. Mały dywanik zajmował połowę powierzchni pokoju. Pod lewą ścianą stał stary, okrągły stół wsparty na stosach kamieni zamiast nóg. Po obu jego stronach dwa krzesła zajęły swoje miejsce. Jedno było składanym krzesłem wędkarskim, pozbawionym podłokietników. Drugie, prostym, drewnianym, z oparciem. Koło paleniska, obok pogrzebaczy i blaszanego wiaderka, stał taboret na trzech nogach. Nad łóżkiem znajdowały się okiennice, były otwarte, ale zasłony zasłonięte, tak samo z drugiej strony nad stołem, na którym leżał dziergany obrus. Podłoga trzeszczała pod najlżejszym ciężarem. Deski były lekko spróchniałe. Na wszystkim spoczywała cienka warstwa kurzu. Ythia podeszła do okna po prawej stronie. Rozsunęła zasłony wpuszczając światło, z drugiej strony zrobiła to samo. Wytrzepała prześcieradła i rozłożyła je na łóżku. Z jednego zrobiła poduszkę. Wyjrzała przez okno, piętrzył się pod nim stos narąbanego drewna. Zastanawiała się skąd ono się tam wzięło. Spojrzała w kierunku Masona. Ocknął się i próbował się podnieść. Wybiegła z domku i pomogła mu się ponieść. Opierając się na niej dotarł do środka. Położyła go na łóżku, przykryła ostatnim prześcieradłem.
Zaczęło robić się zimno. Mason zasnął, był zbyt wyczerpany, żeby normalnie funkcjonować. Ythia zajęła się rozpalaniem ognia. Przyniosła drewno, rozpaliła. Płomyk tlił się między korą obu kawałków. Zamknęła okiennice i drzwi, za którymi stała komoda. Nie zauważyła jej wcześniej. W pomieszczeniu zrobiło się ciemniej. Przeszukała nowo-znaleziony mebel. Znalazła dwie lampy oliwne. Zapaliła je. Jedną postawiła na stole, a drugą na szafce nocnej. Roztaczały przyjemną, złotą, ciepłą poświatę.
Z plecaka wyjęła chleb i nóż. Ukroiła kilka kromek, w komodzie znalazła kratkę, położyła na niej chleb. Umieściła ją nad ogniem. Czajnik leżał w kącie pokoju. Wyszła z nim na zewnątrz, zalegała w nim duża ilość kurzu. Jak się okazało klif schodził łagodnie w dół wychodząc na zakrytą część lasu. Wchodzą klika metrów dalej Ythia znalazła źródło słodkiej wody. Wymyła czajnik i nalała tam do pełna wody. Wróciła do chatki. Chleb się zarumienił, zdjęła go i postawiła czajnik na kracie. Dosypała suszonych listków mięty. Obudziła Masona, przysunęła taboret do łóżka, podała mu kilka kromek upieczonego chleba. Popatrzył na nią z wielką wdzięcznością, podniósł się, czule pocałował ją w policzek i zabrał kolację. Herbata się zagotowała, czajnik zagwizdał. Ythia zdjęła go z kraty i postawiła na stole. Z plecaka wyjęła kubek termiczny. Nalała naparu i podała go Masonowi. Usiadła z powrotem na taboret obok łóżka. Była wycieńczona. Chciała płakać, krzyczeć, ale nie robiła nic. Nie wiedziała gdzie są, czy ktoś ich ściga i czy jest na tropie… Bała się, że nie mają lepszej kryjówki, ale nie chciała ryzykować zdrowia Masona kryjąc się w lesie. Tu były lepsze warunki, lecz było ich tu łatwiej znaleźć. Mogła mieć tylko nadzieję. Zaczęła się trząść z zimna i wyczerpania. Z rezygnacją oparła głowę na dłoniach, łokcie wbijała w pokaleczone kolana. Chciała płakać, ale nie zrobiła tego. Nie chciała być słaba. Szybkim ruchem rozpuściła włosy, spuszczając je na twarz. Ukryła ją również w dłoniach.
Siedziała cicho, Mason wyczuł, że coś jest nie tak. Sam był na siebie zły. Zrzucił wszystko na nią, na jego ukochaną. Kochał ją i oddałby za nią życie, a to Ona musiała się nim zajmować. Wystawił się na tego durnego psa! Jak mógł być taki głupi?! Obarczał się winą za wszystko co się stało. A teraz leżał tu pochłaniając wspólną kolację, a Ona siedziała obok. Była przemarznięta, wyczerpana i załamana. Nie wiedział jak ją pocieszyć.
– Posłuchaj… Ja… Przepraszam, to moja wina…- powiedział po długim milczeniu.
Ythia podniosła głowę, miała podkrążone i zaczerwienione oczy.
– Jak możesz tak mówić? To nie Twoja wina, to ja nas tu przeniosłam skazując na porażkę… I to przeze mnie tu jesteśmy! Nic nie jest Twoją winą! To ja nas straciłam!- powiedziała łamiącym głosem.
– Jesteś wspaniała, że nas tu przeniosłaś, nie rozumiesz? Gdyby nie Ty już by nas złapali, może byśmy już nie żyli… Ale jesteśmy tutaj. Cali i w miarę zdrowi. Nic nam nie grozi. Wszystko będzie dobrze…- szepnął podnosząc się z wysiłkiem na łokciu.- Ja Ci tylko przeszkadzam, tylko Cię spowalniam. Ale i tak nie mamy gdzie uciekać… A nie dam rady bez Ciebie żyć! Nigdy Cię nie zostawię samej chociaż wiem, że sobie poradzisz.
Ythia uśmiechnęła się kącikami ust. Patrzyła mu głęboko w oczy, uśmiechały się. Przytuliła go. Położyła się koło niego i wtuliła się w jego pierś. Objął ją i mocną ścisnął. Była przemarznięta. Cała się trzęsła, ale powoli jej przechodziło.
Uspokoiła się.
Zasypiała.
Oboje zasypiali.
Łał świetne. bardzo m się podoba i chce więcej.
Pozdrawiam,
Annabeth1999.
PS Skomciałabyś moje opowiadanie pt.: ,, Kamienna łza”
ALE MEGA <3
Uwielbiam Ythię ! 😀
I mam wrażenie, być może błędne, że Mason jest trochę podobny do Peety xD
Pisz dalej, cukierku ^^
WOW
Uwielbiam to opko.
Pisz dalej nasz talent.
Czekam na CD
Całkiem dobre jak na wieś… wsio… Tajemnicze, ciekawe, dramatyczne. Po przeczytaniu stwierdzam jedno ; nigdy nie wiesz, niczego na pewno…
Takie spokojne i wyciszające. Zwykłe, nic specjalnego się w nim nie dzieje, a mimo to jest… urocze, ze tak powiem. Pełne ciepła.
Tak. Ciepło jest, zdecydowanie. Ale, choć wolałabym o tym nie informować, występują także powtórzenia Proszę Cię, Delfio, ZRÓB COŚ Z TYM, BO CHOLERY (choroby) DOSTANĘ!!!
PS: Jak tam świnki morskie?
Super. Powalające opowiadanie, Delfio ;).