Sala luster. Znów to przeklęte miejsce. Teraz brak tu jednego zwierciadła, tego z Clarisse. Ona jest już martwa. Kolory ścian zmieniają kolor. Ostatnio były czarne. Teraz wyraźnie widać ciemny czerwień. Kolor krwi.
Przez miejsce przepływa energia. Nie czuję się słabo. Teraz jest dobrze.
Przechodzę przez labirynt uwięzionych dusz. Nie znam tych ludzi, ale wiem, że musieli dużo przeżyć. Inaczej nie byłoby ich tutaj. Dziwi mnie widok dziewczynki, która może mieć z dziesięć lat. Co ona zrobiła, że ją tu zamknięto? Większość osób jest w moim, lub podobnym wieku. Nie zasłużyli na śmierć. Nawet jak zrobili najgorsze rzeczy i tak są lepsi ode mnie.
Podchodzę do luster, w których są uwięzieni Percy, Annabeth i Tyson. Nie wiem po co tu przyszłam. Coś jakby wewnętrzny głos mi kazał. Jakaś kobieta wciąż mi powtarza „zabij synów Posejdona. Zasłużyli na to.” I jeszcze jakieś inne bzdury. Ta kobieta jednak już na tyle opanowała mój umysł, że potrafi poruszać moimi nogami.
-Nie zrobię im nic! – krzyczę do powietrza. – Nie zabiję już nikogo! A ty nic mi nie możesz zrobić! – teraz ona gada coś w stylu, że jak jej nie posłucham to coś mi zrobi i że mam ostatnią szansę na zmianę decyzji. Ja jednak jestem uparta. – Nie zrobię im nic. – powtarzam.
-Sama tego chciałaś. Proszę o podanie pierwszej dawki preparatu pierwszego. – mówi głos tej samej kobiety, tylko tym razem jest bliżej. Nie jest już w mojej głowie. Nie mówi do mnie.
Nie wiem o czym ona gada, ale nie podoba mi się to.
Coś zaczyna płynąć w mojej krwi. Coś co chłodzi ją to minusowej temperatury. To coś zamraża mi krew. Z każdym momentem temperatura mojego ciała spada o dziesięć stopni. Moje ręce drętwieją. Aby się ogrzać zaczynam się kulić, jednak to tylko dodaje truciźnie siły. Temperatura po trzech minutach spada do sześciu stopni Celsjusza.
Zamarzam.
Po kolejnej minucie mdleję.
***
Sala luster. Piekielne miejsce, w którym poddają mnie jakimś eksperymentom.
Jedna dawka preparatu pierwszego przyniosła mi wyziębienie. Wiem, że jeśli się nie poddam i nie zabiję synów Posejdona dostanę, albo większą dawkę jedynki, albo preparat drugi, który nie wiem co mi zrobi. Nie chcę jednak zabijać.
-Moja odpowiedź się nie zmienia. – mój głos jest mniej pewny niż ostatnio. Mimo wszystko boję się bólu, który na mnie ześlą.
-Na pewno? – pyta kobieta. Jaj głos jest delikatny, melodyjny. Nigdy nie pomyślałabym, że ona chce kogoś zabić. A jednak. Pozory mylą.
-Jestem tego pewna.
-Proszę o podanie preparatu drugiego.
Dreszcz.
Delikatny.
Pojedynczy.
To tyle?
Kolejny dreszcz.
Mniej delikatny.
I następny.
Następny.
Kolejne przynoszą już większy ból.
Moje ciało jakby się rozpływa. Nie radzę sobie z konwulsjami. Tym razem moje ciało jest nagrzane do temperatury wyższej niż czterdzieści stopni. Dreszcze robią się coraz silniejsze. Każdy wdech rozrywa mi klatkę piersiową, każdy wydech dusi. Przez to wszystko mam ochotę wbić sobie nóż między żebra. Nie mam już siły, więc aby się nie przewrócić kładę się na zimną posadzkę.
Zamykam oczy i liczę do pięciu. To mnie uspokaja.
Raz. Ból.
Dwa. Cierpienie.
Trzy. Paraliż.
Cztery. Ukojenie.
Pięć. Ciemność.
***
To już nie jest sala luster.
Teraz to biały pokój. Pusty pokój z jednym stołem operacyjnym, na którym leżę.
Patrzę na kabelki i rurki, które mają swój początek w innym pomieszczeniu, a koniec w moich żyłach.
Patrzę na płyn koloru purpury królewskiej.
Dopiero po jakimś czasie zauważam kobietę i mężczyznę, którzy rozmawiają ze sobą. Słucham.
-Dziewczyna jest silna. – mówi kobieta. Ta sama, która wcześniej była w mojej głowie. Ona mówi o mnie. – Ale jej psychika nie wytrzyma następnej próby. Nikt jej nie wytrzymał. Każdego złamała.
-To dobrze. – odpowiada mężczyzna. Znam ten głos. Należy do mojego ojca. – Chcę w końcu spotkać moją prawdziwą córkę, a nie jej durną parodię.
-Na wszystko jest swój czas, mój panie. Ty chyba wiesz o tym najlepiej. Czemu tobie tak na niej zależy? Przecież to pokraka.
-Ona za mnie odpowiada. – jego głos jest szorstki. – Dopóki ona żyje, to ja też. A z jej teraźniejszą siłą nie pożyje za długo. – po chwili milczenia Kronos znów się odzywa. – A jaki jest w tym twój interes?
-Żaden. – kobieta patrzy na swoje buty. Nie jest godna patrzeć na jego twarz, albo się tego boi. Boi się zobaczyć komu pomaga.
-Odkąd żyję żaden człowiek, nawet taki który zyskał nieśmiertelność nie zrobił nic z własnej, nieprzymuszonej woli, jeśli nie miał w tym interesu.
-Chcę pozbyć się synów mojego męża. – mówi zmieszana. – Tyle.
-Czy to było takie trudne? – pyta tytan.
-Nie panie. – kobieta włącza mały mikrofon. – Przenieść ją do sali.
Orientuję się za późno. Teraz już nie uda mi się wyrwać. Muszę być silna. Nie zabiję nikogo. Nie zabiję nikogo. Nie zabiję…
Zasypiam.
***
I znowu moje miejsce. Kiedy to się skończy? Miejmy nadzieję, że do trzech razy sztuka.
-Wciąż moja odpowiedź to nie. – mówię do powietrza. – Wstrzyknij co tam chcesz i po sprawie.
Kobieta nie protestuje. Nie namawia mnie do niczego. Nie informuje o tym co teraz dostanę. Nic.
Tym razem czuję jakiś płyn, który płynąc rozrywa mi żyły. Mój puls przyspiesza, jakby starał się wypchnąć preparat z żył. Widzę przed oczami plamki, które powoli zakrywają cały obraz.
Nie jest źle.
Tym razem nie mdleję. Tym razem widzę scenki. Realne scenki. Może wizje?
Pierwsza.
Percy, który od razu po uwolnieniu całej trójki pali mnie żywcem jak jakąś wiedźmę.
Druga.
Tyson, który dusi mnie nad dwudziesto metrową przepaścią, a potem puszcza, pozwalając mi odpłynąć razem z morzem.
Trzecia, czwarta, piąta, szósta… Wszystkie pokazują nowe scenariusze mojej śmierci. W każdej uczestniczą synowie Posejdona.
Po co mam ich ratować skoro potem i tak mnie zabiją?
Obraz staje się wyraźniejszy. Znów jestem w sali. Znów widzę lustra. Zmieniło się tylko jedno… ja. Teraz mogę mordować. Teraz jestem tą, która kiedyś zabijała. Jestem zła. Jestem córką Kronosa. Tą, którą chciał zobaczyć. Jestem prawdziwa.
Podnoszę kamień, którym chcę zabić Jacksona. Dokładnie celuję. Chcę już rzucić, jednak w ostatniej chwili zmieniam cel.
Kamień wypada z mojej dłoni.
Szkło tłucze się na miliony kawałków.
Po moim ciele przepływa przyjemny dreszcz energii.
-Ten widok zaboli cię bardziej.
Kopię martwe ciało, abym mogła przejść.
Czuję nieznaną wcześniej satysfakcję.
Po raz pierwszy zraniłam świadomie.
Oglądam się za siebie. Patrzę się na ciało.
Wyeliminowałam już córkę Aresa. Moim kolejnym trofeum jest córka Ateny.
końcówka jest prześwietna
No hej! Mordowanie wszystkich to moja działka! :/ Ale jak mogę po prostu to skrytykować?…
EXTRA ;). Lało się dużo krwi… Lubię takie opka :D.
Ech, dała się złamać. Szkoda. Ale dzięki temu następna część zapowiada się jeszcze lepiej. 😀 Pisz szybko cd, bo już się doczekać nie mogę! 😀