Tak sobie grałam w Wiedźmina i mnie napadło. Wyszło słabo ale cóż, trzeba coś w końcu wstawić. W środku opowiadania pojawi się ‘boga’ z małej litery bo chodzi o boga greckiego mimo tego, że jest to prawdą i jeśli chodzi o Boga. Co do imion to Panades – ostatnio uwielbiam imię Pandora ale jedna bohaterka w moim innym opowiadaniu już takie ma więc powstała mieszanka Pandory i Chione Co do Curian to z galicyjskiego (na google translate znalazłam taki język i mi się spodobał) – zmodyfikowane słowo ‘lecznicza’. Inocente-też z galicyjskiego chociaż łatwo domyślić się co znaczy. Niewinna. Chyba zacznę się uczyć tego języka 😀
PANADES
Rozdział I
Ogień.
Spacerowała po kamiennej drodze dotykając koniuszkami palców wysokiej, wysuszonej trawy. Słońce powoli znikało za horyzontem pozostawiając za sobą fioletową poświatę. Uśmiechnęła się. Biała sukienka powiewała na lekkim zefirku. Wietrzyk igrał z nią. Można było usłyszeć lekki śmiech kiedy począł zabawę. Rozstawiła szeroko ręce i zaśpiewała starodawną pieśń, którą znały jedynie driady mieszkające w lasach na skraju ziemi. Ostatnie promyki płomiennego rydwanu Apolla prześlizgnęły się między jej rękoma. Zamknęła duże, zielone oczy i trzymała je zamknięte dopóki okolica nie pogrążyła się w mroku. Długie, czarne rzęsy nie rzucały już cienia na zaróżowione policzki.
Otworzyła oczy. Nie było już w nich nic z dawnej radości i szczęścia. Były ciemno niebieskie. Przenikliwe. Wiecznie podejrzliwie zmrużone. Kasztanowa burza loków opadała na jej nagie ramiona.
Postawiła pewny krok przed siebie. Szła nader majestatycznie. Może nawet nie dotykała stopami zimnych kocich łbów. Przeszła przez bramy brudnej wioski. Znali ją tutaj, mimo, że rzadko widzieli kiedy wchodziła do karczmy czy domu kupca. Spojrzenia wieśniaków gdy ją więc zobaczyli były pełne przestrachu, ciekawości nienawiści i podziwu zarazem.
Mała dziewczynka umorusana ziemią podbiegła do niej z wyciągniętą pulchną rączką, pragnącą dotknąć czarnego materiału okrywające ciało kobiety.
…Dziewczyna pogłaskała dziecko po policzku i uśmiechnęła się radośnie. Obie rozpromienione…
Nie. Nie jest już tą samą osobą, nikt już jej takiej nie pamięta, to nie tutaj, nawet nie w tym stuleciu. Jest Wiedźmą. Owocem związku herosa i bogini. Dziecka Pana Podziemi i Hekate.
Odepchnęła rękę wywracając latorośl. Stara kobiecinka krzyknęła ale nie śmiała się sprzeciwić ani podejść. Twarzyczka dziecka stawała się coraz bledsza, w końcu prawie całkowicie przeźroczysta.
Martwa. Przerażenie w oczach kobiety trwało ułamek sekundy. Po chwili tylko uśmiechnęła się brzydko i weszła do swojego domu. Nic jej nie groziło, wszyscy się jej bali.
Mogłaby zapłakać. Kiedyś. Teraz jedynie westchnęła i rzuciła się na ogromne łoże pokryte futrami nieznanych w tych stronach zwierząt. Pewnie w tej chwili zbierano zwłoki dziecka. Mogłaby je uzdrowić ale po co? Tylko straciłaby przez to autorytet.
~ ~ ~
Po domu rozległo się donośne pukanie.
– Cholera. – miękka, królicza skóra, którą kobieta polerowała sztylet spadła na posadzkę. –Galiusie, jeśli to ty to obedrę cię ze skóry już czwarty raz w tym tygodniu! – krzyknęła z tak rzadko widzianym uśmiechem na jej ustach.
– N-n-nie pani – zza drzwi kobieta usłyszała cichy szept.
Ciekawa nowego głosu, nierozsądnie otworzyła je na oścież. Przed nią, a właściwie prawie pod nią stał mały chłopiec ze słomianym kapeluszem na czole. Uśmiechnęła się do niego zachęcająco (Przynajmniej tak jej się zdawało). Podły nastrój zniknął wraz z nastaniem ranka.
– B-b-o k-k-toś chce się z panią spotkać i… – przerwał.
– No, spokojnie, kto taki? – rzekła, zdobywając się na najmilszy ton, który mogła z siebie wykrzesać.
– Ja n-n-ie… O jednenastej w nocy z-z-a karczmą! – szepnął i uciekł w popłochu.
– Jasne, jasne, już lecę na mojej miotle – krzyknęła zdenerwowana za chłopcem potrząsając swoją nieuczesaną czupryną. Następnie machnęła ręką i przymknęła drzwi aby uniknąć zaciekawionych spojrzeń.
~ ~ ~
- Co ja właściwie robię, na co mi to wszystko… Psia mać! – kobieta gderała próbując wydrzeć suknię z ciernistych gałęzi.
Mimo zapewniania siebie przez cały dzień, że nie ruszy się z domu, ciekawość zwyciężyła i o dziesiątej trzydzieści była już na podwórzu.
Zwinnym ruchem wyrwała resztki materiału z krzewu i dumnie uniosła głowę. Następnie powolnym krokiem udała się w kierunku wskazanego przez dziecko miejsca.
~ ~ ~
- Curian… Co ty… Jak to… – czarownica chyba po raz pierwszy nie wiedziała co powiedzieć.
Przed nią, we własnej osobie stała jej siostra. Jej proste, długie, czekoladowe włosy wystawały spod czarnego kaptura zasłaniającego pół twarzy. Pełne usta kobiety co chwila były mocno zaciskane.
- Przecież ty… – zaczęła cichym głosem. Po chwili doszła do siebie i odzyskała swoją normalną postawę. Przytuliła sztywno córkę Hekate i spojrzała się w jej tak samo granatowe oczy. – Powiedz mi natychmiast co się stało.
- Nie mogę teraz… Panades… Potrzebuję cię, mam problem. Nie mam czasu ci tłumaczyć, proszę cię tylko o jedną przysługę. Wiem, że od ostatniego… Nieważne. Po prostu zrób coś dla mnie i cokolwiek miałoby się zdarzyć, trzymaj się tego co ci powiem. – Pane prawie nie poznała głosu siostry. Donośny śmiech zastąpił teraz prawie nie słyszalny, zachrypnięty i szybki szept.
- Ale…
- Proszę cię. Posłuchaj mnie teraz uważnie i nie pytaj o nic. Po prostu zrób co ci mówię. Wpadłam w poważne kłopoty… Za dużo tego żeby teraz ci to tłumaczyć… Po prostu tam skąd przybywam nie traktują takich jak my jak tutaj, w Sarten. Nie mówiąc już o tej małej wsi. To znaczy do pewnego czasu tak było, pracowałam jako medyczka ale rdzenni mieszkańcy Noverd wiedzieli, że za dobrą zapłatą umiem co nie co poczarować… Potem po prostu zadarłam z niewłaściwymi ludźmi i…
- Curi, nie oszukuj mnie dobrze? Szczerość chyba w takim momencie jest najważniejsza. Horkarci? – przy ostatnim słowie głos wiedźmy się załamał. – To z nimi zadarłaś, czyż nie? To są ci niewłaściwi ludzie?
Horkarci to… zwierzęta. Taplające się w bogactwie. Śmiertelnicy biorą ich za grupę, która po prostu umie znaleźć się przy władzy a jej poglądy są dosyć kontrowersyjne. Podobają się jednak, przecież wszystko można zrzucić na bogom ducha winnych półbogów a potem palić ich na stosie czy torturować! Wystarczy kilka obietnic, miłych słów do przygłupiego władcy i… rozpętuje się piekło. Wioski zostają palone, osadnicy korzystający z usług wiedźm, wieszani… To jednak w najgorszych przypadkach w których król daje się podejść. Potem tylko traci władze, zostaje opętany przez Horków. Normalnie, władcy ograniczają się do palenia na stosie, wieszania czy topienia poszczególnych, najczęściej zgłoszonych przez wieśniaka chcącego się wzbogacić o parę rittów, półbogów.
- To nieważne… – Curian wycedziła. – Muszę już iść, po prostu zrób to co mówię. Jutro udasz się do Noverd. Pójdziesz do karczmy „Pod Twierdzą Rodviekken” prowadzonej przez krasnoluda Erfena. To przyjaciel. Spytasz się go o Inocente. Przedstaw się, będzie wiedział o co chodzi. To co ci da jest najważniejszą… yhm… rzeczą jaką posiadam. Nie mam możliwości być opiekunką dla… tego. Przewieziesz to w miejsce, które sama uznasz jako bezpieczne. Jeśli nie będzie już owego, dostaniesz wiadomość. Zrobisz wszystko co będzie w niej powiedziane. Będę w Noverdzie ale nie zobaczysz mnie. Muszę się ukrywać. Jeśli coś mi się stanie… Kocham cię, pamiętaj. Przepraszam za tamto. To moja ostatnia prośba. Muszę się ukryć gdzieś na krańcu świata. Pewnie i tam mnie znajdą. – uśmiechnęła się krzywo.
- Nie możesz tak… Dobrze. Wiem, że wiesz co robisz nawet jeśli… – oczy Panades pokryła szklana warstwa. Curian. Jedyna ważna dla niej osoba na świecie była w niebezpieczeństwie. – Postawię to co mi przekazujesz ponad wszystko. Przysięgam na Styks. – wyszeptała. Obie wiedziały, że chodzi tutaj o życie. Jej, przyjaciół czy całej wioski.
- Bądź dzielna. – Curi wyszeptała.
Po chwili wpadły sobie w ramiona i spędziły tak niewiadomą ilość czasu.
~ ~ ~
Zaczęło padać. Panades zmusiła spoconą kasztankę do przyspieszenia kroku. Gdy dojechały pod mury miasta, rozpętała się prawdziwa ulewa. Kobieta pospiesznie zsiadła z konia, wręczyła kilka rittów młodemu chłopakowi, który odprowadzi go do stajni i włożyła ciemno-zielony kaptur na głowę.
Miasto było nader czyste w porównaniu do Sarten, nie mówiąc już o wsi Perrisan. Mimo deszczu, na ulicach panował gwar rozmów i chrzęst przejeżdżających powozów. Trudno w takim miejscu się zgubić a z umiejętnościami wiedźmy, droga do karczmy stanowiącej jej cel była śmiesznie prosta. Kobieta skokami pokonała schody i otworzyła ciężkie drzwi. Uderzył ją zapach alkoholu oraz swąd spoconych ciał mężczyzn. Było tam zbyt duszno, muzyka była za głośna a ludzie zachowywali się podle, jak to zawsze w takich miejscach.
Pane zsunęła kaptur z głowy i potrząsnęła mokrymi włosami. Obiegła chłodnym wzrokiem całą sale i ruszyła do krasnoluda roznoszącego miód pitny.
- Erfen? – zapytała się szorstkim tonem.
- Nooo a jakże! Co tu panienkę o takiej porze zanosi? Chyba nie do mnie panienka przyszła, choć rad byłbym jak nic! – jego donośny, tubalny głos rozbrzmiał po sali.
- A do ciebie, do ciebie – zdobyła się na miły ton. – Przybywam od Curian. – ściszyła ton.
- Yhmm… – krasnolud niezauważalnie kiwnął ręką wskazując na małe drzwi za stołem. Roześmiał się głośno. – Ach oczywiście! Już prowadzę, cóż za niespodzianka! – powiedział trochę zbyt radosnym tonem, co i tak pijanym zebranym w karczmie nie robiło żadnej różnicy.
Zamknęły się za nimi drzwiczki.
- To jak, co z tą przesyłką, Erfen? – coraz bardziej zaciekawiona, spytała.
- Toż Curian nic ci nie powiedziała…
- Co! Co miała mi powiedzieć!
- Ta przesyłka… No toż przecież dziewczynka! – teraz prawie szeptał. – Córka Gromowładnego! Dlatego takaż ważna i dlatego tak ją ścigają! Kochana Curi znalazła ją błąkającą się po kanałach. Mała powiedziała, że uciekła z loszku. Bili ją tam i znęcali się nad nią. Następnego dnia miała jechać do Morrinam, a tam przecie siedziba Horkartów!
Panades zbladła. Dziecko… Dziecko! To chyba najgorsze co mogło ją spotkać. Ach, Curi wiedziała, że nie wiedźma nie pojechałaby tutaj gdyby znała prawdę. Ale przyrzekła, musi być opiekunką dla córki Zeusa.
- Ja… Och… – westchnęła. – W takim razie spieszmy się, nie ma czasu.
W tym momencie drugie drzwi rozwarły się. Wyszła zza nich drobna, chuda postać. Jej twarzyczka była prawie biała. Szare oczy świdrowały człowieka na wskroś. Najdziwniejsze w niej były włosy. Prawie białe, zmieszane z odrobiną błękitu i szarości. Dopiero po chwili Panades zorientowała się, że dziecko to właściwie już nie dziecko. Na jej oko miała już jakieś trzynaście lat. Dziewczyna lekkim, zwinnym krokiem weszła do pokoiku.
- Witaj – Pane zmusiła się do uśmiechu. Ostatnimi czasu musiała robić to często. Zbyt często.
- Pomińmy grzeczności, musimy coś zrobić! Curian ma kłopoty a ty tak stoisz? Jedźmy, zróbmy coś! Nie boisz się chyba! – Inocente podniosła głos.
‘ Głupie dziewczę, nie rozumie o co chodzi i jeszcze pyskuje! Curi poświęciła dla niej życie!’ wiedźma w myślach uderzyła dziewczynę w twarz.
- Nawet się nie waż… – Ino wycedziła. Jej oczy przybrały odcień chmur burzowych.
Panades tylko się roześmiała.
- Uciekamy. I to raczej ty mi się nie waż nawet jęknąć, moja siostra… Nieważne, idziemy.
Wiedźma i dziewczyna uściskały Erfena i podziękowały mu. Ten rozpromieniony odprowadził je do drzwi. Następnie wręczył Inocente kaptur, bo przez jej włosy łatwo było ją rozpoznać.
Gdy wyszły, słońce oplotło ich twarze. Po deszczu nie było śladu, nie licząc kilku kałuż.
- Curi coś mówiła na temat tego gdzie mamy się udać? – Pane przerwała ciszę.
- Nie wiem, sama podobno powinnaś na to wpaść. – dziewczyna odparła szorstko.
Po bezmyślnym okrążeniu kilku domów i minięciu kilka razy tego samego budynku, heroski usłyszały wrzaski ludzi. Mimo tego, że dawno nie powinno być ich już w mieście, udały się w kierunku harmideru.
- SPALIĆ WIEDŹMĘ! SPALIĆ WIEDŹMĘ! SPALIĆ WIEDŹMĘ! – niejasny bełkot uformował się w dwa słowa. Dwa słowa tak często wymawiane w ostatnich czasach. Dwa słowa przynoszące śmierć niewinnym kobietom. Dwa słowa, które…
- Bogowie! – przerażona czarownica krzyknęła na wdechu. Wiedziała co się dzieje aż za dobrze.
Łapiąc za rękę córkę Zeusa, ruszyła biegiem przed siebie. Na środku rynku stał ogromny stos. Kobieta przywiązana do pala spokojnie wpatrywała się w nicość. Jej zielona suknia powiewała na wietrze. Proste, czekoladowe włosy były sklejone od krwi. Z nosa ciekła jej czerwona osocza.
Śmierć, śmierć, śmierć. Nikt nie ma prawa decydować o tym kto ma zginąć oprócz boga. Zdecydowanie nie może być to niedouczony plebs czy patrycjusze szukający rozrywki. Nikt. Nie Horkarci, nie król, inny heros.
- Curian – czarownica wyszeptała na wdechu. Z oczu pociekły jej łzy, których nie miała nawet zamiaru otrzeć.
Oczy Inocente były szeroko otwarte. Pełne gniewu jak również strachu. Dziewczyna była teraz dziewczynką. Ścisnęła mocniej dłoń Panades.
Wzrok Curi powędrował w kierunku siostry. Kiwnęła lekko głową. Rozumiały się bez słów.
Panades mogłaby zabić wszystkich ludzi tu zebranych ale nic by to nie dało. Złapaliby ją i gromowładną. Zabiliby je. To ostatnia rzecz której Curi pragnęła.
Stos zapłonął.
Paniczne spojrzenie Curian.
Usta otwarte od krzyku.
Niema prośba.
Curian z uśmiechem zamknęła oczy. Panades przerażona wpatrywała się w to co zrobiła. Zabiła swoją siostrę. Wiedziała, że jej pomogła, że to nie bolało, że nie zginęła w męczarniach. Przecież sama o to prosiła. Mimo tego, w głębi duszy pojawiła się natrętna myśl, która wykańcza ludzi w takich momentach.
Panades jednak zagryzła usta i zacisnęła powieki.
Nie była już tą dziewczyną co kiedyś, śpiewającą piosenki elfów, spacerującą po polach.
Była kimś silniejszym.
Tylko dzięki swojej przemianie przeżyła ten moment i ten czas.
Tylko dzięki temu uratowała Inocente
Tylko dzięki temu udało jej się w późniejszej historii
Tylko dzięki temu wiedziała gdzie teraz się udadzą.
Pierwszy raz nie żałowała, że jest sobą.
Przepraszam, nie mam siły tego sprawdzać, jest po dwunastej a jutro na siódmą do szkoły i egzamin. Mam nadzieje, że nie jest strasznie. Pisać CD czy nie?
Bardzo mi się podobało ;). Imię jest bardzo ciekawe.
Jak to, „pisać, czy nie?!” OCZYWIŚCIE, ŻE TAK! Ten tekst jest naprawdę dobry, nie znalazłam w nim błędów, poza kilkoma zagubionymi przecinkami, posiada genialną fabułę, wciąga jak czarna dziura i te opisy… Jesteś jedną z moich ulubionych pisarek na blogu 😀 A to coś znaczy
Nawet jeśli błędy są, to ja też ich nie zauważam. Widzę za to zajeświetną treść: przebogatą fabułę, oryginalny świat i doskonale nakreślone, nieco tajemnicze postaci.
PANADES, KIBICUJĘ CI!!!
Usmiecham sie do siebie jak kretynka od paru minut i nie wierze, ze to napisalyscie. Jedne z najmilszych slow, ktore przeczytalam. (dotyczacych mnie). Wasza opinia jest dla mnie bardzo, bardzo wazna. Dziekuje, ogromnie mnie wspieracie.
Jak nie wspierać rozwijającego się geniusza? To nasz obowiązek, a nawet, gdyby nim nie był, musimy to robić z własnych chęci 😀 Poza tym to prawda!
Jeszcze się pytasz czy pisać cd?! Pisz pisz jak najszybciej! 😀
Jak tak można? Pytam się: JAK TAK MOŻNA?! Jak można stworzyć tak wspaniałe dzieło? Zakochałam się w tym. W tych barwnych opisach, wzruszających momentach, idealnie opisanych uczuciach, niebanalnych bohaterach, ciekawie rozwijającej się fabule…
PS.Wpatruję się w przestrzeń za oknem i cały czas mam przed oczami płonącą na stosie Curian. Och… To jest tak niesamowite i smutne…
PSS.BŁAGAM, BŁAGAM NIE MĘCZ NAS! PISZ CD!!!
Dziękuje Wam tak bardzo, bardzo, bardzo. Miałam fatalny humor, myślałam, że to opko będzie porażką. Tak strasznie mi miło, że sie Wam podoba. Po napisaniu tego poszłam ryczeć w poduszkę z myślą, że jestem beznadziejnym beztalenciem a teraz jakas iskierka nadziei się pojawiła. Dziękuje, dziękuję, dziękuję.
Miałam dziś okropny dzień, jutrzejszy będzie jeszcze gorszy ale dzięki Wam przestałam się przejmować aż tak. Dziękuje po raz setny
Ależ, nie masz za co dziękować! Zasłużyłaś na to i jeszcze więcej!
PS.Trzymam kciuki za jutrzejszy dzień.
Super!