Ten oto rozdział dedykuje Bogince za nasze rozmowy na Skypie ;D
Minął najgorszy tydzień w moim życiu. I to jeszcze nie był koniec. Codziennie widziałam jak Connor chce do mnie podejść, ale ja zawsze odchodziłam w inna stronę. Starałam się być obojętna, mimo, że moja dusza cierpiała. Ale nie mogłam go narażać. On też nie mógł wiedzieć, ze robię to dla niego. Jeżeli w obozie był szpieg na pewno Luke już wiedział, że zerwałam z synem Hermesa… W każdym razie miałam nadzieje, że wiedział. W domku spędzałam jak najmniej czasu. Gdy bracia Hood przychodzili na arenę ja szłam pływać. I tak w kółko uciekałam. Codziennie dużo trenowałam, żeby w razie czego być przygotowana do walki z moim ojcem. Ale nie ćwiczyłam tylko łucznictwa czy walki na miecze. W walce z Kronosem przydałaby mi się tylko moja moc, która i tak nie miała szans dorównać zdolnościom Pana Czasu. Siedziałam nad rzeką, jak zwykle gdy zobaczyłam, że w moim kierunku idzie Travis. Juz miałam odejść, ale zauważyłam, że nie ma z nim jego brata.
– Nie uciekaj. – powiedział.
– Ja nigdy nie uciekałam. – skłamałam.
– Co to ma być za gierka? Raz jesteś z moim bratem, kochasz go i kłócisz się ze mną, a teraz unikasz, doprowadzając go do rozsypki.
– Po prostu stwierdziłam, że nie jesteśmy sobie pisani. A w dodatku i tak jestem już skreślona przez ciebie.
– Czyli to przeze mnie? On cierpi…
– Przykro mi. Nie mam na to wpływu. – wstałam z zamiarem odejścia.
– Czemu mu to robisz? – Travis chwycił mnie za ramię.
– Uspokój się. Raz chcesz żebym go zostawiła w spokoju, a teraz mam do niego wrócić?! To mój wybór! – warknęłam i strzepnęłam jego rękę z mojego ramienia.
– Twój wybór? A to nie przez Kronosa czy Luke’a? – uniósł brwi.
– Nie. Mówię ci, że do siebie nie pasujemy! Odwal się ode mnie!
– To czemu go uratowałaś?
– Każdego herosa bym uratowała. Nawet ciebie.
Odwróciłam się i poszłam na arenę. Percy rozwalał kilka manekinów swoim mieczem, ale oprócz niego nikogo tam nie było. To było z deka podejrzane. Nie pytałam tylko podeszłam do jednego z manekinów i odcięłam mu głowę mieczem Catherine. Przyzwyczaiłam się do tego ostrza, a nie było moje.
– Co tu robisz? – spytałam po chwili. – Przecież uzgodniliśmy, że dzieci Wielkiej Trójki nie mogą nigdzie przebywać same.
– Ty tu jesteś. – zauważył.
– Więc jesteśmy bardziej narażeni. Kronos chce nas dopaść. Milutko. – westchnęłam atakując manekina.
– Zauważyłem, że dużo ostatnio ćwiczysz. – stwierdził.
– Muszę być zawsze gotowa. Musze umieć się obronić.
– No widzisz, ja dążę do tego samego. – na chwilę przestał ciąć i rozciągnął się.
Po kilku zamachach byłam wyczerpana. Bolały mnie ręce i byłam spocona. Miecz wyleciał mi z dłoni i poleciał z prędkością światłą w kierunku manekina, wbijając sie w miejsce w którym powinno być serce.
– Świetnie! Luke już by nie żył. – pochwalił mnie syn Posejdona.
– Ale Kronos czułby się świetnie. – wyjęłam miecz z manekina i przyjrzałam mu się. – Musze mieć swój.
Położyłam się na ziemi i odetchnęłam głęboko. Percy dalej ćwiczył. Nie wiedziałam, dlaczego on się nie męczy tak szybko jak ja. Gdy wstałam z ziemi zobaczyłam idąca w moim kierunku Clarisse i kilka jej sióstr. Chyba miała ochotę mi wkopać. Nie bałam się jej, ale w tym momencie byłam zmęczona.
– Dawno się nie widziałyśmy, co? – warknęła. – Trzeba wyrównać rachunki.
– Chcesz znowu dostać lanie? – przewróciłam oczami. – Tylko od razu ostrzegam, ze nie kontroluje w pełni mojej mocy.
– Nie boje się ciebie córeczko Kronosa.
Zmroziłam ją wzrokiem i wyjęłam błyszczyk Catherine. Otworzyłam go i byłam gotowa do zabicia Clarisse. Rzuciła się na mnie pierwsza. Odparowywałam jej ciosy, ale po treningu byłam już zmęczona. Córka Aresa była zbyt silna, a ja za bardzo wyczerpana. Umiałam tylko odbierać jej ciosy. Zobaczyłam triumf na jej twarzy. Moje serce biło coraz szybciej, a mój oddech zrobił się ciężki. Percy mówił coś do nas, żebyśmy przestały. W głowie mi huczało. I wtedy Clarisse wytrąciła mi miecz z ręki. Wiedziałam, że przegrałam. Nie czułam moich rąk… Patrzyła na mnie z pogardą i nie zauważyła, że ostrze uniosło się i popędziło w jej kierunku.
– NIE!!! – ryknęłam, a miecz upadł i zmienił się w błyszczyk.
Siostry grupowej domku Aresa widziały co się stało i patrzyły z przerażeniem na błyszczyk leżący na ziemi oraz z podziwem na mnie, że coś takiego umiałam zrobić. Straciłam czucie w nogach. Upadłam na ziemię, ciężko dysząc. Percy podbiegł do mnie i próbował pomóc mi wstać. Niestety chwilę później zemdlałam.
^^ ^^ ^^ ^^
Obudziłam się w Wielkim Domu. Nadal byłam zmęczona. Wszystko mnie bolało. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było ciemno, ale i tak wszystkich widziałam. Przy drzwiach stał Connor, a przy moim łóżku siedziała Annabeth przy której stał Percy. Ja jednak zwróciłam uwagę tylko na syna Hermesa. Był smutny i wyglądał na niepewnego. Niestety musiałam grać, że już dla mnie nic nie znaczy. Zrobiłam wkurzona minę.
– Co ty tu robisz?! – warknęłam.
– Przyszedłem zobaczyć jak się czujesz… – szepnął.
– Idź stąd. – rozkazałam, a on posłusznie opuścił pokój.
Opadłam na poduszki i głęboko odetchnęłam. To było strasznie trudne.
– Co się stało? – spytałam.
– Jesteś przemęczona. Ciągle ćwiczysz i walka z Clarisse cię wykończyła. Największy wysiłek włożyłaś w to, żeby miecz Catherine nie rozpruł na pół córki Aresa. – wyjaśnił Percy.
Ziewnęłam i sobie to przypomniałam.
– Kiedy to było?
– Wczoraj. – powiedziała Annabeth.
– A ja nadal czuję się jakby przejechał po mnie czołg. – wzdrygnęłam się.
Córka Ateny podała mi ciastko z ambrozją i trochę nektaru. Rozkoszowałam się smakiem francuskiego ciastka i kawy. Connor mnie kiedyś w tym pokoju zapytała jaki smak ma dla mnie ambrozja i nektar. Po czym mnie wyśmiał, bo stwierdził, ze kawa jest obrzydliwa. On czuł smak gumy do żucia i shake’a. Usmiechnełam się na wspomnienie naszej głupawki, a potem zrobiło mi się smutno. A po chwili poczułam się okropnie źle. Tak, jakbym miała gorączkę i za chwilę miałabym bredzić.
– Kronos nas wszystkich pozabija. – rzuciłam niespodziewanie.
– Nie myśl o tym. – poradził Percy.
– Nie mamy szans, on jest za silny. Istniał przed bogami, a ja mam zaledwie 16 lat. – zaczęłam panikować.
– Spokojnie. Może nie uda mu się powstać. Potrzebuje Ofiotaura i dziecka Wielkiej Trójki. – Annabeth położyła mi rękę na czole chcąc sprawdzić czy mam gorączkę.
– Czy Thalia i Nico są bezpieczni?
– Tak. Oboje są chronieni.
– To nie wystarczy. – zaczęłam szybko oddychać. – On zwycięży…
Annabeth stwierdziła u mnie bardzo wysoka gorączkę. Poczułam jak moje oczy zmieniają barwę na złotą. Zakryłam je dłońmi, nie chcąc, żeby je zobaczyli. Jednak oni już wiedzieli. Córka Ateny położyła mi na czole zimny okład. Nie czułam się jednak lepiej.
– Potrzebujesz snu. – szepnęła Annabeth i włożyła mi do ust łyżeczkę ambrozji.
Poczułam się senna, a moje powieki zrobiły się ciężkie.
– Nie chcę spać… – mruknęłam.
Po chwili jednak przyśnił mi się najgorszy koszmar w moim życiu.
Na przeciw siebie stały dwie postaci. Po jednej stronie Cień Kronosa ze swoimi złotymi oczami, a po drugiej ja. Moje oczy również świeciły się na złoto. Przyglądałam się całej scenie jakby z boku. Nie miałam władzy nad dziewczyną stojącą przed Panem Czasu.
– Alexandro! Uciekłaś ode mnie! Myślisz, że mnie powstrzymasz? Że jak zawiadomisz Obóz to przestanę się starać? Że oszczędzę twoich przyjaciół? Obóz ci nie ufa. Zobaczysz, że jak coś się stanie zwala to na ciebie… – zobaczyłam Kronosa.
Poczułam dreszcz na karku. Postać przedstawiająca mnie cofnęła się o krok.
– Jestem Panem Czasu, a ty zwykłą heroską, którą jednak oszczędzę. Nadal mam nadzieje, że użyczysz mi swojego ciała i zdradzisz przyjaciół. – zaśmiał się.
Jakaś niewidzialna siła przybliżyła cielesną mnie do ojca. Mogłam tylko się przyglądać jak Cień nagle wchodzi w moje ciało. Zaczęłam krzyczeć i wić się z bólu. Jakim cudem w śnie czułam ból?
– Droga córko. Teraz jesteśmy jednością. Musisz się przyzwyczaić. – z mojego ciała dobiegał głos Kronosa.
Zerwałam się cała zlana potem. Annabeth patrzyła na mnie z przerażeniem. Zaczęłam płakać. Nadal czułam zmęczenie, ale teraz znacznie przeszkadzał mi ból, który zaczął się we śnie.
– On jest we mnie… – wychrypiałam załamana.
Suuuuuper!!! 😀 😀 😀
[łapię się za głowę] WYWAL POWTÓRZENIA!!! Treść jest świetna, porywa i urzeka, a tu nagle ŁUP!- trzy, cztery razu to samo słowo (np. „walka”). Wykop to i będzie IDEALNIE!!!
To co, zostało jej samobójstwo? A może jakiś rytuał wyganiający Kronosa? Może niech ją spalą żywcem, to może poskutkować. Tyle, że każdy czytelnik był y strasznie smutny na wieść, że ona zginie.
Ale opko jak zwykle wspaniałe. To ja mam ostatnio zapendy do zabijania bohaterów. 😀
Buhahaha! Genialne! Przejal jej cialo! (podkskauje) nie moge sie doczekac cd 😀
Nie mogę się doczekać CD.
No nie! Czytam, czytam, czytam, nie rozkręcam się jeszcze, a tu ŁUP! i koniec! Wiem, że jest długie, ale nie moja wina, że pożeram cudowne teksty w dwie minuty? I dziękuję za dedykację 😀
Hmm. Connor świetnie pasuje do głównej bohaterki ;). Opko świetne :D.