Od autorki: Oczywiście tą część zepsułam całkowicie, bo tu, moja wyobraźnia się zepsuła, a ja niemądra, spuściłam jej co nieco lejce.
Dla Meli56, która pokazała, że nie należy oceniać książki (lub opowiadania) po okładce lub pierwszym rozdziale 😉
Na obozie zaczyna się coś dziać…
Dobra, z tą ciemnością przesadziłam. Chciałam utonąć, mieć spokój, a po zmartwychwstaniu zostać zwykłą śmiertelniczką. Niestety, po kilku sekundach poczułam, że coś ciągnie mnie za rękę na powierzchnię. Zaczęłam się wyrywać, jak osoba chora psychicznie. Przyłożyłam mojemu „wybawcy” w twarz, ale on się tym nie wzruszył. Wynurzyliśmy się, a on tylko zaciągnął mnie na brzeg, rzucił we mnie ręcznikiem i oddalił się. Nawet nie dowiedziałam się kim był, ale gdyby ktoś przyłożył mi w twarz, to też nie chciałabym z nim gadać.
Siedziałam na plaży i czekałam. Na wschód słońca, na czyjąś pomoc, na przypływ sił, na lepszy humor. Na wiele rzeczy, które prawdopodobnie nie chciały mnie spotkać. Poczułam, jak bardzo tęsknię za mamą, tatą, Igą, Ireną… nawet za Damianem. Z całej rodziny była przy mnie tylko postać, która właśnie zaczęła ocierać się o moją rękę.
-Saba – szepnęłam. – Kocham cię.
Objęłam psa. Słyszałam jej oddech – spokojny i zrównoważony. Jej serce biło delikatnie i rytmicznie, a ja miałam wrażenie, że ten spokój zaczyna na mnie oddziaływać. Upajałam się zapachem jej sierści, który z nieznośnego odoru zmienił się w delikatną woń leśnej natury.
Spojrzałyśmy sobie w oczy. Przez moją głowę przemknęła myśl: Nigdy Cię nie przestanę kochać, nawet po śmierci. Wydawało mi się, że usłyszałam w głowie delikatny głos, nie ludzki, ale nie potworny.
–Po śmierci spotkamy się w Elizjum.
Przerażona zerwałam się na nogi, jak najdalej od zwierzęcia. Głos znowu się odezwał.
–No nie udawaj, że masz już wykształcone odruchy obronne, od tego masz mnie.
Skierowałam swoje Przestraszone, Wielkie, Dzikie Oczy na Sabę.
–No co? Nie odzywałam się wcześniej, bo to ty musiałaś zacząć połączenie – pies przewrócił oczami. Tak odbija mi, wydawało mi się, że pies przewraca oczami.
–JA NAPRAWDĘ DO CIEBIE MÓWIĘ! I NIE IGNORUJ MNIE, MYŚLAŁAŚ, ŻE PSY NIE POTRAFIĄ PRZEWRACAĆ OCZAMI!?
-Sa…Saba? – wyjąkałam.
–No nareszcie, heros myśli na bieżąco! Przyniesiesz mi coś do jedzenia? Głodna jestem, nic nie jadłam dzisiaj.
-Eee…
–*******! CZY LUDZI SĄ TAK TĘPI, ŻE NIE POTRAFIĄ WYSYŁAĆ SWOICH MYŚLI ŁĄCZEM PRZEZNACZENIA!?
-Sabciu, bez obrazy, ale wydawało mi się, że mówisz do mnie w myślach i właśnie przeklęłaś – powiedziałam.
–******* to nie przekleństwo – stwierdziła, po czym odwróciła się i odeszła w kierunku obozowych zabudowań.
Stałam tak jeszcze chwilę. Na wschodzie majaczyło już delikatne światło, a ja nawet nie czułam zmęczenia. Myślałam o tej rozmowie, a tak naprawdę to monologu Saby. Trochę mnie zszokował.
Dobra, czego się ostatnio dowiedzieliśmy? Bogowie greccy istnieją w dzisiejszych czasach i mieszkają w Empire State Building, przynajmniej według Evelyn. Sprowadzają się na ziemię i razem ze śmiertelnikami (cześć tato) mają półboskie dzieci. Mój rudy, głupi pies jest nieśmiertelnym obrońcą od mojej nieśmiertelnej matki i potrafi mówić, albo wysyłać mi swoje myśli, nie wiem co jest gorsze.
Bezszelestnie pokłusowałam do domku jedenastego. Cichutko otworzyłam drzwi i palnęłam się w głowę. Zostawiłam swoje rzeczy na plaży! Błyskawicznie pognałam po nie z powrotem, modląc się, żeby w międzyczasie nikt się nie obudził i nie zauważył mojej nieobecności.
Kiedy wracałam usłyszałam pełen niepokoju, rozdzierający poranną ciszę wrzask od strony wzgórza. Odwróciłam się w tamtym kierunku i zobaczyłam czwórkę postaci, walczącą z armią potworów.
Dopadłam się do domku i rzuciłam swoje rzeczy na torbę. Sięgałam właśnie po bransoletkę, kiedy zobaczyłam przeciągającą się Rosalie.
-Rosalie, wstawaj – powiedziałam.
-Co? Czemu? – była tym wyraźnie niezadowolona.
-Nie słyszałaś? – wrzask rozległ się ponownie.
-O matko kochana – zerwała się na równe nogi. – Nie mogłaś mnie obudzić wcześniej? Pewnie Grover wrócił.
-Kto? – zapytałam, ale ona już mnie nie słuchała. Budziła wszystkich po kolei i przekazywała im wieści, a obudzeni budzili kolejnych.
-No co tak stoisz? Leć im pomóc! – rozkazała.
-Ale, ja tu jestem drugi dzień! Nie dam rady!
-Poradzisz sobie. Tylko wyposaż się w jakąś broń.
Chwyciłam mój miniaturowy łuk i mruknęłam weapon. Kiedy broń urosła do pełnych rozmiarów wszyscy spojrzeli na mnie zdumieni, ale ja już wybiegłam na zewnątrz.
Przed wzgórzem stał Chejron i nie dopuszczał nikogo do pomocy.
-Nie, to zbyt niebezpieczne. A ty – złapał mnie za rękę kiedy próbowałam przedostać się przez jego barykadę – nawet nie próbuj pomóc.
Spojrzałam na szczyt wzgórza. Walczyła tam trójka herosów i jeden satyr. Najmłodsza dziewczynka mogła mieć… ja wiem, siedem lat? Trochę starsza wyglądała na dwunastkę, a chłopak na jakąś czternastkę. Satyra nawet nie próbowałam ocenić.
Najmłodsza dziewczyna w pewnym momencie znowu krzyknęła.
-Pomocy!
Wszystkie spojrzenia uzbrojonych półbogów spoczęły na nieruchomym Chejronie.
-Echem… Chejronie, może im pomóc? – ktoś spytał.
Centaur tylko zatrzymał wszystkich ręką. Patrzył na herosów, jakby chciał ocenić, czy warto mieć takie niedołęgi na obozie, czy też nie.
W pewnym momencie dwunastolatka, odpierając atak jakiegoś potwora, zaczęła gestykulować rękoma, jakby wydawała komendy. Satyr spojrzał na swoich podopiecznych i energicznie pokręcił głową. Głos dziewczyny spowodował wstrząs doliny.
-JUŻ!
Satyr chwycił siedmiolatkę za rękę, a ona próbowała się wyrwać. Nie chcieć zostać ocalonym, skądś to znam. Najstarszy chłopak chwycił małą za drugie ramię i wspólnymi siłami pociągnęli ją w naszym kierunku.
Chejron dał nam znak, żebyśmy nie ruszali się z miejsc, a gdy łucznicy (w tym ja) napięli broń, tylko spojrzał na nich karcąco. Sam podbiegł do grupy herosów, wsadził ich sobie na grzbiet i dał znak satyrowi żeby pomógł koleżance na górze.
Za późno. Powietrze przeciął ogłuszający wrzask bólu. Na szczycie wzgórza leżała dziewczyna. Łucznicy zignorowali rozkaz Chejrona i gradem strzał rozpędzili resztę potworów. Kiedy satyr dotarł do heroski, nikt nawet nie wiedział czy żyła. Wszyscy zwrócili się w stronę nowo przybyłych półbogów. Dziewczynka miała oczy podobnie wystraszone jak ja, a chłopak wyglądał jakby nie obchodził go cały świat. Oboje mieli blond włosy i byli do siebie dość podobni. Różniły ich między innymi oczy – siedmiolatka miała dociekliwy, przebijający wzrok, a chłopak miał ten błysk w oku, który każe szybko sprawdzić czy jeszcze ma się pieniądze w portfelu. Chejron zawiózł ich Wielkiego Domu, a nam kazał się rozejść.
Po drodze do jedenastki wpadła na mnie Saba.
–No, to masz coś do jedzenia? – spytała.
Zastanowiłam się nad tym co powiedziała, o tym łączu przeznaczenia. Postanowiłam ją zdenerwować i odezwać się normalnie.
-Nie, ja sama dziś nic nie jadłam.
Nic nie powiedziała, tylko podkuliła ogon i pomaszerowała za mną do domku. Przed wejściem stała Rosalie i beznadziejnie próbowała zdyscyplinować grupę. Wybawiłam ją.
-Już po całej akcji. Bardzo pomogliście – uśmiechnęłam się. Nie podzielała mojego optymizmu.
Saba wpadła do domku, a kilka osób, które nawet nie zdążyły się zebrać wrzasnęło z przerażenia.
-Spokojnie – odezwałam się. – Saba nie gryzie.
–No chyba, że ktoś mnie naprawdę zdenerwuje – podpowiedziała.
-No właśnie – jedna dziewczyna… jak ona… Gabrielle! No, Gabrielle spojrzała na mnie jakbym spadła z księżyca. Zapewne inni nie słyszeli tego co szeptała Saba.
–Tylko ty to możesz usłyszeć moje słowa – podpowiedział pies.
Teraz naprawdę poczułam potrzebę wysłania Sabie swoich myśli. Usilnie myślałam jak mogłabym to zrobić.
–No nareszcie załapałaś o co chodzi – wyraźnie się rozluźniła. – A teraz – masz COŚ DO JEDZENIA?!
–No nie – zauważyłam, że wystarczy chcieć podzielić się myślą. – Ale zaraz jest śniadanie.
–To zwiń mi coś ze stołu – zadowolona poprowadziła mnie do małego kącika w domku, który ukrył się przed całym światem. – Mam nadzieje, że będzie to coś smacznego, bo inaczej zabiorę ci prezent.
Promienie słoneczne wpadające przez małe okienko ukryte za zasłoną, oświetlały najpiękniejsze miejsce jakie kiedykolwiek widziałam (mówię o miejscach o powierzchni 2,5m2, ukrytych za ciemną kurtyną). Mimo, że kącik był niewielki, poczułam, że musi należeć do mnie, przynajmniej dopóki mam tu mieszkać. Drewniana podłoga błyszczała, pomimo grubej warstwy kurzu. Nie było tam nic, ale ja szybko ułożyłam tam swój koc i plecak. Przeczuwałam, że nie mogę tam przebywać, ale nie interesowało mnie to.
Kiedy wychyliłam się ze swojej kryjówki, okazało się, że dołączył do nas nowy syn Hermesa.
-Jestem Luke – oznajmił. – Będę waszym nowym grupowym.
Z naszego kąta wyskoczyła Saba, aby inteligentnie obwąchać mu nogi. Chłopak instynktownie wyciągnął miecz.
-Zostaw ją – odezwałam się. – Jak ty byś się czuł gdyby ktoś zabił twojego psa?
Popatrzył na mnie z odrazą, a potem skierował wzrok na Sabę.
-Przecież widać, że to potwór, będziesz mi tu wmawiać, że go udomowiłaś?
-Prezenty od rodziców nie zawsze są potworne – wystąpiłam cała z ukrycia.
Niektórzy patrzyli na mnie ze zdziwieniem w oczach. Zachowywali się trochę tak, jakby nigdy nie dostali jakiegoś kosztownego prezentu od rodziców.
-No co?
-To coś jest od twoich rodziców? – wypalił Luke.
–To coś ma zęby i użyje ich jeśli on się nie zamknie – warknęła Saba.
-Tak, Saba jest od mojej matki. I zasługuje na takie samo traktowanie, jak każda żywa istota.
Pies podbiegł do mnie i nadstawił łeb. Pogłaskałam ją, a ona zamruczała.
–Za kilka minut masz się stawić u Chejrona w Wielkim Domu – zakomunikowała.
Spojrzałam na nią dobitnie.
–Nie mogłaś powiedzieć wcześniej?
–A, i masz wybrać sobie zajęcia obozowe, mówiłam ci już o tym?
Westchnęłam. Wszyscy dalej się na mnie patrzyli.
-Przepraszam, ale muszę iść.
-Hej, hej, przecież zaraz śniadanie! – objaśnił Luke. Bez słowa wyszłam z domku i skierowałam się do Wielkiego Domu. Na werandzie czekał na mnie Chejron.
-Jeśli maksymalny termin wyznaczam do dziesięciu minut przed śniadaniem, to możesz pojawić się wcześniej – poinformował.
-Nie przejmuj się tak – wzruszyłam ramionami. – Wyruszyłam, jak tylko dowiedziałam się, że mam tu trafić.
Chejron zbadał mnie przenikliwym wzrokiem.
-Aha.
Od strony domków doszedł mnie przeraźliwy skowyt. Odwróciłam się w tamtym kierunku i zobaczyłam Sabę, która kulejąc wybiegała z domku, a za nią połowa dzieciaków. Rzuciłam się w tamtym kierunku.
-HEJ! STÓJCIE! CO WY NAJLEPSZEGO WYPRAWIACIE?!
Nie zwracali na mnie uwagi. Kiedy dobiegłam do psa, zasłoniłam go własnym ciałem, za co oberwałam kamieniem. Auć.
W tamtej chwili w Sabie coś się zagotowało. Skowyt zamienił się w warczenie. Od razu było widać, że pies szykuje się do walki.
Saba rzuciła się na chłopaka, który mnie trafił. Ganiała go przez chwilę po całym obozie, a dokładniej to przez jakieś dziesięć minut, bo usłyszeliśmy dźwięk informujący o posiłku, co oznaczało, że nadeszła pora śniadania. Później do psa dopadł się Chejron, który chwycił go za kark i uniósł nad ziemię. Usiłowałam do niego podbiec, ale gdy tylko się podniosłam, od razu upadłam. Na żebrach miałam paskudne rozcięcie, które piekło niemiłosiernie. Po raz pierwszy poczułam to, co czuje prawdziwy człowiek poszkodowany i nie mam tu na myśli upadku z roweru, ani wywrócenia się na żwirowej drodze. Nie życzę wam, abyście mieli rozcięte jakiekolwiek miejsce ostrym krzemieniem.
Skała leżała na ziemi ubrudzona moją krwią. Nie miałam ochoty na to patrzeć.
Zanim straciłam przytomność usłyszałam tylko przytłumiony głos Saby.
–Proszę, nie rób tego…
Wtedy zemdlałam.
Mam nadzieję, że się podobało.
Artemitena
Akcja gna gna gna!! Koncoweczka mnie tylko dobila ale tak to jet fajnie Always hungry huh? 😀 Mi sie podoba więc CD!!
Zgadzam się z Nyx. Akcja GNA! Ale wredny Chejron CD jest fajny 😀 I przeklinający pies też ^^
Moja wena twórcza ma… MEGASUPEREKSTRAWIELKI kryzys. Nie daję rady zagłębiać się w poszczególne fragmenty akcji, jak również nie jestem w stanie wymyślić niczego oryginalnego
P.S. Nyx, a żebyś ty widziała Sabę w akcji kiedy coś spadnie ze stołu lub blatu w kuchni. Żeby drugi pies nie był pierwszy, może gnać z prędkością 100km/h, a potem jeszcze zrobić aferę z zębami pod stołem 😀
Fajne :). Miło się czyta :D.
Hahahahahahaha mój pies ma taka walkę z kotem który jest 4 razy większy.
Dziekuje ;)) Bardzo, dzieki ;D Super, bohaterka jest genialna… a Chejron jest boski(jak to wspomniala Nyx ;)). I jak ja tu mam zasnac wiedzac, ze CDN bedzie pozniej ???!! Prosze cie, dbaj troche o moja psychike 😛 pisz CDN !!!!!!
cudowne opowiadanie normalni nie mogę czekam na dalsze losy tej historii
niezłe , fajnie wymyślone
Podoba mi się :D.
Bardzo fajne, tylko szkoda ,że Thalia umarła-przemieniła się w drzewo.Po za tymto geniusz