Dla zwiadowcy halta
Wpadłam do domu, drzwi huknęły zatrzaskując się za mną.
– Mamo, wróciłam!
– Nie drzyj się tak – krzykną z innego pokoju dziadek- Mama jest w pracy, a ty powinnaś się najpierw przywitać, no i czytać więcej książek.
Dzidek był kochany ale bez przesady, to że on podąża ścieżką Thota to nie znaczy, że ja też mam to robić! Mama też się oto jego czepia. No bo proszę, jesteśmy jedyną rodziną egipskich magów którzy mimo zakazu iskandara studiują ścieżki bogów. W sumie mogę się założyć że skafander o nas zapomniał, bo 50-tego nomu chyba nie ogarnia, lub uznał nas za wykluczonych z domu, w każdym razie nas to do nie obchodzi. Bo my robimy słusznie, a ta władczość jest dziedziczna. Po kim? A po nikim, tylko tam hatszepsut, największa kobieta faraon, która jako pierwsza kobieta-faraon została okiem horusa … . Ale co tam, wykluczmy jej potomków z domu życia, bo co z tego że mają mocną krew i są Jedyną rodziną która sprzeciwiła się domowi. No nie że rozumowanie skafandera jest beznadziejne? Ale może teraz tak parę słów o mnie? Jestem Clara Nascimento, ale mówią do mnie po prostu Beri. Dlaczego? Bo całkiem nieźle gram na berimbau*. No dobra jestem lepsza od większości mestrów. I no dobra umiem zagrać na pierwszym lepszym instrumencie (nawet takim jaki pierwszy raz w życiu widzę) jak wirtuoz. Ale jestem beznadziejna ze wszystkiego innego … Ksywka wzięła się tak naprawdę od siostry mojego kolegi która jako pierwsza zaczęła na mnie tak mówić bo przychodziłam uczyć go grać na berimbau. W końcu tak zostało.
Jestem mulatką, mam blond bardzo kręcone włosy (wyglądam jakbym miała trwałą) i blado niebieskie oczy. Studiuję ścieżkę geba, właśnie wróciłam z brooklynu, gdzie mają szkolę kane’owie (więcej nauczył mnie dziadek niż oni, a ja tam w sumie robiłam za nauczyciela dla tych potomków tego gościa co zjednoczył górny egipt z dolnym, bla bla bla, w każdym razie na treningach dla bardziej zaawansowanych, że tak powiem było (dzięki mnie) trochę bardziej profesjonalnie). No ale dość o mnie resztę dopowiem później. A więc na czym to ja … ach tak. Mruknęłam jakąś odpowiedź i błyskawicznie wbiegłam do swojego pokoju. Mój dom jest sporą jednopiętrową willą parę kilometrów od Uny (w bahii niedaleko Rio). Mamy tu parę hektarów ziemi, plaże, stajnie …. Na wszystko pracowały pokolenia i taki jest zwyczaj, że każde pokolenie coś dodaje, coś wzbogaca.
W każdym razie wbiegłam do pokoju. Był on idealnie zrobiony dla maga ziemi. Wokół ścian stały niskie akwaria z ziemią, duże łóżko, taras z wyjściem na ocean, jedna ściana to szyby inna to granit itd. Oczywiście jeszcze pojemniki z gliną i kąt (w sumie prawie oddzielny pokój) na te wszystkie Ushebetti, które zrobiłam (w tym jestem the best). Jeszcze garderoba, a w niej pokaźna kolekcja krótkich spodenek, rybaczek i rozmaitych T-shirtów.
Na moim łóżku siedziało dwoje nastolatków chłopak i dziewczyna, byli na tyle podobni że mogli być rodzeństwem. Ubrani identycznie, czerwone rozpięte koszule z krótkim rękawem, dżinsowe sprane rurki i japonki. Dziewczyna miała na sobie jeszcze czerwone bikini a jej proste włosy miały dwa kolory piaskowy i torfowy, chłopak miał krótkie włosy koloru świeżej ziemi. No i oboje mieli bardzo ciemne okulary typu wayfarer na nosach. Byli pogrążeni w rozmowie ale gdy tylko weszłam rzucili się na mnie krzycząc ”nareszcie jesteś!“ ale się o ciebie martwiliśmy!”
– Beri proszę nie rób tak więcej!- krzykną chłopak
– Dokładnie gdy się dowiedziałam o mało co się nie rozsypałam!- dodała jego siostra
– Och, uspokójcie się już! Wiecie że nic mi by się nie stało! Jestem dużą dziewczynką. Ale tak odbiegając od tematu … kto ma ochotę na wycieczkę po mieście?- oboje podnieśli ręce. Uśmiechnęłam się. Ta dwójka była najlepszą rzeczą jaką do tej pory udało mi się zrobić. Tak zrobić. Bo Bibianna i Bernando byli uszebeti. Tyle że zaprzyjaźnionymi ze mną. Żyli dzięki Medalionom które zrobił mój dziadzio, mogli czarować dzięki nim (dziadzio się postarał). Mieli jedna małą wadę. Nie mieli oczu. Po prostu mieli dwa puste oczodoły. Co nie znaczy ze nie widzieli! I co nie znaczy również, że nie chciałam ich zrobić, bo zrobiłam, tylko że gdy ożyli one się jakby wchłonęły. No i byli z ziemi, a nie z gliny.
– Ale wyjmij różdżkę z duat. – rozkazał Bern
– Po co umiem go przyzwać w ciągu paru sekund.
– No niech ci będzie.
~ Czy oni zawsze muszą robić z ciebie takiego bezbronnego dzieciaka?
~ Najwyraźniej … .
~Każ im przestać to mnie doprowadza do szału, najlepiej ich zniszcz!!!
~ No wiesz … to tak jakbym zniszczyła ciebie, albo tobie rozkazywała.
~ Ty mi już rozkazujesz … .
Wyszliśmy.
Una, to najlepsze miejsce na ziemi. Tłumy turystów, sklepów, barów, hoteli, basenów, kupców próbujących wcisnąć ci wszelkie możliwe kity, reklam, butików z niewyobrażalnymi cenami no i oczywiście plaż. Jednym słowem to co można lubić najbardziej.Teraz wchodziliśmy do hotelu mamy. Był to jeden z tych luksusowych olbrzymów które stają się wizytówką takich miejsc. ”Oko nefret“ to największy i najstarszy hotel w okolicy. Moja mama była jak zwykle na basenie, tyle że prywatnym. Fajnie jest tak iść i mówić do większości personelu cześć. A jeszcze fajniej widzieć własną mamę po dwóch miesiącach nieobecności w domu. Mama studiuje ścieżkę nefrydy, ale nigdy się nie dowiedziałam kim jest mój ojciec. Zero, nic a nic. Ale teraz trzeba będzie wysłuchać tego całego pięciominutowego kawałka pytań. Pozwólcie że wam to odpuszczę.
– Szybciej! I tak już jesteśmy spóźnieni! -poganiałam wszystkich
– Nie da się szybciej biec przy takim tłumie!
– Jak ja mogę to wy też!- No nie, oni są niby niezniszczalni! A biegają bardzo bardzo wolno.
Wbiegliśmy na plażę. Berimbau trochę przeszkadzało w biegu, najchętniej wrzuciłabym je z powrotem do duat ale lepiej nie robić zbytecznego zamieszania. Jeszcze parę minut. No tu są! Grupa dzieciaków, mniej więcej w moim wieku, oczywiści wyżsi stopniami (ja byłam najniżej) Grali sobie w roda (czt hoda), Na berimbau umiałam grać z tej naszej grupy tylko ja i Rodney, ale on umiał tylko wolno. No to jeśli on grał to musieli mieć z nim niezłą katorgę.
– Beri!
– Beri, nareszcie!
– Gdzie ty się podziewałaś?
– Ale ja za tobą tęskniłem!
i wiele innych okrzyków wzniesionych na moją cześć. Ja machnęłam ręką mówiąc później i pospiesznie wyjęłam berimbau z torby. Roda z powrotem było takie jak powinno, a ja grałam szybko, czyli tak jak lubiliśmy. Bo energia … to od niej wszystko zależy, mogliśmy tak grać godzinami. Tyle ze wtedy nie wiedziałam jak bardzo potrzebny jest czas.
Słońce powoli znikało za horyzontem. Patrząc na nie czułam jak upływa ze mnie energia. Resztka esencji pozostałej po Ra szła do duat. Moja ręka coraz wolniej uderzała w struny gitary, ponieważ energia zawarta w słońcu upływała. Parę metrów od naszego ogniska siedziała dziwna parka chłopiec ubrany na czarno (trochę był przerażający) miał oliwkową skórę i czarne włosy, rozmawiał z dziewczynką która wyglądała jakby się wyrwała z domku na prerii. Jeszcze dalej samotnie siedział jakiś 18 czytając coś w świetle zachodzącego słońca. Osoba wydawała się być bardzo znajoma. Nagle mnie olśniło.
– Exel?- ryknęłam do niego. Chłopak odwrócił się w poszukiwaniu źródła głosu. Gdy mnie zobaczył wstał się i uśmiechną.
– Hej młoda, jak leci?- krzyczał podchodząc do naszego ogniska.
– Co tam czytasz? czyżby księgi o starym naukowcu? – gość studiował ścieżkę thota więc to zwykle robił, ale on ku memu zdziwieniu pomachał przecząco głową
– tym razem, w sumie to po raz kolejny kroniki.- pomachał książką Ricka Riordana
– Są niezłe, ten gość nieźle się spisał. Usiądziesz?
– Pewnie.- Pewnie, z lekko zmieszaną miną usiadł kolo mnie.
– To jest Exel, Ex to Rodney, Malboro, Jalianna, Vivone, Biba i Bernardo.
– Cześć wszystkim.- reszta popatrzyła na niego podejrzliwie ale w końcu dali spokój i zaczęli zasypywać go pytaniami, oczywiście po angielsku. Teraz zauważyłam że tamta nawiedzona dwójka gapi się na nas. W końcu ta dziewczynka powiedziała coś w rodzaju “ to ona, muszę już iść, zajmij się nią“ a on odpowiedział jej “dobrze pani, będę pamiętał“ a wtedy ta dziewczyna i ognisko zniknęli pozostawiając tego upiornego chłopaka. W sumie to nie był ubrany na czerwono więc nie było tak źle, ale była od niego taka dziwna ponura energia. Aż ciarki przechodzą po plecach gdy na niego patrzysz.
– Beri kontaktujesz się czasem z rodzeństwem? (oczywiście chodziło mu o cartera i sadie)
– Dopiero co od nich wróciłam, ale aktualnie to się głowią co zrobić z tym naszym problemem (nasz problem = apopis)
– Masz może jakieś wieści od nich?- pokręciłam przecząco głową. Tam kolegowałam się głównie z nim i z Alyssa, która również studiowała ścieżkę geba. Fajnie było razem coś robić.
tyle że teraz działo się coś niepokojącego, Ex też to wyczuwał, zaczęłam się nerwowo rozglądać i automatycznie sięgnęłam do duat po przybornik. On też to zrobił. Tylko jemu i alyssie nie sczyściłam pamięci po moim odejściu. Reszta w ogóle nie pamiętała, że istnieje, bo musiałam zachowywać pozory zwykłego człowieka. Tu działo się coś nie tak, nagle zauważyłam że ten chłopiec znikną, i jednocześnie dźwięk uderzających o siebie łusk potwora i meralu.
– Na ognisty tron Ra!- Ex wstał i pokazał coś palcem. Popatrzyłam na to co pokazywał, ten upiór walczył z jakąś wielkogłową poczwarą.
– Pięknie! Co to jest? Jak to zabić?- oboje krzyczeliśmy do siebie w szaleńczym biegu.
– To jest hydra! Stworzenie z greckiej mitologii! To niemożliwe!- krzykną Ex
– Ale jak to zabić??
– Możemy spróbować to spalić lub utopić, albo zmienić w ser.
– Wybieram marmur!
-Co?
Teraz byliśmy już całkiem blisko hydry, ten młodziak (który był chyba w moim wieku) próbował coś zrobić, ale mu nie wychodziło, ciągle ciachał łby ale one tylko się mnożyły.
– Marmur! – wrzasnęłam, słowo mocy przetoczyło się falą po plaży moja różdżka i amulet stały się nienaturalnie gorące ale one pomagały mi utrzymać się przy życiu, dziś wezwałam już portal wiec nie miała za dużo siły a do tego słońce już prawie zaszło. Po paru minutach na plaży stał ładny marmurowy posąg, a ja byłam wyczerpana. Ex złapał mnie i pomógł wstać. Nawet nie wiedziałam że siedzę! Było mi strasznie gorąco, czułam że jeśli miałabym użyć magii jeszcze przez chwilę to bym spłonęła (cud że nie zemdlałam). A teraz ten upiór podszedł do mnie.
– Witam Jestem Nico di Angelo. A ty jak myślę jesteś tym kogo szukam. Ale teraz…- reszty nie usłyszałam bo ten Nico położył mi dłoń na czole i po prostu zemdlałam.
Ps
Proszę mi wybaczyć błędy i treść której się nie da ogarnąć w sposób racjonalny. Jakieś niezrozumiałe pojęcia wyjaśnię dla każdego w komentach. No i przepraszam za ten wybryk szalonej i nieogarniętej wyobraźni.
Świetne
LITERÓWKI! geba? catera i sadie? Z DUŻEJ LITERY PROSZĘ. I calkiem fajny fanfik o „Kronikach”
(Walenie głową w klawiaturę) LITERÓWKI! WIELKIE LITERY! INTERPUNKCJA! Za szybka akcja w pierwszym i ostatnim akapicie oraz kilka niewyjaśnionych spraw, np. gdzie leży pięćdziesiąty nom? Poza tym podoba mi się pomysł i wykonanie, naprawdę masz genialne opowiadania i, gdyby nie błędy, mogłyby być jednymi z najlepszych.
heh nie dodałam przy tym 50 nomie nawiasu o treści wymyślone na potrzebę autora ,ale to ( wg mnie ) bedzie rio i okolice
Wielkie litery chyba się ewakuowały, a literówki przybyły tłumnie… ale treść opowiadania bardzo mi się podoba. Proszę o następną część- tym razem sprawdzoną, bez popierdułkowatych błędów!
SUUUUPPPPEEEERRRR!!!!
No nie wiem… powstrzymam się od komentarza, bo za „Kronikami” nie przepadam. Ale zapowiada się fajnie. XdD
Pomysł jest po prostu genialny, ale błagam boga akcji w tym opowiadaniu o zwolnienie i więcej wyjaśnień. Tego się całym ogromem umysłu nie da ogarnąć! 😀