Moja przyszłość zostaje zaplanowana
Spytacie pewnie, jak to jest być synem bogini niezgody. Pewnie ciągle się z kimś sprzeczam, hm? Nic z tych rzeczy. Szczerze mówiąc nigdy się z nikim nie pokłóciłem. Ja je tylko stwarzam. Najlepsi przyjaciele? Rodzeństwo? Para? Małżeństwo? Znajomi? Nie ważne, skłócę każdego. Niestety to nie zawsze jest długotrwałe, to zależy od psychiki danej osoby. Percy i Annabeth są herosami. Percy na dodatek jest synem herosa z Wielkiej Trójcy, jest naprawdę potężny. Nie skłócę go na długo. Szczerze mówiąc już powoli zaczął się godzić z Annabeth. Ale za to mam pewną przewagę podczas bitew. Nie odziedziczyłem po matce siły fizycznej, bo zwyczajnie jej nie posiadała. Za to mam wrodzony dar szybkiego denerwowania ludzi. Mogę sprawić, że bezmyślnie zaatakują, żeby wyładować swój gniew. Wtedy robię unik i atakuję niemal bezbronnego herosa odwróconego do mnie tyłem.
Dobra, koniec o umiejętnościach, teraz powiem co nieco o moim domku. Ma numer dwudziesty ósmy. Zrobiono go z jakiegoś wyszlifowanego, czarnego kamienia. Przypomina trochę ten kamień, z którego robi się nagrobki, ale budowniczy tego akurat domku, dzieci Hefajstosa zapewniały mnie, że to całkiem co innego. Przy jego projektowaniu postawiono na prostotę. Nie znajdziecie na nim płaskorzeźb, ani nie ma jakiejś nieregularnej formy. Jedyną ozdobą jest krótki portyk wsparty na dwóch kolumnach, znajdujący się na frontowej części budowli. Aby dojść do drzwi, również czarno-szarych, trzeba wejść po krótkich schodkach. Wszystkie brzegi są kanciaste. Po bokach budynku znajdują się duże, również kanciaste okna w stylu klasycznym. Właściwie, to cały ten domek został wybudowany w klasycyzmie, ale co tu się dziwić? To obóz dla synów i córek bogów greckich. Największą uwagę przykuwa jednak znajdujący się na górze portyku symbol złotego jabłka, z prawdziwego złota.
W środku jest dość ponuro. Pomimo dużych okien coś sprawia, że atmosfera jest mroczna. W środku stoją dwa łóżka. Uznano, że póki co tyle wystarczy – byłem jedynym synem Eris, który pojawił się w Obozie podczas ostatnich dwudziestu lat. Kiedy próbowałem dowiedzieć się czegoś na temat Jake’a Torsse’a, bo tak się nazywał mój brat, niechętnie go wspominano.
Byłem w Obozie już czwarty dzień. Nie czułem się tu jak w domu. „Nie przywiązuj się do tego miejsca” – mówił głos mojej matki w snach. Poza tym drobiazgiem koszmary mnie nie nękały. Wiedziałem, że wkrótce poznam ten „nasz plan”, o którym wspomniała Eris we śnie. Tak, byłem już całkowicie pewny, że to ona do mnie mówiła.
Drzwi do pokoju się otworzyły. Stał w nich jeden z tych dwóch braci. Że też akurat takich palantów musi być dwójka. W każdym razie to był ten, no, Connor albo Travis. Trzymał w ręce kartkę i długopis.
– Kontrola czystości! – oznajmił promiennie. Zaraz jednak uśmiech zniknął z jego twarzy. – Trzymałeś tu jakieś dzikie zwierzę? – spytał zdezorientowany.
Rzeczy były porozrzucane po podłodze. Puste opakowania po nachosach ją „zdobiły”. Na nie pościelonym łóżku, na którym leżałem, znajdował się popcorn. Szafa była otwarta i straszyła Hooda swoim wnętrzem – wrzuconymi byle jak nie poskładanymi ubraniami. Przy drzwiach leżała roztłuczona miska, sądząc po ciapie na dywanie miała na zadanie przechowywać kisiel. Obok leżały zabłocone buty, tarcza i lekko wygięta włócznia, którą miałem zamiar oddać do dziewiątki, żeby mi ją naprawili.
– Kyle, no nie wiem, to jest masakra – stwierdził Connor.
– Zabawne… – mruknąłem.
Uśmiechnąłem się, ale było to celowe. Syn listonosza natychmiast złapał haczyk.
– Co cię tak bawi? – spytał zaciekawiony.
– Nie, nic… Jesteś taki podobny do swojego brata… Macie identyczny sposób mówienia. Wygląd. Zachowanie. Nie wiem, czemu bogowie nie postanowią cię zabić. Przecież i tak nikt by nie cierpiał, będą mieli Travisa, który i tak jest identyczny. – Oooo, gdybyście widzieli jego minę! Czerwone Hermesiątko. Dosłownie.
– Nie jestem taki sam! Wyglądamy podobnie, ale charaktery… Nie wierzę, że powiedziałeś to o śmierci! I czemu akurat mnie ktoś miałby zabić, a nie Travisa, co? – ależ on wybuchnął! No trudno, nie chcę zmywać ani sprzątać, mam gdzieś, że będzie to kosztem czyichś relacji rodzinnych.
– Och, Connor, nie oszukuj się. Dobrze o tym wiesz. To, jak Travis próbuje się wyróżnić, wybić ponad ciebie, czasem nawet cię poniżając za plecami. Przecież wiesz, jak jest – no i stało się, ale i tym razem nie wściekał się na mnie, tylko na swojego brata. Rzucił kartką i długopisem o ziemię i wyszedł szybko z pokoju. Ze spokojem obserwowałem, jak opada ona powoli na resztki kisielu. „Niedługo to posprzątam, taaa” uspokajałem się.
Leżałem jeszcze na łóżku jakieś pół godziny omiatając wzrokiem sufit. Nie wiem, kiedy zasnąłem. Zdziwiłem się trochę, bo wcale nie chciało mi się spać.
– Kyle… – usłyszałem głos zza pleców. Ten sam, który słyszałem w poprzednim śnie; głos Eris.
– Matko…? – spytałem dość niepewnie. Z początku myślałem, że sen się dopiero kształtuje, ale teraz byłem tego pewny – stałem w ciemności. Nigdzie nie było ścian, podłogi, niczego. Stałem sam pośrodku pustki. Odwróciłem się. Zobaczyłem kobietę, której twarz wydawała mi się być dziwnie znajoma. Zbyt znajoma. Ciemne oczy, w których można było odczytać różne emocje, ale nigdy się nie było pewnym. Tenwzrok, inteligentny, ale żądny kłótni, chaosu. Aż chciało mi się z kimś pokłócić, co było dość dziwne. Zwykle to wokół mnie ludzie się kłócili, ja byłem tylko zwykłym, przypadkowym świadkiem. Teraz wiedziałem, jak czuły się moje ofiary. Spokojnie. Nie denerwuję się. Zawsze jestem spokojny, dlaczego teraz miałoby być inaczej? Uspokoiłem się i chęć kłótni mi przeszła. Eris uśmiechnęła się.
– Doskonale, Kyle. Umiesz opanować gniew.
– Czego chcesz? Czy to ma jakiś związek z planem, o którym mówiłaś? – spytałem podejrzliwie spoglądając matce prosto w oczy. Pierwszy raz w życiu mogłem to zrobić.
– Cierpliwości… Poczytaj mity. O mnie, o Wojnie Trojańskiej. Przyda ci się ta wiedza. A teraz słuchaj. Zeus jest zajęty, ale nie mamy dużo czasu. Nie mogę się z tobą kontaktować, mam zakaz. Ucieknij z Obozu jeszcze dziś, podczas bitwy o sztandar. Zabierz ze sobą dzieci mojej siostry; Nemezis powiedziała im o wszystkim. Uciekajcie Na wschód. Powiem ci, co dalej. Ufam ci. Wszystkie twoje bohaterskie czyny nie pójdą na marne. Uda nam się – powiedziała pośpiesznie.
– Na wschód? Co jest na wschodzie? Po co? Jaki to plan… – każde moje słowo było coraz bardziej ciche, a postać mojej matki coraz bardziej blada, aż w końcu sen zniknął całkowicie.
Obudziłem się. Spojrzałem na zegarek. Za trzy godziny bitwa o sztandar. Wsunąłem na nogi zabłocone tenisówki, porwałem z podłogi wygiętą włócznię i tarczę.
Nie wiedziałem, co o tym myśleć. Nie znam dokładnych planów Eris. A jeśli to jakiś test wyznaczony przez obóz? Sprawdzian wierności? Coś jednak podpowiadało mi, że jest inaczej. Wahałem się, nie byłem pewny, czy oby na pewno chcę to zrobić. Po drodze do biblioteki podrzuciłem dzieciom Hefajstosa włócznię do naprawy. Zapewnili mnie, że do bitwy o sztandar będzie jak nowa.
Biblioteka Obozu Herosów to całkiem spory, niebieski budynek przyklejony do jednego z boków Wielkiego Domu. Wchodzi się do niego właśnie przez siedzibę Pana D. Dowiedziałem się o nim przez przypadek. Nie mamy tam żadnych zajęć, a rzadko kto tam zagląda. Nawet dzieci Ateny. Właściwie, to niewiele osób tam w ogóle było.
Wszedłem szybkim krokiem do Wielkiego Domu. Minąłem kilka drzwi i dotarłem do tych ostatnich. Na zakurzonej tabliczce wiszącej na nich z trudem można było odczytać słowo „Biblioteka”.
Pchnąłem drzwi, które otworzyły się wolno ze skrzypem. Metalowa tabliczka trzymająca się na nich na jednej śrubce odpadła z brzękiem uderzając o podłogę. Szybko wszedłem do środka zamykając drzwi za sobą. Ominąłem kilka regałów, aż wreszcie doszedłem do tego, na którym stały książki rozpoczynające się na literę „E” gwałtownie zwalniając. Przejechałem palcem po kilku grzbietach i zatrzymałem go na księdze podpisanej „Eris”. Przeszedłem jeszcze trochę, aż doszedłem do serii książek o Wojnie Trojańskiej. Przykucnąłem. Nie chciałem brać wszystkich, bo było ich z piętnaście. Otworzyłem pierwszą lepszą, po czym odłożyłem ją z powrotem. Uznałem, że jest napisana w zbyt starym języku, a litery były niemal mikroskopijne. Sięgnąłem po następną. Przekartkowałem ją szukając imienia „Eris”.
– Pomóc w czymś? – Czyjaś ręka złapała mnie za ramię. Krzyknąłem przerażony upuszczając książkę na podłogę odwracając się. Stała przede mną około trzynastoletnia dziewczyna, ale jej oczy wyglądały, jakby miała setki lat. Była dość niska. Jej skóra miała dziwny, zielonkawy kolor. Rude, lekko kręcone włosy opadały jej na ramiona. Spostrzegłem, że wystawały z nich ostro zakończone uszy, jak u elfów. Nie miałem wątpliwości; miałem przed sobą driadę, ducha jakiegoś drzewa.
Spojrzała na książkę o Wojnie Trojańskiej i mojej matce.
– Szukasz czegoś o Eris? – spytała z zaciekawieniem.
– Nie twoja sprawa, driado – mruknąłem zbierając książki.
– Nie musisz być taki niemiły, rzadko miewam gości. Jestem duchem tego buku – wskazała na otwarte okno, przez które wpadały rozłożyste gałęzie drzewa. – Często tu przesiaduję i czytam. Dawno tu nikogo nie było. Ostatnia chyba była Annabeth jak szukała informacji o Kronosie jakieś… Nie wiem, my, drzewa, nie liczymy czasu – ciągnęła.
– Kyle – przedstawiłem się niechętnie. Postanowiłem przenieść je na stolik i tam w spokoju poczytać o bogini niezgody. Driada szła za mną.
– Jeśli chcesz poczytać o roli Eris w Wojnie Trojańskiej, to polecam ci tę. Wszystko jest bardzo zwięźle, ale ciekawie i realistycznie opisane – powiedziała podając mi jakąś książkę. Podziękowałem i usiadłem przy stoliku. Zacząłem od czytania tej pierwszej, zatytułowanej „Eris”. Czytałem szybko omijając większość zdań. Nie miałem wiele czasu. Był tam głównie opis wyglądu bogini i jej charakterystykę. W przypadku tego drugiego to czułem się, jakby ktoś opisywał mnie.
– Zabawne. Inne driady uważają mnie za dziwoląga, bo ciągle czytam książki. A papier przecież jest robiony z nas samych. – Spostrzegłem, że rudowłosa driada siedzi tuż obok, przy stole.
– Czy możesz mi dać spokój? Próbuję się skupić – driada jednak nie poczuła się urażona. Czytałem dalej. Po jakiejś godzinie odłożyłem książkę i sięgnąłem po tą drugą. Zacząłem szukać czegoś o mojej matce.
– Jest na początku, o, tutaj – powiedziała spokojnie wskazując palcem jakiś wers.
– Słyszałem jak inne driady naśmiewają się z ciebie. Uważają cię za niegodną bycia jednym z drzew. Marzą o tym, żeby cię ścięto i przerobiono na książki. – Próbowałem ją rozzłościć. Nic z tego.
– Tak, wiem, może powinni tak zrobić? Byłby ze mnie większy pożytek – odparła, ale nie zamierzała się nigdzie ruszać. Na szczęście nic więcej nie mówiła, więc przeczytałem odpowiedni fragment książki w spokoju. To był sam początek. Opowiadał o tym, jak ktoś brał ślub w jaskini Chejrona. Nie zaproszono tylko mojej matki, która i tak przyszła. Zrobiła awanturę, rzuciła między boginie jabłko z napisem „Dla najpiękniejszej”. Atena, Hera i Afrodyta zrobiły awanturę i się pokłóciły o to jabłko. Spór rozwiązał pasterz o imieniu Parys. Afrodyta obiecała mu za żonę Helenę Trojańską, zatem ją wybrał. Bardzo sprawiedliwe, co? „Która z nas jest najpiękniejsza? Ach, tak, jeśli mnie wybierzesz, dam ci to i to”. Super. W każdym razie ten cały Parys uprowadził tą Helenę. A, i okazało się, że on jest księciem Troi, także Menelaos, mąż Heleny narobił zamieszania i zaatakował Troję. Dalej nie czytałem, ale kojarzę dalszą część z filmu. Po jakimś czasie wyszedłem z biblioteki zostawiając książki na stole. Po drodze odebrałem naprawioną włócznię.
Wszyscy dyskutowali o czymś przed bitwą o sztandar. Herosi wydawali się być jacyś nerwowi, zmartwieni.
– Hej, Kyle! Nie widziałeś gdzieś Connora Hooda? Nie możemy go nigdzie znaleźć. Nikt go nie mógł porwać, bo jak? Zna dobrze ten obóz, więc się nie zgubi. Mógłby co najwyżej uciec, ale po co? Wiesz coś o tym? – spytał Mike podbiegając do mnie. Miał na sobie plecak, pewnie wyjeżdżał do jakiejś szkoły szukając kolejnych herosów.
– Nie wiem. Pewnie robi nam jakiś kawał, schował się gdzieś – uspokoiłem go. Miałem nadzieję, że nie uciekł dlatego, bo troszeczkę nakłamałem o stosunku jego brata do niego. A właściwie to… Co mnie to obchodzi? Nie moja sprawa, nawet nie lubię tych całych Hoodów.
W bitwie o sztandar podzielono nas na dwie grupy. W pierwszej były dzieci olimpijskiej dwunastki, w drugiej tych pomniejszych bóstw. Szanse były raczej równe, bo pomniejszych jest więcej, ale są słabsi. Wytłumaczono mi szybko zasady. Trzeba było wykraść sztandar przeciwnej drużyny i przeprowadzić go na swoją stronę przez strumień. Podszedłem do trójki chłopaków – Wade’a Nakamury, Eddy’ego Pate’a i Kennetha McGinnisa – synów Nemezis, czyli moich kuzynów.
– Znacie plan? – szepnąłem. Najstarszy, Wade kiwnął głową.
– Znamy – więcej już nie rozmawialiśmy.
Mieliśmy Rozbiec się po zachodniej części lasu. Trzymałem się blisko synów Nemezis. Wtopiłem się w nich, zatem Butch, syn Iris, odpowiedzialny za naszą grupę podczas tej bitwy, kazał nam iść razem w centrum lasu. Reszta podzieliła się na dwie grupy, jedna z nich miała otoczyć sztandar, a druga, znacznie mniejsza, przemknąć się bokiem. My, wraz z innymi półbogami mieliśmy odwrócić uwagę wroga w środku. Jest to dość popularna i prosa taktyka, jestem pewny, że dzieci Ateny po drugiej stronie lasu mają na nas coś znacznie lepszego. W każdym razie trzymaliśmy się na uboczu, aby nikt nas nie miał na oku. Po twarzach Nemezisiątek widziałem, że się denerwują.
– Kyle… – szepnął Kenneth – Wiesz coś więcej o tym planie twojej matki? My wiemy tylko od Nemezis, że to ma być coś w rodzaju pomocy wzbicia się w górę poszkodowanej, czy coś takiego. – kiwnąłem głową.
– Mówiła, że mamy uciekać na wschód, a potem da nam dalsze instrukcje. Kazała mi też poczytać o niej mity, zapewne mają one jakiś związek z tym planem. Dziś byłem w bibliotece… – nie skończyłem zdania, kiedy między nami przebiegła piątka dzieci Ateny. Annabeth pchnęła mnie tarczą. Upadłem na bok. Zaraz potem przybiegł Butch.
– Co się dzieje? Nie widzieliście ich?! – spytał rozdrażniony. Nie czekał na odpowiedź pobiegł w stronę naszego sztandaru. Nie miał szans ich dogonić. Dzieci Ateny go zaatakują, a Annabetch przemknie się niewidzialna bokiem. Było już po wszystkim. Jeśli zaraz się nie pozbieramy, stracimy szansę na ucieczkę.
Nie znałem tego planu. Nie znałem swojego celu. Wiedziałem tylko, że matka na mnie liczy. A mówiąc matka mam na myśli boginię niezgody, która robi wszystko, żeby wywołać chaos. To pewnie jest pułapka. Eris będzie jak UFO przeciwko Amerykanom w filmie science fiction – jak silna by nie była, przegra. Obóz Herosów może być moim nowym domem. Tu będę bezpieczny. Będę miał przyjaciół, rozpocznę szkolenie na potężnego herosa.
Wybór był prosty – postanowiłem uciec wraz z trójką kuzynów. Rzuciłem się do przodu, podobnie jak synowie Nemezis. Zniknęliśmy wśród drzew, a ja zastanawiałem się, czy jeszcze tu kiedyś wrócę.
Świetne opo! Bardzo dobrze napisane, nie czytałam poprzednich części, ale obiecuję, że to nadrobię.
Pozdro,
Ann.
PS Skomciałbyś moje dzisiejsze opo Kamienna łza 1, plis?
Pierwsza.
(macha rękami w tę i w tamtą) jestem twoją fanką! Czekam na cd 😀 ta sprawa z Hoodami świetnie wymyślona. Biję pokłony. Końcówka naprawdę mnie zaskoczyła. I masz buziaka za ukazanie Eris jako mściwą i wredną i chamską i sprytną etc. kobietę. Aż Ci zadedykuję jakąś moją pracę 😀
To da się ukazać Eris inaczej? xD Nawet w mitologii nie zaproszono ją na jakieś tam wesele, bo znali jej charakter.
Powiem jedno: masz talent. Nie robisz debilnych błędów, wszystko świetnie opisujesz, ale mimo to akcja się nie wlecze. Czytając opis „porządku” w domku Eris miałam wrażenie, że byłeś w moim pokoju… 😀
MASZ FAJNY STYL PISANIA. OPKO JAK NAJBARDZIEJ MI SIĘ PODOBA. WENY ŻYCZĘ
CHIONE 😀