Dla wszystkich fantastycznych (ingerencja adminki) osób z rr czara .
Biegłam.
Cały czas słyszałam za sobą śmiech innych. Może nie ze mnie, ale nie obchodziło mnie to, chciałam się znaleźć jak najdalej od nich.
Potknęłam się i upadłam na piasek. Byłam już daleko od nich, daleko od domów.
Las pochłonął mnie i wszystkie dźwięki.
Cisza, brak szydzenia ze mnie, bo mam jaśniejszą skórę, blond włosy i niebieskie oczy.
Wtedy nienawidziłam tej inności. Była przekleństwem. Mimo, że wiedziałam, że to nic złego, nienawidziłam być tym czym mnie nazywali. Mieszańcem, mulą. Leżałam dobre dziesięć minut, gdy powietrze przeszył dźwięk. Nie był to żaden ptak, czy ktoś kto zamierzał mnie szukać. To był dźwięk najwspanialszego instrumentu na świecie. Las milczał. Wszyscy słuchali tej przedziwniej melodii. Koiła, stargane nerwy, pobudzała, wprawiała w dobry nastrój.
Powoli podniosłam się i poszłam w tamtą stronę ..
Na okrągłej polanie, stał chłopak. Miał może 25 lat. Tylko coś sprawiało, że jednocześnie nie pasował tu i ściągał wszystko jak magnez. Był ubrany w złote abady* i jasno niebieską koszulkę. Miał białą kordę **. Melodia skończyła się. Ne bałam się go, mimo, że każda inna siedmioletnia dziewczynka, na jego widok uciekłaby zaraz. Był biały. Miał złote włosy i niebieskie oczy. Dokładnie takie jak moje. Coś w mojej głowie krzyczało, ty go znasz to przecież on. Złoty mestre podszedł do mnie, uśmiechając się promiennie. Położył mi rękę na ramieniu w ojcowskim geście.
-To dla ciebie – powiedział dając mi swój instrument – niech ci dobrze służy i pamiętaj maleńka, co cokolwiek się stanie pilnuj tego jak największego skarbu. Kiedyś dowiesz się dlaczego – i zanim zdążyłam powiedzieć choćby dziękuję, rozpłyną się w złotą mgłę. Stałam tam jeszcze chwilę, aż w końcu postanowiłam się przyjrzeć temu instrumentowi. To było coś co miało cztery struny, i dziwny kształt, było w całości wykonane ze złota. W mojej głowie pojawił się napis Lira. Nie miałam pojęcia jak na tym grać Zrezygnowana usiadłam i zauważyłam, że coś jest przypięte do moich abad.
To był mały woreczek z surowego lnu. W środku była połyskująco złota kartka, niewielki kamyk i dziwne koraliki. Rozłożyłam kartkę, nie umiałam jeszcze czytać, ale to nie były litery. To był zapis nut, a ja dokładnie wiedziałam jak to zagrać. Wzięłam instrument do ręki .
Po środku lasu stała mała dziewczynka. Grała melodię, która zdawała się leczyć ze wszystkich nieszczęść. Melodię złotego mestry.
*Abady – rodzaj spodni, do gry capoeira (jakby ktoś nie miał pojęcia o czym mówię to googlować lub w komentarzu napisać 😛 )
** korda – coś jak pas w karate, biała jest najwyższa (żaden polak nie ma)
Powtórzenia, literówki (napisałaś magneZ zamiast magneS), powalająca długość i… ZAJEŚWIETNA treść!
popieram w 123%
😀 No może są jakieś błędy, ale przy tej treści wymiękają!
Literówki… A treść świetna Czekam na CD
Niezłe
Jak dla mnie OK, ale bez rewelacji (jak pisali powyżej). Może rozwinie się w CD.
Błędy są… ale Prolog jest świetny.. ja prologi się dopiero uczę pisać 😀 Czekam oczywiście na Cd i powodzenia , pisz dalej.
Stawiam na apolla. Bardzo intrygujące.
arwen jesteś tak blisko że aż daleko …
Fajne poza tym, że za krótkie.
Za „rozpłynĄ” Cię zamorduję. 😛 Powinno być „rozpłynąŁ”. Ale ogólnie – naprawdę extra prolog. Zaciekawił mnie.