Okej, miałam w życiu koszmary od których moczyłam łóżko w pokoju ale ten koszmar wywierci mi się w pamięć na wieki.
Jasne, oślepiające światło paliło mnie przez chwile w oczy i poczułam się jak na siedzeniu u dentysty. Usłyszałam szum wody jakbym była nad morzem. I także zapach polnych kwiatów i sosny.
I nagle zgasło wszystko i znów byłam w ciemnościach. Poczułam się jak na scenie; słyszałam echo moich kroków i głosu ,gdy pytałam czy ktoś tu jest.
-Cóż ,Max – mówiłam do siebie – to się dopiero nazywa mieć pustkę w głowię
Odpowiedziała mi cisza.
-Może jak powiem trzy razy „Sok z żuka” czy jakoś tak, to coś się zdarzy? A może mam wyklaskać „We will rocku you” i nagle się obudzę w domu?
Znów cisza
-Cholera! Co za głupi sen! Czemu nie mógł mi się przyśnić Joanny Deep!?
I cała sceneria się nagle zmieniła. Mrok zmienił się w park. I chyba nawet wiem ,jaki. To Hyde Park w Londynie. Bywaliśmy tam czasami na szkolnych wycieczkach a mi to miejsce się najbardziej spodobało. Musiał to być najcieplejszy dzień Londynu bo park był przepełniony staruszkami w strojach do biegania i słuchawkami w uszach, ludźmi z pasami na spacerze, ludźmi zakochanymi idącymi pod rękę i masą gołębi próbujących znaleźć coś do jedzenia.
Stałam na ścieżce i jakaś para właśnie we mnie weszła. A dokładniej prze zemnie przeszła. Jakbym była hologramem lub duchem. Szczęśliwa para zakochanych poszła dalej.
Po przeciwnej stronie ścieżki była ławka. Na niej siedział jakiś mężczyzna , chyba w wieku dwudziesty lat. Dobrze zbudowany, ubrany w spodnie w kant, eleganckie buty, rękawy białej koszuli podwinął a marynarkę przerzucił przez ramię. Włosy miał koloru rdzawego-brązu a skórę miodowego odcieniu. Był przystojny ,lecz siedział smutny zapatrzony w drzewa naprzeciw niego. Oczy koloru czystego błękitu były puste jakby spały.
Po chwili dosiadła się koło niego jakaś kobieta. Miała chyba też z dwadzieścia lat, mlecznobiałą cerę, duże i ciemne niebieskie oczy, zgrabna figurę i falę kruczoczarnych włosów sięgających jej do łokci. Była ubrana w krótkie spodenki, baleriny i koszulkę na ramiączkach. Nie zauważyłam na jej twarzy ani grama makijażu a i tak wyglądała przepięknie.
Młody mężczyzna spojrzał z jawnym zaciekawieniem na kobietę obok. Z jego oczu znikła pusta a pojawił się błysk zainteresowania. Dziewczyna odwróciła na chwile wzrok na osobe obok i uśmiechnęła się wdzięcznie i odwróciła wzrok na starą wypłowiałą książkę leżącą na jej kolanach.
Teraz scena przypominała ,jakąś głupawą chwile z komedii romantycznych. Mężczyzna obok rozejrzał się czy nikt nie patrzy i minimalnie się przysunął bliżej w kierunku kobiety. Ona nie zauważyła tego ciągle czytając. Znów się przesunął. I znów. Znów
Dopiero po chwili zauważyłam ,że kobieta uśmiecha się lubieżnie wpatrzona w książkę. Tak naprawdę to obserwowała poczynania mężczyzny kątem oka z trudem powstrzymując śmiech.
-Co pani czyta? – zapytał facet lekkim tonem gdy tylko znalazł się dość blisko by zacząć rozmowę
–Cierpienia Młodego Wertera. Czytał pan? – zapytała uprzejmie odwracając wzrok od kartek. Oczy jej się śmiały a na usta wypłynął radosny uśmiech
-Od początku do końca – oznajmił z dumą mężczyzna także się uśmiechając – Tylko szczerze powiem ,że głupi był ten Werter
-A to czemu?
-Ogłupiła go miłość do Lotty. Zamiast dać sobie z nią spokój on tylko pogłębiał swój żal patrząc na Lotte i Alberta.
-Ale był zakochany – broniła go dzielnie kobieta – Tak bardzo ,że nie zważał na to ,że cierpi bo wystarczyło mu tylko patrzenie na nią by poczuł się szczęśliwy. Czy był pan kiedykolwiek zakochany tak bardzo ,że z żalu mieć myśli samobójcze ,panie…
-Colin. Colin Jordan. I nie, nie byłem aż tak zakochany by zabić się z miłości. A pani była, panno…
-Hekate
Colin spojrzał zaskoczony na Hekate
-Rodzice kochali miologie grecką – wyjaśniła Hekate – Ale można mi mówić Kate
Colin rozpłynął się w uśmiechu
-To Kate, co robisz dziś wieczorem? – ukazał wszystkie zęby w uśmiechu
I scena ulotniła się jakby była dymem. Znów byłam w ciemnościach. W powietrzu czułam zapach lawendy i szałwi.
-Co to miało być? – zadałam to pytanie samej sobie
Cisze przerwały dudnienia. Jakby gong. A najgorsze było to ,że byłam jakby koło tego gongu. Uderzenia dźwięku były tak silne ,że mózg mnie rozbolał. Zatkałam uszy rękoma ale dźwięk się nasilał z każdym uderzeniem. Ból był niewyobrażalny. Padłam na kolana i położyłam się w pozycji embrionalnej. Poczułam łzy pod oczami i pozwoliłam im popłynąć.
-Skończ! Błagam! – krzyczałam w próżnie pragnąc by ból się skończył
Trzęsłam się i kolejne spazmy przychodziły nie spodziewanie. Czułam się jakbym umierała.
I nagle ucichło wszystko. Słyszałam tylko echo swego szybkiego oddechu i przyspieszone bicie serca. Ciało ciągle mi się trzęsło ale dziękowała losowi ,że gong się skończył. Z trudem podniosłam się do pozycji siedzącej. Byłam teraz gdzieś w górach. Poznałam to po tym ,że śnieżyca piekłam mnie w oczy a gołe ramiona trzęsły mi się z zimna.
Z trudem stanęłam na nogi i rozejrzałam się po okolicy. Za wiele nie widziałam przez śnieżyce. Widziałam tylko zarys gór i zamazany obraz słońca u góry. Usłyszałam za sobą jakiś warkot ,ale to wystarczyło by moje ciało spięło się do gotowości i obróciłam się na pięcie.
Stanęłam przed wejściem do jaskini. Szerokie wejście było czystym odmętem ciemności lecz ja nie poczułam strachu. Wręcz przeciwnie. Poczułam bijące od tego jakby…przyciąganie.
Weszłam do jaskini i poczułam jakby ciepłe ramiona otoczyły mnie ,za co byłam wdzięczna bo nadal trzęsłam się nie ubłaganie. Cisza w jaskini wręcz ogłuszała lecz nadal czułam się dobrze tam. Nagle na końcu jaskini zalśniło coś. Jakby czyjeś oczy. Wielkie i ciemnoniebieskie jarzyły się w ciemnościach jakby miały być znakiem ostrzegawczym. Niebieskie tęczówki wpatrywały się we mnie a ja czekałam na jakiś znak.
-Kim jesteś? – zapytałam słysząc jak mój odbija się echem po jaskini
Oczy nadal się we mnie wpatrywały bez mrugnięcia. Nagle poczułam na ramionach czyjeś ciepłe ręce i jakiś głos koło mojego ucha mówiący:
-Pamiętaj Maxim, nie wszystko co jasne jest dobre – powiedział to stuprocentowo głęboki kobiecy głos
Chociaż mówiła szeptem jej głos także odbił się echem po jaskini a mnie ciarki przeszły po plecach. Chciałam się odwrócić ,lecz delikatne ręce na mych ramionach były jak z żelaza, unieruchamiając mnie w miejscu. Czułam oddech kobiety na karku ,ale nie bałam się jej. Jakiś wewnętrzny instynkt podpowiadał mi bym się nie bała tego głos. Kierując się ciekawością zapytałam;
-Kim jesteś? – powtórzyłam to pytanie zadziwiająco spokojnie nadal pragnąc się obejrzeć
Nastała napięta cisza i już myślałam ,że tajemniczy glos mi nie odpowie gdy poczułam przeszywający na wskroś ból na lewym ramieniu. Stęknęłam i chciałam obejrzeć szybko ,co się dzieje ale nadal czułam tę dziwną moc która mnie unieruchamiała.
-Zostałaś stworzona do wielkich czynów, Maxim. Nie zniszcz tego. Zostałaś naznaczona piętnem ,które będzie ci to przypominać. Spełnij zadanie ,jakie ci dałam albo zginiesz w straszliwych męczarniach – powiedział głos takim spokojnym tonem jakbyśmy rozmawiały na temat pogody lub przy herbatce
-Kim jesteś? – powtórzyłam te słowa pewniejszym tonem ale przez zaciśnięte zęby bo poczułam jakby małe języki ognia szalały na skórze ramienia
-Twoją matką, Maxim.
Słowa zabrzmiały większą zgrozą niż w Gwiezdnych Wojnach w scenie gdzie Wader mówi Lucowi ,że jest jego ojcem. Tylko ,że ja znieruchomiałam zaskoczona a nie krzyknęłam jak mała baba
Ale nie mogłam zbytnio rozmyślać nad znaczeniem tych słów. Wszystko rozpłynęło jakby było domkiem z kart.
Obudziłam się na łóżku ,co było dziwne bo jestem na sto procent pewna ,że to nie łóżko w akademiku szkolny ani w Nowym Jorku ani w Londynie a nigdzie indziej nie było mnie. Chyba…
Głowę miałam ciężką i nie mogłam się zbytnio obejrzeć. Jedyne co widziałam to drewniany dach i chyba coś jak zasłony w szpitalach lecz te były zrobione z kremowego płótna. W powietrzu czułam przeróżny zapach kwiatów, ziół i innych trochę mniej przyjemnych zapachów jak jakaś maść i reszta szpitalnych zapachów. Mój mózg za alarmował czując ,że jestem w nieznanym dla mnie miejscu. Chciałam odwrócić głowę ale poczułam przeszywający ból w czaszce. Syknęłam z bólu i poruszyłam lewą ręką ,która zapiekła bardziej niż przedtem. Jęknęłam i ugryzłam się w język by nie rozpłakać się jak dziecko. Ale serio; czułam się jakby mnie potraktowali tym śmiesznym znaczkiem którym naznacza się krowy! A piekło jak diabli.
Usłyszałam szuranie zasłony i moje serce przyspieszyło czują zagrożenie. Wróg czy przyjaciel? Nie mogłam się obejrzeć gdyż ciało miałam jak z ołowiu a gdy już się poruszyłam to czułam ból. Nie ma co Max, w gorsze sytuacje by nawet James Bond nie wpakował. On przynajmniej miał ten fajny zegarek a ty jesteś głowa jak Święty Walenty! – narzekał mój mózg. Naprawdę, to mówienie do siebie w myślach tylko na złe mi wyjdzie.
Myślałam gorączkowy gdy nasłuchiwałam kroków intruza. Usłyszałam dźwięk naczyń i ciche westchnięcie. Kobiece. Czyli nie może być za silna. To muszę zapamiętać. Intruz jeszcze czegoś poszukał ale potem usłyszałam skrzyp krzesła już bliżej łóżka. Myśl, Max, Myśl! Kurczaki, czuje się jak w milczeniu owiec tylko ,że zamiast grać tam policjantkę gram ofiarę. Super, ekstra!
Serce zatrzymało się na chwile widząc czyjąś rękę powoli przesuwającą się do mojej głowy. Instynkt dał górę nad bólem i mocnym chwytem złapałam intruza za nadgarstek. Usłyszałam cichy krzyk pełen przerażenia i z pewnością kobieta zaczęła szamotać dłonią. Nie puszczałam jej i z trudem uniosłam się do pozycji siedzącej. Każda komórka ciała protestowała temu w szczególności ręka która trzymała nadgarstek wroga ale przygryzłam dolną wargę i wręcz warcząc ze złości spięłam mięśnie szykując się do walki.
Okazało się ,że mój wróg to dziewczyna przypominająca elfa. W wielkich , lekko skośnych, brązowych oczach dostrzegłam błysk przerażenia a ruda burza loków była niczym nieokrzesany ogień na jej głowie. Patrzyła teraz w moje oczy i w jej oczach przerażenie wzrosło. Potrząsnęła jeszcze raz ręka ale nie zwolniłam uścisku. Serce kołatało mi się w piersi a ból wręcz otępiał mi zmysły. Co się ze mną stało?
Jakoś udało mi się uwolnić chudy nadgarstek dziewczyny czując znów ,że mięśnie boleśnie się rozgrzewają do walki. Mały elf szybko przycisnął rękę do piersi i odskoczyła przerażona. Usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła i ujrzałam na podłodze skorupki miski pomieszane z jakaś żółtą mazią. Przeniosłam wzrok na dziewczynę która nie spuszczała ze mnie czujnego wzroku z moich oczu.
-Kim jesteś? – zapytałam ochrypłym głosem z trudem się rozpoznając. Co jest z moim głosem. Chciałam coś jeszcze coś powiedzieć ,ale zaniosłam się donośnym kaszlem. Gardło bolało jak diabli a to tylko zmagało otępienie.
-Jestem Wirginia – oznajmiała dziewczyna po chwili nadal nie spuszczając jej z oka
Była ubrana w dżinsy już nie pierwszej młodości, pomarańczowa koszulkę ,lecz nie zdołałam odczytać napisu a na szyi miała dwa małe koraliki z jakimś rysunkiem. Nogi miała bose z paznokciami pomalowanymi na różowo.
-Co mi zrobiliście? – zapytałam powoli suwając nogi z łóżka. Gdy nogi dotknęły zimnego drewna nie byłam stuprocentowo pewna czy utrzymam się na nich. Czułam się jak żelek namoczony w wodzie; miękka, bezwładna i wiotka. Stęknęłam znów gdy podparłam się na chwile na lewym ramieniu. Przegryzłam już wargę do krwi chcąc powstrzymać potok łez. Nie rozpłacze się przed nie znajomą. Już wole depilacje woskiem.
-Nic. Zszyliśmy ci ranne na głowie i podaliśmy środki lecznicze. Spałaś cały tydzień – oznajmiła już trochę odważniej Wirginia widząc ,że w takim stanie jestem bezbronna – Już myśleliśmy ,że nie żyjesz lecz Chejron się uparł byś leżała z innymi obozowiczami.
Głowa dosłownie mi pękała. Za dużo informacji i pytań na raz na mój powolny mózg. Kto to Chejron? Jacy obozowicze? I jakie środki lecznicze?
Chciałam stanąć na nogi ,lecz gdy tylko przeniosłam ciężar ciała na kolana to upadłam jak długa na kolana z cichym stęknięciem. Wylądowałam na boku ,głową uderzając o belki podłogi. Ból w głowie się nasilił a mi zaczęło szumieć w głowie. Odgłosy koło mnie były jakby przyciszone lub gdzieś daleko za mną. Potrafiłam się tylko skupić na bólu rozchodzącym się po moim ciele. Krzyknęłam z bólu ,gdy ktoś mnie dotknął w ramię ale on też się wydawał być daleki.
Chyba ta cała Wirginia potrząsnęła mną i zaczęła coś do mnie krzyczeć. Albo po kogoś krzyczała? Nie byłam pewna. Wiem tylko tyle ,że zacisnęłam oczy i zgrzytałam zębami chcą w jakimkolwiek złagodzić ból. Boże, Buddo, Zeusie, Maryjo, Judaszu, wielki makaronowy stworze ktokolwiek, błagam skończcie te męczarnie!
Poczułam podlecami czyje kroki koło mnie na drewnianej podłodze i podniesione głosy. Chyba Wirginia błagała o pomoc a chłopak krzyczał ,co się stało. Wirginia za szybko mówiłam bym coś zrozumiała ,ale chyba chciała by chłopak położył mnie na łóżku. O nie, nie, nie, nie! Jeśli jeden dotyk Wirginii bolał tak bardzo to ,co będzie jak chłopak mnie przytrzyma?
Próbowałam jakoś zaprotestować ,lecz skończyło się to tylko ja kolejnym stęknięciu. Pierwsze ,co poczułam to ciepłą dużą rękę przesuwająca się po moich włosach. Poczułam także jego oddech na uchu i chyba szeptał mi „Dasz rade, mała. To potrwa chwile”. Nie wiedząc ,czemu te słowa mnie w minimalnym stopniu ukoiły. Głos ,który to mówił był zarazem słodki i głęboki.
Pomimo słodkich obietnic, gdy tylko poczułam jego rękę na ramieniu aż zakwiliłam z bólu. Kojący głos szepnął coś ,ale za bardzo szumiało mi w głowie bym zrozumiałam cokolwiek. Potem poczułam jak ręce chłopaka łapią mnie pod kolanami i pomimo mych łez i słabych protestów podniósł mnie bez żadnych trudności. Jakbym ważyła tyle co piórko. W normalnej sytuacji bym protestowała by ktokolwiek mnie podniósł gdyż jestem za ciężka nawet dla wózka widłowego ,lecz moje słabe protesty zdały się na nic. Podałam się i pozwoliłam głowię opaść bezwładnie. Spoczęła na jego piersi gdyż słyszałam lekko przyśpieszone bicie serca chłopaka. Skupiłam się na dudnieniu serca i przez chwile mi to pomogło. Mimo ,że ból nadal był jak milion małych igiełek to mała i słodka muzyka jego serca pozwoliła mi na chwile zapomnieć o bólu. Otoczyło mnie jego ciepło jak ciepła pościel a pachniał mydłem i perfumami dla facetów. Taka słodka mieszanka…
Uspokój się Maxim! Gadasz jak potłuczona romantyczka! – w miarę szybko jej mózg wysłał ostrzeżenie.
Gdy tylko poczułam pod łokciami szorstki materiał pościeli wiedziałam ,że teraz zaboli. I nie myliłam. Chyba krzyknęłam ale ten odgłos też się wydawał daleki. Ciepłe ramiona gdzie znikły ale poczułam na głowie rękę która uspokajająco mnie głaskała po głowie. Pewnie przez przypadek chłopak dotknął rany na mojej głowię i jęknęłam z bólu, zgrzytając zębami.
Zabijcie mnie! Krzyczałam w myślach pragnąc by ten ból się już skończył. Głos chłopaka, który chyba coś mówił do Wirginii, był coraz bardziej zagłuszony. Nie wiele czuła; tylko jak czyjeś ręce wysmarowują moją nogę i ramię jakąś lepką mazią i ciepłą rękę na głowię. Usłyszałam znów krzyki sprzeczki już bliżej mnie. Nie wiem o co się kłócili ale po chwili ucichli a ja poczułam w ustach rurkę. „Wypij to, pomoże Ci, mała” szepnął mi głos koło ucha. O dziwo posłuchałam. Nie miałam żadnej siły na sprzeciwy i pytania ,co mi podają. Postanowiłam zaufać głosowi i zaczęłam pić.
Po pierwszym łyk pomyślałam ,że umarłam. Smak napoju miał wyśmienity smak. Przypominał mi smakiem lody truskawkowe ale nie takie ze sklepu tylko takie jakie jadłam na wycieczce do Włoch z klasą. Gdy w tedy je jadłam czułam się tak wspaniale z daleka od szkoły. I nie wiem ,na czym polegała różnica ale w Londynie nie było nigdzie indziej takich lodów.
Smak napoju była tak pyszny ,że nie zauważyłam nawet ,że po dwóch łykach przestaje mi szumieć w głowię a po trzecim łyku odrętwienie znikło jak za dotknięciem różdżki. Chciałam jeszcze wypić ,ale rurka znikła i jęknęłam w proteście. Zmusiłam się do otwarcia oczu, błagając o więcej wyśmienitego napoju. I znieruchomiałam
Jasne światło mnie oślepiło na początku ,ale potem dostrzegłam parę oczu wpatrzonych we mnie. Kocich oczu. Sebastian.
Chciałam coś powiedzieć ,ale chłopak tylko pogłaskał mnie po głowię i szepnął chyba „Już dobrze. Śpij, Max”. Byłam tak strasznie zmęczona ,że nie chciało mi się nawet protestować. Oczy same mi się zamykały ze zmęczenia ale ból lewego ramienia nie osłabł.
Zamknęłam oczy a ciepła ręka Sebastiana ciągle mnie głaskała po głowię
Bardzo fajne opko, Parysie. Moją uwagę od razu przyciągnął tytuł ;).
hala drugi! Nom super opko XdD!:D
Ratunku! Wykasuj literówki, błędy interpunkcyjne i powtórzenia, bo mnie do zawału prawie doprowadziły! Jak w tak cudownym tekście o ciekawej fabule, niebanalnych bohaterach, genialnych opisach uczuć i miejsc mogą być tak banalne błędy?
Jakim cudem Boginka może mi czytać w myślach?!
Te fragmenty z Sebastianem są słodkie! 😀 Od poprzedniej części zastanawiałam się czy jej matką jest Hekate czy Nyks, ale teraz jestem już pewna, która. 😀 Pisz cd tak szybko jak możesz. 😀