Cały tydzień spędzony na machaniu jakimś sierpem i unikaniu ciosów to kompletna masakra. Nasza misja jak dotąd jest spokojna. 7 dni, dwadzieścia dwa potwory, żadnych strat, no i właściwie ja w walce nie uczestniczyłam, gdyż zostałam zamknięta pod pokładem. Nuda.
A jednak to był najbardziej męczący tydzień w moim życiu. Luke nie daje mi spokoju, nawet jak staram się zasnąć. Każdą walkę kończę na podłodze z jakąś częścią mebla przy szyi (naturalnie ostrą). Kto by pomyślał, że tyle razy pokona mnie duch (tak nawiasem mówiąc ten duch potrafi zamienić się w cielesnego człowieka i ma naprawdę dużo siły). Moce Kronosa nie działają na chłopaka, więc nie mam właściwie żadnej przewagi.
Teraz w końcu udało mi się zasnąć, ale jak mam być szczera wolałabym walczyć. Sny ostatnimi czasy stały się naprawdę przerażające. Zawsze wielka sala i pełno luster. Jak wielki labirynt, z którego nie ma wyjścia. Tylko te lustra są naprawdę dziwne. Zamiast pokazać mnie pokazują ludzi, których nie znam. Można by pomyśleć, że to obrazy, ale osoby które tam są poruszają się i wyglądają na takich którzy chcą stamtąd uciec. Wszyscy oprócz jednej dziewczyny. Tamta po prostu siedzi, chyba jest wykończona. Może mieć z szesnaście lat, jest dość ładna. Przypomina mi dziewczyny, które mieszkają w szóstce. Blond włosy, szare oczy, ale tamci są waleczni i się nie poddają. Podchodzę do lustra i kładę ręce na szkoło, które rozbłyskuje i w jednej chwili zaczyna przepływać przez nie życie. Dziewczyna wije się z bólu, a ja czuję energię. Odrywam dłonie i patrzę na osobę za szybą, wiem kim ona jest i wiem co zrobiłam.
-Annabeth? – pytam, ale ona nie odpowiada. Nie ma na to siły. Ja właśnie wyssałam z niej energię. Jeszcze chwila i byłaby martwa. Jeszcze chwila i musiałabym dopisać ją do listy osób, które zabiłam.
-Natalie. – mówi jakiś głos za mną. Boję się odwrócić, więc tylko stoję. – Długo się nie widzieliśmy. – ma głęboki głos, dość łagodny. Odwracam się, ale nie widzę nikogo. Znów jest za mną, czuję to. – Witaj w domu! To miejsce jest twoje. Stworzyłem je specjalnie dla ciebie. Co o nim sądzisz? – pyta i delikatnie dotyka mojego ramienia. – Urosłaś od naszego ostatniego spotkania. Żałuję, że nie mogłem cię wychować, ale byłem uwięziony.
-Kim ty jesteś żeby mnie wychowywać?! – krzyczę i odwracam się tak szybko jak tylko mogę, jednak on znowu jest za mną. – Kim dla mnie jesteś?! Po co ich więzisz?! – pokazuję na lustra.
-Dla twojego dobra. Abyś miała energię, abyś mogła żyć. – szarpie mną gwałtownie i staję przed nim. Teraz wydaję się mała, cała moja złość wyparowała, a na jej miejsce przyszedł strach. – Nie życzę sobie abyś na mnie krzyczała, rozumiesz? – energicznie potakuję. Kątem oka spoglądam na ramie, które robi się czerwone od krwi. Po moich policzkach spływają łzy. Chcę się obudzić, ale wiem, że nic z tego. Tym razem ten sen musi się skończyć.
-Kim jesteś? – ledwo co słyszę to pytanie.
-Co powiedziałaś? – patrzy na mnie wyczekująco. Przełykam ślinę i biorę głęboki wdech.
-Kim jesteś? – teraz mówię to głośno, może nawet za głośno.
-Natalie nie poznajesz mnie? – przez chwilę mam wrażenie, że powinnam go znać, ale nie wiem skąd.
-Ta dziewczyna to Annabeth Chase? – pokazuję na blondynkę, usiłując zmienić temat. On potakuje.
– Moja jedna ze zdobyczy. – uśmiecha się. – Pomogła mi zdobyć inne trofea. – prowadzi mnie przez korytarze. – Przez nie zdobędziesz tyle energii, że starczy ci jej na parę dobrych lat.
Zatrzymujemy się przed trzema lustrami. W jednym z nich zauważam dobrze zbudowaną szatynkę, wyraźnie wkurzoną całą tą sytuacją. Wolę do niej nie podchodzić. W drugim widzę chłopaka z jednym okiem i strasznie sympatyczną twarzą. Przy trzecim lustrze zamieram, gdyż uświadamiam sobie kogo właśnie zobaczyłam. Tego chłopaka znam ze zdjęcia Dori, które mi pokazała. Powiedziała kim on jest. Wracam do pierwszego lustra. Dziewczyna patrzy na mnie tak jakby miała zaraz mnie zabić. Nie wiem co widzi w niej Chris. To jest Clarisse la Rue, córka Aresa.
Cyklop to zapewne Tyson, syn Posejdona.
W trzecim lustrze widzę jego brata. Percy Jackson, niegdyś potężny oprawca Kronosa, dziś słaby blady chłopak, który wygląda jakby zaraz miał zacząć płakać.
Przed sobą widzę całą ekipę poszukiwawczą, której udało się dotrzeć do celu, ale nie udało się jego opuścić.
-Wracając do twojego pytania, jestem twoim ojcem. – patrzy na lustro z Clarisse, która przez cały czas go wyklina. – A ty moja droga córko Aresa już nie jesteś tu potrzebna. – to mówiąc pcha mnie na tafle, w której znajduje się dziewczyna. Chcę odejść, ale on wciąż mnie trzyma. – Nie sprzeciwiaj się moja droga, to daje ci energię, po co chcesz od tego uciekać? – wciąż się wyrywam. On odciąga mnie dopiero wtedy kiedy lustro tłucze się, a w jego drobinkach pojawia się martwa dziewczyna.
Wzrok Clarisse jest pusty, wiem że nie zobaczy już nic więcej. Tym razem śmierć mnie nie cieszy. Tym razem to boli. Jak ja spojrzę w oczy Chrisa i powiem mu, że jego dziewczyna nie żyje? Jak ja mu powiem, że to przeze mnie i mojego ojca?
-I gotowe. – teraz dopiero moja ręka odzyskuje wolność.
-Kim jesteś potworze?! – krzyczę. – Kim naprawdę jesteś?! – jego oczy zmieniają się. Teraz nie są już czarne, tylko złote. Boję się usłyszeć odpowiedź, którą już znam.
-Jestem Kronos. Król tytanów. – odpowiada. – A także twój ojciec.
***
Budzę się.
To tylko sen.
To tylko sen.
To nie jest sen.
To prawda.
Patrzę na moje ramie całe we krwi.
Szczena opadła mi i prawie rozwaliła klawiaturę! Ale JAK MOGŁAŚ ZABIĆ CLARISSE ja się pytam! To nie fair! Ona jest za fajna I biedna Natalie… Szkoda mi jej
[moja szczena wylądowała w innej galaktyce]
[Podpisuje sie pod Arachne]
*się
(a ja się podpisuje pod Chione)
Schizujące, ale… świetne. 😀 pisz szybko cd, proszę! 😀