Razem z Masonem gnaliśmy ciemnymi uliczkami miasta. Co chwila oglądałem się za siebie, czy aby upiorną postać Fobetora nie czai się za naszymi plecami.. W głębi ducha modliłem się też, aby nie ujrzał nas żaden. mieszaniec Nowego Jorku. Jak mogłem komukolwiek wyjaśnić, że mój kumpel ma kopyta i futro na nogach?
Mason zatrzymał się przed jedną z kamienic.
– Tu mieszkam.- oznajmił mi
– Nosisz podkowy?- zapytałem. Mój przyjaciel wywrócił oczami. Z kieszeni kurtki wyciągnął kluczyk, którymi otworzył drzwi. Ruszyłem za nim. Moim oczom okazały się brudne, pełne pajęczyny i zniszczone schody. Mason ruszył w górę i otworzył drzwi swojego mieszkania
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to ogromna ilość puszek po napojach. Puszki walały się po podłodze, leżały na łóżku, i zajmowały cały pokój. Mason schylił się i podniósł jedną z nich.. Dokładnie się jej przyglądał, powąchał ją i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, zaczął ją jeść.
– Hmm, rocznik 2008, znakomita- mruknął z błogim uśmiechem- No śmiało, częstuj się
– E, dzięki, jadłem obfite śniadanie- odparłem, pilniej przyglądając się mieszkaniu kolegi. Tapety miały ohydny, zielonkowaty kolor. Oprócz kanapy, małego stolika i „półki na puszki” pokój nie miał żadnych mebli. Całe pomieszczenie było brudne i zaniedbane, jakby nigdy nikt nie próbował nawet go posprzątać. Mason w dalszym stopniu pochłaniał puszki, w ogóle nie zwracając na mnie uwagi. Ruszyłem w kierunku kuchni. Znalazłem tam tylko lodówkę i całą armię pająków, które gnieździły się na ścianach. Otwarłem lodówkę i nie zgadniecie co znalazłem… puszki. Zdegustowany zamknąłem lodówkę i wróciłem do sypialni Masona, zastanawiając się, czy mój kolega je coś innego.
– Co tu się dzieje?- spytałem Masona, zrzucając wszystkie puszki z kanapy, by zrobić sobie miejsce.
– Uważaj- oburzył się kozłonóg- Ludzie głodują, a ty marnujesz tyle dobrego jedzenia!
Spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Tego dnia o mało nie zginałem, a on wciąż gada o tych puszkach. Już miałem na niego krzyknąć, ale w ostatniej ugryzłem się w język. Wiedziałem, że jeśli za bardzo nacisnę, Mason nic mi nie powie.
– Mason- zacząłem powoli- muszę wiedzieć się wszystkiego.
Chłopak( o ile można go tak nazwać) westchnął głęboko. Usiadł na stoliku i powiedział:
– Dobrze, od czego chcesz zacząć?
– Kim ty właściwie jesteś?- spytałem od razu, wywołując uśmiech na twarzy przyjaciela.
– Satyrem- odpowiedział Mason- opiekunem herosów.
– Jakich herosów?
– Och, jesteś żałosny- żachnął satyr- a podobno masz 5 z historii… HEROS- przeliterował, jakby obawiał się, że nie zapamiętam- Syn człowieka i Boga.
– Myślisz, że jestem herosem?- zapytałem, nie zważając na jego kpinę
– Tak, tylko ciekawi mnie, dlaczego Fobetor się tobą interesuję.
– Tak naprawdę to kim on jest?
– O tym będę mówił tylko ja, chłopcze- oznajmił czyjś upiorny głos. Odwróciłem się. Za mną stał upiorny nauczyciel, we własnej osobie.
Nie miałem pojęcia, jak on się tam znalazł. Potwór, szczerzył swoje okropne, żółte kły. Powoli, ciesząc się ze swojego triumfu zbliżał się w naszą stronę. Mason rzucił się w jego stronę, ale Fobetor uderzył go wierzchem dłoni. Satyr uderzył głową w ścianę i bezwładnie osunął się na ziemię.
Fobetor z jadowitym uśmiechem zbliżał się w moim kierunku. Jego oczy emanowały czystą pogardą i nienawiścią. Rozpaczliwie cofnąłem się , opierając się o zimną ścianę. Rzuciłem rozpaczliwe spojrzenie nieprzytomnemu Masonowi, nieruchomo leżącemu na twardej podłodze. Spojrzałem na okno. Może, jeśli uda mi się wyskoczyć, odciągnę bestię od satyra.
– Nie radzę, nie zdołasz mi uciec- odezwał się mój były nauczyciel-
– Skąd wiesz, o czym pomyślałem?- zapytałem, czując rosnące przerażenie.
– Och, to takie proste. Jestem myślą, snem, koszmarem- w chwili gdy wypowiadał te słowa, znalazł się tuż obok mojej prawej ręki. Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, mój umysł zalała fala okrutnych wizji. Widziałem ludzi mordowanych przez najstraszniejsze potwory, brutalnie okaleczone zwłoki i unoszący się z wiejskich chatek młyn. Upadłem na kolana, walcząc z ogarniającym mnie strachem. Z trudem powstrzymywałem się od wymiotów. Powoli uniosłem głowę, spoglądając w miejsce, gdzie stał Fobetor. Tylko, że już tam go nie było. Poczułem silne uderzenie w plecy. Leżałem na ziemi, dotykając twarzą twardych desek podłogi. Z wielkim wysiłkiem podniosłem się , spoglądając na upiorną postać. Zapałałem do niego wielką nienawiścią. Warknąłem i bez zastanowienia ruszyłem na do ataku
Fobetor roześmiał się swoim okrutnym, gardłowym śmiechem. Zanim zdążyłem zadać mu cios pięścią, chwycił mnie za przegub. Jego siła sprawiła, że miałem problemy z oddychaniem. Do oczu napłynęły mi łzy. Upiór uniósł swoją drugą dłoń, ukazując długie pazury.
– Oto kara, za twój brak szacunku- wyszeptał złowieszczo, przejeżdżając pazurem po moim policzku. Poczułem ostry, promieniujący ból. Krzyknąłem głośno. Czułem, jak gorąca krew spływa po mojej twarzy, plamiąc apelowy strój. „ Jak mama to wypierze” pomyślałem. Traciłem jasność umysłu, świat pociemniał w moich oczach. Ostatnią rzeczą jaką zapamiętałem był Fobetor, unoszący rękę do ostatecznego ciosu i rozbłysk białego światła. A potem zapadła ciemność…
Adi, Adi, Adi… DLACZEGO TO JEST TAK PÓŹNO?! Przez Ciebie muszę jeszcze raz czytać poprzednią część! A co do tego opka… Zdecydowanie za krótkie (zrobiłam się wybredna 😛 ) Poza tym chyba nic… Czyli czekam na CD 😀
Fajne, fajne, fajne, bardzo fajne :). Tylko trochę za krótkie.
Adi, czy pisząc to wąchałeś farbę?! Bo przecinki, literówki i „młyny unoszące się z chatek” ZABIJAJĄ!!! Następnym razem twórz na trzeźwo, to wypowiem się przychylniej, Jonie H+.
Dlaczego kończysz w takim momencie?? „Jak mama to wypierze” mnie rozwalilo.