To opowiadanie dedykuję Bogince, za wspaniałe pomysły na opowiadania, pisanie na chacie o około pierwszej nad ranem, a przede wszystkim za to, że czyta Nową Wielka Przepowiednię. To dzięki niej powstało właśnie to coś poniżej 😉 Choć dedykuję je również pozostałym osobom piszącym na chacie, które mnie tak szybko zaakceptowały (zaakceptowały, prawda?! xD) proszę, bądźcie wyrozumiali jeśli chodzi o interpunkcję, błędy językowe i szyki w zdaniach, bo wypadłam nieźle z wprawy (co nie oznacza, że macie nie krytykować xD)
Stanęliśmy naprzeciwko potworów. Szybko wszyscy omietliśmy wzrokiem sytuację.
Próbowałam zachować optymizm, ale coś mi to nie szło najlepiej. Wrogów było zbyt wielu. 15 pterosproutów, z 10 lejzigonów, 5 potwórów tak starych, że nie znałam ich nazwy. Nie wyglądały jednak przyjaźnie w żadnym wypadku.
Musiałam szybko coś wymyślić. Moje szare komórki pracowały na pełnych obrotach.
Dobra.
Sara wyczaruje niewidzialną tarczę ze spiżowymi ostrzami skierowanymi w stronę potworów. Jednakże stawiam, że zabije ona jakieś 4 stwory, po czym zostanie zniszczona i potwory dalej ruszą na nas. Zostanie ich jeszcze około 20. Każde z nas zabije pewnie około 3 potworów. Teoretycznie powinny zostać ich już wtedy tylko 2. Sara rzuciłaby jakieś zaklęcie i po krzyku.
Problemem były jednak te potwory, których nazwy nie znałam. Wyglądały one jak niezniszczalne. Miały jakiś gruby twardy pancerz oraz zakrzywione dzioby drapieżników. Przypominały jakiegoś ogromnego ptaka ze szponami, którego celem było zabicie nas wszystkich. Miałam wrażenie, że nawet wspólnie nie będziemy w stanie pokonać jednego potwora tego rodzaju , a co dopiero 4 pozostałe! Plus nie zapominajmy o lejzigonach i pterosproutach.
Nie mieliśmy szansy uciec. Te bydlaki latały i z tego co wiedziałam, to bardzo szybko. W takim razie musieliśmy walczyć i mieć jakąś taktykę i plan. Żałowałam, że nie ma tu mojej mamy czy Mii. Ale teraz musiałam myśleć tylko o tym, by maksymalnie wykorzystać nasze siły i nie dać się zabić.
– Sara! Potrzebuję jakiegoś dużego dzbanka, wiadra, beczki, czegokolwiek! – krzyknęłam przed siebie, bo nie byłam w stanie zobaczyć chwilowo niewidzialnej Sary.
Nagle pod moimi nogami znikąd pojawił się ogromny cebrzyk na wodę.
– Cindy! – zawołałam.
– Taaaak? – spytała przerażona dziewczyna.
– Wypełnij to czymś mocnym a później skieruj na potwory, tak jak to zrobiłaś wtedy! – rozkazałam.
– To nie wystarczy – stwierdził Chris.
– Wiem. Ale im zaszkodzi, prawda? A teraz tak: Lily, postaraj się zrobić jakieś dziury w ziemi, w które powpadają te potwory, cokolwiek. Zajmij się tylko tym. Chris, Jason i Billy – my będziemy z nimi walczyć. Rozumiecie wszystko? – wytłumaczyłam im pokrótce mój plan.
Nie był jakiś genialny. Ale innego wyjścia nie było. A przynajmniej ja go nie mogłam znaleźć.
– Wiesz, że to nie musi wypalić. – powiedział ostrożnie Billy.
Spojrzałam na niego wzrokiem, który mówił wyraźnie: pewnie, że raczej nie wypali….
I potwory dotarły do nas sekundę później.
Jak przewidywałam, 4 pterosprouty i 1 lejzigon rozbiły się i wyparowały na tarczy utworzonej przez Sarę. Następne przeszły już bez problemów.
Jeden z tych najstraszniejszych potworów wpadł w otchłań utworzoną przez Lily. 3 lejzigony upadły na ziemię po ,,napoju” Cindy. Wtedy dziewczyna wkroczyła do walki.
Była dosłownie taka jak na swoich wspomnieniach, które ujrzałam. Niezwykle precyzyjna, silna i skuteczna. Powaliła na ziemię 2 pterosprouty i 1 lejzigona.
Ja, Billy i Chris zajęliśmy się pozostałymi czterema najgroźniejszymi potworami (Jason strzelał do nich z łuku).
Od razu zobaczyłam, jak niewielkie szanse mieliśmy. Może pterosprouty i lejzigony skupiły się na Cindy czy Lily, ale te stwory były znacznie gorsze. Jason wykonał parę doskonałych strzałów, ale odbijały się one od ich pancerza. Równie dobrze mógł rzucać zapałkami w te potwory. Syn Apolla zaczął szukać ich słabego punktu, kiedy ja z Billym i Chrisem próbowaliśmy nie dać się zabić.
Jeszcze nigdy nie czułam tak bardzo, że przegrywamy. Dawałam z siebie wszystko, widziałam, że moi towarzysze również. Ale nie byliśmy niezniszczalni, a te potwory najwyraźniej były…
Wtedy stało się coś jeszcze gorszego.
W oddali zobaczyłam czarną plamę. Wciąż skupiając się równocześnie na potworach, jak i na tej plamce zauważyłam, że powiększa się ona i układa w jakieś sensowne kształty. To byli ludzie. A jak się później domyśliłam, herosi, którzy przeszli na stronę Gai.
Wtedy mnie olśniło. Zairyfonuję do Obozu Herosów! Kiedy zobaczę się z Dionizosem, on pomoże nam! I może jeszcze wezwie mojego tatę i mamę i pozostałych obozowiczów np. na pegazach, aby przybyli nam na odsiecz!
– Sara!!! Pomóż im, muszę coś zrobić!!! – krzyknęłam.
Kiedy zobaczyłam płomyki otaczające potwory i próbujące je rozproszyć, wiedziałam, ze Sara mnie usłyszała i pobiegłam szybko nad wodę. Weszłam do niej i wysłałam porządną falę w stronę potworów. Pospiesznie zrobiłam tęczę.
– O Irydo, bogini tęczy, pokaż mi Dionizosa, dyrektora Obozu Herosów!
I wtedy usłyszałam głośny krzyk Billyy’ego.
– ZOSTAW GO!!! KONIEC!!! GIŃ!!!
Natychmiast odwróciłam się w tamtą stronę. Zobaczyłam Chrisa leżącego na ziemi i Billy’ego, który krzyknął na potwora tak głośno, że nawet ja usłyszałam to będąc oddalona od niego o jakieś dobre 100m. dosłownie sekundy po swoich krzykach Billy wbił swój miecz głęboko w ziemię. Stałam jak skamieniała. Nie wiedziałam co się stało i dlaczego Billy zrobił to, co zrobił.
Każdy na chwilę zamarł, łącznie z potworami. A po tej chwili stało się mnóstwo rzeczy naraz.
Ziemia zatrzęsła się mocno, zaczęła pękać, zaczął wiać wiatr z zawrotną szybkością. W tym samym czasie Billy wyleciał w powietrze z krzykiem, a w tym czasie wiatr Jakimś cudem omijał mnie i moich towarzyszy, a atakował wrogów, którzy skierowani przez wicher wpadali w dziury w ziemi, które z pewnością nie były sprawką Lily. Miejsce, w którym przed chwilą znajdowali się herosi służący Gai – ziemia pod ich stopami eksplodowała. Wszystko to działa się przez zaledwie kilka sekund równocześnie. Kiedy wszystkie potwory wylądowały gdzieś pod powierzchnią, zobaczyłam…
Billy’ego spadającego z nieba.
Chłopak krzyczał, miotał się, aż w końcu spadł na ziemię nie robiąc sobie krzywdy. Wstał i spojrzał na nas przerażony.
Nikt się nie odzywał.
Po paru sekundach jednak usłyszałam:
– CIndy?
Obróciłam się do tyłu i zobaczyłam cały obóz na śniadaniu. Wszystkie pary oczu były wlepione w Billy’ego. Z wyjątkiem jednych.
Dionizosa, który patrzył na swoją córkę.
CDN
Bardzo ciekawe. czekam na cd
Nieźle, nieźle… Piszesz coraz lepiej i ciekawiej 😀 Jak ten Billy to zrobił?! Chcę wyjaśnienia w kolejnej części!
Masz świetny styl, Twoje opisy zwalają z nóg, a błędów nie zauważyłam… Jedno ale: POWTÓRZENIA!!! Zrób coś z nimi, bo wszystko mi psują
PS: Dziękuję za dedykację 😀
Tak, idealnie ukazałaś usposobienie Dionizosa do dzieci. 😀
Fabuła jest genialna. Co do błędów to znalazłam jeden, mało znaczący. „Ja, Billy i Chris” powinno być raczej „Billy, Chris i ja”. Wymienianie siebie jako pierwszego nie jest… nie nie wiem jak to ując, ale nie przejmuj się tym, bo jestem ostatnio lekko przeczulona na temat tego błędu.
Tak czy siak opowiadanie prześwietne. Czekam ze zniecierpliwieniem na cd. 😀
Chyba ze dwie literówki wytropiłam, no i WKU[Rydzyk wkracza z cenzurą] mnie pisanie liczb cyframi, ale to szczególik is- opowiadanie (po długiej przerwie) nadal zachwyca!
dziękuję wam wszystkim za pozytywne opinie 😀 Arachne, wybacz, powalczę z moim lenistwem i następnym razem już będę pisała liczby słownie 😉 postaram się unikać powtórzeń (zawsze się staram, ale teraz spróbuje jeszcze bardziej xD) i ogólnie ulepszyć wszystkim pod względem języka itp, itd. jeszcze raz dziękuję 😀
Bardzo ciekawe opko ;D cały czas czekam na CD (mam nadzieję że szybko się ukarze) :X
postaram się jak najszybciej 😉
Bardzo mi się podobało ;). Masz fajny styl.
dziękuję wam wszystkim, jestem mile zaskoczona dobrymi opiniami 😀