Od autorki: Tą część dedykuję Annabeth1999, Natenie i mojej koleżance Kamili, która nie ma tu konta, ale wspiera mnie duchowo w pisaniu. Przepraszam, że długo zwlekałam z pisaniem, ale miałam dziwną fazę, podczas której nie mogłam uruchomić Worda. 😛
ROZDZIAŁ VI. Bolesna prawda rodzicielska.
Przypuszczaliście kiedyś, że w trakcie omdlenia można śnić? Ja nie, dopóki nie doświadczyłam tego na własnej skórze.
Wbrew pozorom Adam miał rację. Koszmary u półbogów to norma.
Śniło mi się, że jestem w domu. U mnie na wsi, w moim pokoju, siedzę przy kompie. Od niechcenia przerzucam strony w internecie. Pożar w Koszalinie, korki w stolicy… żaden nagłówek strony mnie nie zachęcił. W pewnym momencie otrzymałam wiadomość na GG (wtedy to był tak wielki hit, że aż szok, że któraś z moich koleżanek je miała).
Spojrzałam na róg monitora. Nieznany numer napisał: „Hej, co tam u Ciebie?”. Kliknęłam na ikonkę rozmowy i odpisałam: „Kim jesteś?”. „Zgadnij, znamy się od kilku lat…”. Od razu wiedziałam. „No niech zgadnę… Damian??”. Mogłam obstawiać reakcję mojego rozmówcy. Nie pomyliłam się. „Co? Przecież wiesz, że Damian nie założyłby sobie takiej rzeczy jak GG!!”. Zaśmiałam się pod nosem. „No to nie wiem… Marek?”. „No zaraz mnie coś trafi… Iga!!!!”. „Wiedziałam.”
Nie będę się zagłębiać w treść naszej rozmowy…
W pewnym momencie napisałam coś w stylu: „Nakreśliłaś to wypracowanie na historię?”. „No… inaczej mama by mi żyć nie dała”. Można się spodziewać do czego zmierzało wypracowanie. „Jakie bóstwo opisałaś?”. „Hadesa, a ty?”. „Dionizosa, polska krew :D”.
W tym momencie usłyszałam pukanie do drzwi. Zbiegłam na dół i uchyliłam deskę oddzielającą mnie od podwórka, zwaną „drzwiami”. Kiedy otworzyłam zobaczyłam faceta z czerwonym nosem, od którego zajeżdżało aż za mocno alkoholem.
-Usłyszałem, że ktoś wymówił moje imię. Mogę wejść?
Zapewne pomyślicie, że jak to w większości historyjek bywa, otworzyłam mężczyźnie drzwi, nalałam mu herbaty i poczęstowałam kawałkiem ciasta. Oczywiście herbata wylądowała w kubku, a ciasto na talerzyku, natomiast facet pozostał na podwórku, a ja zadowolona popijając napój ruszyłam do pokoju.
Zapukał ponownie. Tym razem otworzyłam drzwi na oścież, ale na jego nieszczęście Saba stała przede mną. Wyskoczyła na niego z pazurami, a on nawet się nie poruszył. Pies zatrzymał się w połowie wyskoku, zawrócił i posłusznie usiadł mi przy nodze. Myślałby kto! Saba siedzi przy nodze i to bez żadnej komendy!
-Nie spuszczaj na mnie tego kundla. Jak chcesz się przekonać to mogę ci pokazać jakie monstra są na me wezwanie – skwitował.
-Nie, dziękuję. Saba do kosza – zwróciłam się do psa.
Pies posłusznie ruszył do legowiska, a ja zamierzałam wrócić do komputera.
Ponownie usłyszałam pukanie, jednakże tym razem je zignorowałam. To był błąd.
Zdradzę wam, że do tego momentu, sen był autentyczny. Rzeczywiście, kilka dni po rozpoczęciu tego roku szkolnego, pani od historii zadała nam wypracowanie na temat: „Opisz wybrane przez Ciebie bóstwo greckie, scharakteryzuj jego cechy i dziedziny którymi się zajmowało”. Iga naprawdę opisała Hadesa, a ja Dionizosa. W trakcie naszej rozmowy przez Gadu-Gadu, ktoś zapukał do drzwi mojego mieszkania, ktoś, kto przypominał Pana D., obecnego dyrektora Obozu Herosów.
A od tego momentu zaczęła się fantastyka. Zza drzwi dobiegło mnie gardłowe warczenie i szczekanie. Nie był to jeden pies – coś jakby stado dzikich wilków. Spojrzałam na drzwi, które zdawały się rozpadać pod wpływem nacierania zwierząt. No, to teraz mamie na pewno uda się przekonać tatę żeby kupił nowe drzwi, pomyślałam.
Kiedy do domu wpadło około piętnastu kundli, minimalnie większych od człowieka, wcale się nie zdziwiłam. Ot, stado piesków. Tak, jestem dziwna, do mojego mieszkania wpada stado ogromnych, zmutowanych, dzikich wilków, a ja stoję w miejscu i mam ochotę je przytulić.
Mój entuzjazm rozwiał się dość prędko. Pierwszy z wilków rzucił się prosto na mnie, drugi na Sabę, reszta rozbiegła się po mieszkaniu. Ostatnim widokiem, który widziałam, była krew, płynąca z mojego karku, rozbryzgana na panelach w przedpokoju. 11 sekund minęło, a moja świadomość odpłynęła na zawsze…
Obudziłam się z wrzaskiem. Zdziwiona stwierdziłam, że nie leżę w żadnym szpitalu, więc to wszystko było tylko szokującym snem. Niestety z radości wyrwał mnie radosny dziewczęcy głos:
-No, nareszcie nasz nowy obywatel się obudził.
Próbowałam się unieść, ale na moich kolanach coś spoczywało. Instynktownie zepchnęłam Sabę na podłogę, ale jej to nie wzruszyło. Upadła na ziemię z łoskotem, błyskawicznie zerwała się na cztery łapy, otrząsnęła się z kurzu i ponownie wskoczyła na moje nogi. Postanowiłam, że spróbuje ją zepchnąć jeszcze raz, ale stwierdziłam, że nie będę urządzać jakichś scen w obecności nieznajomych ludzi.
-Jeszcze się policzymy – szepnęłam jej do ucha. Znowu spróbowała się uśmiechnąć.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ściany tutaj były różowe, przy nich stały idealnie czyste łóżka, a obok posłań, toaletki z pełnym zestawem do makijażu. Ostatnie na czym spoczął mój wzrok, to młoda dziewczyna, siedząca na krześle u stóp mojego legowiska.
-Witaj, Kach… Korch… no, wiesz o co chodzi… – zaczęła niepewnie z uśmiechem. Oczywiście już zdążyłam się przyzwyczaić, że większa połowa obcokrajowców nie zdoła wypowiedzieć mojego imienia, ze względu na błahe „r”.
-Tak, wiem. Masz coś mi do przekazania? – niepewnie odwzajemniłam uśmiech.
-Taak… – zająknęła się. Jednak już po chwili znowu powróciła do radosnej postawy. – No, więc kiedy spałaś, uznała cię twoja matka. Jesteś córką Afrodyty.
Szok. Niedowierzanie. Szok. Złość. Szok. Nienawiść. Szok. Wściekłość. Szok. Zdenerwowanie. Szok. Furia.
****************************************************************************
Jeśli spośród dwunastki głównych bogów olimpijskich, miałabym wybrać ulubionych, zawahałabym się, bo lubię dużą ich część. Ale gdybym miała powiedzieć kogo nienawidzę, odpowiedziałabym bez mrugnięcia okiem. Jest tam jedna para, która denerwuje mnie do granic możliwości – Ares i Afrodyta. Oboje zasługują na to specjalizacjami.
Wojna, to jest coś, na co nie mogę patrzeć, nie mogę o tym słuchać, nie mogę przyjąć tego do wiadomości. Bitwy, o których uczyliśmy się na historii, stawały się dla mnie garstką faktów, ubranych w słowa i ustawionych na papierze. Kiedy zaczynałam zagłębiać w to swoją wyobraźnię, bardzo szybko kończyłam. Wizja tylu martwych ludzi, takich zniszczeń, walki ludzi, którzy nie mają podstaw, żeby się mordować. To mnie przeraża.
Natomiast miłość to kwestia sporna. Na razie doświadczałam jej tylko w rodzinie, która i tak jest moją przybraną rodziną, ale nigdy miłością nie wykraczałam poza tą wspólnotę. Uczucie do obcego człowieka, jest dla mnie przerażające, wstrętne, obrzydzające. Na dodatek Afrodyta, cechuje się czymś, czego nienawidzę u kobiet – przesadną dbałością o swój wygląd. Makijaż zasłaniający kompletnie cechy naturalne? Modne, niewygodne, brzydkie ubrania? Wzdrygam się na samą myśl.
Chciałam, żeby okazało się, że jestem córką Ateny, siostrą tylu fajnych ludzi, między innymi małej Annabeth. Ewentualnie córką Posejdona, chociaż to niemożliwe przez ten głupi pakt zawarty po II wojnie światowej. I mam kolejny powód do nienawidzenia Aresa – niemożność bycia potomkiem patrona mojego ulubionego miejsca na świecie – wody (nie licząc lasu, ale nie porównuję tych miejsc). W ostateczności, mogłabym być dzieckiem boga wina (no, to chyba wszyscy wiemy, że teraz nie przejdzie mi to przez gardło), no chyba, że któreś pomniejsze bóstwo zajmuje się dziwnymi zwierzęcymi odruchami.
Moja reakcja była prosta i natychmiastowa. Te wszystkie myśli przeleciały przez moją głowę w ułamku sekundy.
-Słucham?! – skoro zareagowałam, to mogłam już spokojnie rozmyślać nad samobójstwem.
-Twoim ojcem… – zaczęła.
-…jest śmiertelnik, Artur Michajski. Masz jakieś informacje, o których nie wiem? – to przerażające, ale nasze słowa, te które ona zaczęła wypowiadać, skomponowały się. Chciałam powiedzieć dokładnie to samo, ale czy to jest świadectwem naszego pokrewieństwa?
-A twoją matką…
-…jest ta głupia kobitka z Olimpu? Dziękuję, ja chcę już do domu.
Spojrzała na mnie spode łba.
-Ta „głupia kobitka z Olimpu” – otrząsnęła się – to nasza matka, Afrodyta, więc lepiej uważaj na słowa.
-Nie – odparłam. Zrzuciłam psa na podłogę i sama spróbowałam się podnieść. Kiedy stanęłam na nogach, poczułam, że trochę się chwieję, ale Saba zachęciła mnie do krótkiej wycieczki. Zatoczyła wokół mnie kilka kółek i wybiegła z domku. Chętnie wymaszerowałam za nią.
Na obozie życie rozkwitało w pełni. Nowi herosi szybko zadomowili się wśród rodzeństwa, bo wyjątkowo jeszcze przed dotarciem tutaj, wiedzieli kto jest ich boskim rodzicem i nie musieli tłoczyć się w domku Hermesa.
Doszłam do wniosku, że zostałam na obozie dość sławną osobą, bo dużo osób odwracało się za mną lub machało przyjaźnie. Byłam zła, ale udawałam, że jestem pełna radości. Od razu skierowałam swe kroki w kierunku lasu. Po drodze poczułam, że coś ciągnie mnie za rękę.
-Hej – usłyszałam szept.
Spojrzałam w dół. Przy mnie stała szarooka dziewczynka, która sięgała mi trochę powyżej bioder, więc mogłam śmiało obstawiać kogo spotkałam.
-No hej – pogłaskałam Annabeth po głowie.
-Rodzeństwo powiedziało, żebym się trzymała z dala od ciebie, więc pomyślałam, że może zostałybyśmy przyjaciółkami – uśmiechnęła się.
Chyba we krwi miałam przyjaźń z młodszymi ludźmi. Mój tata ma mnóstwo przyjaciół i większych i mniejszych, a mama… wróć. Macocha, tak dobierała swoje koleżanki, żeby nad nimi górować wiekiem. W szkole, młodsi uczniowie chętnie ze mną rozmawiali, bo nie miałam w zwyczaju śmiać się z kogoś dlatego, że mniej wie, czy mniej w życiu doświadczył. Gdzieś kiedyś słyszałam, że to nie wiek decyduje o dorosłości, tylko charakter i umysł.
-Czemu nie – odpowiedziałam. – Ale dlaczego ci zabronili utrzymywać ze mną kontakty?
Wzruszyła ramionami.
-Nie wiem. Powiedzieli, że jestem za mała i nie zrozumiem, jeśli mi wyjaśnią – na jej twarz wpełzł niemiły grymas, ale po chwili znowu się uśmiechnęła.
-No to chyba cię obrazili. Córka Ateny miałaby czegoś nie zrozumieć?
-Nie rozumiem wielu… AAA! – wrzasnęła. Dołączyła do nas Saba, która inteligentnie zauważyła, że się zatrzymałam, wróciła z lasu i ochoczo zabrała się za obwąchiwanie nóg Annabeth.
–Saba, spokój – pomyślałam.
–Ale czy ja cokolwiek robię? – zdziwiła się.
–Obwąchujesz siedmioletnią dziewczynkę, która ma tu się czuć dobrze, a może się ciebie przestraszyć – wyjaśniłam.
Posłusznie odsunęła się od nóg dziecka. Machnęła łapą, tak jak człowiek. To zaczynało być irytujące – jeśli zauważyła kiedykolwiek jakiś gest, który w naszej rodzinie był powszechnie używany, to teraz go naśladowała. I co gorsza – wychodziło jej.
-Saba jest z natury łagodnym psem – odezwałam się.
-Nie mam zaufania do psów – mruknęła Annabeth. Saba warknęła w odpowiedzi. – Gdzie idziesz? – zmieniła temat.
-Do lasu. Umiesz chodzić po drzewach? – kiwnęła głową. Wyciągnęłam w jej stronę rękę. – To chodź.
W czasie krótkiej, przebiegniętej drogi nic nie mówiłyśmy. Dopiero na granicy lasu odezwała się Annabeth:
-Stój. To wygląda podejrzanie – wskazała ręką na ścianę drzew.
-To jest las, on nigdy nie będzie dla mnie wyglądał podejrzanie – odparłam.
-Niby dlaczego? Kupa drzew, nic więcej.
-Czasem mam wrażenie – powiedziałam – że urodziłam się w lesie. Nie umiem wejść tylko na te drzewa, które mają zbyt gęstą zieleń, ale podejrzewam, że gdyby goniło mnie stado wściekłych psów to i na takie bym wlazła.
Annabeth spojrzała na mnie pytająco. Nic o sobie nie wiedziałyśmy, z resztą miała tylko siedem lat, więc używanie przenośni chyba nie było dobrym pomysłem.
-Czyją jesteś córką? – spytała ostrożnie dziewczynka.
Skrzywiłam się.
-Afrodyty – mruknęłam cicho.
-Kogo? Nie dosłyszałam.
Tej najgłupszej baby na Olimpie, pomyślałam.
-Afrodyty – powiedziałam nieco głośniej.
Szczęka dosłownie jej opadła.
-Alaelea – zaczęła się plątać. – Ty w ogóle nie pasujesz do córek Afrodyty. Przecież one nigdy nie odważyłyby się wejść do lasu ot tak sobie, żeby gałęzie nie zniszczyły im fryzur.
-Czy powiedziałam, że jestem jej dzieckiem, bo tak chcę? Nie, nie chcę. Nienawidzę Afrodyty, nienawidzę! – tupnęłam nogą. Annabeth zrobiła krok w tył.
-Nie musisz krzyczeć – szepnęła. – Zaraz się ludzie zbiegną.
Istotnie, w naszym kierunku zmierzało już kilka osób. Bez zastanowienia pobiegłam do lasu, przy okazji donośnie gwiżdżąc. Po chwili do mojego tupania dołączyło uderzanie łap psa o kolki, wyściełające podłoże lasu.
Gwałtownie stanęłam przy drzewie na którym siedziałam ostatnio. Delikatnie chwyciłam jedna gałązkę i ucałowałam ją. To drzewko musi jeszcze poczekać, zanim znów na nie wsiądę.
Pędziłam najszybciej jak umiałam, do czasu kiedy poczułam piekący ból w żebrach. Zatrzymałam się przy jakiejś sośnie i delikatnie uniosłam róg swojej koszulki. Rana po kamieniu jeszcze nie zagoiła się kompletnie, a bieg wcale jej nie pomógł, bo otworzyła się na nowo. Nie wrócę, pomyślałam. Nie dam im tej satysfakcji.
–Jestem za. To tylko stado wyrośniętych bachorów – skomentowała Saba.
–Można cię jakoś wyłączyć? Nie mam prywatności, nawet w myślach, to już przesada!
–Aa… teraz to chcesz żebym się zamknęła? – odcięła się. – Zobaczymy co będzie jak naprawdę będziesz mnie potrzebowała. FOCH! – z perspektywy czasu, zauważyłam, że Saba przewidziała przyszłość. Kilka lat w przód i prawie każda normalna nastolatka ma zaliczonego chociaż jednego „focha”.
–Żartowałam – milczała. – Ej, pies słucha? Halo? Jesteś tam? – załamałam się. – Chcesz kiełbasę? –zauważyłam, że w tym momencie podniosła łeb. – Chcesz, nie?
–Wiem, że nie mogę powiedzieć: chyba czytasz mi w myślach, bo będzie to co najmniej dziwne, ale skąd wiesz?
Zaśmiałam się cicho.
–Znam cię.
Na tyle ile mogła, zrobiła kwaśną minę.
–Jak mi nie dasz w przeciągu 24 godzin, to naprawdę się obrażę – zagroziła.
–Chyba jakoś to przeżyję – stwierdziłam. Jednak naprawdę, bez Saby byłoby mi ciężko odnaleźć się na obozie wśród półbogów.
Schyliłam się nad raną. Trochę się podgoiła, ale daleko jej było do zwykłej blizny. Już wtedy zaczęłam nienawidzić krzemieni, a zwłaszcza tego, że mają ostre końcówki. Nie podobało mi się również to, że Saba także oberwała kamieniem, nawet więcej razy niż ja, a była już w pełni sił i myślała tylko o kiełbasie. Skąd to wiem? Kiedy wytężyłam słuch myśli usłyszałam cichy głos:
–Ciekawe czy da mi białą, czerwoną, swojską czy jeszcze inną? A może da mi coś oprócz tego?
Z trudem powstrzymałam się od śmiechu.
Znalazłam jakieś ładnie rozgałęzione drzewo i delikatnie podciągnęłam się na konar. Kiedy poczułam, że opieram się już tylko na drewnie, moje ciało zelżało, ból przestał dokuczać. W górę, w górę, myślałam. To drzewo było idealne, dlaczego miałabym na nie nie wejść? Owszem, krwawiłam, ale mało mnie to w tej chwili obchodziło.
Raz, dwa, trzy. Pode mną rozciągał się widok czterech metrów drzewa. Miałam jeszcze kilka wzwyż i dostałabym się na sam szczyt. Raz, dwa… ech… dalej nie pójdzie. Ból wrócił.
Delikatnie usiadłam na jednej z grubszych gałęzi i ponownie zajrzałam pod koszulkę. Krew sączyła się małymi wodospadami i nie zamierzała przestać. Zauważyłam, ze ktoś ubrał mnie w pomarańczową bluzkę z napisem „Obóz Herosów” (nie pytajcie w jaki sposób rozczytałam grekę, po prostu poczułam co jest tam napisane). Pełna nienawiści oderwałam kawałek tkaniny i przyłożyłam do rany.
Na początku piekło. Potem musiałam oderwać jeszcze kilka kawałków materiału, żeby zmienić opatrunek z przesączonych, aż w końcu krwotok zmalał. Odetchnęłam z ulgą. Cicho zagwizdałam i po kilku sekundach z uczuciem kompletnego bezpieczeństwa, porwaną bluzką i psem na kolanach zapadłam w niespokojny sen.
Mam nadzieję, że się podobało.
Artemitena
Świetne opowiadanie, mam nadzieję na więcej, bo mogłam sobie wszystko tak dokładnie wyobrazić, że nic mi nie pozostaje jak gratulować wspaniałego dzieła.
Pozdrawiam,
Ann.
PS Dzięki wielkie za dedykację i czekam z niecierpliwością na następną część.
SUPER ;). DAŁAŚ Z SIEBIE WSZYSTKO :D.
Opisy świetnie działają na wyobraźnię, a po moich ustach wciąż błądził uśmiech. Tą Afrodytą mnie zaskoczyłaś… Myślałam, że to będzie Hekate! Ale to właśnie w opowiadaniach lubię: niespodziewane informacje mieszające wszystko, nieprzewidywalnosć. Czekam na więcej
Hekate? Nie pomyślałam o tym, jak wymyślę jakieś nowe opko, to bohaterka/bohater będzie córką/synem Hekate 😀 Specjalnie dla Ciebie 😉 (Piszę na razie jeszcze 2 więc jak je wyślę przed TYM to nie miej do mnie żalu )
Ludzie tak mało komentarzy! To nie ludzkie!!!!
Cóż… Bosko piszesz 😉 Długie… ale to dobrze 😀 Pisz CD 😀
Dzięki za wszystkie pozytywne komenty 😉