Wracam po latach 😉 Przepraszam, że długo mnie nie było. Sorrki, za błędy. Pisane w czasie braku poczucia humoru i deprechy (przekładanymi napadami szajby). Przepraszam, za długość. I za kropeczki 😉
Miłej lektury Mela ;))
Dla najlepszej Heroski na świecie !!!
W której zawsze można znaleźć wsparcie na deprechę i zły humor.
A szajbę, która objawia się nam obu, po prostu razem prześmiać ;D
Dla Artemis 435
****
Drogi Herosie 15.09.2011
Mam nadzieje, że mój wcześniejszy list doszedł… nie chce pisać na marne… mam nadzieje, że czuwasz nade mną. Od mojego listu minęło trochę czasu. Nie chcę zawracać ci głowy mną i moimi sprawami. Choć dla mnie są ważne.. Bardzo. Brakuje mi kogoś z kim mogłabym pogadać. Tak zwyczajnie. Bez żadnych manier, barier. Po przyjacielsku…
Ostatnio wydarzyło się wiele… zbyt wiele jak na jednego człowieka…
***
Miętosiłam w rękach papierek; na czele było moje imię Reyna (czyt. Rejna) pod spodem podpis Matt, w środku tylko jedno słowo :
BROOKLYN
Moje oczy zapłonęły , przedarłam go na pół, nikt nie będzie mną rządził, ani mówił mi co mam robić. Bunt pojawił się nagle, wyjęłam zapalniczkę i podpaliłam papierek. Z złośliwym(ale i szczęśliwym) uśmiechem, patrzyłam jak ogień bezpowrotnie zmienia go w popiół, który rozwiał się na wietrze.
Obróciłam się w przeciwną stronę i zrobiłam krok, czy raczej spróbowałam go zrobić. Jakaś niewidzialna siła pociągnęła mnie w tył. Zaklęłam.
Wiem, wiem. Jaka myśl przeleciała ci przez głowę. BOGOWIE. Miałeś racje BOGOWIE. Wszędzie są i do wszystkiego, się pchają. Znowu, nowa myśl ONI POMAGAJĄ. Usłysz mój śmiech Herosie, cichy i szyderczy… ONI POMAGAJĄ… HAHAHAHAHAH(naprawdę nie mam dziś humoru).
Obróciłam się w inną stronę i spróbowałam znowu, odepchnięta, nie przestawałam walczyć. Próbowałam jeszcze raz i jeszcze, i jeszcze, i jeszcze raz. Aż poddałam się wyczerpana i ruszyłam w kierunku, tak znienawidzonego(czy raczej nie poznanego, jak byś to nazwał Herosie)przeze mnie miejsca…
****
Kim jestem ? Czy raczej czym ? Wielu zadaje sobie to pytanie, jednak życie pozostawia wiele pytań bez odpowiedzi. Ja nie jestem w stanie, żyć w ciągłej tajemnicy. Kłamać. Kłamać. Słabość objawia się poprzez kłamstwo… Kłamcą stajemy się po pewnym czasie, czasami robimy to bez powodu… Dla wygody…
Chciałabym zniknąć. Zginąć. Przepadnąć . Nigdy nie żyło mi się tak źle(zuo), jak dzisiaj…
**********************************
Egipcjanie nie są mili, ani przyjaźni, przykład??? Proszę bardzo dam go z wielką przyjemnością, tak na przyszłość. Zapukałam w szklane drzwi i już chcieli mnie zamienić w jaszczurkę (Tak oni umieją to zrobić). Dziewczyna jakieś 13 może 14 lat, szczupła, blond włosy z fioletowymi pasemkami i lnianymi ciuchami. Wycelowała we mnie swoją różdżkę chcąc zapewne zamienić mnie w gryzonia…
– Ej nie zjem cię – powiedziałam , puszczając do niej oko(miałam nadzieje, że nie było podbite). Opuściła swoją magiczną pałeczkę taksując mnie wzrokiem.
– Nowicjuszka ? – Uśmiechnęła się i podeszła bliżej.
– Nie, nie nowicjuszka, Reyna. Muszę się widzieć z Amosem, z Amosem Kane.
– Amosem ?
– Tak, ważne.
– Bardzo ?
– Wpuścisz mnie wreszcie ?! Zawsze jesteś taka wkurzająca ?
Uniosła brew.
-Nie, nie zawsze. Zwykle to mój brat – Westchnęła, po czym dodała- Okey wejdź, ale nikogo NIE zabij.
***
Ludzie zawsze tak do mnie mówią, choć (chyba) nie wyglądam groźnie. Mam nadzieje Herosie, że wyobraziłeś sobie mnie jako: Uśmiechniętą, głupią i naiwną blondynkę(bez obrazy). O ile mnie nie widziałeś możesz uznać ten wygląd za mój…
****
Wprowadziła mnie do środka, nadal ściskając różdżkę.
– To gdzie jest ten… Kane ? – Rozejrzałam się dokoła. Posąg boga Thota stał po środku wysoki na jakieś dziesięć metrów wydaje mi się, że Thot to bóg książek albo wiedzy czy jakoś tam. Plazma, sofa, perkusja, dzieciaki… Aha no, no i szympans.
– Szympans ?
– Chufu – powiedziała to jakbym była wariatką. – No co ? Małpy nie widziałaś ?
– Ee… widziałam, tak, tak – powiedziałam, a ona spojrzała na mnie zdziwiona- To gdzie jest ten Kane ?
– Och, stoi przed tobą głuptasie.
Rozejrzałam się po Sali. Dzieciaki biegały wrzeszcząc, inni oglądali telewizję, czytali książki.
– Amos ? –Spojrzałam na dziewczynę, zastanawiając się czy Amos zamienił się w nią… (Nie,dla mnie to nie było śmieszne)
Roześmiała się.
– Nie, Sadie Kane.
– Aha, śmieszne, tak, tak. Ale ja muszę się zobaczyć z AMOSEM Kane.
****
Nie mam dziś poczucia humoru, naprawdę, ja nic nie poradzę… Wszystko mnie wkurza… i obawiam się, że z wzajemnością.
***
– W górę po schodach, pierwszy pokój na lewo – powiedziała i ruszyła przed siebie, podążałam za nią rozglądając się na około , stare schody skrzypiały gdy stawiałyśmy kroki. Wyryte na nich obrazki wydawały się poruszać…
Drzwi było dużo: egipskie w złotej oprawie, imiona były wyryte hieroglifami. Zauważyłam też, że trzy imiona na pokój. W niektórych były braki; z kreślone imiona, imiona zanikały, a niektórych imion po prostu nie było… Umarli ?
– Sadie ? – Obróciłam się chcą jej zadać pytanie , Sadie oczywiście nie było. Stałam sama przed drzwiami z napisem :
„Dr. AMOS KANE”
Proszę pukać
Zastosowałam się do polecenia; zapukałam. Odpowiedziało mi ostre „wejść” i drzwi same się otworzyły.
***
Nie, nie zdziwiło to mnie. Naprawdę. I nie, nie poczułam takiego „wewnętrznego głosu” , który mi powiedział, że to jest normalne.
****
Gabinet pachniał starością mimo, że było tu kilka sprzętów elektronicznych, za to więcej rzeczy było SPRZED Drugiej Wojny Światowej. Biurko miało drewnianą podstawę, a na nim jak blat leżał ważący na pewno z tonę. Głaz – nie praktyczne, gdyby się ktoś mnie spytał(oczywiście nikt się nie spytał). Leżały na nim papiery, laptop i kilka drobiazgów. Ogień w kominku płonął na OSRTY kolor czerwonego, choć żadnego ciepła nie dawał. Było tu kilka książek, krzesło wyglądało jakby zaraz miało się rozwalić.
Sam właściciel wyglądał nieco jak Rockman, mimo, że też nosił lniane ciuchy i miał rozczochrane czarne włosy,
Brązowe oczy świdrujące mnie spojrzeniem.
– Ładną dziś mamy pogodę… -zaczęłam.
– Usiądź… proszę.
Spojrzałam z powątpiewaniem na krzesło. Amos kiwnął zachęcająco. Opadałam na nie. Nie złamało się w pół, dobry znak.
– Nazywam się Amos Kane, co zapewne wiesz ?
Potaknęłam.
– Właśnie, jednak ja nie wiem jak ty masz na imię – Ciągnął.
Kiwnęłam.
-I chciałbym je poznać.
– Reyna, Reyna Kane. Jest tu też mój brat Matt Kane… -zaczęłam.
Wytrzeszczył oczy.
– Kane ? – Wydukał.
– No… chym, tak.
– Ale jak to ? Jestem twoim wujkiem ?
Zaprzeczyłam.
– Kuzynem ?
Pokręciłam głową.
– Ciotką ?! –Zezłościł się.
Uśmiechnęłam się, a on ZIELENIAŁ.
– Chyba nie Ojcem ? Prawda ? – Zapytał rozgorączkowany, jakby rozpatrywał swoje życie(nie wnikajmy w szczegóły).
Podobało mi się to trzymanie go w napięciu, możesz uznać to za brutalne, ale jak ma się życie przypominające samo cierpienie, trzeba mieć czasem trochę rozrywki…
– E…, no nie.
Odetchnął.
– To dobrze, widzisz mamy tu dużo bach… dzieci.
***
Nie raczej, nie miał, na myśli Bachów…
***
– Widziałam… małp też.
Amos cofnął się urażony…
– To nie było o mnie ??
– Nie – roześmiałam się. A dziś jednak, nie miałam humoru.
– A o Thocie ?
-Proszę Amosa. Ja naprawdę chciałam odwiedzić brata.
– Dobrze, a kim ja jestem dla was ??
– Jest pan synem brata mojego prapradziadka.
– Aha. To świetnie. Cudnie. Witaj w domu, e… jak ci tam ?
– Reyna.
-Ah, no tak Reyna. Witaj – powiedział.
– Dzień dobry – powiedziałam. A on spojrzał na mnie piorunująco.
– A tak co do twojego brata, to nie mamy Matta Kane.
– Słucham ? – Zaczęłam kaszleć.
***
STOP !!! STOP !!!
To właśnie zrobiło moje serce, zastopowało. Nie dość, że nie miałam humoru. Nie dość, że nie miało tu mnie być. To mój brat, zamienił się ze mną miejscem…
BUM!!!BUM!!! (znowu ruszyło, żebyście nie myśleli, że korespondujecie z trupem).
****
Przeglądał papiery.
– Maja, Małgosia, Mary, przez dwa T ? – Spojrzał z ukosa na mnie.
– Tak, dwa.
– O ! Mam Matt… -przebiegł wzrokiem po tekście – Matt Kyne, nie Kane.
Ups. Ale cóż nie jestem osobą która grzęźnie w bagnie.
– Tak to on.
– Ma inne nazwisko ? – Uniósł brew.
– Nie, myślę. Myślę, że nie chciał mieć kłopotów.
– Tak myślisz Reyna ? – Spojrzał na mnie z powątpiewaniem, jakby podejrzewał, że nie myśle. (Trybiki w jego mózgu pracowały intensywnie !A ja nadal nie miałam humoru !).
– Tak. I żadnego spotkania póki co nie będzie… on musi ochłonąć.
– Dobrze, twój pokój to 13. Przybory magiczne dostaniesz później. – Wiedziałam, że i tak zaraz wezwie mojego brata.
– Do widzenia – powiedziałam.
– Do SZYBKIEGO widzenia.
Chwyciłam moją torbę i ruszyłam prosto do pokoju numer 13, usłyszałam jedynie- Matt Kyne do mnie i wiedziałam, że brat mi tego nie wybaczy. Ups…
Mam nadzieje, że moje listy są dla ciebie miłą lekturą. Siedzisz sobie wygodnym łóżku trzymasz je i czytasz. Zastanawiając się który z twoich przyjaciół ci je wrzucił do skrzynki na listy… I jaki zrobić mu dowcipy, na odpłatę.
Reyna- Brooklyn
Pierwsza, Pierwsza!!!
genialne jeszcze leprze od tego co mi przedtem wysłałaś
I mela zarażasz mnie ODBIJA MI!!!!
Ale ataki szajby dzielone z tobą są wspaniałe
😉
DZIĘKI za DEDY!!!
LITERÓWKI!!! PRZECINKI!!! ZAMORDUJĘ! Całą cudowną lekturę niszczą mi te irytujące błędy! I podoba mi się Amos 😀 Przypomina trochę Pana D. 😀
BOGINKO!!Czepiasz sie szczeguluw!!!
Dzieki….. inerpunkcja…. musze pomyslec ;D
Babciu przerażasz mnie jak można tak fajnie pisać…
Mhm… Amos albo Sadie nie wyczarowali tu przypadkiem kilku przecinków? A może literówek? W każdym razie opo GENIALNE, fajnie wyszło Ci złączenie tego, co było pisane z humorem, a co bez. Czekam na CD.
Dzieki 😉 Wielkie… moze wyczarowali 😀
I co mam powiedzieć? Że mi się podobało? Dziękuję bardzo. Nie będę wypowiadała tak marnych słów :D. Ty było BOSKIE i HEROSOWE!!!!!!!!!!
Dzieki 😉 Jeszcze raz sorry, za ortografie i interpunkcje 😉