Specjalnie dla Agaty opko jest dłuższe ….Bo ostatnio narzekała 😀
Dedyk dla Nyxi ,Thalii, Boginki , Nemezis (Siostra :D), Delfii, AlsyssZwiadowcy i Chione. No i Adminki oczywiście 😀
„Zemsta Gai” cz.1 Nowe Niebezpieczeństwa(1)
Koszmar zaczął się tak….
Była noc, siedziałem na drzewie w lesie, a obok mnie blond włosa dziewczyna w czarnej kurtce, dżinsach , kołczanem pełnym strzał na plecach , napiętym łukiem i sztyletem u boku. Palce jej krwawiły, musiała już długo trzymać ten łuk napięty. Spojrzałem jej w oczy , zobaczyłem tylko strach i niepewność , a po policzkach spływały jej łzy. Po kilku minutach rozglądania się zaczęło wschodzić słońce, dziewczyna zeszła z drzewa i tak jakby pociągnęła mnie za sobą. Przeszliśmy tak kawałek lasu, przed nami mignął jakiś cień, odwróciłem się w stronę jakichś krzaków, przyglądałem się im chwilę(bo nie mogłem się odwrócić) i wyskoczył z nich jakiś psokształtny potwór…
-Aaaaaaaa. -krzyknąłem i obudziłem się zlany potem, serce biło mi jak dzwon, rozejrzałem się, był ranek, szafa , biurko, okno, łóżko… Wszystko było na swoim miejscu, nie byłem już w lesie , nie było żadnej dziewczyny. Byłem w moim pokoju, a tamto to tylko zwykły koszmar. Po chwili usłyszałem kroki, nagle moje drzwi od pokoju otworzyły się i weszła mama.
-Nic ci nie jest? Krzyczałeś…
-Nieee, to tylko… koszmar, zwykły koszmar.-odpowiedziałem
Spojrzała na mnie, tak jakby chciała sprawdzić czy czegoś nie ukrywam i w końcu powiedziała
-Dobrze, wstawaj już zaraz musisz wyjść , bo spóźnisz się do szkoły.
Ziewnąłem, przetarłem oczy i odpowiedziałem.
-Ok., zaraz się przebiorę…
Wstałem , ubrałem się w czerwoną koszulkę, jasne dżinsy, wrzuciłem książki do plecaka i poszedłem do kuchni na śniadanie. Mama właśnie ubierała się do pracy. Zawsze wychodziła rano, no w końcu ktoś musi pilnować aby turyści się nie utopili. Nałożyła okulary przeciwsłoneczne i powiedziała.
-Tylko nie spóźnij się do szkoły i uważaj na siebie. Pa
-Okej, ty tez uważaj-odpowiedziałem
-A o której dziś wrócisz do domu?- zapytała stojąc już za drzwiami
Coś nie pozwalało mi wydusić z siebie że wrócę zaraz po szkole….
-Nie wiem, jeszcze zobaczę, Pa
No i mama poszła do pracy.
Spojrzałem na stół, na którym leżał talerz z jajecznicą i kawałkami bekonu ,a obok herbata. Siadłem na kanapie włączyłem radio, wziąłem śniadanie i zacząłem myśleć co mógł oznaczać ten sen, a może to zwykły koszmar? Sam już nie wiem, a w ogóle to kim była ta dziewczyna, nigdy jej nie widziałem i od kilku dni meczą mnie te sny . Dlaczego? I jeszcze to przeczucie że ten sen może nie był zwykłym snem… Nawet nie zauważyłem jak śniadanie zniknęło mi z talerza , spojrzałem na zegarek, 7.00… ehhh i tak nie mam co robić , wyjdę wcześniej to dojdę wcześniej…. Założyłem buty, wziąłem plecak , portfel i wyszedłem.
Nowy Jork jak zawsze był zatłoczony, nie miałem zbyt daleko do szkoły. Ale dziś szedłem wyjątkowo powoli, cały czas myśląc nad dzisiejszą nocą, zastanawiałem się też co może mi się przytrafić dzisiejszego dnia . Po kilku minutach dotarłem do budynku szkoły Merywether, czyli szkoły dla dzieci z ADHD , Dysekcją, dla chuliganów i nieuków. Albo wszystko razem wzięte…. Przed wejściem czekał jasnowłosy, ubrany w czarną koszulkę i dżinsy John ,jeden z nielicznych dzieciaków w tej szkole którzy są normalni. A może jedyny…. No w każdym razie jest moim najlepszym, jedynym kumplem, tylko jemu mogę się zwierzyć z moich problemów. John należy do szkolnej drużyny koszykówki, jest kapitanem, lepią się do niego wszystkie dziewczyny w szkole, czasem nawet mdleją, jak w komediach. Chodzi tez na jakiś Obóz , ale nigdy nie pytałem go na jaki…gdy tylko podszedłem bliżej przywitałem się.
-Cześć John
Jak zawsze uśmiechnięty ,od razu odwzajemnił powitanie.
-Cześć Max, co u ciebie?
-U mnie wszystko dobrze, dziś miałem jakiś koszmar , ale pyzatym spoko-odpowiedziałem
-Yhym, u mnie też jest dobrze, wchodzimy do szkoły?- zapytał trochę zaniepokojony
Rozejrzałem się dookoła, miałem ochotę jak najszybciej stąd iść…ale musiałem wytrzymać do końca lekcji.
-No ok .
I weszliśmy, zostawiliśmy plecaki w szafkach szkolnych, ja miałem numer 29, John 30, wziąłem z niej strój kąpielowy i poszliśmy w stronę basenu. Często przychodzę raniej do szkoły bo lubię popływać. Zawsze gdy wchodzę do wody, czuję przypływ siły. Szczególnie gdy jest to woda morska. Weszliśmy na salę z basenem, dzieliła się ona na dwa olbrzymie baseny, był też mniejszy basen i brodzik. Weszliśmy do przebieralni… dobrze że był poranek, bo ta przebieralnia była połączona też z salą gimnastyczną, no wyobraźcie sobie trzydzieści spoconych koszulek zamkniętych w jednym pomieszczeniu, i kolejne trzydzieści co godzinę, to daje pewne wyobrażenie co do atmosfery panującej w przebieralni po dwóch lekcjach W-F.
Przebraliśmy się a ja od razu wskoczyłem do wody, kocham to uczucie , ta przepływająca przeze mnie energia.
-John? Muszę się sprawdzić , twój zegarek jest wodoodporny? -zapytałem
Pokazał mi ładny czarny gumowy zegarek.
-No jest, a co?
-Włącz stoper, zobaczę ile mogę wytrzymać płynąc bez przerwy ok.?
-Dobra niema sprawy-uśmiechnął się poklikał coś w zegarku- Gotowe możesz zaczynać.
Pływałem na zmianę wszystkimi możliwymi stylami, Najpierw pięć basenów kraulem, potem kolejne pięć motylkiem i tak dalej dla każdego stylu po pięć . Gdy już miałem zaczynać czterdziesty piąty basen, poczułem że opadam już z sił. Zatrzymałem się w połowie basenu i krzyknąłem
-John wyłącz stoper, zmęczyłem się.
Wyłączył stoper i powiedział
-Dobry jesteś, dwadzieścia dziewięć minut pływania, i czterdzieści cztery baseny.
-dzięki- uśmiechnąłem się
John ponownie spojrzał na zegarek.
-Za dziesięć minut są lekcje , idziesz?
-No już wychodzę, co mamy pierwsze?- zapytałem
-Chyba Angielski.-odpowiedział i ruszyliśmy w stronę przebieralni
-Było coć do domu?- nie zbyt interesowałem się nauką , nie dość że wyrzucali mnie z różnych szkół to jeśli zdołałem dotrwać do końca roku szkolnego to ledwo.
-Nie, na dziś w ogóle nic nie zadali
Odetchnąłem z ulgą, nie chce kolejnych jedynek za prace domowe.
-To dobrze.
Przebraliśmy się , i wyszliśmy chwile przed wejściem szkolnej drużyny piłki nożnej, to właśnie o takich koszulkach mówiłem. Wolę tam nie wchodzić na drugiej lekcji… Doszliśmy do klasy gdy akurat zadzwonił dzwonek. Na angielskim usiadłem z Johnem, przeważnie siedziałem z Isabel , ale skoro John źle się czuł, to może mogłem go jakoś pocieszyć. Nasza nauczycielka od angielskiego przeciągała wyrazy tak jakby głosiła jakąś propagandę, jak Rosjanie na filmach o Drugiej Wojnie Światowej. Dziś tłumaczyła zasady pisowni w języku angielskim.. niezbyt interesowało mnie to co ona tam gadała( z resztą ona przecież gadała tak jakby do siebie, mrucząc coś pod nosem) niestety słuch miała jeszcze dobry więc nie miałem jak zapytać Johna co mu jest bo zaraz wzięła by mnie do tablicy, a przecież jej nie słucham.
Następna jest Historia…Nowy nauczyciel który zaczął uczyć w naszej szkole dopiero od początku tego roku, okazał się bardzo sympatyczny, ma około trzydziestu lat, blond włosy, szare oczy , lubi sobie porozmawiać z uczniami i naprawdę dobrze tłumaczy temat, a w razie problemów można się go o coś zapytać. Teraz mamy akurat temat o mitologii Greckiej, co akurat jako jedyne mnie ciekawi, i tylko to rozumiem.
-Dziś będzie o Perseuszu, pogromcy Meduzy, przez kolejne kilka lekcji, również będę mówił o nim, jest to jeden z wielu Greckich Herosów , i jako półbóg, dokonał naprawdę wielkich rzeczy. Perseusz był synem Zeusa, wielkiego Boga Bogów który włada niebem i ziemią.
Zaraz po urodzeniu, został razem ze swoją matką Danae, wrzucony do morza w skrzyni. Był synem boga, i dzięki jego opiece razem z matka trafił na wyspę Serifos… I właśnie przez króla tej że wyspy , musiał wyruszyć po głowę Meduzy… Dobrze teraz otwórzcie podręczniki na stronie 90 i przeczytajcie jego przygody ze szczegółami… Max pozwolisz na chwile ze mną? A wy przeczytajcie to o co was prosiłem i nie szalejcie tu.
-Tak, stało się coś?- zapytałem zdziwiony.
– Nie, nic się nie stało, muszę z tobą porozmawiać. Za drzwiami.
Wstałem i poszedłem za moim nauczycielem. Gdy byłem już za klasą, zamknął drzwi i powiedział.
-Dziś rano widziałem jak pływasz , chodzisz na jakieś ćwiczenia? Nie liczyłem dokładnie ale przepłynąłeś około czterdziestu basenów.
Zamyśliłem się na chwilę, wiem że mogę z nim porozmawiać, ale jak mam mu wytłumaczyć to co się dzieje gdy wchodzę do wody?
-Nie chodzę na żadne ćwiczenia.. po prostu tak mam , lubię wodę, lepiej się w niej czuję.
-Yhym… Jesteś naprawdę dobry w pływaniu, mogę ci pomóc zdobyć licencje młodego ratownika, dorobiłbyś sobie w wakacje, co ty na to?
Pomyślałem ze to nawet dobry pomysł, ale muszę sobie najpierw uporządkować moje roztrzepane życie.
-Zobaczę- uśmiechnąłem się- dzięki za propozycje, w razie czego powiem panu.
-Dobrze , ale zapisy kończą się za dwa tygodnie, więc się pospiesz. A teraz wracajmy już do klasy, muszę powiedzieć wam jeszcze jedną istotną rzecz o Perseuszu.
I weszliśmy do klasy.
-I jak tam rozmowa?- zapytał nadal przygnębiony John.
-Aaaa, proponował mi kartę młodego ratownika, jeszcze się zastanowię.
Przez resztę lekcji pan Carter opowiadał nam o wyczynach Perseusza i zapowiedział że na następnej lekcji kartkówka.
Lekcje ciągnęły się w nieskończoność, szczególnie matematyka i biologia…. Na której mało co nie zwymiotowałem gdy pani kazała nam patrzeć na zdechła rybę po której pozostały już tylko kości.
Na ostatniej lekcji byłem już tak znudzony tym co mówiła nauczycielka że prawie zasnąłem…
Prezydent pełni funkcję reprezentacyjna…. Bla bla bla i takie tam, i chyba przysnąłem. Po chwili szturchną mnie John.
-Ojej nie śpij.
-Ojej dobra tam…
-Kto tam gada?!-krzyknęła nauczycielka-Max o czym przed chwilą mówiłam?
-Nie wiem proszę pani, źle się czuję .
-No dobrze… Tylko siedź cicho i nie przeszkadzaj Johnowi… jak to zawsze na mojej lekcji.-mruknęła
-Dobrze proszę pani.
Zadzwonił dzwonek… Oczywiście moje „źle się czuje” od razu mi przeszło, niestety mój przyjaciel czuł się naprawdę kiepsko. Ruszyłem po plecak do szafki i za chwilę byłem już za drzwiami szkoły. Podbiegł do mnie John.
-Ej! Czekaj chwilkę, idziemy do mnie?
-No możemy iść, daleko mieszkasz? Bo ani razu u ciebie nie byłem-odpowiedziałem
Zaczęliśmy iść, po chwili odpowiedział..
-Nie daleko chodź
Szliśmy ulicami Nowego Jorku, a on nadal był przygnębiony. W końcu się przełamałem.
-Ej , stary co ci dzisiaj jest? Jesteś jakiś … inny niż zawsze .-zapytałem
-Dziś miałem kiepską noc, męczą mnie ostatnio koszmary, jakiś głos w głowie, Nie wiem co się ze mną dzieje.
-Rozumiem , sam od kilku dni mam koszmary, daleko jeszcze?- zapytałem
-Nie-odpowiedział
Im dłużej szliśmy , tym mniej ludzi mijaliśmy po drodze… samochodów w ogóle nie było. To dość dziwne w takim wielkim mieście w popołudniowy weekend. Zacząłem też zwracać uwagę na rosnąca liczbę gołębi która latała nad nami, skąd ich się tyle nabrało. Nagle jakiś cień przeleciał nad nami. Przeszliśmy jeszcze parę ulic, teraz roiło się już od tych ptaków spojrzałem w górę , potem na Johna, zauważyłem że zamiast plecaka ma kołczan pełen strzał, i łuk w ręce.
-John skąd ty to masz i w ogóle to poco ci to?- zapytałem
–Bo coś tu zdecydowanie nie gra, widziałeś ten cień? Lepiej rozglądaj się uważnie bo coś jest nie tak-ostrzegł mnie już całkiem przytomny John.
-Ok.- odpowiedziałem
Liczba gołębi wciąż rosła, mijaliśmy kolejne ulice a ich było coraz więcej, może ze czterdzieści, i dziwnie piszczały.
-Przyspieszmy kroku, trzeba złapać taxi, a właściwie gdzie się podziali wszyscy?- zapytał , i zaczął się rozglądać w poszukiwaniu jakiegoś człowieka
-No właśnie gdzie są wszyscy przechodnie, samochody i taxówki, Przecież to Nowy Jork, to jest w tym mieście chyba nie możliwe…. -odpowiedziałem
-Masz-John odwrócił się do mnie i dał błękitny nóż sprężynowy
-A poco mi on?- zapytałem
-Odbezpiecz go-powiedział
Zrobiłem co kazał, gdy tylko nacisnąłem przycisk, nożyk zaczął być cięższy, szerszy , dłuższy. Po chwili miałem już w ręce miecz o błękitnym uchwycie idealnie dopasowanym do mojej ręki, i srebrnym ostrzem na którym wyryty był napis ATLANT. Poczułem przepływ mocy , słaby, ale podobny do tego gdy wchodzę do wody.
-Łał, skąd to masz? Mogę go zatrzymać?- zapytałem
-Taki prezent dla ciebie, od pewniej osoby, i jest już twój-uśmiechną się(pierwszy raz dziś)
Ruszyliśmy do przodu, po chwili poczułem ból głowy, usłyszałem jakiś głos…
–Nie dane jest ci przeżyć….
Potem już tylko przeraźliwy piski, jakby wszystkie te dziwne gołębie ruszyły na mnie, wypuściłem Atlanta z ręki upadłem na kolana…. Nie mogłem się na niczym skupić, i ciemność… chyba zemdlałem.
Gdy otworzyłem oczy, zobaczyłem Johna strzelającego z łuku do gołębi, tak szybko że ledwo widziałem jak sięga po strzały …. Chwila on nie sięga po strzały, one same pojawiają się gdy tylko napnie łuk, a w jego kołczanie były jakieś dziwne kształty tych strzał . Obraz przed moimi oczami był zamglony, rozejrzałem się dookoła, zobaczyłem Atlanta lezącego obok mnie, chwyciłem go, mgła przed oczami znikła, wszystko stało się wyraźne, spojrzałem w górę , zobaczyłem szybujące ku Johnowi gołębie… nie chwila to nie gołębie tylko jakieś olbrzymie ptaszyska z wielkimi pazurami , ostrymi dziobami i łuskami zamiast piór, mnóstwo podobnych do tych leżało przebite strzałami wokół mnie i mojego kolegi . John wyciągną strzałę z kulką zamiast grotu, wystrzelił w grupę gołębi… Strzała chwilę przed uderzeniem dziwnie zaświeciła i wybuchła w momencie uderzenia . Po tym jak dym się rozwiał, po ptakach nie pozostało nic.
Kilka z nich zaczęło szybować w moją stronę ”Ja nadal leżę w domu na łóżku ,a to tylko sen” tak próbowałem sobie wytłumaczyć to co się tutaj dzieje. Jeden z ptaków drapnął mnie w ramie , z rozdartej koszulki wypłynęła krew, rana cholernie piekła, nie budziłem się, czyli to jednak nie jest sen . Następny w ptaków który zwrócił się w moją stronę został rozcięty Atlantem, nie wiem jakim sposobem umiem posługiwać się mieczem tak szybko i sprawnie, ale wygląda na to że mam wrodzone podstawowe umiejętności z szermierki. Kolejne ptaki rozsypywały się w pył pod wpływem cięć mojego miecza i strzał Johna. Osłaniał mnie tak dobrze że żaden ptak nawet do mnie nie doleciał. On je strącał a ja zamieniałem w żółty proch. Miałem rozdarte ramie , ale gdy popatrzyłem na Johna…. Był cały we krwi, Nie wiem jakim sposobem jeszcze trzymał się na nogach, zabijaliśmy kolejne ptaszyska moje cięcia mieczem były profesjonalne, ani razu nie chybiłem, zawsze moje ostrze dosięgało ptaka, niestety nie zawsze go zabijało. Czasem miecz odbijał się od ich łusek. Krzyknąłem do Johna, którego strzały też często odbijały się od ich pancerza.
-Celuj w szyje, inaczej ich nie zabijesz!
-Dobra!
Od tego momentu zwycięstwo zaczęło się przechylać na nasza stronę, każda strzała wystrzelona przez Johna i każde cięcie moim mieczem, zamieniały ptaki w pył.
Zabiliśmy ostatniego…. Rozejrzałem się dookoła, zobaczyłem że przechodnie, samochody i taxówki wróciły na miejsce, ludzie dziwnie się na nas patrzyli, nie dziwę się im, dwójka dzieciaków jeden z łukiem drugi z mieczem…podbiegłem do Johna .
-CO TO BYŁO?!-zapytałem przerażony
-Ptaki Stymfalijskie , odpowiedział-tylko co one robiły w środku Nowego Jorku-mruknął
-Dobra, to gdzie idziemy?!?-Zapytałem
-Mała zmiana planów, muszę cię zaprowadzić do Obozu i to szybko…. Za jakieś dwie godziny jad tych potworów nas zabije.
-Jad?! Jakim sposobem w ogóle… to były… to przecież stworzenia mityczne, to nie możliwe. To się nie stało naprawdę-głos mi drżał, ręce się trzęsły, Atlant znowu stał się zwykłym nożem sprężynowym, wsunąłem go do kieszeni- D-dobra to gdzie… idziemy? Gdzie ten obóz?- zapytałem
John wsadził rękę do kieszeni jakby czegoś szukał.
-Cholera-mruknął- Masz jakieś pieniądze?
Wyciągnąłem portfel i wyjąłem z niego 35 dolarów.
-Tyle wystarczy na taxi?- zapytałem
-Myślę że tak, chodź tam jest jakaś wolna. -wskazał palcem na stojącą na poboczu taxówkę.
Poszliśmy w jej stronę, cały się trzęsłem, wolę nawet sobie nie wyobrażać co czuł John który był kilka razy bardziej poturbowany ode mnie , na niczym nie mogłem się skupić. Weszliśmy do taxówki.
-Będę panu mówił gdzie ma pan jechać , dobrze ? -powiedział John
-Dobrze, a macie pieniądze?- spytał kierowca
Pokazałem mu 35 dolarów.
-No dobrze ,to dokąd? -zapytał
-Teraz prosto-odpowiedział John.
Podczas gdy on mówił kierowcy dokąd ma jechać, ja rozmyślałem nad dzisiejszym koszmarem, tym co przeżyłem i zastanawiałem się czy coś gorszego może mi się przytrafić. Zauważyłem że opuściliśmy Nowy Jork, teraz jechaliśmy obok jakiegoś lasu, John pilnie czegoś wypatrywał w pewnym momencie kazał kierowcy zatrzymać się koło jednej z małych leśnych dróżek.
-Ile się należy? -zapytałem
-32 dolary-odpowiedział kierowca
Wcisnąłem mu w rękę 35 dolców „reszty nie trzeba” powiedziałem i wysiedliśmy.
Szliśmy leśną dróżka przy której wysadził nas taksówkarz , zacząłem już chyba odczuwać skutki tego jadu, bolesne mrowienie w rękach, robiło mi się gorąco, jakby gotowała się we mnie krew, czasami widziałem jak przez mgłę, a moja rana na plecach ,którą zrobił mi pierwszy ptak piekielnie piekła.
-Ty na pewno wiesz dokąd idziemy? -zapytałem
-Tak wiem.-odpowiedział
Doszliśmy do kolejnej ścieżki, on szedł naprzód, a ja stanąłem i zacząłem przyglądać się krzakom z których wystawało” jakieś coś”, gdy dokładniej się przyjrzałem zobaczyłem czyjeś nogi.
-Ej John!!!! Tam ktoś leży!- krzyknąłem
-Gdzie?!-przybiegł do mnie
-Zobacz koło tego krzaka-odpowiedziałem
Ostrożnie podeszliśmy, i okazało się że to człowiek, ubrany w dżinsy, zielona koszulkę, brązowowłosy chłopak. Był nieźle umięśniony , ale też nieźle poturbowany, John klęknął przy nim wyją bandaż z małej saszetki którą miał przypiętą do pasa. Zaczął owijać rany chłopaka, przy okazji każdy jego dotyk powstrzymywał krwawienie(inaczej biedak by się umarł),a rany zaczynały powoli się goić, jednak z każdym dotykiem i gojeniem się ran u pacjenta John był coraz bardziej zmęczony . Kiedy skończył , był bardzo wyczerpany , i trzęsły mu się ręce. Wiem jak się czuł bo ja też miałem podobne objawy.
-Max dasz radę go nieść? Ja padam z nóg, do obozu jest góra… 200 metrów, dasz rade? -zapytał
-Postaram się, jak ty powstrzymałeś krwawienie?- zapytałem z niedowierzaniem
-Dowiesz się , ale nie mam ochoty ci teraz tego tłumaczyć , jestem zbyt wykończony. Bierz go na plecy i idziemy.
Podniosłem chłopaka , przedłożyłem go sobie przez ramie, był bardzo ciężki ale dam radę. Muszę wytrzymać. Poszedłem za Johnem, po jakiejś minucie byłem już ostro zmęczony , do moich poprzednich objawów doszedł tez ból głowy i gęsta mgła przed oczami, wiedziałem że mamy mało czasu . Weszliśmy na jakieś wzgórze, minęliśmy sosnę i ujrzałem piękną dolinę z zabudowaniami u dołu, ale nie miałem czasu się tym zachwycać, John już ledwo trzymał się na nogach ,a ja ledwo trzymałem siebie i dodatkowe 70 kilogramów na plecach. Zeszliśmy z góry mgła przed oczami była nie do wytrzymania , Zobaczyłem mnóstwo dzieciaków grających w piłkę i bawiących się, John wskazał mi duży dom po środku obozu, powiedział też coś ,ale go nie usłyszałem. Wszyscy „obozowicze” przyglądali się nam ze zdziwieniem. Dotarliśmy do już prawie do drzwi dużego domu…. John upadł…. Ostatnie co zobaczyłem to jakiś centaur, blond włosa dziewczyna i grupka obozowiczów biegnąca w naszym kierunku i noszami , potem nogi odmówiły posłuszeństwa, zakręciło mi się w głowie, upadłem, odwróciłem się twarzą do nieba , obraz się zaciemnił i straciłem przytomność.
następna część już piszę, będzie pełna niespodzianek. 😀
Powiedzcie co jest nie tak.. Poprawie w drugiej części i nawet nie wspominajcie o błędach interpunkcyjnych… pare ich tam pewnie jest….
Zauwarzyłam parę powturzeń (np. basen i przebieralnia) oraz co to znaczy „raniej”? Ale lać to! Piszesz naprwdę fajnie, masz lekki styl Wciągnęłam się czytając to opowiadanie! Troszkę schematyczne, ale mam nadzieję, że dalsze części mnie zaskoczą.
Dzięki :d dalsze części w trakcie pracy :_)
Ale że jak schematycznie bo nie czaje 😀
Tak, że jest sobie nic niewiedzący heros, idzie do szkoły dla dzieci z ADHD, napadają na niego potwory, ale na koniec szczęśliwie trafia do obozu To jest schematyczny początek.
Aaa spoko zobaczysz potem juz nie będzie tak schematycznie… dobry poczatek musi byc 😀
Długość przyzwoita… Błędów interpunkcyjnych nie szukałam nawet… Ortografów chyba też nie było… Czego się przyczepić? MAM! Błędy stylistyczne! „by się umarł” mnie dobił -,- Mam nadzieję, że chodziło tu o „by się wykrwawił”, albo „by umarł”. Długość dobra, już się nie czepiam jej… Masz szczęście i dziś Cię już nie zabiję 😀 I dzięki za dedykę! 😀
Ojej przepraszam Boginko za błąd ten może mi się literka nie ta pyknęła 😀 sorki nie zamirzone to było… klawiatura szwankuje niewiem może to przez to…
w miarę dobre opowiadanie 😀
opowiadanie całkiem całkiem
jest super! pisz dalej!
Bardzo fajne opowiadanie, wciągające 😀 Chyba błędów interpunkcyjnych nie ma, ale wiesz ja też mam z tym problem xD jedyne czego mogę się czepić to literówka w moim nicku przy dedyku! Co to ma być?! xD Ale i tak bardzo dziękuję
Ojej xD
Dziękuję bardzo za dedykację.
Opowiadanie zdecydowanie lepsze od poprzedniego, ale jest zbyt schematyczne:
Szkoła, bitwa z potworami, taksówka i ledwo żywe dotarcie do Obozu.
Jednak tu nie chodzi o schemat tylko o samo przedstawienie. A Ty przedstawiłeś to inaczej niż wszyscy i za to jest dobrze.
Czekam na następną część!
Dzieki 😀
Boskie :). Świetnie piszesz. Kilka powtórzeń, ale chrzanić to! Fabuła jest tak genialna, że w ogóle nie odczuwa się dyskomfortu czytania przy tych powtórzenich.
Oby tak dalej i dzięki wielkie za dedyczkę ;).
Weny życzę
Chione
Dziekuje 😀 nastepne juz pisze 😀