Zawsze przepadałam za Clarisse. Sama nie wiem dlaczego. Może imponowała mi jej odwaga i ta szczególna cecha – nigdy nie odmówię, kiedy zostanę wezwana co walki. W każdym razie postanowiłam napisać opko, w którym pokażę, jak trudne miała dzieciństwo. Dedykuję je Pallas Atenie. Jest jednoczęściowe.
Chione
Z plastikowych rzęs,
Płynie sztuczna łza.
Tak już czasem jest,
Nawet gdy oczy są ze szkła.
Ewa Farna – L.A.L.K.A.
Myślicie, że Clarisse od zawsze była taka, jak ją przedstawił Riordan? Błąd! Przez pierwsze 10 lat była słodką dziewczynką z loczkami, chodzącą w sukienkach. Wszyscy ją lubili. Matka ja kochała. Wszystko układało się w miarę okej. Miała dysleksję, dysgrafię i dyskalkulię. Nigdy nie uczyła się za dobrze. Ale jej mama nie wymagała od niej, by była orłem. Wystarczyły jej dwóje i tróje. Rissi, bo tak ją nazywano była dość przerośniętym dzieckiem. Jej wzrost już w wieku 7 (!) lat, sięgał 1m i 45cm. Najlepszą przyjaciółką dziewczynki była Laja, 9-latka z sąsiedztwa. Matka Clarisse pomagała dziewczynce w każdym, choćby najmniejszym wysiłku. Wręcz ją rozpieszczała. Kupowała jej drogie lalki i sukienki. Rissi gdy miała zaledwie 5 lat, mogła się pochwalić dotykową komórką i laptopem.
I wtedy zdarzyło się coś dosyć nieprzyjemnego. Gdy dziewczynka wróciła ze szkoły, pewnego słonecznego dnia, otworzył jej drzwi jakiś nieznajomy człowiek. Bez słowa popchnął ją w plecy, w stronę salonu.
Weszła tam, pełna bardzo złych przeczuć. Gabriella La Rue, bo tak miała na imię jej rodzicielka, siedziała przy stole i jadła orzeszki. Na jej widok uśmiechnęła się promiennie.
– Rissi, skarbie. Będziesz miała siostrę. – Powiedziała z uśmiechem.
To był dla Clarisse szok. Zamknęła się w łazience. Płakała. Jeszcze tego samego dnia wyprostowała i obcięła do ramion swoje blond loki. Kolejnego dnia, wymknęła się z domu, niosąc w walizce wszystkie swoje sukienki. Ukryła się w lesie i spaliła je. Na szczęście miała jeszcze pół szafy wypchane spodniami, których nigdy nie nosiła.
Porzuciła codzienne nakładanie sobie na twarz, tony make-up ‘u. Wyrzuciła przez okno wszystkie lakiery do paznokci, tipsy i szminki.
Nowa siostra narodziła się 4 miesiące później. Większość tego czasu, dziewczyna siedziała w swojej cichej kryjówce za żywopłotem. Jej matka nie zauważała nawet, iż córka nie chodzi do szkoły.
Córka, która kiedyś była jej oczkiem w głowie, została nagle porzucona przez nią na lodzie. Clarisse uznała zdrobnienie od swojego imienia za idiotyczne. Zakazała komukolwiek go używać. Gabrielli La Rue non stop nie było w domu. Większość czasu spędzała u tego chłopaka, z którym miała dziecko. Dziewczyna nie lubiła tej tłustej, małej istoty, która mogłaby być dla niej równie dobrze kosmitą, co maleńkim dzieciątkiem.
Aż pewnego dnia zdarzyło się coś niezwykłego. Gdy była w domu, zauważyła przez grube szkło okna, wpatrujące się w nią czerwone oczy. W tym samym momencie okno roztrzaskało się w drobny mak i potwór ze szkarłatnymi ślepiami, rzucił się Clarisse do gardła. Dziewczyna złapała ze stołu (znajdowała się w kuchni) nóż i ze strachem wymierzyła go w owe COŚ.
Sama nie wiedziała, jak, ale wyłupiła potworowi oczy. Oślepiony zaczął wyć i obracać się we wszystkie strony. Cały czas ściskając w garści, swą prowizoryczną broń, wybiegła z domu.
Gnała, dopóki starczyło jej sił. Potem padła na chodnik, mdlejąc z wyczerpania.
*******
Obudziła się rano na bruku. Dopiero po chwili, przypomniała sobie co tu robi. Oto przykład, jak można się zmienić w ciągu pół roku.
Z westchnieniem podniosła się z ziemi i ruszyła w stronę domu. Szła 3 kilometry. W końcu dotarła i jej oczom ukazał się straszny widok. Domu nie było. Były tylko zgliszcza.
Zaczęła wrzeszczeć. WSZYTSKO ZOSTAŁO JEJ ODEBRANE W CIĄGU PÓŁ ROKU! Wszystko co miała, ceniła, kochała.
Tak znalazła ją Laja. Niegdyś jej najlepsza przyjaciółka. Nie kontaktowały się od 3 miesięcy. Jednak Laja tak się wystraszyła, osmolonych ścian i zawalonego dach, że szybko uciekła.
– Uciekaj se! – Krzyknęła za nią Clarisse. – Gdy przyjaciółka znalazła się w potrzebie, natychmiast ją opuszczasz! Na tym nie polega przyjaźń! Jesteś żałosnym tchórzem!
Ze zbolała miną, weszła pomiędzy zgliszcza. Nagle rozległ się z boku cichy szept.
– Rissi, tutaj jestem…
Dziewczyna szybko poszła za głosem. Pod kompletnie spalonym krzesłem, leżała jej matka. Poparzona, ale na szczęście żywa. Niestety jej radość trwała krótko. Obok Gabrielli La Rue leżało coś małego i tłustego. Martwe. Jej siostra. Mimo tego, że pałała do dziecka nienawiścią pod wpływem wzruszenia wzięła je na ręce i pogłaskała po poparzonej główce. Zamknęła małej powieki i zadzwoniła po karetkę.
Rokpóźniej
Clarisse obracała w ręce ostry nóż. Niedawno dowiedziała się od mamy, że była herosem. Po tym jak przeprowadziły się do Arizony. Po tym jak doszczętnie spalił się ich poprzedni dom w Londynie.
Miała niedługo jechać do obozu. Od roku uczyła się wszelakich technik walki. Wychodziło jej to doskonale. Już kilkakrotnie odwiedził ją jej ojciec, Ares. Była mu za to wdzięczna. Nie czuła się już tak porzucona. Mówiono jej że znajdzie w obozie przyjaciół. Nie była tego, jednak taka pewna. Przestała być już słodką dziewczynką z loczkami.
A ludzi takich jak ona, niewielu akceptuje. Po prostu była inna. Nie obchodziło jej, że ktoś tam z rodziny leży szpitalu. Nie obchodziła ją nic, poza bezpieczeństwie swoim i własnej matki. No i może jeszcze jej kochanego psa, o imieniu Arachne. Arachne była najwspanialszym, labradorem na świecie.
Już za dwa dni, opuści wreszcie nasłonecznioną Arizonę. Z psem. Kierownik obozu, zgodził się by zabrała Arę, bo tak ją przezywała. Gdy się o tym dowiedziała, przez cały dzień się uśmiechała, a był to dla niej od czasu tej serii niefortunnych zdarzeń, niezwykle trudny wysiłek.
******
Kilka dni później, na Clarisse przed domem czekała już furgonetka „Truskawek z Delf”. Dziewczyna lekko przerażona wsiadła z psem, do środka. Prowadził człowiek o oczach, dosłownie wszędzie. Nie odezwał się przez całą drogę. Zatrzymali się w środku lasu. Obok biegła autostrada A4. Clarisse otworzyła psu drzwi i sama wysiadła. Rozejrzała się po cudownym otoczeniu. I wtedy wydarzyła się tragedia.
Gdy myślała o tym, wiele lat później, wyrzucała sobie, że wysiadając nie przytrzymała Arachne za obrożę. Jednak co się stało, to się nie odstanie.
Gdy ona patrzyła ze szczeną opuszczoną do ziemi, na przepiękny krajobraz, jej ukochany labrador, pociecha, najlepsza towarzyszka, postanowił wyjść na ulicę. Nie muszę chyba mówić, jak to się skończyło.
Dziewczyna usłyszała tylko śmiertelny, przeraźliwy szczek. Który się urwał… Gdy się odwróciła jej pies, leżał martwy na drodze. Potrącił go samochód.
Rzuciła się do niego chcąc go uratować. Nic nie dało się już zrobić. Jego dusza trafiła do Elizjum.
Ten masooki szofer, pomógł jej go pochować…
A później trafiła, zalewając się łzami, do obozu.
Został jej brutalnie odebrany niemal każdy bliski jej sercu. Kogo jeszcze straci w najbliższej przyszłości?
Jeszcze tego samego wieczoru, obiecała sobie, iż będzie twardzielką do końca swoich dni. Będzie córką Aresa. Złośliwa, agresywną i skorą do bójek.
Podobało się? Chione ma gigantyczną nadzieję, że tak.
Pozdrawiam
Wasza ukochana bogini śniegu (Chione)
Bardzo ciekawe. Kilka literówek i proszę nie używaj cyfr w opowiadaniu. Poza tym super.
Pozdrawiam i miłego dnie życzę,
Ann.
Dzięki, Ann :).
Jakim niewytłumaczalnym cudem mam w tym dedykację?! O.o Chione, Chione, Chione! Uwielbiam to! Super pomysł! Wszystko genialnie rozwinęłaś! Tylko czemu takie krótkie?
KOCHAM! 😀
Oj, bez przesady ;). To miało być na dwie kartki w Wordzie, więc nie narzekaj! 😀
Świetne! 😀 Czekam na więcej, bo genialny pomysł na opko masz, jak zauważyłam. ^^
To miało być jednoczęściowe ;).
Chione czytałaś „Serię niefortunnych zdarzeń”? Oprócz kilku literówek i wyrazów typu „masooki” (jest takie słowo?) opowiadanie całkiem ciekawe. Tylko dlaczego ukradłaś mi pomysł o pisaniu o przeszłości bohaterów, co? 😉 Dobra to Clarisse sobie odhaczę, ale Hoodów, Yew’a, Silenę, Beckendorfa, Tysona, Ethana i Rachel zostaw mi XD A opowiadania faktycznie ładne
Szczerze mówiąc panowałam to napisać od miesiąca XD :D.
Beckendorfa to za twoim Eir pozwoleniem to ja bym chciał opisac , bo w sumie to sobie zaplanowałem , ale… to tylko jesli pozwolisz. Co do Opka , jest… jest świetne. Nie sądziłem że można tak fajnie opisać Claris, nie wiem dlaczego , ale w pierwszej części to jej współczułem , w drugiej znienawidziłem a potem już zacząłem lubić 😀
Ale jest Super
Dzięki, Świerszczu :).
Ja tez bardzo podziwiam Clarisse. Chyba dla tego tak bardzo spodobało mi się to opowiadanie. Ale dlaczego córka Aresa nie możne być taka jaka jest bez konkretnych powodów, traumatycznych przeżyć?
Nie wiem ;).
Genialne! 😉
Dzięki, Chlor 😉 :D.
Biedna Clarisse… Nieoczekiwane młodsze rodzeństwo jest dla małego dziecka wielką traumą… Wiem z doświadczenia. Podoba mi się taki styl pisania, mówiłam już to przy opowiadaniu Eir o Oktawianie. Może sama spróbuję?… Mam nawet pomysł 😀
Jedyne, co mi przeszkadza to liczby. One strasznie nieestetycznie wyglądają Jedna, czy dwie literówki, ale kit z nimi 😀
dla mnie nie bylo to traumą 😉
Dla mnie jest to że mam brata bliźniaka ;(
Masooki wymyśliłam sobie sama, ale dzięki Boginko ;).
Za imię tego psa to się chyba obrażę… Coście się mnie tak czepili?!
To nie miało mieć nic wspólnego z tobą, Arachne. To miało po prostu brzmieć mitologicznie. Tyle ;).
bardzo mi się podoba. Mój pies zgina rok temu tak jak labrador Clarisse…
Przykro mi :(.
Wzruszające, oparte na ciekawym pomyśle, perfekcyjnie wykonane… Takie jest twoje opowiadanie. Naprawdę żal mi Clarisse.
Mi też jest jej żal. Obmyślałam to opko przez miesiąc, a i tak nie jestem zachwycona efektem :(.
Jest super! Powinnaś być z tego zadowolona. 😀
Dzięki, Tedmido ;).
Geniusz sam w sobie… Jestem skłonna w to uwierzyć
E, tam… Jaki geniusz? Po prostu się postarałam XD. 😀