Ostatnio znów weszłam na bloga z moim starym niedokończonym opowiadaniem. Przeczytałam je całe. Miałam wrażenie jakbym czytała wypociny jakiejś 8-latki, która nie umie pisać. Tyle wyrażeń, których teraz wstydziłabym się napisać. Ale wśród tych beznadziejnych opisów i szybkiej akcji znalazłam teksty, które naprawdę były dobre.
Pisałam to opowiadanie za czasów mojej kochanej podstawówki, więc niektóre teksty były czerpane z otoczenia, albo wymyślane przez moje kochane przyjaciółki. Tylko z dwoma tylko w sumie mam kontakt, a z jedną (moja kiedyś najlepszą przyjaciółką) się znienawidziłyśmy… Jedna z nich nawet tutaj napisała jedna część opowiadania (http://rickriordan.pl/2011/04/trzynasta-olimpijka-prolog/).
Dedykuje tą cześć tym, którzy przeczytali 1 rozdział i pozostawili po sobie ślad. 😉
PS. Zmiana narracji, która na moim dawnym blogu też wystąpiła dopiero teraz. ;D
R O Z D Z I A Ł II
MÓJ PIESIU ROBI FURORĘ!
Weszliśmy do domku Aresa. Nikogo w nim nie było. Dionizos powiedział, że wszyscy są na treningu. Szkoda, bo tak to już zbierałabym sojuszników. Nie miałam żadnych rzeczy, oprócz obrzydliwej pomarańczowej koszulki, którą wręczył mi Chejron. Nie miałam zamiaru jej jednak ubrać. W kieszeni spodni znalazłam mój telefon, który wiele już doświadczył. Zaczęłam krążyć po całym domku w poszukiwaniu chociażby jednej kreski zasięgu.
– Nie złapiesz tu zasięgu… Naprawdę wierzysz, że ci się uda? – mój brat jak zwykle musiał się wtrącić.
– Nie. Ale zawsze trzeba spróbować… Później sprawdzę jeszcze przy granicy. – odpowiedziałam jakby to było oczywiste.
– Nie widać jej. Niby skąd będziesz wiedziała kiedy nie iść dalej?
– Ja ją widzę… W całej okazałości… Jest brzydka, rozciąga się nad obozem i ma niebieski kolor.
– Na prawdę? A tak w ogóle to skąd ty wiesz jak się posługuje mieczem?
– Hmm… Nie mam pojęcia. Tak wyszło. Umiem i już. – wzruszyłam ramionami.
Usłyszeliśmy szczekanie pod drzwiami, więc szybko rzuciłam się, żeby je otworzyć. Oczywiście był to mój kochany ogar. Tom od razu odsunął się z niechęcią.
– Czy musisz TO wpuszczać do domku? – spytał.
– To nie jest rzecz. Nie ugryzie cię przecież. – pogłaskałam ogara. – Chodź tutaj, Tom. – mój brat podszedł bliżej. – Wyciągnij powoli rękę. Pogłaszcz go.
Chłopak pogłaskał ogara, a pies w wyrazie wdzięczności polizał go. Wtedy zdałam sobie sprawę, że jestem dla brata zbyt miła… Ale to było fajne. Zwykle nie zdarzało mi się z nim porozmawiać , a tym bardziej pomóc mu się wyzbyć lęku przed potworem. Gdy tak o tym rozmyślałam usłyszeliśmy głosy przed drzwiami. Po chwili kilka dziewczyn i chłopaków weszło do domku. Stanęli jak wryci na widok mojego piesia… Nagle wszyscy wyciągnęli broń i zaczęli się powoli przybliżać przybliżać.
– Co wy robicie?! – krzyknęłam.
– To piekielny ogar! – odkrzyknął jakiś chłopak z przodu.
– Nie widzisz, że to zwykły pies?
– Odsuń się od niego. On może cię zabić!
– Zostawcie mojego psa! – w moich oczach pojawiła się wściekłość. Osłoniłam ogara swoim ciałem… Jeden chłopak posunął się do przodu i chciał ugodzić psa. Skupiłam swoją wściekłość na nim. Jakaś niewidzialna ręka przygwoździła go do ściany i zaczęła dusić. Miecz wypadł mu z ręki.
– Nie dosłyszałeś?! To mój pies! Macie go zostawić! – krzyknęłam.
– Tak… Już dobrze… Zostaw go! Proszę! Zrobię co chcesz! – pisnęła jakaś dziewczyna przeciskając się przez grupkę dzieciaków Aresa. Była podobna do chłopaka, którego moja moc dusiła. Zapewne byli to bliźniacy.
Chłopak upadł na podłogę. Dziewczyna podbiegła do niego. Strasznie sapał. Reszta patrzyła na mnie jak na diabła. Bali się, czy podziwiali moją dziwna moc?
– Kim ty jesteś? Nie widziałam cię tu wcześniej. – odezwała się napakowana i pulchna dziewczyna z przodu.
– Jestem Ashley Miller. I pierwszy raz jestem na tym obozie.
– Clarisse La Rue. Skąd masz taką moc?
– Nie wiem. Dopiero przed chwilą ją odkryłam. – powiedziałam zgodnie z prawdą. – Czemu nie wchodzicie? Boicie cię? Myślałam, że dzieci Aresa, nie powinny tak się bać.
– A ty… Ty nie jesteś naszą siostrą? – spytała Clarisse robiąc krok w moją stronę.
– Nie. Najwyżej kuzynką…
– To co robisz w naszym domku? – Clarisse zaczęła się denerwować.
– Jestem waszą kuzynką i to Dionizos i Chejron kazali mi tu przyjść. – powiedziałam lekceważąco.
– Hmm… Mówisz, że jesteś nasza kuzynką? – zaczęła się zastanawiać – Na piorun Zeusa! Ty jesteś córka Eris, bogini niezgody i opiekunki piekielnych ogarów!
– Owszem. – uśmiechnęłam się. – A to mój brat. – wskazałam Toma.
– Hej. – powiedział niepewnie do grupki napakowanych dzieciaków.
– Cześć. – Clarisse skupiła się na mnie. – Ashley, ale ten pies nie może tu spać. My wszyscy razem, ledwo się mieścimy w domku.
– Nie mój problem. Piesek zostaje i już. – uśmiechnęłam się chytrze.
– Ok. Zostaje. Ale ma się dostosować – zadecydowała grupowa.
– Piesiu jest bardzo dostosowany. – odwróciłam się, kończąc rozmowę.
~~~~~
Następnego dnia obudziło mnie język ogara na mojej twarzy. Szybko wstałam, ubrałam się i rozczesałam włosy. W domku nikogo nie było oprócz chrapiącego w rogu Toma. Wyszłam z psem na dwór. Nie było jeszcze całkowicie jasno, ale i tak chyba cały obóz stał na nogach. Tu widziałam kowali z bronią, tam łuczników, jeszcze gdzie indziej walczyło kilka osób, i na końcu zobaczyłam dzieci przygotowujące jedzenie. Wśród tych ostatnich zobaczyłam Percy’ego, syna Posejdona, z którym dzień wcześniej walczyłam. Gadał z jakąś blondynką przygotowując sałatkę. Nie chciałam im pomagać, więc szłam dalej przez obóz z moim psem przy nodze. Wszyscy, z wyjątkiem dzieciaków Aresa i Percy’ego, gapili się ze zdziwieniem na ogara. Żaden jednak nie podszedł. Dziewczyna obok syna Posejdona wyciągnęła miecz, ale chłopak ją powstrzymał. Szepnął jej coś na ucho, a ona kiwnęła głową i schowała miecz. Poszłam w kierunku lasu. Między ciemnymi drzewami, między cieniami… To wszystko do mnie pasowało. Ruszyłam dalej. Wiedziałam, że jak dojdę do bariery to ją zobaczę. Zobaczyłam rzekę. Podeszłam do niej wolno. Pies od razu wskoczył do wody i zaczął się bawić… Był śmieszny. I wtedy poczułam mrowienie na karku, które nazwałam szóstym zmysłem. Wiedziałam, że ktoś się kryje za drzewami.
– Nie skradaj się, wiem że idziesz. – powiedziałam nie odwracając głowy.
Cisza… Ze zdziwieniem stwierdziłam, że wiem kto się czai w lesie.
– Percy Jacksonie i Annabeth Chase. Wiem, że tu idziecie. – powiedziałam, uświadamiając sobie, że znam również imię dziewczyny która rozmawiała z Jackson’em.
Przez chwile nikt się nie odzywał, aż w końcu herosi do mnie podeszli.
– Po co przyszliście? – spytałam podejrzliwie.
– Po nic. Chcemy wiedzieć o tobie jak najwięcej. – odpowiedziała bardzo wiarygodnie Annabeth.
– Po co? – uniosłam brwi.
– Żeby w razie czego, cię powstrzymać. – teraz wtrącił Percy.
– Świetnie. Ale ja nie mam zamiaru z wami gadać.
– Jest jeszcze coś… – stwierdziła Annabeth.
– Co?
– Przyszliśmy po przepowiednie. – dokończyła.
– Jaka przepowiednie?! – popatrzyłam na nią jak na wariatkę.
– Według pewnych źródeł mamy prawo przypuszczać, że jesteś wróżbitką, a legenda o tym, że kiedyś w obozie pojawi się…
– Dziewczyna, która będzie zakazanym dzieckiem, umiejącym przepowiadać przyszłość, o niezwykłej mądrości… I będzie posiadać szósty zmysł. – przerwałam jej widząc tą legendę w pamięci Eris.
– Tak. Dotychczas uważano, że będzie to dziecko Zeusa, Posejdona lub Hadesa… Ale Eris też nie mogła mieć dzieci, bo Zeus nie chciał, żeby urodziła złego herosa. Bez urazy. A ty masz te dary co w legendzie. – dodała Annabeth i nastała krępująca cisza.
– Nie. – powiedziałam po dłuższej przerwie. – A nawet jeśli mam takie dary, to nie umiem z nich korzystać.
– Kiedyś się nauczysz. – Percy uśmiechnął się do mnie. Oboje z Annabeth wstali i ruszyli w kierunku obozu.
Długo jeszcze zastanawiałam się nad tym o czym się dowiedziałam. Nie możliwe, żebym była jakimś dzieckiem z legendy. Może i posiadałam szósty zmysł i umiałam walczyć bez treningu… I miałam jakąś podejrzaną moc, ale nie mogłam być jakąś wyrocznią. Może moje zdolności były dziwne i nadnaturalne, ale nie chciałam być potężną heroską walcząca ze złem. Coś mi się wydawało, ze wolałam jednak zło.
Piesiu jest bardzo dostosowany 😀
Świetne uwielbiam t o opo.
jak dla mnie troche za dużo dialogów ;/ ale i tak super opowiadanie
Łiiiii!!!! Piesiu!!! I fana tak-naprawdę-nie-zła bohaterka. 😀
Fajne 😀
To opowiadanie jest super 😀 to na blogu w starej wersji też mi się podobało ^^ Twój blog z opowiadaniem można śmiało zaliczyć do najlepszych blogów z opowiadaniami o Percymi Jacksonie ;D
Hahaha! „Piesiu jest bardzo dostosowany” mnie rozwalił 😀 Mogę powiedzieć tylko, że czekam z niecierpliwością na Cd