Kiedy obudziłam się byłam już w zupełnie innym miejscu. Tym razem uwijało się przy mnie trzynaście młodych kobiet dbających o wszystko. O moje włosy, makijaż, strój. Czułam się jakbym była tylko kawałkiem płótna, którym zajmuje się jakiś artysta. Ostatnie poprawki. W pokoju nie było żadnych luster. Dziewczyna zajmująca się moimi włosami trzymała moją głowę na takim poziomie, abym mogła zobaczyć tylko twarz kobiety, znajdującej się przede mną. Te dwie zajmowały się moją twarzą. Reszta pracowała nad moim strojem.
Dopiero po jakimś czasie mogłam obejrzeć dzieło kobiet. W momencie wprowadzenia dużego lustra zamarłam. Dziewczyna stojąca przede mną mogła powiedzieć o sobie, że jest najpiękniejszą osobą na świecie. Mogła wygrać konkurs na miss nastolatek. Mogła wszystko. Była po prostu piękna Dotknęłam mojej twarzy bardzo delikatnie bojąc się, że może się rozpłynąć. Jeśli tak wyglądam tylko we śnie, to chcę jeszcze trochę śnić.
Makijaż był idealny. Kobieta musiała włożyć w niego dużo pracy. Moja twarz wydawała się bledsza. Wręcz biała. Moje srebrne oczy teraz nabrały odcieniu śliwki. Były podkreślone czarną kreską. Powieki miały z tysiąc kolorów. Rzęsy były naprawdę bardzo długie co jest dziwne patrząc na fakt, że nawet po tuszu były niewidoczne. Muszę się potem zapytać jak to zrobiły. Zretuszowały wszystkie niedoskonałości na mojej twarzy. Byłam idealna.
Czarna suknia delikatnie migotała na moim bladym ciele. Na moich nagich ramionach błyszczały różnokolorowe diamenciki. Gdy tylko wykonywałam obrót suknia momentalnie zaczęła zmieniać kolory, jednak gdy tylko stanęłam znów byłam w tej samej czarnej sukni. Jeszcze raz. Pomyślałam. Znowu sukienka zaczęła migotać gdy tylko zmieniłam swoje położenie.
Dopiero po jakimś czasie zebrałam w sobie odwagę aby zapytać.
-Czemu zrobiłyście mnie piękną? – kobiety spojrzały na mnie swoimi niebieskimi oczami i uświadomiłam sobie, że są identyczne. Ich wzrok był w stanie przewiercić mnie na pół.
-Dowiesz się w swoim czasie. – odpowiadają wszystkie na raz tym samym głosem. Po tych słowach łączą się w jedną osobę i wychodzą.
Zostaję sama. Teraz zaczyna dziwić mnie jeszcze jedna sztuka. Jakim cudem udało mi się stać na piętnastocentymetrowych szpilkach? Najwyższe buty w jakich kiedykolwiek stałam to koturny o obcasie pięć centymetrów. I w tych butach też nie postałam za długo. W skrócie cała historia. Podczas apelu w szóstej klasie kiedy recytowałam wierszyk zaliczyłam po prostu epicką wywrotkę i spadłam prosto w ramiona najprzystojniejszego chłopaka w całej szkole! Oczywiście wszyscy się ze mnie śmiali, ale to chyba nie moja wina, że te durne koturny same wykrzywiały się na boki i ślizgały się na każdej posadzce! Od tamtej pory nie chodziłam na obcasach. Nawet do sukienki nosiłam moje niezawodne adidasy. No ale dobra zostawmy w spokoju moje buty.
Dopiero po 15 minutach do sali wszedł jakiś nieznajomy mężczyzna. Gdy znalazł się w pomieszczeniu pojawili się inni, tacy sami. Czemu każdy potrafi się klonować? Może ja też potrafię?
-Nie potrafisz. – powiedzieli mężczyźni w tym samym momencie.
Aż się wzdrygnęłam. Nie dość, że się klonują to jeszcze mi w myślach czytają!
-Kim jesteście? To jest… jesteś? – pytam mężczyzn… to jest mężczyzny.
-Jestem synem Hekate. – odpowiadają.
-Czyli jesteśmy rodzeństwem? – potwierdził skinieniem głowy. -A te… to jest ta która tu była to córka Hekate? – kolejne skinienie. Muszę się nauczyć mówić w liczbie pojedynczej o klonach. Pamiętać: ci mężczyźni to tak naprawdę jeden syn Hekate, a tamte kobiety to tak naprawdę tylko jedna jej córka.
-Królowa chce cię widzieć. – to mówiąc wyprowadził mnie z sali, w obstawie 12 jego klonów.
***
Kobieta siedziała na wielkim czarnym fotelu. Znałam tą kobietę. Widziałam ją szesnaście razy. Teraz siedemnasty. Czarna Wiedźma czyli moja matka patrzyła na mnie swoimi pięknymi oczami. Mężczyzna (teraz już jeden) ukłonił się i wyszedł. Chciałam go zatrzymać. Nie chciałam zostać tu sam na sam z czarodziejką. Było już za późno. Drzwi zatrzasnęły się za moim bratem. Kobieta wciąż patrzyła tylko na mnie. Po chwili uśmiechnęła się. Odwzajemniłam uśmiech.
Znowu poczułam chęć do mordowania. Zastanawiałam się kto będzie moją ofiarą. Hekate widząc moje spojrzenie wezwała młodą dziewczynę, mającą około 14 lat. Wskazała na mnie. Dziewczyna podeszła do mnie. Jej oczy były puste, jakby czekała na swój werdykt.
-Kciuk w górę, przeżyje. W dół, zginie. – powiedziała wiedźma. – Decyzja należy do ciebie.
Przyjrzałam się dziewczynie. Teraz już wiem jak to jest mieć czyjeś życie na dłoni. Patrzyłam na jej przeszklone oczy. Na mały nos, który teraz był czerwony od płaczu. Na usta szepczące jedno krótkie słowo „nie”. Mogłaby być piękna, mogłaby dorosnąć, żyć dalej. Jednak mój wyrok jej tego nie dał. Patrzyłam na mój kciuk skierowany w dół. Dziewczyna zaczęła się dusić i po chwili padła. Uśmiechnęłam się. Moja matka zrobiła to samo. Jesteśmy takie same. Pomyślałam. Dwie podłe zabójczynie.
-Po co mnie tu wezwałaś? – zapytałam wciąż patrząc na dziewczynę. Jej śmierć dała mi energię. Stałam się silniejsza.
-Musimy porozmawiać. Usiądź i poznaj od nowa swoje życie, Karmiąca się Śmiercią.
Eee… Wow. A ja myślałam, że to Persefona 😀 Ale tak jest o wiele lepiej ^^ czekam z wielką niecierpliwością na CD! Migiem! Karmiąca się Śmiercią… Świetne 😀 Nie zapowiadało się aż tak dobrze, ale naprawdę mnie zaskoczyłaś 😀
GE-NIA-LNE
[ściga gałki oczne toczące się po podłodze] DLACZEGO TAKIE KRÓTKIE?!